15 49.0138 8.38624 1 1 7000 1 https://szamotulska.pl 300 true 0
theme-sticky-logo-alt

„Na razie to jest porażka, zepsuta robota”

Radni i mieszkańcy oceniają pierwsze efekty rewitalizacji szamotulskiego rynku

Tematem, który obok budowy obwodnicy budzi w Szamotułach największe emocje, jest rewitalizacja rynku. Właśnie zakończył się pierwszy etap prac remontowych. Jak wyszło? – Nie wiem co mam powiedzieć… Lipa jest – ocenia Dariusz Nowaczyński, właściciel cukierni. – Ja jestem załamana – dodaje radna Ilona Kaluga. – Szukajmy pozytywów – apeluje regionalista Paweł Mordal.

To piękny rynek, na miarę naszych oczekiwań – śmieje się Mordal, parafrazując znane kwestie z filmu Miś Stanisława Barei. Dawny szamotulski radny miejski, dziś związany z gminą Obrzycko (pełni tam funkcję sekretarza gminy), dodaje coraz bardziej rozbawiony: – I to na miarę naszych możliwości!

Zmarnowano materiały

– Musimy zaczekać na całość, ale na razie wygląda to mało okazale i przyznam się szczerze – liczyłem na coś więcej – mówi już całkiem poważnym tonem Paweł Mordal.

Poraża mnie ta wszechobecna betonoza – wyjaśnia swój punkt widzenia. – Myślę, że kiedy te pierwsze rynki w Polsce były pokrywane płytami, to wtedy ludzie nie zdawali sobie sprawy z tego, co się dzieje. Ale teraz jesteśmy – Szamotuły są – na takim etapie, po ogólnopolskiej dyskusji, że wiemy już, iż to nie jest właściwy kierunek. I my powielamy teraz te błędy, które wiele miast już zaczyna naprawiać, a wręcz odstępować od tych pomysłów.

– Zmarnowano materiały, mogło być efektowniej – ocenia pierwsze efekty rewitalizacji Jan Frątczak, właściciel drogerii Ariel na rynku.

Wyobraźmy sobie piękny, słoneczny dzień, z wysoką temperaturą, a takich nam w ostatnich latach nie brakuje – puszcza wodze wyobraźni Paweł Mordal. – Wiadomo, że na takim betonowym placu temperatura będzie jeszcze o kilka stopni wyższa, więc impreza, która na tym rynku będzie się odbywać – na przykład Dni Szamotuł – długo nie pociągnie, bo ludzie będą uciekać.

– A kto będzie chciał odpoczywać na betonie? – zastanawia się przytomnie Jan Frątczak. – Ludzie po pracy szukają raczej wytchnienia wśród zieleni.

– Mnie się najbardziej podoba mobilna zieleń, która ma się tu znaleźć… – śmieje  się radośnie Paweł Mordal.

Ale trzeba przyznać, że latarnie są ładne i ładnie świecą – dostrzega mały plusik nowego porządku Dariusz Nowaczyński.

Szukajmy pozytywów! – śmieje się jeszcze radośniej Mordal.

Radni oceniają

Środa, 9 marca, godzina 16.00, szamotulski rynek. Przy wlocie ulicy Dworcowej do salonu miasta spotykają się radni Ilona Kaluga i Jerzy Najderek z mieszkańcami, lokalnymi przedsiębiorcami i dziennikarzami. Oceniają efekt zakończonego właśnie pierwszego etapu prac remontowych.

Nie wiem co mam powiedzieć… Lipa jest – zaczyna nieśmiało Dariusz Nowaczyński, którego rodzina od ponad stu lat prowadzi na rynku cukiernię.

Radna Kaluga podkreśla, że mieszkańcy centrum zgłaszają się do niej z szeregiem uwag dotyczących przebiegu prac. – Mieszkańcy mówią obrazowo, że  zbyt wiele srok jest ciągniętych za ogon. Nie skończą jednego, a zaczynają następne. Ludzie narzekają na źle oznaczony zjazd z ulicy Sukienniczej na rynek.

I jakby dla zilustrowania problemu co chwilę wjeżdża na rynek pod prąd – od strony Sukienniczej i Piotra Skargi – kolejny samochód. Wprost na zjeżdżające z rynku – prawidłowo – pojazdy. Aż dziw, że nie dochodzi do stłuczek.

Jest złe oznakowanie, to fakt – przyznaje Jerzy Najderek.

Brak dojść do posesji z uliczek w centrum rynku, wiecznie zastawionych samochodami firm remontowych, brak koordynacji prac, ogólny chaos – wylicza uciążliwości radna Ilona. – Oczywiście wiem, że jak jest budowa, to jest chaos, ale…

Krytyczne uwagi Kalugi potwierdza Jan Frątczak: – Jednego nie skończyli, a drugie zaczynają. Zgadza się z tym Jerzy Najderek.

