Perły znakologii w powiecie szamotulskim
Minął rok od otwarcia obwodnicy Wronek. Po tym czasie wiemy już, jak bezkonfliktowo żyć z sygnalizacją świetlną na skrzyżowaniu między Samołężem i Nową Wsią, automatycznie reagującą na natężenie ruchu. Mawiają, że dobra automatyka działa niezauważalnie, a kiepska jak patyk wtykany w szprychy. Niestety, sygnalizacji koło Nowej Wsi bliżej do patyka. Bez świadomej obserwacji otoczenia i umiejętności przewidywania na wysokim poziomie, można tu zostać sprawcą kolizji. Jadąc na zielonym świetle!
Moje zastrzeżenia dotyczą zarówno programu sygnalizacji, jak i działania urządzeń sterowania ruchem. Od samego otwarcia obwodnicy w lipcu 2022 r. system detekcji pojazdów na drodze powiatowej działa kulawo. Zachowuje się, jakby jego kamery były krótkowidzami obserwującymi tylko po kilkanaście metrów jezdni. Możliwe, że wymagają staranniejszej regulacji kątów „patrzenia”.
W czym tkwi problem? Sygnalizacja każe niepotrzebnie długo czekać na zielone światło pojazdom na drodze powiatowej, a sam cykl jest dokuczliwie krótki. Z reguły zdążą przejechać 2-3 pojazdy, a kolejne muszą długo czekać do następnego cyklu. Skutki? Coraz częściej obserwujemy niecierpliwców, którzy z premedytacją jadą na tzw. wczesnym czerwonym, nie chcąc tracić kilkudziesięciu sekund.
„Stój i czekaj”
Jeśli obwodnica i droga powiatowa są całkiem puste, to domyślnie mamy ciągłe zielone światło dla obwodnicy i czerwone dla powiatowej ulicy Lipowej. Jadąc obwodnicą, możemy przewidzieć czy przejedziemy skrzyżowanie na zielonym świetle. Gdy droga powiatowa jest pusta i żaden pieszy lub rowerzysta nie nacisnął guzika przy przejściu, to światło dla nas się nie zmieni. Pojawienie się pojazdu przed sygnalizatorem na drodze powiatowej wyłącza zielone w ciągu 5-7 sekund. Nie dajmy się zwieźć świeżo włączonemu sygnałowi zielonemu. Jeżeli na drodze powiatowej wciąż czeka choćby jeden pojazd, to ono zgaśnie w ciągu 5 sekund!
W Nowej Wsi kierowcy mogą odnieść wrażenie, że organizator ruchu stosuje wobec nich filozofię „Masz, burżuju, własny automobil, to stój i czekaj”. Sensownie zaprogramowany, akomodacyjny system sygnalizacji nagrodziłby zielonym światłem kierowcę grzecznie jadącego Lipową za podjechanie do skrzyżowania z prędkością około 40 km/h. Działa według zasady „Najpierw ograniczyć prędkość klienta, a potem przepuścić bez zatrzymywania”. Bezpieczeństwo jest zachowane, przykrości hałasowe ograniczone do minimum, a strat w paliwie, klockach hamulcowych i czasie nie ma. Niestety, każdy samotny pojazd na drodze powiatowej musi zaliczyć tu pełne zatrzymanie, które trwa 10-15 sekund, nawet gdy obwodnica i przeciwny pas ruchu drogi powiatowej są absolutnie puste po horyzont. Wbrew mniemaniu autora programu takie rozwiązanie pośrednio pogarsza bezpieczeństwo ruchu, ale nie w tym miejscu. Jest to marnowanie wspaniałych możliwości systemu zarządzania ruchem i – co gorsza – niczym nieuzasadnione wtrynianie patyczka w szprychy. Zarządca drogi dorzuca w ten sposób kierowcom kolejny kamyczek do góry niecierpliwości nagromadzonej w zatłoczonych Wronkach. Po wyjechaniu z Samołęża ta góra rozsypuje się z hukiem nagłą lawiną. Na długiej prostej do Ordzina kierowcy częściej zachowują się jak mityczny zły pies spuszczony z łańcucha. Dociskają gaz, wyprzedzają na wariata i pędzą z prędkościami autostradowymi.
