Radni chcą bronić mokradeł, żurawi oraz… jelonków. Przed deweloperami
– Naukowcy stwierdzili, że nie ma podstaw, aby powstał tam użytek ekologiczny. To nie jest teren szczególnie cenny, takich terenów podobnych jest sporo. Jak ktoś będzie chciał, to taki użytek utworzy, ale z tym wiążą się koszty – przestrzega radnych, zwolenników prawnej ochrony dorzecza Samy, Izabela Śliwa z wydziału inwestycji i gospodarki komunalnej szamotulskiego magistratu.
Chodzi o mokradła rozciągające się wzdłuż Samy na odcinku od Piaskowa do ulicy Jastrowskiej w Szamotułach. Według niektórych radnych to niezwykle cenny przyrodniczo obszar zasługujący na ochronę jako użytek ekologiczny. Cóż to takiego? Użytkami ekologicznymi są zasługujące na ochronę pozostałości ekosystemów mających znaczenie dla zachowania różnorodności biologicznej, takie jak naturalne zbiorniki wodne, śródpolne oczka wodne, bagna, torfowiska, starorzecza, kępy drzew, stanowiska rzadkich gatunków zwierząt itp. Istotnym powodem tworzenia użytków ekologicznych jest potrzeba objęcia ochroną niewielkich powierzchniowo obiektów, ale cennych pod względem przyrodniczym, które nie mogły być objęte ochroną rezerwatową ze względu na niewielką powierzchnię oraz zazwyczaj mniejszą rangę ich walorów przyrodniczych.
Użytek ekologiczny ustanawia rada gminy w uzgodnieniu z Regionalnym Dyrektorem Ochrony Środowiska. Uznanie za użytek ekologiczny skutkuje nie tylko wprowadzeniem odpowiednich (wymienionych w uchwale rady gminy) zakazów (których naruszenie jest wykroczeniem). Uchwała taka może prowadzić do ograniczenia prawa własności, w takim przypadku właścicielowi nieruchomości przysługuje prawo do odszkodowania.
Szamotulska dolina Rospudy
– Dolina Samy wyczerpuje ustawowe znamiona, aby uznać ten teren za użytek ekologiczny – przekonuje radny Paweł Łączkowski. – Jest to teren szczególnie podmokły, stanowiący miejsce bytowania wielu roślin i zwierząt. Trzeba takie miejsca szczególnie chronić przed degradacją. Są tam żurawie znajdujące się pod ścisłą ochroną i jelonki.
– To jest 90 – 100 hektarów terenów bardzo trudno dostępnych na które wchodzi pewnie kilkadziesiąt osób rocznie. Jest to teren niezbyt widowiskowy „z daleka”, ale bardzo bogaty przyrodniczo. I sądzę że nierozpoznany – wtóruje Łączkowskiemu Mikołaj Trąbczyński ze stowarzyszenia Naturalnie Szamotuły. – Nie jest to może dolina Rospudy, ale w naszej skali coś o podobnym charakterze. Myślę że Szamotuły powinny świadomie chronić te obszary w jakiś sposób i dostrzegać ich wartość nie tylko stricte ekologiczną, ale także widzieć je w kontekście strategii gminy wobec przemian środowiskowych, klimatycznych, w kontekście pomysłu gminy „na siebie”. Tam są łany krwawnicy i tojeści. Takiego czegoś nie widziałem nigdzie jeszcze. To jest ukryte przed wzrokiem ludzi, zupełnie bajkowe miejsce w sumie na terenie miasta – dodaje.
– Jeżeli występują tam gatunki chronione, to wydaje mi się, że każdy obszar zielony, który jest w mieście, gminie, powinniśmy chronić przed jakimś zniszczeniem, głównie przed deweloperką – uważa radny Łukasz Heckert. – A jelonki… Nie ma czegoś takiego. Są jelenie i sarny.
Odmienne zdanie w tej sprawie prezentuje burmistrz Szamotuł. Opierając się na opracowaniu pracowników naukowych Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu, prof. dr hab. Marcina Spychały i dr inż. Szymona Jusika, stwierdził, że nie ma podstaw do ustanowienia użytku ekologicznego wzdłuż doliny Samy.
