Zespół „Sad Smiles” zagrał we Wronkach
Wieczorem 4 września na scenie przy wronieckim bulwarze wystąpił zespół „Sad Smiles” z Tarnowa, laureat konkursu „World Talent Show” w lipcu 2020 roku, przeprowadzonego on-line z powodu pandemii.
Ich średnia wieku wynosi zaledwie 15 lat. Jak sami o sobie mówią, „mają zajawkę” na rock i heavy metal. Dwóch z nich uczy się w szkole muzycznej, ale bez wątpienia wszyscy czterej są multitalentami. W zwykłym podziale zadań scenicznych Szymon Jarmuła jest wokalistą-frontmanem, ale jednocześnie gra na gitarze lub basie, a zdarza się, że i na bębnach. Na scenie towarzyszą mu Kacper Ćwiokowski (zwykle gitara lub bas), Filip Abram (gitara lub bas), Tymon Łuszcz (perkusja, gitara, a czasem wokal).
Grają razem od 2019 r. Złączyli siły w efekcie udziału w zajęciach w Studiu Rocka Pawła Mazura. Nie ograniczają się do grania coverów, które wyraźnie wskazują, u kogo znajdują inspirację (np. Coldplay, Pearl Jam). Co godne podkreślenia, wykonują także własne oryginalne kompozycje, które z pewnością nie są naśladownictwem. I właśnie jedną z autorskich piosenek złapali za serca jury konkursu „World Talent Show”. Jurorzy byli zdumieni ich dojrzałością sceniczną.
I tak samo było we Wronkach. Występując pod skrzydłami agencji „Borówka Music”, chłopaki dały nam koncert niczym artyści rockowi z dwudziestoletnim doświadczeniem. Nie wiem, skąd się biorą takie perły, ale z pewnością jeszcze o nich usłyszymy, jeśli tylko ze sobą wytrzymają. Mówią, że poczuli misję odrodzenia prawdziwego rocka.
– Jesteśmy nastolatkami i o tym są nasze piosenki. O naszych buntach, emocjach, miłościach, o tym, co przeżywamy.
Do Wronek przyjechali za nimi zauroczeni fani, którzy słuchali ich dzień wcześniej w Obrzycku, co Szymon Jarmuła zauważył i za co podziękował. Ludzie przysłuchiwali się koncertowi także z kładki. Była swoistą lożą, na której jakość odsłuchu była inna, ale za to widok lepszy. Szymon zachęcał ich, żeby przyszli bliżej na bulwar przed scenę, co powiodło się częściowo. Oparci o barierę kładki goście z Ukrainy pół żartem pół serio zamawiali „Biełyje Rosy”, ale zamówienie nie dotarło na scenę.
RB