Radni zaprosili mieszkańców na kawę
Szamotulscy radni opozycyjni zaprosili mieszkańców na kawę do Napoleon Cafe. Miano dyskutować, rozmawiać… O czym? Tego chyba do końca nie wiedzieli sami organizatorzy. W każdym razie oberwało się burmistrzowi Kaczmarkowi.
– W cztery godziny 900 osób przeczytało! Brawo Wy! Czy Cafe nie pęknie w szwach? – ekscytował się Paweł Łączkowski liczbą osób, które przeczytały zaproszenie na spotkanie z radnymi. – Będzie więcej… – pompował balonik Bogusław Jądrzyk. W piątkowy wieczór do Napoleon Cafe w Szamotułach przyszło zaledwie paru mieszkańców, w większości stałych bywalców tego typu wydarzeń. Spodziewanych tłumów nie było…
Za stołem prezydialnym (zabrakło zielonego sukna) zasiadło czworo radnych. Grażyna Augustyniak, Jerzy Najderek, Bogdan Maćkowiak i Paweł Łączkowski.
– Tematem spotkania, taką moją ideą przez trzy lata kadencji, jest próba budowania społeczeństwa obywatelskiego – zagaił, niczym na zebraniu gminnej spółdzielni, Łączkowski.
Po czym dodał: – Brakuje nam trochę wsparcia waszego i dlatego zaprosiliśmy was, aby dowiedzieć się, czego oczekujecie od nas radnych, posłuchać waszych uwag, opinii.
– Paweł lubi tak sobie pogadać, pobrylować, polansować się przy okazji, ale czemu to ma służyć? – zastanawiał się nad ideą spotkania jeden z radnych.
Na sesję przyjść nie można…
Stefan Jakś, radny pierwszej kadencji (początek lat dziewięćdziesiątych, na zdjęciu po lewej), zwracał uwagę na trudności w prowadzeniu dialogu z samorządowcami.
– Na sesję przyjść nie można, głosu zabrać nie można, powiedzieć niczego nie można, a nawet gdybyśmy chcieli coś napisać, to tak, jakbyśmy grochem o ścianę rzucili, bo to nic nie daje. A wujek Włodek wziął się, zamurował i nikogo nie ma, cisza, spokój, nic się nie dzieje – mówił.
– Zorganizowanie się nas wszystkich, to jest jedyna droga, którą powinniśmy iść – odpowiadał Łączkowski, nie wyjaśniając jednak na czym owo „zorganizowanie się” miałoby polegać. Kontynuując dodał: – Władza powinna czuć oddech mieszkańców na sobie. Niekoniecznie radnych, bo są radni zależni i oni zawsze będą głosowali „za”. I są radni mniejszości, którzy nigdy niczego nie osiągną w głosowaniu. Gdybyście napisali petycję, to nie byłoby barbarzyńskich pomysłów na niszczenie terenów zielonych. Gdyby stała jakaś pikieta… Nie byłoby rewitalizacji rynku uzgodnionej z kilkoma mieszkańcami.
Czy radnych ograniczało coś w przygotowaniu petycji, bądź zorganizowaniu pikiety, radny nie wyjaśnił.
– My możemy razem, tylko trzeba ze sobą współpracować. Będąc biernymi oddajemy pole działania tym, którzy są aktywni – ciągnął swój wywód Łączkowski. – Nikt z nikim nie rozmawia… Mieszkańcy o planach dowiadują się, gdy na rynku pojawiły się buldożery.
– My mamy taki problem, że młodzi ludzie mają to gdzieś, a starzy, którym zależy, nie umieją klikać na fejsbuku – diagnozował problem Stefan Jakś. – A generalnie sprowadziliśmy naszą samorządność, o którą walczyliśmy, do takiego poziomu, jaki był w latach 60-ych, 70-ych, gdzie grupa, która uważała, że ma rację, mogła zrobić wszystko, a cała reszta – nic. Cały problem polega na tym, aby tych młodych ludzi ruszyć, żeby im się coś chciało. Żeby wiedzieli, że mają na coś wpływ.