Naukowcy przebadali teren zlokalizowany pomiędzy ulicami Rzeczną, Kazimierza Wielkiego i Władysława Łokietka oraz rzeką Samą o powierzchni 16,86 ha. Obserwacje prowadzili w okresie od kwietnia do lipca tego roku. Co stwierdzili? „Mimo występowania licznych gatunków chronionych (zwłaszcza kręgowców) oraz pewnej specyfiki obszaru (mozaikowość topograficzna i siedliskowa) badany obszar nie wyróżnia się jakimiś szczególnymi walorami, które uzasadniałyby ustanowienie użytku ekologicznego i nie odbiega znacząco pod względem wartości przyrodniczej od podobnych biotopów w rejonie miasta Szamotuły, zwłaszcza wzdłuż doliny rzeki Samy” – napisali w opracowaniu. I zaznaczyli: „Obszar jest trudnodostępny ze względu na silny porost roślin zielnych, zwłaszcza trzciny i turzyc, stagnowanie wody na większości badanego obszaru, grząskości podłoża na obszarach zalanych wodą, ale też niezalanych. Obszar ten jest oddalony i niewidoczny z ulic i dróg oraz ciągów komunikacyjnych. W związku z powyższym zagrożenie danego obszaru antropopresją wydaje się być niewielkie”.
Ekspertyza nierzetelna?
Ekspertyza naukowców stała się przedmiotem obrad komisji rolnictwa rady miejskiej w miniony wtorek. Na opracowaniu suchej nitki nie zostawił Łukasz Heckert.
– Ja się zastanawiam, kto takie opracowanie pisał? Jeżeli występują tam gatunki chronione, trzcinowiska, to trzeba ten teren chronić. Obserwacje były prowadzone od kwietnia do lipca, a dlaczego nie jesienią, kiedy jest rykowisko jeleni? Takie badanie powinno być prowadzone cały rok. Jeżeli ktoś ma wydać opinię, to wydaje opinię taką z reguły, jaką ja bym chciał, żeby wydano. Nie czarujmy się – kwestionował rzetelność ekspertyzy.
I dodał: – Nie wierzę w to, że burmistrz wpisał w zlecenie przygotowania ekspertyzy zakres czasowy, więc firma, która wykonała to, po prostu poleciała sobie w kulki. Bo ich zakichanym obowiązkiem jest, że powinni to zrobić racjonalnie. Oni sami, jako autorzy, powinni wiedzieć, że ekspertyza powinna trwać rok czasu. I nie popołudniami, tylko od godzin nocnych do rana i od popołudniowych do wieczora. Bo wtedy jest migracja zwierzyny, roślinki mogą sobie też pooglądać. I to jest błąd tych panów, którzy robili to opracowanie.
– Brakuje analizy, co się stanie, kiedy rozpocznie się budowy na tym terenie – wytykał Łączkowski.
– Mnie się nie podoba takie podejście, tak jak pan Łączkowski sugeruje, że ekspertyzę robią taką, jaka ma być. To tak nieładnie. Nie można komuś z góry insynuować czegoś. Każdego tak można by podejrzewać w ten sposób – broniła autorów opracowania Izabela Śliwa. I wskazywała, że podobnych zbiorowisk roślinnych, trzcinowisk, na terenie gminy jest sporo, co nie oznacza, że wszystkie należy objąć ochroną. Urzędniczka zwracała radnym uwagę na koszty, jakie niesie ze sobą ustanowienie użytku ekologicznego, na ograniczenia dla właścicieli gruntów. – Jestem za rozsądnym podejściem do tego tematu – podkreślała. I sugerowała, że skutecznie można chronić mokradła nad Samą, zwłaszcza przed budownictwem, przede wszystkim za pomocą planów zagospodarowania przestrzennego.
Na minusy otoczenia ochroną prawną doliny Samy zwracał też uwagę radny Jan Dziamski. – Na tym obszarze występuje osiem gatunków roślin inwazyjnych, co nie jest wcale korzystne, pożądane. To przeszkadza rolnikowi, bo one się rozsiewają. A zlikwidować można je poprzez rolnicze użytkowanie tego obszaru, czyli przywrócenie łąk – tłumaczył. I przypomniał los jednego z projektów ekologicznych gminy. – Przypomnę Park Edukacji Przyrodniczej w Przyborówku. Piękne hasła, no i co? Mamy coś, płacimy i czy ktokolwiek z tego korzysta? – pytał. – Utworzenie użytku ekologicznego będzie związane z kosztami, choćby wynikającymi z wprowadzenia prawnych ograniczeń właścicielom, oni będą domagali się odszkodowań.
Z kolei Łączkowski przypomniał pochodzące z 2021 roku „Rozpoznanie przyrodnicze dla projektu użytku ekologicznego w Szamotułach” autorstwa Marcina Pakuły i Barbary Czyż-Pakuły: – Z opracowania przygotowanego przez sztab Hołowni Polska 2050 wynika, że wartość przyrodnicza tego obszaru stanowi uzasadnienie dla objęcia go ochroną.
