15 49.0138 8.38624 1 1 7000 1 https://szamotulska.pl 300 true 0
theme-sticky-logo-alt

„Jeżeli nadarzy się okazja, wynoszę się stąd”

Szamotulscy przedsiębiorcy pełni złych przeczuć

Miejsce, w którym skupia się życie lokalnej społeczności, koncentrują się najważniejsze wydarzenia, znajdują się cenne zabytkowe budowle o znaczeniu kulturalnym, historycznym, architektonicznym oraz placówki handlowe i popularne instytucje. Dumnie zwane przez włodarzy gminy sercem miasta. Rynek. Żyjące tu na co dzień osoby wątpią jednak w to, czy  władze samorządowe podchodzą z prawdziwym sercem do wyjątkowej przestrzeni, którą z dziada pradziada tworzyli dla nas nasi przodkowie.

Czy szamotulski rynek ma szansę przetrwać następne wieki i rozwijać się bez troski o spadkobierców tych, którzy przez lata nadawali mu swoisty charakter i splendor? Bez pomysłu na zapewnienie mu bezpiecznych perspektyw? Szamotulscy przedsiębiorcy i właściciele zlokalizowanych w centrum stolicy powiatu nieruchomości są pełni złych przeczuć. Niektórzy przepowiadają wprost niechybny upadek nierozerwalnie związanej z dziejami stolicy powiatu starówki, naznaczonej na każdym kroku śladami dokonań minionych pokoleń. Sceptycy przeczuwają, że gwoździem do przysłowiowej trumny może okazać się zaplanowana rewitalizacja.

Mieszkańcy rynku uważają, że została ona przygotowana „bez głowy”. Nie uwzględniając poza niektórymi postulatami najistotniejszych oczekiwań i praktycznych rozwiązań, dzięki którym rynek mógłby stać się dla jego bywalców przyjazną i dobrze prosperującą przestrzenią.

Zdaniem właścicieli kamienic, opracowany projekt rewitalizacji centrum miasta, ograniczający ilość miejsc parkingowych w niektórych częściach rynku z 50 do raptem około 8, zakładający wyznaczenie węższych niż obecnie stref postojowych, sprawi, że niewiele osób będzie chciało wyprawiać się na rynek po sprawunki lub w celu załatwienia innych spraw. Szamotulanie martwią się, że spowity płytami kamiennymi obszar wokół kamienic dodatkowo odstraszał będzie klientów sklepów, zwłaszcza w okresie wiosenno-letnim, kiedy dokucza nam ostre, piekące słońce. Jego promieniowania i wysokich temperatur nie będzie pochłaniał granit, z którego mają zostać wykonane nawierzchnie chodników i dróg w centrum stolicy powiatu. Kamień absorbował będzie ciepło, nie zapewniając wilgoci ani ochłody. Według naszym rozmówców, rynek zacznie więc przypominać rozgrzany ruszt bądź piekarnik, który przechodnie zaczną z daleka omijać.

 

Nie musimy powielać feralnych projektów

– Niby władze lokalne wysłuchują naszych racji. Ale jak przychodzi co do czego, w najważniejszych kwestiach nie liczą się z nimi i nie uwzględniają ich. W rzeczywistości niewiele więc zależy od nas – stwierdzają ze smutkiem ci, którym rynek zapewnia dochody, czyli kupcy.

Dla mnie w planach wystroju nowego rynku jest za mało zieleni, a przeważa beton. Jeżeli już ma być przeprowadzona modernizacja, niech rzeczywiście będzie ładnie, zielono. Przyjaźnie dla ludzi i środowiska. Tymczasem wszędzie proponowany jest beton, beto, beton… Betonu mamy już dosyć. Co prawda materiałem, z którego wykonana zostanie główna płyta będzie granit, ale to też jest kamień, który nagrzewa się, nie zatrzymuje wody, tak jak ziemia i rośliny i nie chroni przed nadmiernym ciepłem – wypowiada się Maria Koszuda.

