15 49.0138 8.38624 1 1 7000 1 https://szamotulska.pl 300 true 0
theme-sticky-logo-alt

Z miłości do koni i starych pojazdów

Kapryśna pogoda nie przeszkodziła organizatorom Wyścigu przez Wieki

 

Szósta edycja Wyścigu przez Wieki zgromadziła w Zajączkowie rzesze   publiczności. I trudno się dziwić, bo to pod wieloma względami wyjątkowa impreza. Do tego bardzo widowiskowa!

Mirek Biedziak, czyli właściciel stajni „Cisawy Koń”, na terenie której teraz jesteśmy i gdzie odbywa się festyn, prezes Stowarzyszenia Miłośników Koni i Sportów Konnych „Luzak”, człowiek orkiestra i miłośnik wszystkiego, między innymi zabytkowych pojazdów, wymyślił kiedyś, że będziemy łączyć bieganie, konie, naszych przyjaciół „Odjechanych” rowerzystów, samochody terenowe, bo takie też Mirek lubi, ciągniki zabytkowe, i stąd powstał pomysł Wyścigu przez Wieki. I tak się rozkręciło – wspomina początki imprezy w Zajączkowie Katarzyna Piechocka, rolnik, ekonomista, miłośniczka zwierząt, zwłaszcza koni. – Na początku nie wiedzieliśmy z czym to się je, bo to jest impreza nietuzinkowa, taka, której ja nie znam, o jakiej nie słyszałam. Nie słyszałam, żeby było coś podobnego gdzieś – przynajmniej niedaleko – organizowane. I jak widać rozkręciło się super.

Ciąg dalszy tekstu poniżej zdjęć.

 

Na trasę wyrusza Beata Figas

 

  To jest ciągnik własnej roboty, sam go robiłem! Mieczysław Przybył z Lipnicy Huby prezentuje z dumą wykonany przez siebie traktorek. Konstrukcja ma 33 lata i jest sprawna

 

Jacenty Krogulecki przyjechał do Zajączkowa z Binina. Z nostalgią ogląda kolekcję starych, kultowych dziś komarków

 

Ursusy, zetory – dawnych wspomnień czar

 

Wystartowali! Zaprzęg ze Stajni Ignasiak z Otusza

 

Jedyna kobieca drużyna Wenus wprawdzie zajęła ostatnie miejsce, ale na widzach zrobiła znakomite wrażenie. Dziewczyny otrzymały nagrodę za odwagę

 

Ostatnia zmiana w sztafecie dziewczyn. Wenuska na zabytkowym ursusie C-328 kończy wyścig, a na trasę rusza kolejna wenuska za kierownicą opla frontera

 

Poczciwy ursus w tumanach kurzu wspina się na ostry podjazd. Zaraz zniknie w lesie

 

Tomasz Kalemba na WSK 175 z 1972 r. zajął czwarte miejsce w zręcznościowych zawodach motocykli

 

 

 

Musiało się udać

Czy mogło się nie udać? Nie mogło. Nie mogło, bo do organizacji zabrali się prawdziwi entuzjaści. Oprócz tych z „Luzaka”, ludzie ze Stowarzyszenia Miłośników Zabytkowej Motoryzacji „Pasjonat” oraz Stowarzyszenia Rowerzystów „Odjechani Team”. No i Mirek Biedziak. Dzieło wspiera gmina Pniewy.

Co to takiego Wyścig przez Wieki? To sztafeta – jak informują organizatorzy – odzwierciedlająca ewolucję sposobu przemieszczania się człowieka. Na specjalnie przygotowanej trasie-pętli o długości 800 metrów – trochę pod piaszczystą górkę, trochę przez las, potem ostro z górki i wreszcie trochę po płaskim – rywalizują drużyny złożone z biegacza, jeźdźca, powożącego zaprzęgiem konnym, rowerzysty (raczej na „góralu”), motocyklisty (dają radę stare wueski i eshaelki), traktorzysty i  kierowcy samochodu (terenowego, zwykły nie przejedzie). Widowisko jest przednie! Wyniki i lokaty – nieistotne. No, może nie do końca…

Przygotowania drużyn, ich składów, trwały bardzo długo, a przy okazji postępowała integracja zespołów. I to jest, myślę, w dzisiejszych czasach, po pandemii koronawirusa, niezwykle ważne, że ludzie zaczęli ze sobą spędzać wspólnie czas, zaczęli się bawić – podkreśla Maria Chojnacka, na co dzień pedagog szkolny, sołtys Krzyszkowa (gm. Rokietnica), w niedzielę spiker zawodów.