Nowaczyński podkreśla fakt, że roboty nie zostały jeszcze oficjalnie odebrane, a już drogie płyty granitowe pokrywające centralny plac zeszpecone  zostały, w niektórych miejscach dość wyraźnie, plamami po olejach silnikowych.

– Zamiast tych płyt powinna być kostka, plamy olejowe nie byłyby widoczne – stwierdza Najderek.

„Mogli to lepiej zrobić”

– Ja jestem załamana – ocenia efekt dotychczasowych prac na rynku Ilona Kaluga. – Spójrzcie na wejście na rynek od strony Dworcowej. Idzie starsza osoba, jest ciemno i łatwo wywraca się na absurdalnie wysokim krawężniku. Ten krawężnik to bubel.

Radna zwraca uwagę na zdumiewająco wysoki, o niezwykle ostrej krawędzi, krawężnik oddzielający chodnik od ścieżki rowerowej. Raczej zbędny. Krawężnik zlewa się kolorystycznie z płytami granitowymi, co czyni go mało widocznym. O potknięcie się więc nietrudno, a upadek na ostrą jak brzytwa krawędź grozi niechybną kontuzją. Mówił o tym przechodzący akurat mieszkaniec, pan Antoniewski, sugerując radnym pomalowanie krawężnika farbą w kontrastowym kolorze, na przykład żółtym.

Te krawężniki nie powinny być wyższe od tych przy wewnętrznej stronie rynku. Wtedy spokojnie można byłoby poruszać się po rynku z wózkiem. To jest porażka, zobaczcie jak to jest nierówno położone… A miała być płyta bez krawężników, przyjazna dla pieszych, matek z wózkami. Tymczasem krawężniki są wyższe niż były – zaznacza Jan Frątczak.

Ja twierdzę, że albo nie mamy fachowców, albo udajemy, że się na czymś znamy. Przecież jest wydział w urzędzie odpowiedzialny za inwestycje. Ja nie mam nic do osób, które tutaj pracują, bo one wykonują projekt, choć mogłyby to lepiej robić – irytuje się radna Kaluga. I wytyka brakoróbstwo: – Płyty nie dochodzą do siebie, są krzywo położone. Zobaczcie te wyrwy…

– Ktoś to kontroluje, pilnuje jakości wykonania? – zastanawia się redaktor Waldemar Górny.

Ludzie mówią, że jest chaos, że nie wiedzą gdzie mają parkować – kontynuuje Kaluga.

Mieszkańcy zgłaszają sprzeciw przeciwko likwidacji toalety na rynku. A to był jeden z ładniejszych tego typu obiektów w okolicy – kontynuuje Ilona Kaluga. – Mieszkańcy, którzy przyjeżdżają do centrum na zakupy są tym oburzeni. Dodajmy, że nie tylko przyjeżdżający na zakupy – nikt nie rozumie idei likwidacji szaletu miejskiego nie tak dawno przecież wyremontowanego za niemałe, publiczne pieniądze.

Mam uwagi do ułożenia płyt i krawężników – mówi Jerzy Najderek. – Wszystko jest za wysoko. Wczoraj miałem sygnał od osoby osiemdziesięcioletniej, która idąc Dworcową i wchodząc na rynek potknęła się o ten wysoki, ale mało widoczny krawężnik. Nie podoba mi się ułożenie płyt, które powinny być w jednym rzędzie, pod sznurek. Do tego szczeliny między płytami a krawężnikiem – centymetrowe.

Radnego z Baborówka martwi jeszcze jedna rzecz. Opłakany stan tablicy upamiętniającej pomordowanych w czasie II wojny światowej: – Jest okazja, żeby to wreszcie zrobić porządnie, od nowa. Cmentarne lastryko z którego zrobiony jest pomnik nie wygląda najlepiej. A maszt na flagę pamięta jeszcze chyba Tadzia Błaszyka z lat sześćdziesiątych.

W szpilkach nie da rady

Radna Kaluga zwraca uwagę na dość niechlujnie, nierówno, ułożoną jezdnię, oraz kilka innych fragmentów nawierzchni, z kostki brukowej. Kłopotliwą do pokonania dla osób w wizytowym obuwiu.

Jako kobieta nie wyobrażam sobie wybrać się tu na imprezę, którą być może kiedyś pan burmistrz nam tu zorganizuje, w trampkach albo adidasach, a chciałabym być elegancka, w szpilkach – wytyka wykonawcy robót. I inwestorowi.

