Radny Bartosz Węglewski zaczął ostatnio otwarcie mówić o fatalnej organizacji pracy szamotulskiego urzędu miasta. Jednym z problemów są ginące pisma składane przez mieszkańców do urn stojących przy wejściu do magistratu (sam urząd jest dla interesantów od dawna zamknięty).
– Mógłbym podać imiona i nazwiska, bo nie jest tak, że coś sobie wymyślam, ale na Boga, proszę państwa, pisma w urnach, które mamy postawione giną na potęgę! – ujawnia zdumiewające fakty Węglewski.
I dodaje: – Niektórzy mieszkańcy czekają 50 – 60 dni na odpowiedź. To już w ogóle, jeżeli chodzi o kodeks postępowania administracyjnego, wykracza poza wszelkie możliwości. Nie można mieszkańcom, którzy wrzucili coś do urny powiedzieć, że mają sobie robić zdjęcia, potwierdzające kiedy wrzucili coś do tej urny. Nie wiem co jeszcze mieliby robić, nagrywać filmy z tego? Nie możemy w taki sposób funkcjonować, bo to niczego dobrego nie robi, ani urzędowi miasta, ani urzędnikom, ani panu burmistrzowi, ani nam samym. To świadczy o nas, że straciliśmy totalnie kontrolę nad tym, co się dzieje. Tym bardziej jeszcze nad obiegiem dokumentów. Nie chcę nikomu nic zarzucać. Więc biorę to na siebie, jako na radnego. Nie chcę już takich uwag wysłuchiwać. A ostatnio, przytaczane przykłady stały się nagminne.
Do tematu wrócimy za tydzień.
ika
FOTO: Bartosz Węglewski ostro recenzuje pracę urzędu miasta