15 49.0138 8.38624 1 1 7000 1 https://szamotulska.pl 300 true 0
theme-sticky-logo-alt

„To jest moje dziecko, jeszcze dorastające”

Z Piotrem Nowakiem, dyrektorem Biblioteki Publicznej Miasta i Gminy  Szamotuły, rozmawiają Waldemar Górny i Marek Libera

Panie dyrektorze, jak się panu pracuje w najbardziej zaniedbanym budynku na naszym pięknym, szamotulskim rynku?

Z dumą! (śmiech). Oczywiście nie do końca z dumą ze względu na wygląd elewacji, bo ta pozostawia wiele do życzenia, ale przede wszystkim ze względu na działalność biblioteki, no i ze względu na historyczność tego budynku. Bo jest to bodajże najstarszy mieszkalny budynek na rynku, chociaż dom kościelnego też pochodzi z tego okresu. No i kryje wspaniałą historię. Trochę tej historii starałem się pokazać na wystawie w holu biblioteki.

Do grupy tych budynków należy jeszcze plebania, zbudowana około 1850 roku.

Jest trochę późniejsza, chyba z 1854 roku. A ten budynek, w którym rozmawiamy, powstał około 1840. Natomiast dom kościelnego to lata trzydzieste dziewiętnastego wieku. Na starych pocztówkach widać jeszcze, że ma szczyty szachulcowe.

A dlaczego rewitalizacja do pana nie dotarła?

Problemem ciągle jest brak uregulowania kwestii własności budynku.

Zdaje się, że w tym roku te kwestie miały być ostatecznie załatwione.

Szczerze mówiąc, to pełną wiedzę na ten temat ma kierownik wydziału nieruchomości w magistracie, pani Agnieszka Czapka. Z tego co wiem, to w roku przyszłym ma się rozpocząć procedura sądowa przejęcia własności budynku przez zasiedzenie. Wiem, że sytuacja – historycznie rzecz ujmując – była taka, iż budynek został zakupiony na osobę księdza proboszcza Kaźmierskiego jeszcze pod koniec zaborów, w roku 1918. Dlaczego? Był to taki trochę wybieg w stosunku do zaborcy, który nie chciałby na pewno by parafia, czy społeczność polska, zakupiła taki budynek, więc zakupiono go na osobę fizyczną, właśnie księdza Kaźmierskiego, chociaż zakup sfinansowali ziemianie. Później, w wolnej Polsce, proboszcz Kaźmierski podejmował starania, aby uregulować kwestie własnościowe budynku i przenieść tytuł własności na parafię, ale wybuchła wojna, a do tego proboszcz zmarł przedwcześnie w 1945 roku. No i prawo własności do budynku zyskali spadkobiercy księdza Kaźmierskiego. Ale kim są  spadkobiercy – nie wiem. Nie wiem nawet, czy figurują w księdze wieczystej.

Pamiętam, że sprawę próbował uregulować burmistrz Roman Handschuh, nawet z nim o tym rozmawiałem. Urząd miejski zwrócił się do rodziny księdza Kaźmierskiego, czyli do spadkobierców, z uprzejmą sugestią, że budynek powinien wrócić do społeczeństwa, skoro przez społeczeństwo został ufundowany. I dziwię się, że rodzina nie zareagowała na tę prośbę.

No cóż, takimi sprawami jak konieczność uregulowania sytuacji prawnej nieruchomości, po wojnie się nie przejmowano. Wystarczyło, że budynek został upaństwowiony. W czasach PRL nikt nie zaprzątał sobie głowy tym, aby nową sytuację prawną nieruchomości uwidocznić w księdze wieczystej. A ówczesne władze, czując się właścicielami budynku biblioteki, ostatnie prace remontowe przeprowadziły z okazji przyjazdu do Szamotuł generała Jaruzelskiego na dożynki. Dopiero po roku 1990 te sprawy zaczęły być traktowane poważnie, właściwie. I skoro ciągle ten stan prawny jest nieuregulowany, to gmina nie może inwestować środków w budynek biblioteki. Jedynie dach został wyremontowany, ale to było działanie interwencyjne.

