15 49.0138 8.38624 1 1 7000 1 https://szamotulska.pl 300 true 0
theme-sticky-logo-alt

Dziki a sprawa szamotulska

Władze zapowiadają walkę z dzikami w stolicy powiatu

 

Powiatowy Lekarz Weterynarii w Szamotułach w związku z zagrożeniem szerzenia się afrykańskiego pomoru świń (ASF) u dzików, nakazał gminie Szamotuły przeprowadzenie na terenie miasta odłowu dzików w celu ich uśmiercenia. Litości nie będzie.

Zwierzęta mają być odłowione w sposób – jak podaje inspekcja weterynaryjna – „nie powodujący u nich wystąpienia zbędnego bólu i stresu”. Po odłowieniu  dziki zostaną zabite poprzez podanie im przez lekarza weterynarii środka farmakologicznego przeznaczonego do eutanazji zwierząt. Uśmiercone w ten sposób dziki zostaną przebadane w kierunku obecności wirusa ASF, a następnie trafią do utylizacji. Także te zdrowe. Eksterminacja dzików w stolicy powiatu ma potrwać do 15 listopada. Mają szansę na uratowanie skóry? Tylko, jeżeli na czas do 15 listopada wyniosą się do lasu. Potem mogą wrócić.

Grasują na Szczuczyńskiej

W tym roku skutkiem informacji uzyskanych od mieszkańca ulicy Szczuczyńskiej, zawiadamiającego o watasze dzików liczącej nawet kilkadziesiąt sztuk, przebywającej na terenach, na których odstrzał jest niemożliwy, zdecydowano się na zastosowanie takiej formy zmniejszenia populacji, jak odłów dzików – wyjaśnia Robert Łęgosz, powiatowy lekarz weterynarii.

Na nadmiar dzików narzekają nie tylko rolnicy ze Szczuczyna, którym to poczciwe zwierzaki dewastują uprawy, narzeka też szamotulski radny gminny i lider miejscowej Platformy Obywatelskiej Bartosz Węglewski. Panu radnemu dziki podpadły, bowiem biegają samopas po osiedlu TBS przy ulicy Nowowiejskiego w Szamotułach i straszą niewinnych mieszkańców. A poza tym państwo polskie walczy niestrudzenie i wytrwale kolejny rok z afrykańskim pomorem świń, czyli z dzikami, bo to one są oskarżane (a nie rolnicy) o roznoszenie wirusa.

Tylko co robić, skoro my jako myśliwi nie możemy odstrzeliwać dzików na terenie miasta, wśród zabudowań? – zastanawia się Łukasz Heckert, radny i zarazem prezes Koła Łowieckiego „Daniel” w Szamotułach, w obwodzie którego mieszkają nieznośne dziki. Radny-prezes chciałby pomóc, ale bezradnie rozkłada ręce.

Skoro z dzikami nie da się po dobroci, to… Odstrzelić może parę czarnuchów i będzie spokój? Niestety, polowanie w nowoczesnym i postępowym, czyli oderwanym od rzeczywistości społeczeństwie jest nieakceptowalne. Pozostają negocjacje z dzikami, ale jeszcze nikomu nie udało się z nimi dogadać. Radny-myśliwy Heckert wspomina natomiast nieśmiało o konieczności usunięcia przyczyn pojawienia się dzikich zwierząt w mieście.

Żal zmarnowanej dziczyzny

Przyczyn jest kilka, ale najważniejsza to rozmnażające się bez opamiętania wilki, przed którymi dziki zwierz zmyka do miast, bo tu się czuje bezpieczny. Niestety, ludzie nie znający praw przyrody, zakochani w wilkach, nie rozumieją, że populacje zwierząt w dzisiejszych czasach muszą być regulowane, bo inaczej będziemy mieli to, co mamy, czyli sytuacje konfliktowe – tłumaczy Łukasz Heckert. – Kolejna sprawa to wyrzucanie jedzenia do śmietników, a jedzenie przyciąga zwierzęta, także dziki. No i wreszcie niekontrolowana rozbudowa miasta z uwagi na brak planów zagospodarowania przestrzennego i brak wizji rozwoju Szamotuł. Efekt – dewastacja przez deweloperów  naturalnych enklaw, ostoi dzikiej zwierzyny.

Zdaniem Łukasza Heckerta, najbardziej przykre w całej akcji eksterminacji dzików jest marnowanie cennego, wartościowego mięsa, które w postaci wędzonych szynek, pieczonych udźców, aromatycznych gulaszy czy żeberek w kapuście mogłoby trafiać na nasze stoły.

Smutne jest to, że dzik będzie usypiany, a następnie utylizowany. Czyli zdrowego, bo nie wyhodowanego na sztucznych paszach i antybiotykach mięsa, nie będzie można spożytkować w kuchni – łapie się za głowę Heckert. – A przecież dziki będą badane i w przypadku negatywnego wyniku, a więc pewności, że zwierzę jest zdrowe, trzeba będzie oddać je do utylizacji. I pomyśleć, że są na świecie głodujący ludzie, a my będziemy marnować cenną żywność. Nieco starsi szamotulanie pewnie jeszcze pamiętają kartki na mięso i gigantyczne kolejki do rzeźnika przed świętami. Smutne to, i to wszystko przez parę osób, które stwierdziły, że dzików jest za dużo.

Co istotne, zdaniem Łukasza Heckerta kosztowna akcja zarządzona przez weterynarię nie da spodziewanych efektów. Ba, nie przyniesie żadnych efektów. Bo przyroda nie znosi pustki. – Nawet jeśli uda się odłowić i zabić ileś tam dzików, to w ich miejsce przyjdą następne. Jeśli w ekosystemie powstaje luka, to jest ona szybko zapełniana – tłumaczy myśliwy. I oczyma wyobraźni widzi dziczy schab duszony w rozmarynie, polany sosem borowikowym, który zamiast trafić na stół w towarzystwie kieliszeczka nalewki z tarniny, zostanie zutylizowany. W imię czego?

(mal)

 

Foto: Szamotulskie dziki zamiast do chłodni, a następnie do kuchni i na stoły, trafią do utylizacji

Poprzedni
Następny