Będziemy się tu gotować. W tej chwili jest gorąco, a później to już w ogóle… – podziela punkt widzenia swej przedmówczyni Barbara Piekarzewska.

Podobnie stwierdza Iwona Grynia, do której należy budynek po dawnych PSS-ach: – W przygotowanym projekcie odnowy rynku, minusem jest też mała ilość parkingów i to, że będą zbyt wąskie.

Barbara Perek dorzuca, że nie musimy przecież powielać feralnych projektów, realizowanych gdzie indziej.

We Lwówku liczącym około 4 tysięcy mieszkańców, zrobili bardzo ładny nowy rynek, chyba ze 110 parkingami. A tu ma być około 80 parkingów na 20 tysięcy mieszkańców – zauważa Iwona Grynia.

 

„Zostaniemy z tym wszystkim ugotowani”

Boję się, że ten rynek kiedyś upadnie i zostaniemy z tym wszystkim ugotowani. Już teraz rynek często świeci pustkami. Rossmann się wynosi. Wszyscy będą handlować w nowej galerii. A rynek będzie wymierał. Co wtedy zrobimy z naszymi sklepami? Kto nam wydzierżawi lokale? I z czego je utrzymamy? – pyta przejmującym głosem Maria Koszuda.

Już mamy problemy z wydzierżawianiem. Ja prawie rok miałam zamkniętą działalność – potwierdza roztaczany przez panią Marię czarny scenariusz  Barbara Piekarzewska.

Delikatnie mówiąc, nasze władze myślą bardzo wąsko, nie przyszłościowo. Ten duży rynek i ten mały, te boczne uliczki, to wszystko są sklepy. Jak runie rynek, to istniejące tu działalności posypia się. A my też płacimy podatki i to nie byle jakie – podsumowuje rysujące się realia, Barbara Perek. Inna osoba zaznacza: – Wiele miast dawało pieniądze na rewitalizację zabudowań. Tutaj nawet nie postarano się o takie środki i każdy właściciel musi we własnym zakresie odnawiać swoją nieruchomość.

Po chwili temat kontynuuje Maria Koszuda: – Mam dwa sklepy liczące 80 m kw. Co z nimi zrobię? Urządzę w nich kawiarenkę? Tylko czy zapewni mi ona utrzymanie przez cały rok? Teraz trudno jest trafić w gusta klientów i wybrać odpowiadającą im działalność. Młodzi ludzie natomiast nastawieni są na szybki zysk. Jeżeli go nie ma, po czterech miesiącach kończą swoje przedsięwzięcie. Moja babcia prowadziła sklep przed II wojną światową i później otworzyła go zaraz po wojnie. Pięć lat temu przeszłyśmy ze szwagierką na emeryturę i teraz wydzierżawiam pomieszczenia handlowe. Kiedyś jednak nie było tak dużej konkurencji w tej branży. Ale to nie znaczy, że nie należy dbać o to, co tworzy zaplecze całego rynku. Bo jest to dorobek wielu pokoleń i ich spuścizna na następne lata, którą jeśli stracimy, już nie odzyskamy. To jest praca, poświęcenie, mozolne starania naszych przodków dążących wytrwale do tego, by wyrosło tu ich wymarzone, dostatnie, spokojne, bezpieczne miasto, o charakterystycznej dla niego architekturze, kulturze, tradycji i mentalności. Naszym obowiązkiem jest więc dbać o to, co pozostawili nam poprzednicy. Stanowi to dla nas niezwykłą wartość – dzieli się z „Gazetą” swymi przemyśleniami Maria Koszuda.

 

Co będzie dalej?

Włodarze podkreślają, że rynek jest sercem miasta i chlubią się tym. Niestety w ich codziennych poczynaniach trudno dostrzec, by zależało im na zachowaniu starówki. To co jest nam oferowane, to jedynie pozorowane zabiegi, sprowadzające się do przypudrowania faktycznych problemów, które decydują o tym co będzie z nami dalej – oświadczają z niepokojem szamotulanie.