Uaktywnić młodych
– Podzielam pana myśl o młodych ludziach. Nas, starszych, młodzież ma gdzieś – komentowała Jadwiga Nowacka. I podkreślała, że już szkoły średnie powinny przygotowywać młodych ludzi do aktywności społecznej, uczyć samorządności.
– Kiedy byłem radnym, miałem 35 lat i nam się chciało… – wspominał Stefan Jakś.
– Nas interesuje co jest teraz i co ma być, a nie historia! – włączył się dynamicznie do dyskusji Bogusław Jądrzyk, przerywając Jaksiowi. – Pomyślmy, co możemy dzisiaj zrobić. Oborniki mają młodzieżową radę miasta, dlaczego tego w Szamotułach nie zrobiono?
– Młodzieżowa rada w Szamotułach jest powołana… – wtrącił nieśmiało Jerzy Najderek.
Jądrzyk, w niezwykle ekspresyjnym wystąpieniu (biegał po sali żywo gestykulując), zwracał uwagę na konieczność przywrócenia właściwej hierarchii organów władzy: – Jeżeli rada miejska nie chce wziąć na siebie ciężaru władzy, no to będzie tak, jak mamy. A to przewodniczący rady jest najważniejszy, on moderuje życie w gminie.
Były radny odniósł się też do sprzedaży gruntów gminnych przy ul. Łąkowej.
– „Kochane Szamotuły” (portal Macieja Lesickiego – red.) wstawiły post na temat gruntów przy Łąkowej, które zostały sprzedane. Był to post tak chybiony, panu Bogu kulą w okno – wytykał Lesickiemu Jądrzyk. – To są grunty, które powinny zostać przy gminie! Nie można bronić czegoś, co jest stracone. Na to się godzić nie możemy.
I dodał: – Musimy przywrócić kolejność władzy – nie burmistrz, a radni. W najbliższych wyborach muszą zwyciężyć ludzie młodzi. Burmistrz ma wykonywać to, co rada ustali.
Problemy ludzi starszych
Obecne na spotkaniu panie Jadwiga Nowacka i Teresa Bździel zwracały uwagę na problemy ludzi starszych, którym w Szamotułach nie jest łatwo. Nowacka wskazywała na modelowe wręcz rozwiązania w zakresie opieki nad seniorami i niepełnosprawnymi wypracowane w gminie Pniewy. Zwłaszcza na polu rehabilitacji. Okazuje się, że wielu szamotulan korzysta z usług dziennego domu opieki medycznej właśnie w Pniewach. Jak zaznaczała Ewa Pajkert, są nawet takie osoby, które zameldowały się na terenie pniewskiej gminy tylko po to, aby korzystać z tamtejszej znakomitej opieki.
– Szamotuły dają pieniądze na Betlejemkę. Ale co to daje, jak tam nie ma żadnych ćwiczeń – zaznaczała Jadwiga Nowacka.
– W Pniewach opieka jest rewelacyjna, w Szamotułach nie ma nic, opieka jest bardzo ograniczona – zauważała Ewa Pajkert. – Była w Szamotułach pani Markiewicz i były projekty. Ale była taką kłodą dla burmistrza, że nie ma jej u nas, a doskonale funkcjonuje w Pniewach. My nie mamy zorganizowanej opieki dla starszych ludzi.
– Bo wyrzucamy pieniądze. Pieniądze, które idą do Betlejemki, idą w błoto – dodał Lesicki.
O aktywności społecznej
O mizernej aktywności społecznej szamotulan mówiła mieszkanka Gąsaw, mama nastolatka (prosiła o zachowanie anonimowości).
– Tu wszystko umiera. Jakieś dwa lata temu próbowałyśmy rozmawiać z radnymi, cokolwiek wskórać, żeby coś tu się działo dla młodzieży – wspominała. – Mamy tutaj Maksymiliana Ciężkiego, była mowa o tym, żeby otworzyć klub młodzieżowy, coś zorganizować. Mój syn angażuje się w wolontariat w Poznaniu… Szamotuły umarły, dlatego młodym się nie chce.
