15 49.0138 8.38624 1 1 7000 1 https://szamotulska.pl 300 true 0
theme-sticky-logo-alt

Od zwierzeń jest przyjaciółka. Rodzice są od wsparcia w tragedii

O problemach emocjonalnych młodego pokolenia rozmawiamy z Anną Rożańską, specjalistką w dziedzinie pedagogiki

 

Na łamach naszej „Gazety” pisaliśmy ostatnio, że efektem wirtualnych metod nauczania jest wyobcowanie uczniów spowodowane odosobnieniem. Na naszych łamach, o edukacji w czasach pandemii wypowiadali się nauczyciele oraz matka ucznia. Dziś na temat problemów emocjonalnych młodego pokolenia, które nie omijają nawet wzorowych uczniów, a także dzieci i młodzieży z dobrze sytuowanych domów, wypowiada się specjalista w dziedzinie pedagogiki, Anna Rożańska, dyrektor Powiatowego Zespołu Poradni Psychologiczno-Pedagogicznych w Szamotułach.

Od czasu, gdy zmuszeni zostaliśmy do podporządkowania się restrykcjom związanym z pandemią koronawirusa, ujawniają się nasze lęki i niepokoje. Dużo osób przyznaje otwarcie, że boi się tego, co nas czeka. Niepewność i stres udzielają się również dzieciom i młodzieży. Niepokojące zjawiska wśród nich potwierdzają nauczyciele i psycholodzy.

Zdecydowanie nasiliła się ilość zgłoszeń, konsultacji głównie psychologicznych. Ich powodem przede wszystkim są: obniżenie nastroju, trudności z aktywnością jak taką, trudności z logowaniem, brakiem kontaktów społecznych, trudności związane z pokonywaniem następstw wynikających z izolacji. Bardzo często objawy te wskazują na symptomy fobii społecznych, depresji dziecięcej. Dość często prosiliśmy również o konsultacje psychiatryczne, bo są to stany wymagające tego rodzaju pomocy. Jedyne co może pomóc w uporaniu się z tymi stanami, to powrót do normalnego życia. Młodych ludzi nikt nie zapytał o zdanie, czy godzą się na warunki, w których się znaleźli. Tak naprawdę niezależnie czy się ma 5, 10, 15 lat, wolność jest niezbywalną wartością. Dla wielu, wielu, najważniejszą. A tej wolności młodzi ludzie zostali całkowicie pozbawieni. Dzieci, młodzież nie mają żadnych zajęć dodatkowych. Ostatnio mieliśmy spotkanie on line z udziałem pedagogów i psychologów w powiecie, teraz będzie druga część poświęcona zagadnieniu uczniów, którzy byli dobrzy, nie sprawiali trudności, dobrze się uczyli, a przede wszystkim wykazywali dużą aktywność społeczną. I to na nich, w naprawdę dużym stopniu, odcisnęła piętno pandemia. Bo zostali pozbawieni wszystkiego. Zajęć dodatkowych, spotkań, aktywności, tego wszystkiego co robi się również w życiu pozaszkolnym. Bo Szamotulski Ośrodek Kultury nie funkcjonuje, nie działają koła zainteresowań, nie odbywają się dodatkowe zajęcia od harcerstwa poprzez chór. Przez pewien czas młodzież była pozamykana w  domach i nie mogła wychodzić do godziny 16.00, w okresie zimowym. Teraz mam wrażenie, że jest trochę lepiej. Wiąże się to pewnie z pogodą i z poluzowaniem obostrzeń, a także prognozą, że być może uczniowie wrócą do szkół. Objęcie nas wszystkich odgórnymi dyrektywami uważam za strasznie okrutne. W efekcie, od końca października mówimy – jeszcze trochę, jeszcze trochę… Jest nam ciężko, również jako dorosłym. Bo jest też  coś takiego, jak uogólniony lęk społeczny. Wszyscy się boimy. Bardzo często wśród dzieci pojawia się informacja, że gdzieś, ktoś w rodzinie umarł, że znajomy umarł, rodzice, dziadkowie, ciocia, wujek. Śmierć staje się tak bardzo bliska, realna, a jednocześnie zaskakująca. Młodzież jest wobec tych faktów zupełnie bezsilna. Nadto mówi się o tym, że to głównie młode osoby są roznosicielami pandemii. Więc pojawia się dodatkowe ciążące na nich odium. Mało kto poradził by sobie z takim balastem. Jakość nauczania zdalnego jest przeróżna. Są tacy nauczyciele, którzy radzą sobie fenomenalnie i są tacy, którzy nie radzą sobie wcale. Przy czym nie określałabym tu szkół, ale raczej pojedynczych nauczycieli. Niektórzy z nich wdrożyli się w system na zasadzie, że jedyne co mogą zrobić, to włączyć się przez kamerę i odczytać tekst lekcji. Niekiedy, zanim wstawi się kolejną jedynkę, warto zapytać ucznia co się z nim dzieje, nie ograniczając się tylko do sztampowych, mechanicznych zabiegów. Warto też skierować pytania, czy mogę ci jakoś pomóc, czy jeśli napiszemy to razem, to będzie ci łatwiej? Zdaję sobie sprawę, że nauczyciele są przeciążeni pracą. Jest to jedyny zawód, który tak długo pozostaje w trybie zdalnym.

