
Na terenie Powiatowego Centrum Lekkoatletycznego doszło do poważnego wypadku
Wojtek Kłos, lat 11, jest znakomicie zapowiadającym się, uzdolnionym w wielu dziedzinach uczniem Szkoły Podstawowej nr 1 w Szamotułach. W piątkowy wieczór 21 października, podczas treningu na terenie Powiatowego Centrum Lekkoatletycznego przy al. Jana Pawła II otarł się o śmierć.
Wojtek nie tylko świetnie sobie radzi z przyswajaniem ogólnej wiedzy szkolnej, ale wiedzie także prym w aktywności fizycznej. W piątek 21 października, jak co tydzień, Wojtek zjawił się na treningu dla biegaczy na bieżni Powiatowego Centrum Lekkoatletycznego przy al. Jana Pawła II. Kibicowała mu mama Małgosia z dwójką 4-letnich braci bliźniaków. W tym samym czasie swoje umiejętności sportowe szlifowały na stadionie dziewczęta uprawiające pchnięcie kulą.
Nagle jedna z ciężkich, metalowych kul ugodziła Wojtka w głowę. Uderzenie było na tyle potężne, że chłopiec upadł.
Niezwłocznie wezwano karetkę pogotowia, która przetransportowała 11-latka wraz z towarzyszącą mu mamą do szpitala w Poznaniu. Tam przeszedł niezbędne badania, między innymi tomografię komputerową. Diagnoza nie była dobra: złamanie czaszki w części płata czołowego i obrzęk mózgu. Lekarze, w celu usunięcia skutków groźnego urazu, zdecydowali o konieczności przeprowadzenia natychmiastowej operacji neurochirurgicznej.
„Cała rodzina roztrzęsiona”
– Sytuacja była bardzo poważna. O takim czymś, jak żyję 67 lat na świecie, nigdy nie słyszałem. Cała nasza rodzina była roztrzęsiona – wspomina dramatyczne chwile dziadek Wojtka, Marek Hoffmann. – W tych nerwach trenerka uspokajała córkę: „Niech pani się nie przejmuje, jest ubezpieczony”. O co tu chodzi? O pieniądze? To jest mało ważne. Przecież dzieckiem trzeba się opiekować, trzeba myśleć logicznie. Jakby Wojtek został uderzony w ciemię głowy, na miejscu byłby trupem.
O godzinie 23.00 w nocy z piątku na sobotę w szpitalu na ul. Szpitalnej w Poznaniu rozpoczęła się operacja Wojtka. Jego ojciec, który akurat pracował na nocnej zmianie, zdążył dojechać na miejsce. Rodzice w napięciu czekali na efekty działań lekarzy.
Dopiero o godzinie 3.00 przekazano im pomyślne wieści. Okazało się, że na korzyść 11-latka przemawiał fakt, że po uderzeniu kulą nie stracił przytomności. W naturalny sposób uruchomił się w jego organizmie system obronny, a jego podstawowe funkcje życiowe nie zostały dramatycznie przerwane. Gdyby stracił przytomność, mógłby zapaść w śpiączkę. Nawet na lata.
Chłopiec powoli odzyskuje dawną sprawność i siły. Po opuszczeniu szpitala co najmniej przez kilka miesięcy ma przebywać pod obserwacją i kontrolą lekarską.
Zdrowie Wojtka wielką niewiadomą
Nadal jednak rokowania co do zdrowia Wojtka pozostają wielką niewiadomą. Nie wszystkie następstwa doznanego urazu mogą od razu dać o sobie znać. Niepokojące symptomy związane z funkcjonowaniem mózgu mogą wystąpić po wielu tygodniach, a nawet latach. I nie sposób ich przewidzieć.
– Trudno uwierzyć, że wnukowi udało się wyjść z tego wszystkiego bez większego szwanku, chociaż cały czas musimy być czujni. W jednym i drugim szpitalu powiedziano nam, że uratowało go zachowanie przytomności. Bo w przeciwnym razie czekałaby go śpiączka na wieki wieków amen. I co, leżałby jak kłoda? A to pojętny, bystry chłopak. Ostatnio startował w półmaratonie Samsunga – podkreśla z dumą Marek Hoffmann.
Zdaniem pana Marka, treningi sportowe, w których bierze udział wnuk, pomiędzy godzinami 17.00 a 18.00, odbywają się zbyt późno i w niezbyt sprzyjających warunkach.
– Jest to pora nie za bardzo odpowiednia. Zwłaszcza, że mamy już jesień, pochmurne dni. Nie podoba mi się przeprowadzanie treningów prawie o ciemku. Mogą być one o godzinie 17.00 w lipcu, kiedy jasno jest do godziny 22.00 – zauważa dziadek Wojtka. – Poza tym w piątki rozpoczynają się weekendy. Dzieci są rozkojarzone. Ich myśli krążą gdzie indziej. Żyją zbliżającymi się wolnymi dniami, czyli sobotą, niedzielą. Na domiar złego zajęcia sportowe są łączone. Jeśli jest bieganie, nie powinno być rzucania kulą. Tym bardziej na stadionie, który jest miniaturką stadionu tak naprawdę. Takie wyczyny można robić, jakbym był w Tokio.
