Sprawa Grzywniaka uruchomiła lawinę. Samorządowcy dostrzegli problemy mieszkańców
– Ja was rozumiem. Skoro to jest wasza ziemia i prawo dopuszcza, żeby się tam wybudowały wasze dzieci, bądź najbliżsi, no to powinno to być jak najbardziej dopuszczone. Bo nie można wam tego odbierać, że na własnej ziemi nie możecie się budować – mówił na posiedzeniu komisji skarg szamotulskiej rady miejskiej jej przewodniczący Damian Dubiel, zwracając się mieszkańców Przecławia.
Przed tygodniem pisaliśmy o perypetiach mieszkańców Przecławia Ewy Paul i Mariusza Grzywniaka, którzy od kilku lat bezskutecznie zabiegają u burmistrza Szamotuł o wydanie warunków zabudowy dla swojej działki. Jak się okazuje, nie są jedynymi przecławianami odbijającymi się od urzędniczej ściany. Ludzi niemogących otrzymać popularnych wuzetek jest całkiem sporo. Źródłem dodatkowych problemów dla właścicieli ziemi w wiosce jest przygotowywany obecnie przez magistrat plan zagospodarowania obejmujący część Przecławia. W połowie stycznia grupa mieszkańców złożyła w urzędzie adresowaną do radnych i burmistrza petycję.
Petycja
Na co skarżą się mieszkańcy?
„We wskazanym miejscowym planie nieruchomości gruntowe będące naszą własnością zostały zakwalifikowane jako grunty rolne bez prawa zabudowy, co ogranicza istotne prawo własności właścicieli, którzy nie mogą swobodnie dysponować wskazanymi nieruchomościami” – piszą autorzy petycji.
I zaznaczają: „Przede wszystkim należy mieć na uwadze, iż do wskazanych nieruchomości jest możliwość podłączenia wszystkich mediów, co więcej, mają one bezpośredni dostęp do drogi publicznej, w związku z czym niezasadne jest pozbawienie nas możliwości zabudowy wskazanych nieruchomości. Co więcej, w sołectwie Przecław funkcjonują rodzinne gospodarstwa rolne od kilku pokoleń. Aby mogły się rozwijać i dalej funkcjonować, muszą mieć możliwość rozbudowy i możliwości inwestowania w budynki i infrastrukturę rolniczą (magazyny, budynki gospodarcze, nawodnienia, tunele foliowe, szklarnie). Jeśli ich grunty zostaną zakwalifikowane jako grunty rolne bez prawa do zabudowy zagrodowej, skazani są na zamykanie swoich gospodarstw”.
Autorzy petycji wskazują na potrzeby młodego pokolenia mieszkańców wioski, którzy mają w planach założenie rodziny, chcą swój los związać z Przecławiem i wybudować się na swoich lub rodziców gruntach. „Nie będą mieli takiej możliwości i będą zmuszeni do zmiany miejsca zamieszkania lub kupna domu od dewelopera lub innego podmiotu gospodarczego, którzy budują domy na sprzedaż w Przecławiu” – twierdzą nie bez racji autorzy petycji. I na koniec pytają: „Dla kogo robiony jest ten plan zagospodarowania, jeśli nie bierze się pod uwagę opinii, sugestii i potrzeb mieszkańców Przecławia?”
Z inicjatywy gminy
W miniony poniedziałek nad petycją mieszkańców Przecławia pochyliła się komisja skarg szamotulskiej rady miejskiej.
– Jesteśmy w trakcie opracowywania planu miejscowego dla części Przecławia. Procedura planistyczna była wywołana z urzędu na cały Przecław. Trudno jest uchwalić plan dla całej miejscowości, w związku z tym podjęto decyzję, że Przecław dzielimy na etapy i etapami, kolejno, będą uchwalane plany miejscowe w całej miejscowości. I to teraz jest etap pierwszy – wyjaśniała Agnieszka Czapka, kierownik wydziału nieruchomości urzędu miasta. Plan obejmuje obszar około 300 ha, na którym znajdują się grunty należące do blisko 40 właścicieli. Połowa z nich podpisała się pod petycją.