– Młodzi głównie dbają o siebie – zauważył Paweł Łączkowski.
– Ale burmistrz nie – To co panie mówią prowadzi do konkluzji – żeby cokolwiek zmienić w tej gminie, to należy zmienić sposób myślenia – drążył temat Bogusław Jądrzyk (na zdjęciu u góry). – Jeżeli włodarz ma umysł ograniczony, no to gmina będzie ograniczona. Jeżeli zaś będzie miał umysł otwarty, będzie rozumiał ludzi, to będą powstawać stowarzyszenia, które zaopiekują się osobami starszymi.chce aktywności społecznej. Nawet jeśli ktoś się odzywa w słusznej sprawie, to jest odbierany jako wróg – dorzuciła Ewa Pajkert.
– Pani mówiła o Ciężkim – zwracał się Jądrzyk do mieszkanki Gąsaw. – Ja lansując się na fejsbuku napisałem, że można by stworzyć powiatowe centrum nauk ścisłych. Mamy takiego patrona! Tylko trzeba działać. Jeżeli wydział promocji magistratu pokazuje tylko repertuar kina, to ja taki wydział zwalniam. Gmina będzie się rozwijała wtedy, kiedy będą pomysły.
I przedstawił swój pomysł: – Być może uda nam się rozwinąć w Szamotułach na tyle szkolnictwo, że będziemy tu kształcić informatyków, komputerowców czy technologów. I być może wtedy Szamotuły zyskałyby w Polsce, albo i poza, taką sławę, że tutaj się produkuje fachowców, że tu wtedy mogą się lokować zakłady.
– Ja tutaj mieszkam 20 lat i od 20 lat tutaj nie zmienia się nic. Ja jestem załamana – dzieliła się swoimi spostrzeżeniami mieszkanka Gąsaw, wskazując przy okazji na niedostatecznie oświetlone ulice i zaniedbane parki.
– Ja mówię, że młodzi się nie angażują, bo nie maja żadnego bodźca, żadnego – zaznaczał Stefan Jakś. – Nikomu nie zależy tu na aktywności społecznej z prostej przyczyny – im jest bardziej cicho, tym jest lepiej. A urzędnik w naszej gminie tyle może, na ile burmistrz mu pozwoli.
– Najgorzej, kiedy burmistrz jest omnibusem – wskazywał Waldemar Górny – i my mamy burmistrza omnibusa, niestety, który na wszystkim się zna i wkracza w każdą sferę życia miasta. W takiej Andorze, zanim burmistrzowie zasiądą na swoich stolcach, są badani psychologicznie. To, w jakim miejscu jest dzisiaj nasza gmina, to jest wina jednego człowieka.
Gdyby głupota miała skrzydła…
Maciej Lesicki z kolei zwracał uwagę na małą aktywność organizacji społecznych w gminie Szamotuły. Wskazał przyczynę: – Bo jak ktoś chce się wychylić, to za chwilę dostanie w łeb. Bo burmistrz ma w ręku narzędzie, które nazywa się dotacja. My możemy tutaj rozmawiać, Boguś (Jądrzyk) może chodzić tutaj po tej sali, wymachiwać i rozsiewać tego koronawirusa, nie daj Boże, żeby go miał, ale i tak do niczego nie dojdziemy…
– Szkoda, że głupota nie ma skrzydeł! – zareagowała ostro na żartobliwą uwagę Lesickiego pod adresem męża Lucyna Jądrzyk.
– Chodźmy – zwróciła się stanowczo do małżonka. Po chwili, urażeni państwo Jądrzykowie opuścili Napoleon Cafe.
– Tu trzeba usiąść przy stole i zacząć ustalać program działania na najbliższe dwa lata. Żeby zmienić coś w Szamotułach, trzeba zmienić władzę – kontynuował przerwaną myśl Maciej Lesicki. – Po drugiej stronie już się tworzy listy kandydatów do rady. A tu będziemy gadać, gadać… i znowu na trzy miesiące przed wyborami nie będzie kandydata na burmistrza. Dzisiaj już musi być lider.