Nasza poradnia z kolei obsługuje cały powiat. Nawet w szczycie pandemii pracowaliśmy stacjonarnie. Tylko krótko w maju ubiegłego roku pracowaliśmy zdalnie. 

Też mamy świadomość tego, że na jednym korytarzu w poczekalni mogą się spotkać rodzice z różnych szkół, z różnych krańców powiatu, pozarażać się i roznieść wirusa. Sami również jesteśmy obciążeni strachem i odpowiedzialnością. Nasza poradnia oczywiście jest obudowana całym reżimem sanitarnym, jaki tylko może istnieć. Naszym głównym zadaniem jest diagnozowanie stanu dzieci, doszukiwanie się przyczyn trudności edukacyjnych, wydawanie dokumentów, opinii, orzeczeń, co nieprzerwanie robimy.

Zauważamy, że niepokojące zjawiska wzrastają ewidentnie u nastolatków. Mówimy o dzieciach pomiędzy 12 a 16 rokiem życia. Tego typu zgłoszeń pojawia się w skali miesiąca około 20-30. W porównaniu do okresu sprzed pandemii, problemów w podanym przedziale wiekowym pojawiało się o połowę mniej. Mamy mnóstwo konsultacji z pedagogami, z nauczycielami, którzy dzwonią informując o sytuacjach, które u siebie zaobserwowali. Poradnia psychologiczno-pedagogiczna działa dopiero na wniosek rodzica. Nie może do nas zadzwonić i przyjść samo dziecko. Nie ma takiej możliwości. Musi przyjechać rodzic, podpisać dokumenty. Psycholodzy i pedagodzy ze szkół informują nas o tym, że niektórzy rodzice nie chcą współpracować, bo nie mają czasu, czy z różnych innych przyczyn. Niektóre rodziny nie chcą decydować się na zdiagnozowanie i terapię, bo przeszkadza im wstyd. Rodzice żyją też w poczuciu winy, boją się, że ktoś im zarzuci, że to oni źle zrobili, że nie potrafili  odpowiednio się zachować, zareagować. Boją się, że ktoś będzie ich obwiniał o to, że nie spisują się w roli rodzica w trudnym czasie. Każdy chciałbym jak najlepiej, a kiedy dziecko prezentuje zachowania trudne, depresyjne, często przejawiają się one, zwłaszcza u nastolatków, poprzez agresję, rozdrażnienie, układ nerwowy jest bardzo pobudzony. Rodzice niekiedy źle tłumaczą sobie tego typu zachowania.

