
„Zanocuj w lesie” to kiepski program
W związku z informacją, jaka dotarła do mnie nieoficjalnie kilka dni temu oraz po przeczytaniu artykułu w Gazecie Szamotulskiej nr 17 z dnia 26.04.2021 pt. „Zanocuj w lesie z dzikiem!”, postanowiłem zabrać głos w tej mocno bulwersującej sprawie.
Otóż decyzją nr 5/2021 Nadleśniczego Nadleśnictwa Oborniki z dnia 01.04.2021 (oby był to tylko żart primaaprilisowy!) uruchamia się program „Zanocuj w lesie”, którego fragment zacytuję : „program powstał w ramach wychodzenia naprzeciw oczekiwaniom społecznym i musi odbywać się w sposób kontrolowany i bezpieczny dla użytkowników lasów, dla ochrony przyrody i bez uszczerbku dla gospodarki leśnej”. Brzmi pięknie, ale żaden z tych słusznych warunków nie został spełniony.
Po pierwsze powyższy program spełnia oczekiwania społeczne tylko wąskiej grupy ze środowiska bushcraftu i survivalu. Natomiast wcale nie uwzględnia oczekiwań i praw myśliwych, wynikających z umowy dzierżawy obwodu łowieckiego! Mało tego, kłamstwem jest powoływanie się na rzekome konsultacje z Polskim Związkiem Łowieckim. Takich konsultacji nie było na żadnym szczeblu wojewódzkich władz łowieckich! Jeżeli ktoś nazywa przebywanie hord ludzi bez żadnego nadzoru, niezgłoszonych w administracji lasów, sposobem bezpiecznym i kontrolowanym, to nie wie, co pisze! Powoduje tym faktem duże zagrożenie dla życia i zdrowia użytkowników lasu.
Myśliwi w tym przypadku powinni zaprzestać polowania w lesie, a za tym przestać płacić Lasom Państwowym czynsz dzierżawny ze względu na niemożliwość wykonania rocznego planu łowieckiego i zwrócić się tym samym do administracji państwowej o finansową rekompensatę za utracone wpływy powstałe z wadliwej prawnie decyzji nadleśniczego! Dalej, skoro nie ma wpływów, przestajemy płacić szkody łowieckie, kierując rolników do nadleśnictw w celu likwidacji tych szkód. Jeżeli ochronę przyrody Pan Nadleśniczy traktuje tak, że zezwala na koczowanie w dzień i w nocy ludzi zakłócających spokój leśnych zwierząt, ryczących w pijanym widzie, zostawiających po sobie sterty śmieci, załatwiających swoje potrzeby tam, gdzie jest im wygodniej, powodując niebanalnymi zapachami wielki stres u mieszkających tam zwierząt, to gratuluję rozeznania! Jeżeli zagrożenie pożarowe wynikające z nieuchronnego korzystania z otwartego ognia przez leśnych gości nie stanowi uszczerbku dla gospodarki leśnej, to zobaczymy minę i portki Pana Nadleśniczego, jak nie daj Boże coś się wydarzy. Podsumowując ten kiepski program, ani nie załatwia on oczekiwań społecznych, ani nie jest kontrolowany i bezpieczny, a z ochroną przyrody nie ma nic wspólnego. To jest gniot organizacyjny, prawny i etyczno-moralny! Tak, Panie Nadleśniczy, takie będą konsekwencje Waszego nieprzemyślanego pomysłu!
W Polsce jest ok. 430 nadleśnictw i nieprawdą jest, że wszystkie wystąpiły o wprowadzenie tego dziwacznego projektu. Nadgorliwców, na szczęście dla lasu, było tylko 46! Nieprawdą jest, że prowadzone były badania ankietowe wśród użytkowników i dzierżawców czy zarządców terenu. Wzięto tutaj pod uwagę tylko i wyłącznie wnioski organizacji bushcraftowych i survivalowych! Definicja projektów pilotażowych mówi, że projekt pilotażowy to: „wprowadzenie nowej techniki lub metody w wyznaczonych wcześniej ograniczonych obszarach lub w ograniczonym zakresie w celu sprawdzenia, czy zaplanowane działania przynoszą pożądany skutek oraz sprawdzenie zmniejszenia ryzyka niepowodzenia projektu i uzyskania opinii użytkowników”. Nikt nie przedyskutował szczegółów z płacącym – bądź co bądź od 40 kilku lat – czynsz dzierżawny kołem łowieckim, ani z żadnym innym kołem zainteresowanym tą sprawą, nikt nie przeanalizował zagrożeń pożarowych wynikających z projektu, nikt nie brał pod uwagę bezpieczeństwa użytkowników projektu, ani jego wpływu na dobrostan zwierzyny leśnej, na wykonanie planu łowieckiego, na walkę z zagrożeniem wynikającym z ASF.