Zanim organizatorzy zaprosili na gwóźdź programu, czyli Wyścig przez Wieki, na uczestników festynu czekała cała masa innych atrakcji. Choćby wystawa starych motocykli, motorowerów, traktorów. „Podczas imprezy będzie można podziwiać nie tylko zmagania sportowe, ale również pojazdy, które dziś trudno spotkać na drogach, a są w posiadaniu pasjonatów” – napisano w zaproszeniu.

Jacenty Krogulecki przyjechał do Zajączkowa z Binina. Z nostalgią ogląda kolekcję starych, kultowych dziś komarków. Komar to motorower produkcji polskiej, produkowany w latach 1960–1983 (różne modele) przez Zjednoczone Zakłady Rowerowe w Bydgoszczy, a później Zakłady Predom-Romet, głównie na rynek polski.

To moja młodość… – wspomina pan Jacenty spoglądając na kilkudziesięcioletnie maszyny.

„Sam go robiłem!”

Za komarkami pysznią się piękne, jeszcze starsze traktory, klasyki. Jest parę ursusów C-328, produkowanych w latach 1963-1968. Są i ursusy C-451 (lata 1954-1959 i 1960-1965) oraz C-45 zwany Buldogiem (1947-1954). Egzemplarz na wystawie w Zajączkowie pochodzi z 1953 r. Wśród nich niepozorna, czerwona maszyna. Raczej nie jest to wytwór znanego producenta.

– To jest ciągnik własnej roboty, sam go robiłem! – mówi z dumą, uzasadnioną, Mieczysław Przybył z Lipnicy Huby. Konstrukcja ma – uwaga – 33 lata i ciągle jest sprawna. A trzeba mieć na uwadze, że powstała z części bynajmniej nie nowych, a z takich, które swoje przeżyły.

Rok produkcji silnika – 1975 – opowiada z przejęciem o swoim dziecku pan Mieczysław. – Przednie zawieszenie pochodzi od zetora 25K „bociana” (1949-1961), przednie koła są od trabanta, skrzynia biegów od ciężarówki, a konkretnie od lublina – miał ponad trzydzieści lat. Tylny most jest od żuka, zaś  tylne koła pochodzą od snopowiązałki – piasty zostały przerobione. Ciągnik jest odpalany na akumulator, rozrusznik też jest dorabiany od ciężarówki, a kolumna od widlaka. No i tyle mogę powiedzieć. Podnośnik nawet ma, wszystko.

Jak podkreśla pan Mieczysław, ciągnik, a właściwie ciągniczek (mały, ale wielki duchem), służył w gospodarstwie wiele lat. – Ten ciągnik obrabiał kiedyś, piętnaście lat temu, prawie cztery hektary ziemi. Wszystko robił, oprócz orki. Ma dokładnie 33 lata licząc od momentu zmontowania. Sam go zrobiłem – jeszcze raz podkreśla pan Mieczysław. Dodajmy, że ciągniczek ciągle może pochwalić się oryginalnym, czerwonym lakierem. John Deere ministra Kaczmarczyka za półtora miliona, nawet się do niego nie umywa.

Wueski, eshaelki oraz Hobby Horse na start

Za rozgrzewkę do Wyścigu przez Wieki można potraktować zręcznościowe zawody motocykli. Podkreślmy – starych i bardzo starych. Do pokonania slalom, co istotne, na mocno piaszczystym podłożu.

W tym roku po raz pierwszy zrobiliśmy zawody na najwolniejszy przejazd toru przeszkód. Czyli, zwycięża ten, kto najwolniej przejedzie slalom i to bez podpórki! Podparcie się nogą eliminuje zawodnika, oznacza jego dyskwalifikację. Wbrew pozorom wcale nie jest to takie łatwe – tłumaczy zasady rywalizacji Mirosław Biedziak. I dodaje, że chodziło o podniesienie bezpieczeństwa, bowiem w poprzednich latach niektórych kierowców za bardzo ponosiła fantazja, za bardzo się rozpędzali.

Na starcie dominują wueski i eshaelki. Jest romet kadet, simson i junak (rocznik 1962). Ech, łza się w oku kręci.

– Dzisiaj pogoda nam trochę popsuła szyki. Miała być burza, ale jest już pięknie – mówi z uśmiechem Katarzyna Piechocka. Kiedy kończy prowadzenie zawodów motocykli, do Zajączkowa dociera wiceburmistrz Pniew Józef Ćwiertnia, któremu towarzyszy szefowa pniewskiej „komunalki” Romana Kozub.

