
Wiosenna tradycja podtrzymana
Po południu, w dyngusowy poniedziałek 11 kwietnia, na wronieckich ulicach psociły beroły. Hałasowały, murzyły, kropiły wodą i wsadzały słomę za kołnierze. Wszystko po to, żeby się szczęściło.
Wyruszyły przed południem zza Wronieckiego Ośrodka Kultury, gdzie na ceglanej ścianie chwilowo zawisła wielkoformatowa reprodukcja starej fotografii przedstawiającej beroły z Nowej Wsi, uwiecznione w przerwie podczas harcowania po Marianowie, krótko po II wojnie.
Psotna ekipa (w składzie: baba, dziad, kominiarz, diabeł z wiadrem święconej wody, słomiany niedźwiedź i lajkonikowy sisiok) wyruszyła z parku Cyryla Sroczyńskiego na wronieckie ulice, z dwoma specjalnymi postojami przed kościołem klasztornym i parafialnym.
Dziad intonował piosenki, kominiarz znaczył sadzą twarze przechodniów, sisiok hałasował terkotką, niedźwiedź gubił słomę (i próbował utrzymać strój w całości), baba atakowała znienacka słomą z koszyka wrzuconą za kołnierz, a szybki diabeł pojawiał się znikąd i obficie kropił wodą, nawet właśnie wychodzących z kościoła. W spacerze po mieście berołom towarzyszył grający na żywo, niezmordowany duet muzyczny (dudziarz i skrzypaczka), od czasu do czasu pomagający śpiewem oraz cywilna ekipa akustyczna z terkotkami.
Jak głosi legenda, kogo beroły umurzyły, pokropiły, albo posypały słomą, ten może liczyć na szczęście do następnej wiosny. W organizację berołów czynnie zaangażowały się Wroniecki Ośrodek Kultury i Zespół Tańca Polskiego „Wronki”.
RB
Foto: Po powrocie do parku Cyryla Sroczyńskiego beroły bawiły się razem z widzami, którzy się ich nie bali. Tutaj również przygotowano wielkanocne warsztaty i animacje dla najmłodszych.