Wpuszczenie do lasu ludzi z żywnością nie wiadomo jakiego pochodzenia, to proszenie się o gwałtowny rozwój epidemii. Nie dziki roznoszą wirusa ASF, a niefrasobliwi ludzie nieprzestrzegający zasad bioasekuracji! Nie chciałbym być w skórze Pana Nadleśniczego, kiedy zaczną padać u nas dziki zarażone porzuconą w lesie żywnością pochodzącą jeden Bóg wie z jakiego kraju lub przyniesionymi wirusami przez miłośników spania w hamakach! Lepiej wtedy do nas nie przyjeżdżać.
Wjazd do lasu 9 osób, praktycznie bez żadnych ograniczeń, na dwie noce bez zgłoszenia czasu i miejsca pobytu, to czysta anarchia prowadząca do konfliktów nie tylko ze służbą leśną, ale również z myśliwymi nie mającymi wiedzy o tym, gdzie i kiedy te osoby przebywają w łowisku. Jak przestrzegana jest przez odwiedzających las zasada Leave No Trace (nie pozostawiaj śladu), jest widoczne po każdym weekendzie, gdzie butelki, puszki, papiery i inne śmieci zalegają wzdłuż leśnych duktów, którymi poruszali się barbarzyńcy kochający leśny wypoczynek. To czysta naiwność!
W artykule Gazety Szamotulskiej napisano, że „leśnicy dążą do tego, aby teren gdzie można nocować na dziko liczył około 1500 hektarów”. Informuję, że to kolejne kłamstwo leśników, ponieważ tylko na naszym terenie udostępniono „turystom” prawie 3000 ha, zajmując tym samym cały obszar dzierżawionego obwodu leśnego przez Koło Łowieckie nr 51 „Daniel” w Szamotułach! Nijak ma się to deklarowanych 500 ha w decyzji nadleśniczego z Obornik. Oczekiwania społeczne to według artykułu 100 osób, a myśliwych polujących na terenie pilotażowym jest ok. 120 – 140 i nikt ich nie pytał o zdanie!
Całkowicie zgadzam się z wypowiedzią podłowczego naszego koła, kolegi Łukasza Heckerta, który poruszył sprawę nadrzędną, jaką jest bezpieczeństwo wszystkich użytkowników lasu. Na szczęście na razie nie notuje się konfliktów z tymi stu survivalowcami, choć jest tylko kwestią czasu, kiedy do lasu zjedzie grupa rambopodobnych, czująca się pewnie w licznej grupie, tak jak w filmach akcji i przetrzepie pod byle pretekstem skórę (tak jak na Jasnej Górze strażnikowi za zwróconą uwagę o braku maseczki!) leśnikom lub myśliwym. Zgadzam się z sugestią Łukasza Heckerta, żeby wyznaczyć dla bezpieczeństwa konkretne miejsca noclegowe i proponuję też rotację wyznaczonych terenów w obrębie całego nadleśnictwa, szczególnie w najbliższej okolicy Obornik, tak, aby Pan Nadleśniczy miał pełną i łatwą kontrolę nad tym, co dzieje się w lesie pod jego czujnym nosem!
My myśliwi polujący w leśnictwach Daniele i Żurawiniec, płacący zawsze punktualnie czynsz dzierżawny w odróżnieniu od panów survivalowców i bushcraftowców (fuj z taką nowomową!), bardzo byśmy sobie życzyli, aby te „kiełkujące pomysły” leśników z Obornik były po pierwsze skonsultowane z dzierżawcami, były głęboko przemyślane pod kątem bezpieczeństwa i sprawiedliwie obciążały wszystkie koła łowieckie.