„Ja od Stasia jestem”
– Ja od Stasia jestem. Heckerta. Wnuk – przedstawił się zebranym Ignacy Heckert, przedstawiciel krytykowanego, młodego pokolenia.
– Czy młodzi się angażują? Tak, angażują się, tylko trzeba im dać do tego miejsce – odpowiadał na wcześniejsze zarzuty.
I kontynuował: – Nasza gmina jest kompletnie antyspołeczna. Czy my będziemy chcieli się angażować? Tak, oczywiście. Tylko trzeba oprócz miejsca do działania dać nam wsparcie. Jak ja sobie wyobrażam działanie ludzi młodych? Jeżeli jest problem, to szukam sposobu jego rozwiązania. Był problem smrodu z oczyszczalni, widzieliśmy, że jest to działanie absolutnie bezprawne, no więc zajęliśmy stanowisko w sprawie. Mam nadzieję, że w ludziach coś się obudziło. Pokazaliśmy, że można się postawić. Jeżeli państwo potrzebujecie pomocy – zwracał się do radnych – pomożemy. Gdybyście państwo w najbliższych wyborach zechcieli sobie powiedzieć – wybieram po jednym młodym i staję za nim, to byłoby bezcenne.
– Za dwa lata będą wybory – podchwycił temat Stefan Jakś. – Przed wyborami trzeba zrobić kampanię, że żadna osoba zależna od burmistrza nie wchodzi do rady. Żadni jego pracownicy, bo jak oni mają go kontrolować?
Jaksiowi weszła w słowo Grażyna Augustyniak: – Jak on może zająć inne stanowisko, jeżeli on na dzisiaj bierze emeryturę, pełne wynagrodzenie kierownika i oprócz tego dietę radnego. I on będzie występował przeciwko burmistrzowi? (w tym momencie z sali padło nazwisko Pawlicki).
– Radni są na postronku burmistrza – kończył wywód Jakś. – To nie radny ma się zgadzać z burmistrzem. To burmistrz ma się zgadzać z nim. Bo rada jest nad burmistrzem.
Kamil Malinowski opisał liczne sytuacje, kiedy to radni zamieszczali w mediach społecznościowych swoje opinie niezgodne z linią władzy: – Była rozmowa z takim panem radnym i ten pan radny w następnym głosowaniu głosował zgodnie z planem.
– I na przykład nie czuł smrodu z oczyszczalni, mimo, że mieszka w TBS-ach – dorzucił Górny.
Grażyna Augustyniak przypomniała natomiast niedawne głosowanie w sprawie sprzedaży gruntu przy ul. 3 Maja. – Na komisji komunalnej część osób stanowiących grupę pana burmistrza nie była zdecydowana, a nawet niektóre osoby były przeciwne. Jak doszło do sesji, po rozmowie z burmistrzem, byli za sprzedażą. No więc w jaki sposób to zahamować? – pytała.
I odpowiedziała sobie: – Dopóki ten burmistrz będzie dalej, a ludzie są zaślepieni panem burmistrzem, to Szamotuły zamiast iść do przodu, pójdą do tyłu. Za pana Kaczmarka kawałek gruntu nie został zakupiony. Wszystko, co jest w zasobach gminnych, jest sprzedawane.
Radni klientami burmistrza
Do problemu powiązań radnych z burmistrzem nawiązał Waldemar Górny
– Klientelizm radnych, którzy współpracują z burmistrzem jest widoczny. Myślę tu o panu Węglewskim i innych – mówił. – Natomiast ja mam do państwa, tu obecnych, troszeczkę pretensji. Macie państwo nas, dziennikarzy, możecie mówić nam o różnych patologiach, ale ilekroć zwracam się o komentarz, to zawsze słyszę – no nie, nie mogę się wypowiedzieć, bo… Wy jesteście od tego, żeby coś w tej gminie zmienić. Bądźcie bardziej aktywni.