Budynek biblioteki, z drewnianymi stropami, jest stary, a mimo to coraz bardziej obciążany powiększającym się księgozbiorem. Nie obawia się pan katastrofy budowlanej?

To też jest temat, który mnie zastanawia. Nawet podejmowałem badania historyczne pod tym kątem. Od jednego ze starszych budowlańców dowiedziałem się, że kiedy w latach sześćdziesiątych przenoszono tutaj bibliotekę, to podobno wzmocniono stropy pod wypożyczalnią. Jakoś to funkcjonuje, nie ma pęknięć, podłoga nie jest wygięta.

Ale już wygląd biblioteki, elewacja zewnętrzna, budzi komentarze i to raczej negatywne…

„Nawet kwiaty i wianki na drzwiach nie pomogą!” – jak to ktoś skomentował (śmiech). Ale cieszę się, że te marne próby ratowania sytuacji są dostrzegane. Budynek pozostaje w zarządzie przymusowym Zarządu Komunalnych Zasobów  Mieszkaniowych, czyli pana dyrektora Klijewskiego. A ja tu jestem tylko lokatorem! Jako dyrektor instytucji kultury czekam niecierpliwie na czas, kiedy ta elewacja będzie odnowiona na miarę instytucji kultury. Ubolewam, że budynek tak wygląda, ale pewne sprawy są nie do przeskoczenia. Zwrócę uwagę jeszcze na fakt, że remont obiektu zabytkowego kosztuje znacznie więcej niż zwykłego. Wiem, że urząd czynił starania w kierunku wymiany tych naszych ogromnych okien, ale koszt był potężny, przerósł możliwości gminy. A później przyszła pandemia, czas nie sprzyjał. Ale wiem, że jest duża determinacja władz, tyle, że nie możemy działać, ponieważ to nie jest nasze.

To może trzeba pomyśleć o budowie nowej siedziby – funkcjonalnej, nowoczesnej, na miarę wymogów dzisiejszych czasów?

Ja bym nie szedł w tym kierunku, bo jednak jest to historyczny budynek. Dobrze byłoby, aby on stał się własnością miasta. Sądzę, że zamysł, który przyświecał fundatorom w 1918 roku, jest utrzymany, bowiem ten budynek służy sprawom społecznym. Owszem, nie jest to obiekt wybudowany na potrzeby biblioteki. Te funkcje biblioteczne wymagają takich, a nie innych przestrzeni, ale nie ma co nad tym ubolewać, tylko trzeba odnaleźć się w tej sytuacji jaka jest. I staram się odnaleźć, w tym sensie, że podejmuję starania, aby pewne pomieszczenia  zyskały inną funkcję. Dużym wyzwaniem logistycznym będzie sprowadzenie wypożyczalni, czyli serca biblioteki, na parter, do dawnych pomieszczeń po urzędzie stanu cywilnego. Od początku bowiem uważałem, że wypożyczalnia powinna znajdować jak najbliżej wejścia do budynku, choćby z uwagi na osoby starsze, dla których wchodzenie po schodach na piętro jest problemem. Jedna z naszych czytelniczek powiedziała mi, że te schody na górę są dla niej nie do pokonania. Chętnie przyszłaby po książki, gdyby wypożyczalnia była na parterze. No więc tak zrobimy. Choć, jak wspomniałem, przeniesienie blisko pięćdziesięciu tysięcy książek to spore wyzwanie. Ale wydaje mi się, że to będzie najbardziej funkcjonalne rozwiązanie. I wtedy, docelowo, chciałbym aby również dział dziecięcy zszedł na parter, do pomieszczeń po prawej stronie od wejścia. Wówczas cała obsługa czytelników odbywać się będzie na parterze. Rocznie odwiedza nas dwadzieścia parę tysięcy osób, więc warto stać frontem do klienta. I to zrobimy jeszcze w tym roku. Górze biblioteki planuję natomiast przywrócić dawną funkcję auli, sali posiedzeń, która historycznie tutaj się mieściła. To tutaj odbywały się spotkania szamotulskich organizacji. Poza salą Sundamnna i kolejną w kinie, ta była trzecią taką w mieście. Ubolewam, że nie zachowały się fotografie z wnętrza, a tutaj wiele się działo.