Informuję szanowną redakcję i uważnych czytelników, że nie jest to jedyna plaga, jaka spada na ten nasz, piękny skądinąd, obwód łowiecki. Mamy słynny, o dużej sile rażenia ekologicznego rezerwat przyrody „Świetlista Dąbrowa”, na którym rośnie coś, czego nikt nie widział, który pozbawił nas ok. 90 ha lasu, mamy też słynny, ogrodzony, 9-hektarowy parkour dla koni, którego przydatność tak dla koni, zjadanych niemiłosiernie przez leśne robactwo, jak dla samego lasu, jest co najmniej iluzoryczna! Mamy wreszcie „ścieżkę dydaktyczną”, którą odwiedza spora grupa ludzi, mamy w sercu lasu kamień „Kwiryn” i wigwam, w którym odbywają się huczne i głośne, zakrapiane alkoholem imprezy ekologiczne! Nawiedzają nas często kolumny dumnych motocrossowców i offroadowców, rozjeżdżających wszystko, co natrafią po drodze. Mamy też trenujące rekreacyjnie zaprzęgi ujadających psów husky. Mamy końskie kawalkady i spacerujących, gdzie tylko się da, nordic walkingowców. I to wszystko pewnie w trosce o dobro lasu, a przede wszystkim w trosce o leśne zwierzęta, które nie mają w tym bajzlu chwili wytchnienia!
Jednym słowem ruch jak w Paryżu! Brawo Panie Nadleśniczy! Proponuję, aby w celu pozyskania jak największych zasług, wybudować na terenie osady leśnej Diabelski Młyn, taki jak np. w Londynie! A co? Poniemieckie baraki w lesie w okolicy Brączewa warto by może wykorzystać do leczenia sanatoryjnego, wykorzystując występujące tam borowinowe wody mineralne. Można by adaptować, znajdujący się tuż obok baraków, słynny komin do organizacji skoków na bungee, można by też na pięknym Jeziorze Sycyńskim, wychodząc naprzeciw oczekiwaniom społecznym, wybudować Aquapark! Wszystko to pro publico bono, Panie Nadleśniczy! Alleluja i do przodu! A tu jeszcze szykuje się niespodzianka dla gospodyń miejskich w postaci dopuszczenia gotowania w lesie na kuchenkach gazowych! Brawo! Jak już tak na bogato, to sedes pod każdym drzewem, Panie Nadleśniczy! Frontem do „turystów”, którzy nie wiedzą, do czego w lesie służy saperka.
A teraz na poważnie. Może by tak, Panie Nadleśniczy, zamiast bzdetów, przygotować jakiś porządny plan usuwania śmieci z lasu albo plan zapobiegania ciągłemu zaśmiecaniu tego lasu? Może by tak wspólnie z gminą Oborniki przyjrzeć się działkom budowlanym, czy rekreacyjnym, wchodzącym prawie do Jeziora Sycyńskiego? Jeziora, które jest ostoją dla ptactwa wodnego, dzików i jeleni. Jednego z niewielu umierających jezior, które przetrwały i dają schronienie i miejsca lęgowe wielu gatunkom ptaków. Czy aby nie jest tam tak, jak z zamkiem w Stobnicy? Może by tak wyznaczyć publiczne drogi leśne, po których samochodami mogliby poruszać się swobodnie spacerowicze? Może by tak oznaczyć drogi, po których nie wolno jeździć pojazdami mechanicznymi, ani zaprzęgami? Co? Dałoby się? Przy odrobinie dobrej woli, dało by się.
Andrzej Jęczmyk
Andrzej Jęczmyk – myśliwy, fotograf amator, wieloletni członek i współzałożyciel KŁ „Daniel”, miłośnik spokojnego i cichego lasu, pomysłodawca i współwykonawca kamienia „Przyrodo Nasza” na rozstaju dróg w leśnictwie Żurawiniec
Tak wygląda las po sympatycznych wizytach „turystów”
Nawiedzają nas często kolumny dumnych motocrossowców i offroadowców, rozjeżdżających wszystko, co natrafią po drodze
Wszystkie zdjęcia autora
Szerzej w poniedziałkowej „Gazecie”