Nasze władze mieszkają za miastem, a rynek ich nie interesuje – komentuje istniejącą sytuację Barbara Perek.

Przed kilku laty, kiedy rozpoczęła się dyskusja o zmianie wizerunku rynku, forsowano propozycję zamknięcia go dla ruchu kołowego i przerobienia ulic na deptaki. Wypowiadał się tak facet mieszkający het, het na peryferiach Szamotuł. Czy on by tu przyszedł? Owszem, przyszedł by zobaczyć jak to wygląda. Ale efekt byłby taki, że żadna dotychczasowa działalność by nie przetrwała  – oznajmia Maria Koszuda.

Inna osoba zaznacza: – W otoczeniu kamienic powinno być dużo nasadzeń, klombów z kwiatami, więcej rozłożystych drzew, tworzących naturalne baldachimy nad ławkami. Osłonę przed słońcem mogłyby też spełniać, dodające otoczeniu swoistego uroku i przytulności, pergole. W takich zakątkach emeryci i starsze osoby mogliby odpocząć i nabrać sił, na przykład po wizycie w szpitalnej przychodni u lekarza specjalisty. Nadawałaby się do tego między innymi przestrzeń przy pomniku pomordowanych w czasie  II wojny światowej otorowian, gdzie mają pojawić się ławeczki – dzieli się swymi spostrzeżeniami kolejna osoba.

 

„Pierwsze koncepcje zawalił architekt”

Do dyskusji o przyszłości rynku włącza się także prowadzący popularną cukiernię z rodzinnymi tradycjami, Dariusz Nowaczyński.

Pierwsze koncepcje renowacji rynku zawalił architekt Szymon Kałużyński. Zaproponował on przeobrażenia rynku w trzech wersjach. Ale pani konserwator przedstawił pomysł zakładający wyłączenie rynku z ruchu samochodowego i ona to podchwyciła. W duchu tego zamysłu otworzyłem letni ogródek działający przez maj, czerwiec, lipiec, sierpień i trochę września. Kiedy spytałem radnego gminnego Pawła Łączkowskiego, ile razy go odwiedził, przyznał, że… dwa razy w sezonie! Sądziłem, że był w ogródku chociaż dwa razy w miesiącu. To świadczy o skali zainteresowania tego rodzaju usługami pod kątem zamknięcia rynku i zarezerwowania go jedynie dla pieszych – wypowiada się Nowaczyński.

Właścicielka jednej ze zlokalizowanych na rynku kamienic dodaje: – W Wągrowcu też z narzekają na rewitalizację rynku, bo tam również wprowadzają betonozę. Niestety, w wielu przypadkach powielane są nietrafione, źle przemyślane projekty. Prawda jest taka, że skoro Unia Europejska daje pieniądze, trzeba je spożytkować. Tym bardziej, gdy jeszcze komuś w kieszeń coś wpadnie. Nie czarujmy się. Okazuje się, że rosnące na naszym rynku stare drzewa mają zostać usunięte. Komu one przeszkadzają? Moi synowie nawet je sadzili. Jest wiele innych pilnych potrzeb w Szamotułach, poza rewitalizacją centrum miasta. Obwodnica, nowa szkoła, nowe przedszkole, nowe żłobki. Co z tego, że odnowiony ma zostać rynek, jeśli w ogóle nie myśli się o udzieleniu pomocy na renowację niektórych, zaniedbanych przez lata kamienic. Części z ich właścicieli nie stać na kapitalny remont.

 

„Otwarcie galerii oznaczało będzie kompletna klapę”

Wizja nowego oblicza serca stolicy powiatu nie wzbudza również aprobaty Jana Frątczaka, prowadzącego w mieście drugą co do wielkości po firmie Rossmann  drogerię, której filie istnieją także poza centrum Szamotuł.