Jak myśmy tu z panią prezes przyjechali, to od razu się pogoda poprawiła! Będziemy tu jak najdłużej, aby ta pogoda z wami – i z nami – była jak najdłużej – zapewniał wiceburmistrz.

Tymczasem Katarzyna Piechocka ogłasza wyniki rywalizacji motocyklistów. Zwycięża Tomasz Piasek na SHL 175 z 1967 r. Drugi jest Szymon Stachowiak na WSK rocznik 1968, trzecie miejsce przypada w udziale Tomaszowi Matajowi na WSK 175. Czwarty Tomasz Kalemba pokonał trasę na WSK 175 z 1972 r., a piąty Kacper Przybył na WSK 125 z 1967 r. W kategorii motorowerów pierwsze miejsce wywalczył Tomasz Piasek na romecie kadecie, a drugie Łukasz Sucharski na simsonie z 1983 r.

Przed miłośnikami stalowych rumaków swoje zawody rozegrali najmłodsi. W dyscyplinie Hobby Horse. To sport bardzo znany w krajach skandynawskich, szczególnie w Finlandii, ale dotarł do Polski i jest coraz popularniejszy. Są już u nas organizowane spotkania i zawody, podczas których zawodnicy symulują jazdę konną „jeżdżąc” na Hobby Horsach, czyli konikach na kiju (a właściwie końskich łbach na kiju), po specjalnie przygotowanym parkurze. Wygląda to jak dziecięca zabawa? Ależ skąd! Jazda konna na Hobby Horsach staje się coraz poważniej traktowaną dyscypliną. Jest bardzo wymagająca pod względem technicznym i fizycznym – zawodnicy dochodzą do imponujących wysokości skoków (120-130 cm). Bardzo ważny jest sam Hobby Horse – ręcznie wykonany, lekki i wyglądem jak najbardziej zbliżony do prawdziwego konia.

Po zakończonym biegu z przeszkodami każdy dzieciak otrzymał czekoladę, a jego „konik” pamiątkowy flots.

Moja wnuczka też startowała i zaraz na drugi dzień pochwaliła się tym startem w przedszkolu – śmieje się Mirosław Biedziak.

Czas na główny punkt niedzielnego festynu.

Nietuzinkowe widowisko

„Fani sportowych wrażeń mogą liczyć na nietuzinkowe widowisko” – zapewniają w zaproszeniu na festyn organizatorzy. Wokół malowniczej trasy sztafety gromadzą się tłumy. Jest sporo rodzin, większość z dziećmi. Te najmłodsze oglądają wyścig z wysokości ramion rodziców, czyli „z barana”.

Festynowa kuchnia pracuje pełną parą. Czas oczekiwania na rozpoczęcie zawodów niektórzy skracają sobie przegryzieniem czegoś z grilla. Kto może sobie pozwolić, sięga po piwko. Jakiemuś maluchowi upada na ziemię popcorn. – Nie rusz, bee… – strofuje pociechę troskliwa mama.

Tymczasem na arenie zmagań pojawiają się pierwsi zawodnicy. Widać rozgrzewającego się biegacza i jeźdźca. Gdzieś w tle słychać nienachalną  muzykę country.

Był jeździec, ale człowiek wymyślił bryczkę, która już pozwalała przemierzać spore odległości, odwiedzać znajomych i podróżować po świecie – opowiada  przez mikrofon historię rozwoju sposobów przemieszczania się człowieka Maria Chojnacka. – No a potem pojawił się rower. Teraz to mamy już super rowery, ale pamiętamy jeszcze z czasów Polski Ludowej wigry, trapery, jubilaty. Najcenniejsze były te, które w czasach PRL-u zostały wystane w długich kolejkach – przypomniała młodszemu pokoleniu.

I następnie motocyklista. To już spore ulepszenie techniki. Dziś mogliśmy podziwiać stare motory, niektóre ponad sześćdziesięcioletnie. No i oczywiście traktorzyści. Jak ktoś we wsi miał traktor, to już był naprawdę bardzo bogaty gospodarz. Na końcu naszej sztafety będzie samochód. Każdy marzy o super aucie, ale ja marzę o takim, żeby był bezpieczny i dowiózł mnie do domu z zakupami oraz do pracy – mówiła pani Maria o swoich preferencjach w ramach krótkiej historii rozwoju motoryzacji.

– Wszystkim życzę wygranej, a państwu miłej zabawy – dodał wiceburmistrz Ćwiertnia.

