W świecie szamotulskiej polityki wrze
Zła passa prześladuje ostatnio burmistrza Włodzimierza Kaczmarka. Po raz pierwszy za jego rządów w Szamotułach protestowali pod ratuszem mieszkańcy rozgoryczeni brakiem efektów walki ze smrodem roznoszącym się z oczyszczalni ścieków, złe nastroje społeczne zmusiły go do pospiesznego wycofania się z podwyżki cen odbioru śmieci, a na dodatek posypała się jego sztandarowa inwestycja – rewitalizacja rynku.
A miało być tak pięknie! Po cudnym – po rewitalizacji – rynku miało spacerować zachwycone dziełem burmistrza obywatelstwo, odpoczywając w licznych kawiarenkach pod parasolami i dyskutując przy lodach od Nowaczyńskiego o szczęściu, jakie spotkało stolicę powiatu. Szczęściu, które nazywa się Włodzimierz Kaczmarek. Coś jednak zgrzytnęło, huknęło i… zdechło.
Prace remontowe miały rozpocząć się – jak wynikało z szeroko zakrojonej kampanii informacyjnej – 9 sierpnia. Nie rozpoczęły się. Na sesji rady miejskiej w dniu 11 sierpnia wiceburmistrz Dariusz Wachowiak informował radnych, iż opóźnienie wystąpiło po stronie wykonawcy i wyniesie kilka dni. Mamy dzisiaj szczęśliwie poniedziałek 13 września i robotników na rynku nadal nie widać. A co najgorsze, nikt chyba nie wie, kiedy ich zobaczymy. Co poszło nie tak ze sztandarową inwestycją Włodzimierza Kaczmarka, inwestycją – pomnikiem obecnego burmistrza, inwestycją, która miała mu zapewnić wdzięczność obywateli i kolejną kadencję na fotelu włodarza Szamotuł? Zdaniem niektórych kupców i właścicieli kamienic na rynku na drodze do szczęścia i sukcesu stanęła Kaczmarkowi… starosta Beata Hanyżak. Ale po kolei.
Dlaczego tak późno?
29 lipca tego roku, a więc na – zaledwie – parę dni przed planowanym terminem rozpoczęcia rewitalizacji, gmina zgłosiła starostwu powiatowemu zamiar przystąpienia do robót budowlanych na rynku. Dlaczego tak późno? Nie wiemy. Co ciekawe, nie zapytali burmistrza o ten drobny fakt radni na sesji rady przed tygodniem, choć wiemy, że bardzo ich to ciekawiło. Być może za bardzo pochłonięci są troską o usychające drzewka, papierki na przystankach autobusowych i łąki kwietne.
W dniu 6 sierpnia burmistrz uzupełnił swój wniosek podając planowaną ilość miejsc parkingowych. 9 sierpnia, niespodziewanie, zabrał starostwu dwa egzemplarze dokumentacji celem – jak wyjaśnił powiatowym urzędnikom – załączenia jej do… wniosku o pozwolenie na budowę! I faktycznie, 9 sierpnia, a więc w dniu planowanego rozpoczęcia robót, gmina wystąpiła z wnioskiem o pozwolenie na budowę dotyczącym tej samej inwestycji, co wniosek z 29 lipca. 11 sierpnia, na sesji rady miejskiej, wiceburmistrz Wachowiak informuje radnych o wystąpieniu kilkudniowego opóźnienia. Winą obarczył, jak już wspominaliśmy, wykonawcę rewitalizacji – firmę Ciepłownik Ekoinwestycje.
Tymczasem wydarzenia nabierają tempa i zaczynają dziać się rzeczy coraz dziwniejsze. 17 sierpnia burmistrz wycofuje ze starostwa wniosek o pozwolenie na budowę, motywując ten dziwny krok tym, że wniosek „został złożony wskutek oczywistej pomyłki”. Ciśnie się w tym miejscu na usta pytanie – halo, czy leci z nami pilot? Prawdę mówiąc, odpowiedź znamy – nie leci.
Tego samego 17 sierpnia starostwo wezwało gminę do uzupełnienia braków we wniosku z 29 lipca. 18 sierpnia gmina zwraca się do starostwa z prośbą o zwrot egzemplarzy dokumentacji projektowej. 19 sierpnia burmistrz uzupełnia brakujące dokumenty. Ale nie wszystkie. Czego zabrakło? Opinii oraz szkiców i rysunków „planowanego zamierzenia budowlanego”, m.in. projektu organizacji ruchu oraz opinii zatwierdzającej geometrię drogi. Efekt – starostwo nie mogło dokonać pełnej analizy wniosku. Mało tego, na podstawie tych dokumentów, które gmina dostarczyła, starostwo doszło do przekonania, że rewitalizacja została zaprojektowana z naruszeniem przepisów Prawa o ruch drogowym, a konkretnie miejsca postojowe usytuowane zostały zbyt blisko przejść dla pieszych i skrzyżowań. Co ciekawe, burmistrz miał świadomość naruszeń prawa, bowiem w lutym wystąpił do starostwa o udzielenie zgody na odstępstwo od przepisów techniczno-budowlanych. Zgody takiej nie otrzymał, a mimo tego projekt nie został dostosowany do wymogów ustawowych. Nie widząc innego wyjścia, starostwo wniosło sprzeciw w sprawie zgłoszonych robót. Czyli – huknęło.