Maciej Lesicki dopytywał samorządowców, dlaczego nie powołali w radzie klubu radnych opozycyjnych: – Taki klub mógłby korzystać z pewnych możliwości. Największy opozycyjny klub radnych powinien otrzymać funkcję przewodniczącego komisji rewizyjnej. A to jest coś.
– I do tego dochodzi gwarancja uczestnictwa we wszystkich komisjach, a narzekacie państwo, że was się nie dopuszcza. Jak jest klub opozycyjny, to jest gwarancja – stwierdzał Ignacy Heckert, obnażając przy okazji brak orientacji radnych w uregulowaniach prawnych.
– Nie mam z kim tego klubu stworzyć – zaznaczyła Grażyna Augustyniak i była to jedyna reakcja radnych na wypowiedzi Lesickiego i Heckerta.
– Jakieś dwa lata temu, na sesji, zwracałem uwagę na kryzys, jeśli chodzi o mieszkania socjalne. Do dzisiaj nie otrzymałem odpowiedzi. Czy ktokolwiek z was cokolwiek zrobił, jakieś interpelacje były składane w sprawie organizowania mieszkań socjalnych? – zadał kolejne pytanie Lesicki. Odpowiedzią była cisza.
– No wiem, nikt, nic nie zrobił – stwierdził z przekąsem Lesicki. – Mam następne pytanie. Złożyłem pismo jeśli chodzi o program walki z alkoholizmem. Złożyłem wniosek do Węglewskiego, który odesłał to do komisji antyalkoholowej. Dlaczego żaden z radnych nie zainteresował się tym tematem? – punktował radnych.
Odpowiedź i tym razem nie padła.
– W całej nasze gminie problem alkoholizmu występuje od lat, są ludzie, którzy oczekują pomocy – przekonywał Maciej Lesicki. – Pan Węglewski, który twierdzi, że jest wielkim łącznikiem, że on będzie współpracował ze wszystkimi i pomoże każdemu, kto tylko w tej gminie będzie coś chciał zrobić, nie zrobił nic w tej sprawie. Pytam się więc radnych, czy ktokolwiek jest zainteresowany tym, że w Szamotułach są ludzie wykluczeni, do których pomoc powinna trafiać, a nie trafia?
Będzie kolejna kawa z radnymi
Problemów poruszonych podczas piątkowego spotkania radnych z nielicznymi mieszkańcami było wiele. Czy cokolwiek z tej dyskusji „o wszystkim i niczym”, jak to ją określił jeden z uczestników, wyniknie? Symptomatyczny jest brak zainteresowania szamotulan debatowaniem ze swoimi przedstawicielami w radzie miejskiej. Być może wynika to z braku wiary w moc sprawczą samorządowców. No bo skoro sami podkreślają, że nic nie mogą…
– Jestem za takimi zebraniami, ale… – stwierdza Maciej Lesicki.
– Zdefiniujmy problemy i nie traćmy czasu, żeby sobie o nich za dużo opowiadać – apeluje Ignacy Heckert. – Powiedzmy sobie jaki powinien być Park Zamkowy, dlaczego wzdłuż Samy powinna być promenada, dlaczego powinien być aktywniejszy klub seniora. Mówmy o tym co ma być na plus. Robić swoje, działać pozytywnie, nie przejmować się… i tyle – podsumowuje.
Radni zapowiedzieli kolejną kawę z mieszkańcami. Może powinni zaparzyć ją Ignacy Heckert z Kamilem Malinowskim?
Marek Libera
MCAFE47A: – Radni są na postronku burmistrza – uważa Stefan Jakś (z lewej). Obok Maciej Lesicki
MCAFE47C: – Zdefiniujmy problemy i nie traćmy czasu, żeby sobie o nich za dużo opowiadać – apeluje Ignacy Heckert
MCAFE47D: – Żeby cokolwiek zmienić w tej gminie, to należy zmienić sposób myślenia – wskazywał Bogusław Jądrzyk