To nie są proste relacje. W czasie, w którym się znaleźliśmy każdy ma ogrom problemów. Często, kiedy już po prostu zwyczajnie nie mamy siły, usprawiedliwiamy się, że nie jesteśmy w stanie przyjąć na siebie jeszcze następnego problemu i usłyszeć, że musimy zrobić jeszcze to i tamto, gdzieś pójść. Bywa, że jest to na zasadzie: „Proszę nie dokładaj mi więcej problemów, nie widzisz, że sama już ledwo żyję?”. W efekcie dziecko sobie nie radzi, obawia się by nie sprawić przykrości rodzicom, reaguje złością i agresją, więc się loguje i pojawia się kolejny problem, ucieczki w świat wirtualny. I tu wkraczają uzależnienia, które też są widoczne. Aczkolwiek one nie są aż tak zgłaszane, bo sądzę, że rodzice ich nie dostrzegają. Rodzice nie kontrolują dziecka bezpośrednio za ekranem. Są spokojni, kiedy dziecko siedzi na zdalnym, ma odnotowaną obecność w dzienniku elektronicznym, oceny są wprawdzie różne, ale nie jest najgorzej. Dzieci logują się na lekcje i jakby przebywają w Internecie alternatywnie, ale w tym okienku, gdzieś tam włączają sobie coś innego. Kiedy po południu rodzice wracają do domu, dziecko stwierdza, że wiele godzin uczestniczyło w zajęciach lekcyjnych, a teraz potrzebuje odreagowania i pogrania sobie w Internecie. Niezwykle ciężko wyłapać granicę pomiędzy bezpiecznym, a uzależniającym korzystaniem z sieci internetowej. To problem, który dopiero nam się objawi. W ogóle nie zdajemy sobie sprawy z tego, co nas czeka, kiedy uczniowie wrócą do szkoły, nie potrafiąc budować wzajemnych relacji. Teraz ich budowanie polega na naciskaniu guzika. Kiedy mi się coś nie podoba, to się wylogowuję, włączam przycisk. Młodzież w ogóle nie jest trenowana do jakiejkolwiek aktywności społecznej. W szkole trzeba się z pewnymi rzeczami zmierzyć, trzeba stanąć oko w oko, stworzyć grupę. A w tej chwili jest mi źle, to się wyłączam. Mało tego, są dzieci, które przebywając na zdalnym trybie  nagle odkrywają, że jest im dobrze. Kiedyś było nie do pomyślenia, że nie będziemy chodzić do szkoły. Teraz przekonano się, że tak można, że było fajnie. Że w ten sposób można odseparować się od środowiska szkolnego i mieć spokój. A przecież obecni uczniowie będą nas kiedyś leczyć.

A co stanie się kiedy ta młodzież będzie musiała zająć się kimś starszym, chorym, roztoczyć nad nim opiekę? Czy będzie przygotowana na takie wyzwanie? Skoro ciężko jej odnaleźć się w społecznych relacjach, może dojść do wniosku, że są one zupełnie zbyteczne. Jaka wówczas czeka nas przyszłość?

W pewnym stopniu tak. Ale mam wrażenie, że na co dzień życie wymaga od nas pokonania takich trudności, że czasem każda kolejna jest dla nas ponad siły. Bo życie tak pędzi i stawia przed nami tak wysokie wymagania, konsumpcyjne, społeczne, wizerunkowe, że za wszelka cenę staramy się nadążyć za jakimś wymogiem, standardem.

Tak, ale to wydaje się dążeniami do osiągnięcia czegoś na pokaz, w którym wszystko jest ważne, tylko nie drugi człowiek, zdolność do poświęcania się dla niego, chronienia go, budowania prawdziwych więzi, bo przecież to czyni z nas ludzi. I w pewnym momencie, gdy się ockniemy, okaże się, że przerażająco brakuje nam drugiego człowieka, bo właśnie bliskie nam osoby są dla nas najważniejsze. To one, ich troska, uczucia, to co nam z siebie dają, tworzą nasz rzeczywisty świat. A chęć zapewnienia sobie wygody, spokoju, kosztem odcięcia się od problemów naszych bliskich, pięknej oprawy otoczenia, pozornej elegancji, ale bez drogich nam osób, bez przekonania, że mogą na nas liczyć, tak jak my na nich, to jedynie zwykła powierzchowność, za którą kryje się pustka. Tymczasem my tego zupełnie nie pojmujemy, nadając na całkowicie innych falach.