Marek Hoffmann nie ma wątpliwości, że naruszone zostały zasady bezpieczeństwa.
– K toś tu zawinił… Ktoś tu zawinił… Ktoś tu zawinił – powtarza. – Niedopatrzenie… To bardzo ciężka sprawa… Przecież wystarczyłoby słupki ustawić, siatkę naciągnąć i już kula nie poleci tam, gdzie nie trzeba – wskazuje na jeden z możliwych sposobów zapewnienia sportowcom bezpieczeństwa.
Po czym dodaje: – Podobny przypadek, ale śmiertelny, miał miejsce chyba w Holandii. Okazało się, że w trakcie rzutu młot przerwał nawet siatkę ogrodzeniową. A przechodzień, który dostał w głowę, na miejscu został zabity. Można sobie wyobrazić jaką siłę rażenia mają metalowe kule, skoro te przeznaczone dla dziewcząt ważą cztery kilogramy, a używane przez chłopców – pięć kilogramów.
„Chcemy, żeby jak najszybciej wrócił”
Wojciech Kaczmarek, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 1, ma nadzieję, że Wojtek szybko wróci do zdrowia. I do szkoły.
– Wiem o kogo chodzi, ale nie wiem, co mam powiedzieć. Ja tam nie byłem. Nie mogę nikogo… Dotarły do nas informacje, że doszło do tego przykrego wypadku. I nasz uczeń został poszkodowany – mówi Kaczmarek. – Nie mam żadnych praw, żeby szerzej się wypowiadać. Dlatego odsyłam do rodziny. Ze strony rodziców podjęta została intencja mszalna. Zatroskanie okazywali też nasi duszpasterze – księża. Na prośbę rodziców, ksiądz proboszcz (chodzi o parafię p.w. Św. Krzyża – red.) natychmiast zgodził się na celebrowanie mszy świętej podczas weekendu. Czekamy na chłopca. Liczymy, że wszystko będzie dobrze. W momencie, kiedy z naszej strony będzie można coś zrobić, gwarantujemy pomoc.
Jak wskazuje dyrektor, uczniowie „jedynki” biorą udział w zajęciach pozalekcyjnych organizowanych nie tylko przez szkołę.
– Nasze dzieci chodzą na różne zajęcia pozalekcyjne. I na tej zasadzie Wojtek uczestniczył w piątkowym treningu. Nie jest to przedsięwzięcie firmowane przez naszą szkołę. Chyba odbywa się ono w oparciu o klub międzyszkolny. Wojtek bardzo dobrze uczy się i jest aktywny na różnych polach, także sportowym. Jest obecnie w piątej klasie. Bardzo chętnie biega i w związku z tym był na treningu. Myślę, że w zawodach sportowych też chętnie uczestniczy. Nie rozmawiałem z chłopcem. Rozmawiała z nim prawdopodobnie pani wychowawczyni. Według informacji z drugiej ręki, po zdarzeniu, do którego doszło, chłopiec był świadomy. Jako szkoła jesteśmy zatroskani, tak jak o każde dziecko, któremu źle się dzieje. Wojtek jest bardzo lubiany i sympatyczny. Chcemy, żeby do nas jak najszybciej wrócił – podkreśla Wojciech Kaczmarek.
„Nie miał prawa tam się znaleźć”
Na temat piątkowego wypadku rozmawiamy również z wicedyrektorem I Liceum Ogólnokształcącego im. ks. Piotra Skargi w Szamotułach, Romanem Wiśniewskim. Szkoła od kilku tygodni zarządza Powiatowym Centrum Lekkoatletycznym.
– W trakcie treningu obecne były dwie grupy. Ich zajęcia odbywają się w ramach projektu „Lekkoatletyka dla każdego”. Zawodnicy ćwiczyli w piątek pod okiem dwóch prowadzących, które mają podpisaną umowę z Polskim Związkiem Lekkiej Atletyki. Z tego co wiem, biegacz, który doznał obrażeń, pojawił się w obrębie pola z którego oddawane są pchnięcia kulą. A nie miał prawa tam się znaleźć – tłumaczy Wiśniewski.
Wicedyrektor stwierdza, że do tej pory nie było żadnych problemów związanych z odbywającymi się ćwiczeniami na terenie centrum. Nie dochodziło do żadnych wypadków.
– Szkoła nie prowadziła w piątek zajęć. To nie były szkolne zajęcia. Udostępniamy nasz obiekt wszystkim chętnym. Jeśli chodzi o szczegóły sprawy, najlepiej skontaktować się z dwiema trenerkami, które obecne były w trakcie piątkowych zajęć. Brały w nich udział dzieci z różnych szkół – wyjaśnia Roman Wiśniewski.