„Z przeprowadzonych badań wynika, że miejsca to upodobały sobie liczne chronione gatunki zwierząt. Obszar ten nie jest wybitny w skali kraju, jednak z całą pewnością cenny w skali regionu. (…) Wartość przyrodnicza tego obszaru stanowi uzasadnienie dla objęcia go ochroną jako użytku ekologicznego.
Decyzja o ochronie lub braku ochrony tego obszaru należy do mieszkańców i samorządu. Warto zauważyć, że ochrona przyrody, aby była skuteczna, musi być zrównoważona. Należy uwzględniać także inne społeczne i ekonomiczne interesy lokalnej społeczności” – napisali we wnioskach końcowych autorzy „Rozpoznania”. Wcale nie tak jednoznacznych jak wskazuje radny i nie różniących się od wniosków prof. Spychały i dr Jusika.
Nie wydawać wuzetek
Chaotyczna i przepełniona emocjami dyskusja, chwilami przypominająca kłótnię, nie ułatwiała radnym wypracowanie jasnego stanowiska w sprawie użytku ekologicznego w dolinie Samy. Bartosz Węglewski utyskiwał na brak na posiedzeniu komisji autorów ekspertyzy. – Wtedy moglibyśmy dyskutować merytorycznie. My podejmując decyzję powinniśmy dostać dokument przedyskutowany, gotowy i przedstawiony nam w taki sposób, żeby ta decyzja była słuszna. Jeżeli taki dokument ma być opracowany dobrze, to nierealne jest, aby to wykonać w tej kadencji – zaznaczał.
Do udziału w dyskusji nie zaproszono także właścicieli gruntów, które miałyby się znaleźć w granicach obszaru objętego ochroną, czy przedstawiciela Wód Polskich. Tymczasem dzień później, w środę, w Starostwie Powiatowym w Szamotułach wojewoda wielkopolski Michał Zieliński podpisał z Bogumiłem Nowakiem, dyrektorem Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Poznaniu, list intencyjny dotyczący podjęcia współpracy w zakresie kształtowania właśnie zasobów wodnych zlewni rzeki Samy w Szamotułach przez PGW Wody Polskie, Starostę Szamotulskiego oraz Miasto i Gminę Szamotuły (szerzej o tym wydarzeniu piszemy w innym miejscu).
– Mnie martwi, że my wszystko robimy poza plecami właścicieli gruntów – przyznaje Jan Dziamski.
Trudno wyobrazić sobie, aby mokradła zostały zabudowane, ale akurat tego najbardziej obawiają się radni. – Deweloperzy rozpychają się, bo brakuje terenów pod budownictwo, więc skupują za bezcen nieużytki, które brutalnie zasypują. Przy ulicy 3 Maja zdewastowano torfowisko, a to by mógł być kieszonkowy park. Te tereny nad Samą, przy Piaskowie, powinny być chronione. I tyle. W rejonie od bocznicy kolejowej na Chrobrego, do ostatniego magazynu cukrowni, będzie węzeł betoniarski. To jest w trzcinach! – alarmuje Łączkowski.
– Należy zablokować jakiekolwiek ruchy na tym terenie do momentu, kiedy zostanie opracowana konkretna ekspertyza – domaga się Heckert.
O zachowanie rozsądku i nie podejmowanie pochopnych decyzji apeluje z kolei Jan Dziamski. Sugeruje przede wszystkim sprawdzenie przeznaczenia terenów nad Samą w studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego gminy. – Jeżeli te tereny w studium są zapisane jako tereny zielone, to powinno być dopilnowane, aby takimi pozostały – mówił we wtorek.
Izabela Śliwa nieustannie starała się uczulić radnych na interesy właścicieli gruntów nad Samą. – My, jako urzędnicy, musimy się wczuć w rolę tych właścicieli. My działamy w imieniu ludzi. I liczy się też człowiek, jako właściciel nieruchomości – podkreślała.
Ostatecznie radni wypracowali i przyjęli następujące stanowisko: „Komisja wnioskuje o zabezpieczenie wspomnianego terenu i pozostawienie go jako użytku zielonego bez możliwości działań urbanistycznych, aktywizacji gospodarczej, do czasu opracowania planu zagospodarowania przestrzennego i bez możliwości wydawania wuzetek oraz pozwoleń na budowę”.