Chcę państwu podziękować, że tak licznie przybyliście, za to, że jesteście, że chcemy ze sobą być, że odnawiamy relacje, więzi po pandemii. A najbardziej te relacje odnowili uczestnicy dzisiejszej sztafety – zaznacza Maria Chojnacka. I szybko prezentuje drużyny uczestniczące w zawodach: Stajnia Ignasiak z Otusza, Stajnia Cisawy Koń gospodarza imprezy, Mirosława Biedziaka, Wenus (pierwsza w historii ekipa złożona z pań. „Piękne, odważne kobiety”), Stajnia Rudka, Wielkopolski Związek Hodowców Koni, Stajnia Poemat z Karolewa i Koagra z Podrzewia.

A najważniejsza jest wspaniała zabawa, abyśmy pobyli razem z sobą – jeszcze raz podkreśliła Maria Chojnacka.

Ruszyli!

No i ruszyli. Jako pierwsza Stajnia Ignasiak. Biegacz, jeździec… Potem efektowny przejazd zaprzęgu konnego. Rowerzysta na stromym, piaszczystym pojeździe zeskakuje z siodełka, trzeba na nogach. Motocykl, zabytek, ostro rzuca w piachu, ale daje radę. I wreszcie traktor oraz na koniec pickup w tumanach kurzu wspinają się na górkę. Ale kurz publiczności nie przeszkadza.

Z wielkim aplauzem spotkał się występ drużyny pań – Wenus.

Kobiety postanowiły wziąć swoje sprawy w swoje ręce i utworzyły drużynę. Za odwagę, za to, że się zdecydowały, za to, że też chcą pokonać trasę – prosimy o doping! Bo się denerwują, stresują – zwracała się do publiczności spiker Maria Chojnacka. Jako pierwsza z ekipy Wenus wyruszyła na trasę biegaczka – Beata Figas. Ludzie biją brawa.

Ośmiuset metrową trasę drużyny pokonywały średnio w 8,5 – 9 minut. Jednej ekipie przytrafiła się przygoda. Bryczka pokonując ostry zjazd nie zmieściła się w zakręcie i wylądowała w lesie. Na szczęście nikomu nic się nie stało.

Wyścig przez Wieki AD 2022 wygrała Stajnia Poemat z Karolewa. Kolejne miejsca zajęły: II. Stajnia Ignasiak z Otusza, III. Wielkopolski Związek Hodowców Koni, IV. Stajnia Cisawy Koń z Zajączkowa. Ostatnie miejsce przypadło w udziale paniom z drużyny Wenus.

– Dziewczyny, niestety, ostatnie, ale wstydu nie przyniosły – podkreśla Mirosław Biedziak. – Świetnie sobie radziły, jak na debiutantki, zwłaszcza na motorze i traktorze.

Wenuski uhonorowano nagrodą specjalną – za odwagę.

Zaczęło się od parad konnych

Festyn Wyścig przez Wieki to znakomita impreza adresowana do wszystkich, zwłaszcza rodzin z dziećmi. Na gości czeka dwuhektarowy, wygodny parking, gastronomia, sporo atrakcji. Nad bezpieczeństwem uczestników zawodów czuwa załoga karetki pogotowia. Głównym zmartwieniem organizatorów tegorocznego festynu okazała się pogoda. Prognozy na niedzielę były fatalne.

– Ja byłem załamany prognozą. Miało padać już w piątek, i w sobotę, i w niedzielę. Myślałem, że jest już po imprezie. Ale było nieźle – mówi Mirosław Biedziak.

Pan Mirek pytany skąd wziął się pomysł na Wyścig przez Wieki, przypomina  parady konne organizowane przez niego przed laty z okazji Dni Pniew.

Głupio się przyznać, ale to mój pomysł. Kiedyś zacząłem robić konne parady na Dni Pniew. Potem mnie z tego wykolegowano, więc zacząłem organizować imprezy u siebie – wspomina. – Pasjonuję się nie tylko końmi, ale i zabytkową  motoryzacją. Pomyślałem, że fajnie byłoby pogodzić obie pasje i zrobić imprezę dla miłośników i koni, i starej motoryzacji. Połączyliśmy pasje do zwierząt, starych aut i zabytkowych traktorów. Chciałem pokazać rozwój sposobów transportu. I tak narodził się Wyścig przez Wieki.

Kolejny, już za rok. Tradycyjnie w Zajączkowie.

Marek Libera

FOTO

 

Poprzedni
Następny