Kolejną bzdurą jest sztywna kolejność cykli świateł, bez możliwości ich pomijania w razie potrzeby. Gdy Lipową z przeciwnych kierunków do skrzyżowania przyjadą dwa pojazdy, to zielone światło po kilkunastu sekundach dostanie ten, który dojechał do obwodnicy jako pierwszy. Niestety, drugi pojazd musi czekać na czerwonym świetle jeszcze długie kilkadziesiąt sekund. Dlaczego? Po przepuszczeniu pierwszego pojazdu z Lipowej sygnalizacja zawsze najpierw włącza zielone światło dla obwodnicy, nawet jeżeli ta jest pusta! W moim żargonie określam to jako „przepuszczanie duchów”.
Uwaga, dyskretna pułapka!
Wielu użytkowników skrzyżowania w pierwszych tygodniach po otwarciu obwodnicy przekonało się, że manewr skrętu w lewo z ulicy Lipowej skrywa potencjalną pułapkę, podstępnie zaczajoną w programie sygnalizacji.
Nie widzimy, jaki sygnał wyświetla się dla kierowcy z naprzeciwka. Dziewięć razy z rzędu będzie miał on czerwone światło, ale za dziesiątym razem… jednak zielone, jednocześnie z nami! Jaki jest klucz do tej zagadki? Czemu sygnalizacja na pierwszy rzut oka działa tak niekonsekwentnie?
Mając wiedzę tajemną (sic!), można skutecznie przewidzieć, co wyświetli niewidoczny dla nas sygnalizator. Musimy obserwować przeciwny pas ruchu ulicy Lipowej. Jeżeli dojechaliśmy do obwodnicy jako pierwsi, to również dostaniemy zielone światło w pierwszej kolejności. Pojazd naprzeciw będzie miał czerwone i bezpiecznie skręcamy w lewo. Jeżeli auto z naprzeciwka dojechało pierwsze, to sytuacja jest odwrotna. To nam przyjdzie zaczekać na czerwonym świetle i tamten pojedzie przed nami. Kolizja nie wystąpi, bo pojazdy z przeciwnych stron są wypuszczane w odstępie kilkudziesięciu sekund.
Zdwojonej ostrożności wymaga sytuacja, w której pojazdy dojeżdżają ulicą Lipową do obwodnicy jednocześnie lub w odstępie kilku sekund. Wówczas sygnalizacja włączy światło zielone dla obu stron. Tym samym dyskretnie pojawia się ryzyko kolizji w razie przecinania kierunków ruchu. Niestety, może się wydarzyć, że jadący prosto zagapi się w telefon komórkowy. Wystartuje z opóźnieniem, gdy my akurat będziemy przed nim skręcać w lewo, błędnie sądząc, że on jednak ma czerwone światło. To jest właśnie ten scenariusz, w którym można zostać sprawcą kolizji, jadąc na zielonym świetle. I nawet zapis z wideorejestratora nas przed tym nie uratuje.
Kilka minut po godzinie 20 sygnalizacja się wyłącza. Mamy wówczas żółte światła pulsujące i jedziemy według znaków, tracąc znacznie mniej czasu. Po roku działania zegar systemu zarządzania ruchem spóźnia się o 3 minuty.
Na koniec jedno zdanie podsumowania – dobrze zaprojektowane systemy sterowania ruchem nie wymagają wiedzy tajemnej do gładkiej obsługi ani nie zastawiają pułapek na mniej uważnych kierowców.
RB
Foto u góry: W dużym stopniu można przewidzieć działanie świateł na skrzyżowaniu między Nową Wsią i Samołężem. Jeżeli przed sygnalizatorem na drodze powiatowej właśnie stanął samochód, to w ciągu 5-7 sekund nastąpi zmiana świateł. Jeżeli droga powiatowa jest pusta, to zielony sygnał nie zgaśnie
Oto świeży przykład działania pułapki. Skręcam w lewo z ulicy Lipowej na zielonym świetle. Furgonetka najpierw stoi, co sugeruje, że jednak ma czerwone światło, po czym rusza! Dostaliśmy zielone jednocześnie, ale tamten kierowca wystartował o jakieś 2 sekundy później niż ja. Gdyby nie wiedza tajemna, to mógłby mieć duże kłopoty
Przy okazji znalazł się kolejny przykład znakologicznej inżynierii nieprzemyślanej. W jaki sposób, jadąc od strony Nowej Wsi, legalnie skręcić w tę drogę serwisową i dojazd do posesji?