Nowością w bibliotece jest pracownia regionalna, którą pan stworzył. Skąd pomysł i co to takiego?

To jest moje dziecko, jeszcze dorastające. Panowie wiecie, że lubię historię, więc mam świadomość wagi zachowania źródeł historycznych dla potomnych. Idea jest taka, żeby nie gromadzić w sensie materialnym źródeł historycznych, tylko je digitalizować. Zresztą często jest tak, że ktoś ma ciekawą fotografię, chce się nią podzielić, ale niekoniecznie oddać fizycznie. Wtedy możemy ją zeskanować. Oczywiście, jeśli ktoś chce nam coś przekazać, to naturalnie chętnie przyjmiemy. Otrzymaliśmy na przykład w formie darowizny spuściznę po Bolesławie Szczerkowskim. Niedawno, od córki. Usłyszała o pracowni regionalnej i nam te materiały przekazała. Ale to sytuacja wyjątkowa, nie dążymy do gromadzenia, tylko do digitalizacji. Stąd też archiwum historii mówionej, które tu zainicjowaliśmy – nagrywamy wywiady z osobami starszymi. Za dwadzieścia lat to będzie cenny materiał. Wspomnę tutaj panią Teresę Nowak, u której byliśmy jesienią, a w styczniu zmarła. Ale mamy ponad godzinne nagranie, gdzie pani Teresa, jako naoczny świadek, opowiada o rozstrzelaniu przez Niemców na rynku w 1939 roku mieszkańców Otorowa. Ona tę egzekucję widziała stojąc w jednej z bram. Mamy kilka takich wywiadów. Za pośrednictwem „Gazety” zachęcam mieszkańców, aby dzielili się z nami swoimi wspomnieniami, wiedzą.

A z budżetu jest pan zadowolony?

Hmm… A znacie język migowy? Żartuję… (śmiech). Prawdę mówiąc to nie mam jakiegoś odniesienia, bo to jest mój pierwszy budżet. Staram się bardzo racjonalnie wydatkować pieniądze, po poznańsku, szukać oszczędności. Mimo to, myślę, że się rozwijamy, rozwijamy naszą ofertę, ku zadowoleniu czytelników. Dążymy do tego, żeby czytelnicy chcieli u nas bywać. Dlatego też swój wygląd zmieniła czytelnia, jest teraz miejscem przyjemnym. Spędziłem sporo czasu na przymiarkach do rozmaitych programów pozwalających pozyskać środki zewnętrzne, ale wszędzie tam, gdzie inwestuje się w materię budynku, tam potrzebny jest tytuł prawny. A ja nie jestem w stanie tego przeskoczyć, no i mnie to boli.

W takim razie jak pan widzi przyszłość biblioteki? O pracowni regionalnej już wiemy, a co będzie działo się na piętrze po przeniesieniu wypożyczalni na parter?

To jest kwestia funkcji pomieszczeń. Po przeniesieniu wypożyczalni będziemy mieli na górze jedno duże pomieszczenie i jedno mniejsze. Aula będzie pomieszczeniem większym niż obecnie i będzie miejscem wydarzeń, spotkań autorskich, wystaw. Natomiast za przepierzeniem powstanie salka konferencyjno-warsztatowa. Marzy mi się też jakaś aranżacja przed budynkiem biblioteki, wyjście z ofertą na zewnątrz. Ale wszystko po kolei.

Notował

Marek Libera

Na zdjęciu u góry: Budynek biblioteki trudno nazwać ozdobą szamotulskiego rynku

Poprzedni
Następny