– Uwagi (mieszkańców) do tego planu zostały złożone i przekazane projektantowi, który przygotowuje plan. Te uwagi będą naniesione na projekt planu i zbierze się komisja, na czele z panem burmistrzem, która te uwagi będzie rozstrzygać – wyjaśniała zawiłości proceduralne.
Mariusz Grzywniak, jeden z autorów petycji, zwracał uwagę na fatalną politykę informacyjną gminy: – My, jako mieszkańcy, czujemy się trochę oszukani, że informacje odnośnie tak ważnych planów zagospodarowania dla danych miejscowości, w których mieszkamy, nie są jakoś transparentnie ogłaszane, chociażby w Gazecie Szamotulskiej, która jest gazetą lokalną, ogólnie dostępną w każdym sklepie przez kilka dni w tygodniu. A nie w jakimś dodatku do Głosu Wielkopolskiego, którego są dwie, trzy sztuki w sklepie i jak ktoś się spóźni jeden dzień, to nie będzie mógł tego ogłoszenia przeczytać.
Gdzie jest informacja?
Zdaniem mieszkańca informacje o planach zagospodarowania są świadomie skrywane przez urząd, a jeśli publikowane, to „po cichu”.
– Jeżeliby gminie zależało na tym, żeby mieszkańcy się dowiedzieli, toby było to rozpowszechnione w każdej lokalnej gazecie, u sołtysa, na tablicach ogłoszeń. Każdy mógłby się z takim planem zapoznać i zgłosić uwagi. A tu jest to robione po cichu. I o to mamy największe pretensje – prezentował stanowisko przecławian Mariusz Grzywniak.
– Zgodzę się z panem Grzywniakiem – stwierdził radny Jan Dziamski. – Boli mnie i – myślę – wielu ludzi, których te plany dotykają, bardzo mały przepływ wiadomości pomiędzy urzędem a właścicielami gruntów.
Kontynuując swoją myśl radny Dziamski dopytywał sołtys Przecławia Romualdę Hońdo-Przybylską, czy na zebraniach wiejskich zwoływanych w ostatnich trzech, czterech latach, gmina informowała o pracach nad planem zagospodarowania. – To temat bardzo ważny, ważniejszy od wielu tematów poruszanych na zebraniach wiejskich – dowodził.
– Niestety, nie. Ja z urzędu miasta nie miałam informacji, że takie coś będzie robione – wyjaśniała sołtys.
– Czy mieliście państwo spotkanie informacyjne dla was w sprawie planu? – dopytywał sołtys Damian Dubiel.
– Dostaliśmy gotowy plan – tak ma być i koniec. Nie było żadnych pytań, czy mieszkańcy się zgadzają, czy nie – wyjaśniała Romualda Hońdo-Przybylska. I dodała: – Dlatego my tutaj tak się denerwujemy, że w momencie, kiedy zostanie to uchwalone, my już nie będziemy mogli nic z tym zrobić. Ten plan blokuje właścicielom bardzo dużo.
Przewodniczący komisji starał się ustalić, czy na terenie objętym planem planowane są jakieś inwestycje. Okazuje się, że nie.
Czy plan jest w ogóle potrzebny?
– Czy rzeczywiście jest sens tak długo czekać na opracowanie planu? Przecież w 2018 roku, kiedy rozpoczynano procedurę, w pewnych obszarach były trochę inne realia – zastanawiał się Jan Dziamski.
– Czy wywoływanie planu dla tak dużego obszaru, gdzie nie są planowane inwestycje, jest zasadne? – dociekał Dubiel. – Okazuje się, że co najmniej połowa mieszkańców ma jakieś zastrzeżenia, są niezadowoleni, a może nawet nie chcą tego w ogóle. To jak to wygląda z punktu widzenia procedury planistycznej?