– Założenia dotyczące renowacji rynku nie odpowiadają mi w żadnym punkcie. Przede wszystkim na tym betonie w słoneczne dni będzie można sobie przychodzić jajka smażyć. Istniejąca teraz kostka brukowa pochłania więcej słońca niż oferowany nam kamień z w formie wielkich płyt. Chodzi też o ograniczenie parkingów. Część z nich zostanie zlikwidowana. I co? Jak będę już starym człowiekiem to mam z ulicy Franciszkańskiej o kulach do domu wracać? Bo na rynku nie będzie wystarczająco dużo miejsca na zaparkowanie. Niby z naszej strony zostanie parking (mowa o pierzei zlokalizowanej po stronie, przy której istnieje drogeria „Ariel” należąca do pana Jana, księgarnia i bank BGŻ – red.). Ale cały czas pytam, gdzie będzie te 108 miejsc postojowych obiecanych w projekcie, skoro przy przeciwnej pierzei, po stronie cukierni Nowaczyńskich i punktu sprzedaży sieci T-Mobile, liczba miejsc parkingowych z pięćdziesięciu ma zostać okrojona do ośmiu. Poza tym ten, kto rozrysował projekt parkingów, chyba robił je na rowery. Bo szerokość ich jest zdecydowanie za wąska. Na mojej stronie przewidziano 32 miejsca postojowe od zegara do toalet, w tym 4 dla niepełnosprawnych. Trudno wytłumaczyć po co. Jeśli teraz stoi tam maksymalnie 16 samochodów. Ponoć tak zdecydował konserwator zabytków, który nie chciał wyrazić zgody na inne rozplanowanie. Według mnie, jak nie ma tego, który może się bronić, to zwala się winę na niego. Kostka, która przez lata pokrywała trotuary rynku, nagle stała się nieodpowiednia, a granitowa płyta ma o dziwo spełniać wymogi pasujące do zabytku. Zimą będzie na niej ślisko, a latem będzie gorączka. Nie wiem jaki jest tego cel. Nie umiem odpowiedzieć. Moim zdaniem jest to nie tak – uważa Frątczak.

 

 „Ważne, żeby burmistrzowi zgadzała się kasa i spływały podatki”

Skoro ludzie krytycznie oceniają to, jak ma wyglądać nowy rynek, domagając się skorygowania projektu jego remontu, być może należałoby uszanować ich głosy.

– Ale tu nie ma żadnego uszanowania. Skoro chcą zrobić z rynku getto i taka jest wola władzy, to tak się stanie. Przecież rynek już jest wyizolowany. Za chwilę otworzą nam następną galerię i oznaczało to będzie kompletną klapę dla rynku. Zyski będą napędzane dla galerii. Miasta nie będzie interesowało kto, czym i jak tam handluje. Ważne, żeby odprowadzał podatek gruntowo-nieruchomościowy. Na nasz rynek nikt nie będzie przychodził z ulicy Franciszkańskiej czy jakiejkolwiek innej na zakupy – przekonuje Jan Frątczak.