Łączkowski zaniepokojony
Na sesji rady w miniony poniedziałek zaniepokojenie sytuacją wokół rynku wyraził radny Paweł Łączkowski.
– Pamiętam płomienne wystąpienie z trybuny podczas Dni Szamotuł w 2019 r. o wsparciu zewnętrznym, zanim o tym fakcie dowiedzieli się radni. Dlatego przy tym, jak mówię, flagowym pomyśle decydentów, nie chce mi się po prostu wierzyć, że w dniu ogłoszenia początku rewitalizacji rynku przez burmistrza na dzień 9 sierpnia nie było pozwolenia na budowę! To coś niebywałego wobec tych lat starań! – mówił Łączkowski. – Dlaczego tego podstawowego dokumentu nie było? Kto za to odpowiada? I dlaczego osoba najważniejsza, sprawująca nadzór, nie dopilnowała tej podstawowej kwestii? Czy w ogóle będzie akcja rynek i kiedy się zacznie? Pytam, czy już mamy się bać, że kolejne pieniądze, dofinansowanie, zostanie nam zabrane?
Burmistrz Kaczmarek odpowiedział zdawkowo: – Procedura związana z otrzymaniem zezwoleń na przeprowadzenie rewitalizacji rynku jest w trakcie. 29 lipca tego roku zgłosiliśmy chęć rozpoczęcia robót bez pozwolenia na budowę, ponieważ te roboty, które są zaplanowane na terenie rynku, nie wymagają pozwolenia na budowę i wszelkie inwestycje tego typu, drogowe, a jest to typowa inwestycja drogowa, zawsze odbywały się w ramach zgłoszenia, a nie pozwolenia na budowę – tłumaczył.
I dodał: – W trakcie procedowania tego naszego zgłoszenia pojawiły się pewne wątpliwości po stronie starostwa powiatowego, zostaliśmy wezwani do uzupełnienia dokumentacji w dniu 17 sierpnia, 19 sierpnia uzupełniliśmy dokumentację, po czym otrzymaliśmy sprzeciw starostwa na wykonanie tych prac. Na powyższy sprzeciw sporządziliśmy odwołanie, które zostało przesłane do wojewody i tam w tej chwili sprawa jest procedowana.
Kaczmarek nie wyjaśnił, dlaczego złożył wniosek o pozwolenie na budowę, a następnie go wycofał i nie wyjaśnił, dlaczego powiat wniósł sprzeciw, ale też radny Łączkowski tego nie dociekał.
Do wypowiedzi burmistrza odniosło się starostwo: – Zdaniem starosty, pozytywne rozstrzygnięcie dla Miasta i Gminy Szamotuły mogłoby zapaść w trybie zgłoszeniowym, gdyby wniosek wraz z przedłożoną i uzupełnioną dokumentacją spełniały obligatoryjne przesłanki określone w przepisach prawa – poinformowała „Gazetę” Małgorzata Walkowiak, dyrektor wydziału rozwoju i informacji europejskiej starostwa.
„Gazeta” zwróciła się do gminy z prośbą o podanie argumentów, jakie przytoczyła w odwołaniu do wojewody, ale odpowiedzi nie otrzymaliśmy.
Co dalej?
Co dalej z rewitalizacją rynku? Wiele, a może wszystko, zależy teraz od decyzji wojewody. Co będzie, jeśli przyzna rację starostwu? Strach pomyśleć. Niespodziewanie pojawił się w tej sytuacji pomysł udzielenia pomocy wojewodzie w podjęciu przez niego właściwej decyzji. Właściwej, czyli korzystnej dla burmistrza. Miałby mianowicie otrzymać petycję od kupców i właścicieli kamienic na rynku wzywającą go do odrzucenia sprzeciwu starostwa.
W miniony czwartek, w tej właśnie sprawie, kupcy spotkali się nawet w kawiarni Napoleon. Od prowadzących spotkanie Mateusza Wachowiaka i Pawła Kolata dowiedzieli się, że burmistrz Kaczmarek chciał dobrze, a nawet lepiej, ale na jego drodze stanęła i przeszkodziła mu w zbożnym dziele rewitalizacji rynku starosta Beata Hanyżak, wspierana przez członka zarządu powiatu Macieja Trąbczyńskiego. Trąbczyński, uczestniczący w spotkaniu, po usłyszeniu kilku niewybrednych pytań typu: „kto pana tu prosił?”, „po co pan tu przyszedł?”, został przegoniony z Napoleona. Nie wyglądało na to, aby nowa formuła debaty publicznej zaproponowana przez popleczników Kaczmarka przypadła mu do gustu. Co gorsza, afront spotkał go w obecności przyglądających się zajściu dziennikarzy oraz grupie radnych miejskich – Ilony Kalugi, Bogdana Maćkowiaka, Łukasza Heckerta i Jerzego Najderka.
– Czy komuś służyło wyproszenie ze spotkania Macieja Trąbczyńskiego? Przysłuchując się dyskusji odniosłem wrażenie, że nie służyło to na pewno inicjatorowi spotkania, Włodzimierzowi Kaczmarkowi – skomentował wydarzenia w Napoleonie, obecny tam, redaktor Waldemar Górny.
Marek Libera