– Też się gubimy trochę. Mój prywatny kawałek świata wygląda w ten sposób, że mam brata w Anglii, mamę w Niemczech. Do tej pory świat był mały, każde z nich wsiadało w samolot, pociąg i regularnie się widywaliśmy. W tej chwili nie widziałam się z bratem ponad rok. Nawet kiedy poluzowywane są obostrzenia, brat boi się wylecieć w niestabilnej wciąż sytuacji. Ja także, z wiadomych powodów, nie mogę wsiąść w samolot, żeby w przeciągu 2 godzin być w Wielkiej Brytanii. Dlatego bardzo to odczuwamy. Czasami nawet przejazd do innego miasta staje się problemem. Dochodzi do tego odium zarażania innych, obawy co będzie, jeśli jestem bezobjawową nosicielką? A co dopiero mają powiedzieć biedne dzieciaki? Okoliczności, z którymi mamy do czynienia przerastają nas, a wspomaganie z góry jest średnie. Już zaczynają się badania psychologów mówiące o tym, że taki długotrwały stres jest porównywalny z traumą powojenną. Występują w obydwóch przypadkach takie same  długotrwałe stany poczucia zagrożenia, lęku, niepewności, utraty poczucia bezpieczeństwa. To są nasze potrzeby warunkujące pewien dobrostan, który został całkowicie zachwiany. Nie dość, że sami musimy sprawdzić się jako dorośli, to jeszcze są dzieci, którym trzeba wytworzyć to poczucie bezpieczeństwa. Ale jest to trudne, jeśli sami go nie posiadamy.

Młodzież również została wrzucona w paskudny bałagan. Moja córka, która ma lat 14, dwa tygodnie temu była na tyle chora, że lekarka wysłała ją na testy. Po południu odzywa się do niej koleżanka, pytając: „I co masz koronę?” Na to córka odpowiada, że jeszcze nie zna wyników, bo będą o godzinie 22.00. Po czym koleżanka do niej pisze: „A bardzo się boisz, że umrzesz?” Które 14-latki dwa lata temu rozprawiały o takich sprawach? To, co może się wydarzyć, siedzi im w głowach, umysł jest przesiąknięty tym. Córka na szczęście z tym do mnie przyszła i potrafiłam z nią o tym porozmawiać, zracjonalizować. Poza tym okazało się, że wynik testu był negatywny, co automatycznie zniwelowało stres.

Ale jest mnóstwo rodziców, którzy przyznają, że nie wiedzą o czym nastolatki ze sobą rozmawiają. Często powodem tego może być brak dostępu do dziecka, bo nastolatek jest jak twierdza. Żeby dostać się do nastolatka, trzeba naprawdę mocno się namozolić. Dla niego najważniejsza jest grupa rówieśnicza i nie ma w tym nic złego. Tak jest. Nawet psychologia mówi o tym, że od zwierzeń jest przyjaciółka, a rodzice od wsparcia w tragedii. Jak się pali, to leć do mamy, leć do taty, oni są po to, żeby ciebie wyciągnąć z bałaganu. Ale na co dzień wsparciem jest grupa rówieśnicza. Jaka jest na przykład frajda ze zwierzania się mamie, na przykład o tym, że się zakochałam? Trzeba dostąpić zaszczytu dostania się do świata czternastolatki. Teraz jednak młodzież została pozbawiona bezpośredniego kontaktu ze swoimi rówieśnikami. Wszystko to, co działo się na przerwach, to umawianie się, łobuzowanie, to wszystko zostało uczniom zabrane. A to właśnie był trening umiejętności społecznych. Teraz pozostał jedynie trening z siedzenia w domu i próżnia, której nie sposób zapełnić. A zagrożeń będzie jeszcze więcej. Jeżeli szkoły nie będą przygotowane na przyjęcie uczniów, którzy są poranieni emocjonalnie, to problemy będą się nawarstwiać.