Wicedyrektor uważa, że liceum, jako gospodarz Powiatowego Centrum Lekkoatletycznego, nie ma sobie nic do zarzucenia w kwestiach przestrzegania zasad bezpieczeństwa. Tymczasem boisko pozbawione jest podstawowego, standardowego wyposażenia, choćby w postaci oświetlenia. Na terenie obiektu nie zainstalowano ani jednej lampy, która zapewniałaby odpowiednią widoczność, szczególnie w okresie jesieni i zimy, w godzinach 17.00 – 18.00, kiedy to odbywają się treningi. A przy niedostatecznym oświetleniu o wypadek nietrudno. Nieco tylko światła daje latarnia uliczna oświetlająca al. Jana Pawła II.
Dociekamy, czy nie byłoby rozsądnie z ostrożności zamontować wokół strefy pchnięcia kulą siatkę, która chroniłaby innych użytkowników stadionu przed ewentualnymi obrażeniami. Zwłaszcza, że trenują na stadionie równolegle różne grupy sportowców.
– Nie ma takiego wymogu. Obowiązuje on tylko jeśli chodzi o rzuty dyskiem i młotem – ucina rozważania o środkach ostrożności nasz rozmówca. – To wszystko zresztą leży w gestii prowadzących zajęcia – dodaje.
Stadion czeka przebudowa
Aktualnie Powiatowe Centrum Lekkoatletyczne przy al. Jana Pawła II służy skoczkom, biegaczom, rzucającym oszczepem i kulą. W przyszłości obiekt ma zostać przystosowany do rzutów dyskiem. W tym celu musi zostać wykonana tak zwana klatka, która zapobiegnie wypadaniu dysku w niepożądanym kierunku.
– Na stadionie znajduje się trzystometrowa bieżnia. Trudno mi powiedzieć, jaką powierzchnię zajmuje cały stadion. Będzie on przebudowywany. Właśnie przygotowujemy dokumentację. Obecnie ma on charakter typowo treningowy. Jest dopuszczony do niektórych zawodów, między innymi szkolnych. Po przebudowie może uda nam się zdobyć certyfikaty na niektóre konkurencje – informuje Roman Wiśniewski.
Boisko, należące niegdyś do szkoły zawodowej, istnieje w Szamotach od kilkudziesięciu lat. Po przebudowie w 2011 r. zostało przemianowane na Powiatowe Centrum Lekkoatletyczne.
Kilkakrotnie podejmowaliśmy próby skontaktowania się i porozmawiania o wypadku z dyrektor LO Justyną Szaniawską-Budaj. Niestety, nasze telefony, prośby w formie smsów, próby skontaktowania się poprzez sekretariat, zbyła milczeniem.
„Muszę przeprosić. Mam dwójkę dzieci”
Trenerką Wojtka jest Dominika Tomczak-Bachara. Zapytaliśmy, czy według niej zostały zachowane wszystkie względy bezpieczeństwa na terenie stadionu, na którym doszło do piątkowego wypadku.
– Muszę przeprosić. Mam dwójkę dzieci. Nie mogę w ogóle skoncentrować się na rozmowie – usłyszeliśmy odpowiedź. Zaproponowaliśmy w tej sytuacji możliwość ustosunkowania się do tematu w wolnej chwili, kiedy pani Dominika nie będzie zajęta opieką nad swymi pociechami. Pani trener, choć wyraziła zgodę na naszą propozycję, nie odezwała się do nas.
Wcześniej pani Dominika wyjaśniła, że zajęcia pozalekcyjne, podczas których uczeń „jedynki” doznał obrażeń głowy, odbywają się w ramach realizowanego przez Polski Związek Lekkiej Atletyki programu „Lekkoatletyka dla każdego”. W Szamotułach wspomniany program wciela w życie Międzyszkolny Klub Sportowy Baszta Szamotuły, do którego należy Wojtek Kłos.
Postępowanie jest w toku
Jak nas poinformowała oficer ds. prasowych KPP Szamotuły Sandra Chuda, po zebraniu pierwszych materiałów, wszczęte zostało dochodzenie w sprawie nieumyślnego narażenia chłopca na niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Postępowanie, w trakcie którego ustalane będą m.in. szczegółowe okoliczności oraz przyczyny zdarzenia, jest w toku.
ika
Na zdjęciu u góry: Nie można powiedzieć, aby Powiatowe Centrum Lekkoatletyczne było po godz. 17.00 obiektem dobrze oświetlonym. Stadion nie jest w ogóle oświetlony, nie ma na nim choćby jednej lampy. Nieco światła rzuca latarnia uliczna oświetlająca al. Jana Pawła II. A w ciemnościach o wypadek nietrudno
Stanowisko do pchnięcia kulą sąsiaduje z bieżnią. Nie ma tu żadnej siatki, która chroniłaby sportowców przed ewentualnym wypadkiem. – Nie ma takiego wymogu – tłumaczy Roman Wiśniewski