Muzeum odkrywa tajemnice dawnych szamotulskich mieszkań
O zbiorach szamotulskiego muzeum pisaliśmy wielokrotnie. Byliśmy sprawozdawcami wielu interesujących wystaw i artystycznych lub naukowych wydarzeń. Pisaliśmy zatem o Maksymilianie Rabesie, ikonach z Palechu, zbiorach ceramiki wytwarzanej w słynnej manufakturze działającej onegdaj w maleńkim Pacykowie (obecnie Ukraina), o witrażownictwie, z którego onegdaj słynęły Szamotuły, czy wreszcie o pierwszej działającej w Wielkopolsce drukarni prowadzonej przez czeskiego typografa Aleksandra z Ujezda Aujezdeckiego. Przypomnę tylko, że typografia brata czeskiego Aujezdeckiego przez wiele lat korzystała z protekcji możnego rodu Górków.
Zawsze uważałem, że zaletą muzeów działających w mniejszych ośrodkach miejskich jest to, że istnieją one niejako w bliskości ze swoimi mieszkańcami. Bliskość owa sprawia, że od początku istnienia muzeum (1957!) mieszkańcy naszego powiatu powierzają pracownikom muzeum swoje „rodzinne tajemnice” i skarby: zdjęcia, pamiątki, medale okolicznościowe, odznaczenia wojskowe, unikatowe pocztówki, obrazy, meble, ozdobne kilimy, czy rysunki i grafikę najwybitniejszych naszych artystów Schwartza i Zgaińskiego.
Dzisiaj muzeum z powodzeniem korzysta z przedmiotów podarowanych przez mieszkańców powiatu szamotulskiego. Udowodniło to wielokrotnie prezentując na wystawach pamiątki z przeszłości, które zawsze będą miały bardzo konkretną, bo rodzinną konotację. Pamiątki po prawdziwych osobach uwikłanych w nasze małe i wielkie sprawy. Jak mówił Władysław Dunin – Wąsowicz „(…) każdy przedmiot z przeszłości ma swoją godną historię. Nie ma znaczenia, czy jest to kałamarz szkoły elementarnej, czy powstańcza szabla”.
Fenomenem relacji muzeum z mieszkańcami powiatu jest przede wszystkim to, że o swojej małej ojczyźnie muzeum nie pozwala zapomnieć nawet tym, którzy już dawno ziemię szamotulską opuścili i tylko dzięki muzeum mogą współtworzyć naszą historię. Oni także powierzają muzeum swoje rodzinne skarby.
W minionym tygodniu na terenie parku muzealnego stanęła wystawa plenerowa składająca się z reprografii będących powiększeniem starych fotografii, na których znajdują się dawni mieszkańcy naszego miasta. Nie przypadkowo na wystawę wybrano zdjęcia o wspólnej narracji. Na wszystkich reprografiach prezentowane są wnętrza szamotulskich mieszkań, które rzecz jasna w zamyśle fotografa miały być tylko tłem dla ich właścicieli. Intencją jednak autorów ekspozycji jest przede wszystkim pokazanie wnętrz szamotulskich przestrzeni mieszkalnych wypełnionych bibelotami, meblami, porcelaną, kilimami, dywanami i obrazami. Każde z tych prezentowanych zdjęć to swoisty katalog mieszczańskiej sztuki i mieszczańskiego smaku. Jest zatem wystawa opowieścią o tym jak oswajali swój mały świat szamotulscy urzędnicy, nauczyciele, kupcy, przedsiębiorcy i inni mieszkańcy naszego miasta.
Być może przedmioty uwiecznione w kadrze za pomocą – na przykład – polskiego aparatu „Filma” produkowanego w Chodzieży, gdzieś jeszcze stoją nieświadome tego, że dzięki zdjęciom prezentowanym w zielonym anturażu muzealnego parku stały się ważnym artefaktem naszej przeszłości. Wystawę trzeba zobaczyć przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze możemy się z niej dowiedzieć jak nasi przodkowie w 20-leciu międzywojennym stroili swoje pokoje gościnne, sypialnie i gabinety. Po drugie wreszcie, prezentowane na wystawie reprografie są świadectwem tego jak – w rodzinach wielopokoleniowych – przedmioty z różnych epok wypełniały przestrzeń mieszkań, które być może jeszcze niektóre z nich zachowały swój dawny charakter. Tego akurat możemy dowiedzieć się tylko od Państwa.
W polskiej sztuce po I wojnie światowej pojawia się wiele trendów artystycznych, które na stałe zdominowały nasze rodzime wzornictwo. Co ciekawe wielość artystycznych inspiracji sprawiała, że mieszkania w tamtym czasie „kipiały” od modnych wówczas tendencji. Obok zatem przedwojennej secesyjnej lampy wiszącej nad dużym stołem w pokoju znajduje się na przykład narożnikowa neobiedermeierowska przeszklona szafka wypełniona porcelaną, a za pozującymi gośćmi ciemny dębowy kredens z czasów Bismarcka. Stół rzecz jasna przykryty huculskim kilimem przywodzącym na myśl – modne wówczas – art deco. A na bismarcowskim kredensie piękna porcelanowa neorokokowa (?) figura inspirowana starym toposem miłości „Kochankowie z zasłoniętymi oczyma”. Przypomnę tylko, że w 1928 roku bardzo ekspresyjnie ten interesujący temat wykorzystał Rene Magritte. Tak! Tak! Proszę się uważnie przyjrzeć. Na jednym ze zdjęć obok – prawdopodobnie – dwóch popiersi pochodzących z Pacykowa stoi art decowska antena radiowa (?).
W mieszkaniach tradycjonalistów rozkochanych w historii swoich przodków obok mebli z dawnej przeszłości znajdziemy ślady ich podróży w Karpaty lub grafikę prezentującą nasze dzieje ot choćby powstańcze litografie Grottgera, czy staloryty inspirowane dziełami Jana Matejki. Na zdjęciach prezentowanych na wystawie wyraźnie widać, że w szamotulskich domach toczy się spór między dziewiętnastowiecznym historyzmem, a nowymi stylami w sztuce. Obok zatem art deco, secesji i modernistycznego folkloryzmu, występują solidne mieszczańskie meble. Na jednym ze zdjęć odkrywam mebel krakowskiej Spółdzielni „Ład”, bardzo w latach 30. minionego stulecia popularnej.
Zdjęcia z reguły dokumentują rodzinne uroczystości. Na stół zatem stawiano okolicznościowe zastawy: kryształowe patery, srebrne secesyjne tace, zdobione rytowaniem kieliszki, szklanki i puchary, filiżanki i talerzyki z Ćmielowa lub Chodzieży. Proszę zwrócić uwagę na obecne na fotografiach wyroby ze szkła i kryształu. Przypomnę tylko, że wtedy najpiękniejsze wyroby tego typu produkowały huty Niemen i Hortensja. Zdziwiłbym się gdybyście Państwo nie mieli tych wyrobów w domach. Zapraszam na wystawę.
Waldemar Górny