– Przeszedłem się po rynku, widziałem wiele niedoróbek i mam nadzieję, że przed oddaniem go do użytku będą te uchybienia poprawione – oczekuje Jerzy Najderek. – Na razie to jest porażka, zepsuta robota. Nie wiem czy osoby nadzorujące tutaj roboty pozwoliłyby na zrobienie sobie przy domach takiej fuszery. To jest nie tylko dla nas robione, ale i dla następnych pokoleń. Niech więc to będzie dobrze zrobione i niech służy.

Radny Najderek zwraca uwagę na aspekt wyłożenia rynku płytami kamiennymi,  na który zwraca też uwagę Paweł Mordal, czyli prawdopodobne nagrzewanie się jego powierzchni. – Dla mnie te płyty to patelnia, która będzie grzała. Bruk to zupełnie co innego. Wchłaniał ciepło, wchłaniał wodę – zaznacza. I dodaje: – Boli mnie sprawa szaletów. Nie wyobrażam sobie, jak ludzie będą biegać do jakiegoś Toi-Toia do Parku Sobieskiego. Będzie duży problem. Rynek niestety, każda boczna uliczka, może być obsiusiany. To jest duża porażka brak WC na rynku.

A jak się ma biznes w dobie remontu?

Widzicie, ile sklepów jest zamkniętych? – zwraca uwagę Jan Frątczak na niepokojące zjawisko upadku handlu w centrum Szamotuł. – A będzie więcej. Na razie zamknięto siedemnaście. Przy tej sytuacji jaka jest, nie widzę żebyśmy przeżyli ten najbliższy rok remontu. A zauważmy, że ceny galopują.

– Były 54 miejsca parkingowe w tej części rynku, a jest 19. Od poniedziałku do piątku nic tu, na rynku, nie będzie się działo – przypuszcza Dariusz Nowaczyński. Jego zdaniem trudno oczekiwać od klientów przyzwyczajonych do parkowania w bezpośrednim sąsiedztwie sklepu, przyjazdu na zakupy do sklepu bez parkingu. Czyli chodzenia pieszo. – Gdyby zamknąć parkingi przy galeriach handlowych, to nikt do tych galerii nie przyjdzie. To jest chyba jasne i logiczne. Były 54 miejsca postojowe, jest 19. Miasto chyba nie potrzebuje pieniędzy – zaznacza.

Kto z mieszkańców rynku zmieści się ze swoimi pojazdami na nowym parkingu przy Franciszkańskiej, skoro developer wkrótce postawi tam blok i ten nowy parking oczywiście przejmą mieszkańcy apartamentowca? I co dalej? – zastanawia się redaktor Górny.

Spadki w obrotach sięgają 40-50 procent – mówi o brutalnej rzeczywistości ekonomicznej sklepów z centrum miasta właściciel drogerii Ariel.

Gdybym nie miał drugiej cukierni na Kolarskiej, to już byłoby po mnie. Ostatnio miałem tu, na rynku, dwa dni bez żadnego klienta – skarży się Nowaczyński.

Radna Ilona Kaluga na jednej z sesji rady miejskiej proponowała zawieszenie pobierania opłat parkingowych na czas prac remontowych na rynku. Miała to być forma pomocy dla kupców z centrum. Darmowe parkingi może byłyby małym magnesem przyciągającym kupujących.

„Uprzejmie informuję, że zawieszenie strefy płatnego parkowania jest niewskazane, gdyż takie działanie spowodowałoby całkowite zablokowanie miejsc parkingowych dla klientów sklepów i lokali usługowych na Rynku i w jego okolicach” – odpowiedział radnej wiceburmistrz Dariusz Wachowiak.

Trawnik z mostkiem od Węglewskiego

Już stoi tu woda, o tu… Cztery kostki są obniżone i już zbiera się woda – Jerzy Najderek pokazuje na zagłębienie w jezdni przy krawężniku oddzielającym ją od chodnika. Trwa spacer radnych i mieszkańców po świeżo zrewitalizowanym fragmencie rynku.

Ładne rzeczy się będą działy… O tu, od tej wody już się zapadło – narzeka redaktor Górny.

Z kolei Ilona Kaluga zwraca uwagę na szeroki trawnik, który dość skutecznie odcina od rynku sklep motoryzacyjny Romana Gierczyńskiego. I to przy znacznie zwężonym chodniku (o około półtora metra) w stosunku do stanu przed remontem. Potencjalnym klientom trudniej będzie wyprowadzać ze sklepu   jednoślady bez potrącania pieszych.

Pierwsze pytanie do projektanta – dlaczego chodnik po tamtej stronie (od ul. Dworcowej) ma trzy metry szerokości, a przy moim sklepie dwa metry? – pyta Roman Gierczyński. Oczywiście nikt z obecnych nie potrafił wyjaśnić tej zagadki.