I dodaje: – Po pierwsze dlatego, że nie będzie gdzie zaparkować. Po drugie będzie goła płyta, na której nie będzie gdzie schronić się przed słońcem. Z zagospodarowaniem otoczenia zielenią, drzewami, kwiatami nie ma problemu. Tylko rządzący Szamotułami wychodzą z założenia, kto będzie to utrzymywał. I tu mamy odpowiedź, bo każdy umywa ręce. Na wszystko potrzebne są pieniądze i praca ludzi. Widzimy, co dzieje się w parkach. Nie ma kto w nich kosić i sprzątać. Kto ma to robić? Zakład Gospodarki Komunalnej ma już zbyt wiele zadań do wypełniania. Mamy u nas piękną pływalnię i basen letni udostępniany niby za darmo. Ale jako mieszkańcy, w zamian ponosimy najwyższe w powiecie stawki za wodę i ścieki. Za kubik ścieków miesięcznie musimy płacić ponad 13 zł. Jest to opłata za utrzymanie basenu. Każda gmina czy powiat musi dopłacać do pływalni. O dziwo Wronki chociaż są tak bogate, nie budują basenu. I są na plusie z finansami. Oni także urządzili sobie nowy rynek, ale parkingi zostawili i to bezpłatne. A władze szamotulskie są nastawione tylko na wyciąganie pieniędzy od ludzi, czyli przysłowiowe dojenie ich i nic więcej. Żeby burmistrzowi kasa się zgadzała. Ale to, czy przedsiębiorcy z rynku zdołają się utrzymać, czy nie, to już nie interesuje włodarzy. Ludzie są im potrzebni tylko do wyborczego głosowania. Przykre, ale prawdziwe. Możemy wziąć jako dobry przykład Lwówek. Wyremontowano tam rynek, zrobiono dodatkowe miejsca parkingowe, zieleń. A w Jarocinie zamknęli rynek dla ruchu samochodowego i teraz proszą się, żeby ktokolwiek zechciał wrócić i chociaż otworzyć tam knajpkę. Jest to ciężko odkręcić. Tamtejsi radni myślą nawet o wprowadzeniu 50-procentowego upustu w podatku gruntowo-nieruchomościowym, żeby interesy wróciły z powrotem na rynek. Od dłuższego czasu obserwuję też Czarnków. Na tamtejszym rynku urządzili deptak i padło wszystko. Nawet sieciówki pozdychały. Nie ma parkingów, nie ma życia. Tylko między godziną 6.00 a 10.00 są dostawy i od 18.00 do 21.00. Nikt nie przyjdzie, nikt nie będzie nosił siatek w słońcu, gdzie nie ma drzew. W Czarnkowie też jest ta słynna płyta z wielką fontanną. Nasi dziadkowie, nasi ojcowie starali się cały czas podążać do przodu, żeby było nam lżej. Teraz każdy wspomaga się pojazdem, samochodem. Nie cofajmy się więc i nie rezygnujmy z tego środka transportu, wracając do XIX czy XVIII wieku.

Spójrz na Obrzycko. Zrobili obwodnicę, miasto klapło – zagaduje właściciela drogerii „Ariel” inny przedsiębiorca. W odpowiedzi pan Jan oznajmia: – Ale zachowali parkingi i jakoś na rynku ruch się kręci. Moja znajoma ma w Obrzycku drogerię i bardzo sobie chwali ten interes. Rynek jest stale zastawiony wjeżdżającymi pojazdami. Zrobili nawet parking na starym bruku pod ratuszem.  

W Czarnkowie jest 21 zakładów zatrudniających powyżej 100 ludzi. A pokażcie mi jeden pokaźniejszy zakład w Szamotułach. Co jest? Markety. Weźmy Oborniki, które radzą sobie z działalnością gospodarczą podobnie jak Czarnków. O Nowym Tomyślu w ogóle już nie wspominam, bo on przebija wiele miejscowości. Nie przebije jedynie Czerwonaka i Tarnowa Podgórnego. Teraz obok Obornik będzie przebiegała „S-ka”, więc będą one w jeszcze bardziej korzystnej sytuacji. Z tego co słyszałem, będą dawać tam za symboliczną złotówkę ziemię pod inwestycje. Generalnie interesuje mnie wyprowadzka z Szamotuł. Jeżeli będę miał możliwość to wynoszę się stąd.

 

 

 – Boję się, że ten rynek kiedyś upadnie i zostaniemy z tym wszystkim ugotowani. Co wtedy zrobimy z naszymi sklepami? Kto nam wydzierżawi lokale? – pyta Maria Koszuda, niepewna o swój dalszy byt

 

Poprzedni
Następny