Widziałam w zeszłym tygodniu wywiad z panem ministrem edukacji.

Ze strony dziennikarki padło pytanie, że w Wielkiej Brytanii już się mówi o tym, że jak tylko uczniowie wrócą do szkół, to największy nacisk należy położyć na reintegrację, na umacnianie więzi społecznej, na umiejętności funkcjonowania w grupie, co pozwala na wyjście z traumy. Natomiast nasz pan minister oświadczył, że może tak robią w Wielkiej Brytanii, ale dla nas najważniejsze są zaległości edukacyjne, które należy wyrównać i na tym trzeba się skupić. Jeśli pójdzie taki przekaz do szkól, że wszystko jedno co się będzie działo z młodzieżą, mają się uczyć i koniec, to będzie jeszcze gorzej. Uważam, że nie powinno się od razu przywracać stacjonarnej nauki, ale dopiero około połowy, końcówki maja, całkowicie odpuszczając dydaktykę, na rzecz spotkań, integracji, wyjazdów. Mam także syna w trzeciej klasie technikum. Oprócz tego, że był wcześniej w internacie, co mu się bardzo podobało, a od roku jest pozbawiony tego wszystkiego co niesie ze sobą szkoła średnia – wycieczek, wyjazdów. Jego osiemnastka trafiła na pierwszą falę pandemii i nie było żadnej osiemnastki. Od pierwszej klasy nie był na żadnej wycieczce szkolnej. W pierwszej klasie pani im powiedziała, że dwudniową wycieczkę zorganizuje im w latach późniejszych, bo chce ich poznać. Druga klasa się położyła, trzecia klasa się położyła i klapa (koniec).

Myślę sobie o dzieciach, które kończą teraz pierwsze klasy szkół ponadpodstawowych. Te dzieci widziały się półtora miesiąca. Na rozmowie mam osoby, które dojeżdżają do szkoły spoza swojego rejonu, w którym byli obcy im rówieśnicy, z którymi miały dopiero szansę nawiązać koleżeństwa i przyjaźnie. Te dzieci spodziewają się, że po powrocie do szkoły nie poznałyby chyba połowy swojej klasy.

Nasi młodzi podopieczni mają zapewnione wsparcie psychologiczne i terapię. Bywają także dzieci, których stan jest na tyle poważny, że wymagają wsparcia psychiatry. Wówczas wskazujemy rodzicom, że istnieje potrzeba zwrócenia się do takiego specjalisty. Mamy bardzo różne przypadki. Bywa, że dzieci pojawiają się u nas w takim stanie, że bez leków nie da się im pomóc. Dzieje się tak sytuacji depresji. Tu musi być wsparcie psychiatry i wsparcie farmakologiczne. A kiedy już wchodzi się w  farmakoterapię, to ona trwa dłużej. Samo ustawienie odpowiednich dawek leków dla nastolatka trwa do pół roku. Żeby dobrze je dobrać, żeby właściwie działały. Może być tak, że ten sam lek na jedno dziecko z fobią świetnie działa, a na drugie działa fatalnie. Po okresie ustawiania leków, pozostaje jeszcze przynajmniej rok leczenia farmakologicznego i wsparcia specjalistycznego, żebyśmy mogli mówić o wychodzeniu z choroby.

* * *

 

Anna Rożańska – pedagog, absolwentka UAM na kierunku pedagogika, specjalizacja w zakresie oligofrenopedagogiki. W poradni zajmuje się głównie diagnozą umiejętności szkolnych i społecznych osób z niepełnosprawnością intelektualną. W obszarze jej zainteresowań leży również praca z młodzieżą z zaburzeniami zachowania – prowadzi grupy socjoterapeutyczne dla dziewcząt i chłopców mających trudności z prawidłowym funkcjonowaniem w przestrzeni społecznej. Jest kuratorką społeczną, a od 2013 roku dyrektorką Powiatowego Zespołu Poradni Psychologiczno-Pedagogicznych w Szamotułach.

Notowała

Izabela Karczewska

Poprzedni
Następny