– My mamy plan robienia planów miejscowych – starała się wytłumaczyć politykę gminy Agnieszka Czapka. – I tak naprawdę chcieliśmy zacząć od dużych ośrodków. Zrobiliśmy plan dla Otorowa, Przecław jest kolejnym etapem. Tutaj też chcielibyśmy, żeby procedura planistyczna objęła całą miejscowość Przecław, ale jesteśmy tu związani studium. Bo plan miejscowy musi być zgodny ze studium. Studium zostało uchwalone w 2014 roku i tak naprawdę w Przecławiu dużo gruntów jest gruntami chronionymi trzeciej klasy. Tam, gdzie jest możliwość, gdzie studium zakładało zabudowę mieszkaniową, zagrodową, zostało to w planie miejscowym ujęte.
Następnie podkreśliła, że procedura planistyczna jest już zakończona, miała miejsce publiczna dyskusja nad planem z udziałem zainteresowanych mieszkańców, ci zaś złożyli do projektu uwagi.
– Uwagi będą rozpatrywane przez burmistrza – precyzowała kierownik Czapka. – Kolejnym etapem będzie wywołanie kolejnej procedury na kolejną część Przecławia. I wytłumaczyła istotną kwestię: – Plany miejscowe są prawem miejscowym, a decyzja o warunkach zabudowy nie jest prawem miejscowym. Plan daje większe możliwości niż decyzja o warunkach zabudowy i rozwiewa wszelkie wątpliwości, co na danym terenie można robić.
A – Plan miejscowy opiera się na studium z 2014 roku, a studium przewiduje, że gospodarze wzdłuż drogi mogą się budować. Więc dlaczego teraz w planie jest to zabronione? – stawiała ważne pytanie sołtys Romualda Hońdo-Przybylska.
– Dzisiaj nie odpowiem, muszę się zorientować – stwierdziła szefowa wydziału nieruchomości.
Wuzetki do kosza?
Radny Dziamski zwrócił uwagę na niezwykle istotny fakt, iż uchwalenie planu zagospodarowania dla Przecławia spowoduje unieważnienie wcześniej wydanych decyzji o warunkach zabudowy, tzw. wuzetek. – To jest bardzo ważny aspekt uchwalania planów zagospodarowania, że w jakimś momencie krzyżujemy plany mieszkańcom. Czyli plan niweczy wysiłek wielu ludzi – zaznaczał.
– Wiem, że bardzo wielu mieszkańców (około czterdziestu) składało wnioski o wydanie warunków zabudowy, ale zostały one wstrzymane, ponieważ miał być robiony plan. Mieszkamy przy drodze asfaltowej, gdzie są media, a mieszkańcy mają zakaz budowy – żaliła się sołtys.
– To jest właśnie efekt tego długiego okresu opracowywania planu, czyli zamrożenia tego terenu na ponad trzy lata. To jest problem, który nie powinien mieć miejsca – zauważał Dziamski.
– Ja was rozumiem. Skoro to jest wasza ziemia i prawo dopuszcza, żeby się tam wybudowały wasze dzieci, bądź najbliżsi, no to powinno to być jak najbardziej dopuszczone. Bo nie można wam tego odbierać, że na własnej ziemi nie możecie się budować – puentował dyskusję Damian Dubiel.
Najważniejszym punktem obrad komisji, i w zasadzie jedynym, był wybór zespołu roboczego, który szczegółowo zajmie się rozpatrzeniem petycji mieszkańców. Przewodniczący zaproponował zajęcie się tematem Janowi Dziamskiemu, Dominice Buchwald i Joannie Ludwiczak.
– Panie przewodniczący, czy ja mogłabym dołączyć do tego zespołu, bo mnie to zagadnienie bulwersuje – zgłosiła swój akces do zespołu Anna Wicher. Jako że zainteresowanie udziałem w pracach wyraził też sam przewodniczący, to zaproponował, aby cała komisja skarg stała się zespołem roboczym. I taka decyzja zapadła, co jest wydarzeniem bez precedensu.
(mal)
FOTO: – Boli mnie i – myślę – wielu ludzi, których te plany dotykają, bardzo mały przepływ wiadomości pomiędzy urzędem a właścicielami gruntów – stwierdza Jan Dziamski