Pytanie drugie – kontynuuje pan Roman wskazując na absurdy projektowe – spójrzcie na wejście do kamienicy Tanalskich – tam ledwo zmieści się wózek dziecięcy, tak jest wąsko. Kolejna sprawa – tu jest przejście dla pieszych (przy zakładzie fryzjerskim sąsiadującym ze sklepem motoryzacyjnym), a tam, po drugiej stronie jezdni – kwietnik!

– To jest dla mnie niezrozumiałe, dlaczego nie ma dojścia do sklepu rowerowego – zgadza się z Gierczyńskim Jerzy Najderek. – Projektant nie będzie tu mieszkał, prowadził tu biznesu. Nie będzie starał się tu o byt – dopowiada Ilona Kaluga.

Ja sobie spokojnie wystawiałem tu, przed sklep, rowery i jeszcze zostawało dwa metry chodnika. I przecież płaciłem gminie za to, czyli zajęcie pasa drogowego, miesięcznie czterysta złotych. Teraz chyba będę musiał wystawiać rowery na płycie głównej – głowi się pan Roman.

Może zgłoście się do radnego Węglewskiego, to może wam kładkę zbuduje nad tym trawnikiem – śmieje się redaktor Górny.

Ty człowieku wykonujesz konkretna pracę od pięćdziesięciu lat, dbasz o byt rodziny, a oni robią mu wysokie krawężniki przed sklepem! – wskazuje kolejny raz na wysokie i o bardzo ostrych krawędziach krawężniki. – Pojedzie tu rowerkiem jakiś dzieciak… Ja dziękuję zaryć w ten krawężnik…

– Ja się zastanawiam, jak tu będzie wyglądało po dużym deszczu albo zimą, jak przymarznie – dzieli się refleksją Roman Gierczyński. Nad tym samym problemem łamie głowę radny Najderek.

A co z ekologią?

Dariusz Nowaczyński, zwolennik technologii przyjaznych środowisku, zapytał burmistrza Kaczmarka, czy przewidziano na rynku zainstalowanie ładowarek do  samochodów elektrycznych.

Jeżeli rynek ma być dla wszystkich, a miasto dba o ekologię, to dlaczego władze nie dopilnowały zaprojektowania stacji do ładowania elektryków? Dostałem od burmistrza odpowiedź, że stacja ładująca będzie na nowym parkingu na Franciszkańskiej. No to ja się pytam – kto pojedzie na Franciszkańską, skoro kawę chce wypić na rynku? Ładowarki zawsze są umiejscowione przy głównych traktach. Rozmawiałem o tym z radnym Węglewskim. Twierdzi, że złożył w tej sprawie pismo, ale żadnej odpowiedzi nie otrzymał. Rzekomo pismo zaginęło… – ujawnia kulisy swoich zabiegów o montaż ładowarki na rynku.

Może burmistrz liczy się z tym, że ludzie nie wybiorą go na kolejną kadencję, więc po co ma się starać? – zastanawia się głośno Nowaczyński.

No to może na rabacie przed sklepem rowerowym radny Węglewski posieje łąkę kwietną i ustawi ule? I proszę – mamy rozwiązanie ekologiczne – doradza redaktor Górny.

Tymczasem przy grupie dyskutujących żywo radnych z mieszkańcami zatrzymuje się samochód z przewodniczącym rady miejskiej Marianem Płacheckim za kierownicą. Pan przewodniczący uśmiechnął się i… odjechał.

Mógłby przecież spotkać się z nami – zauważył z żalem Jerzy Najderek.

Przecież pan przewodniczący nie ma czasu dla zwykłych ludzi… – stwierdziła, również z żalem, Ilona Kaluga.

I na tym zakończyła się ocena pierwszych efektów rewitalizacji szamotulskiego rynku. Ocena dwojga radnych i kilku mieszkańców nie wypadła najlepiej.

A to taki ładny rynek jest – podsumowuje redaktor Górny.

Może był ładny… – dodaje z nieukrywanym sarkazmem radny Najderek.

Marek Libera

 

Na zdjęciu u góry: – Nie wiem co mam powiedzieć… Lipa jest – ocenia efekt dotychczasowych prac Dariusz Nowaczyński (z prawej). W środku Jan Frątczak

 

Nowe krawężniki o bardzo ostrych krawędziach będą w przyszłości zapewne przyczyną niejednej kontuzji

 

Nowe krawężniki o bardzo ostrych krawędziach będą w przyszłości zapewne przyczyną niejednej kontuzji

Poprzedni
Następny