Marian Schwartz. „Jak zostałem kościelnym malarzem”. Część I
„Nim zostałem kościelnym malarzem, byłem rozpieszczanym przez swoich rodziców małym chłopcem. Gdzieś powinno być zdjęcie, które jest świadectwem starań moich rodziców. Na tym zdjęciu jestem chyba rocznym dzieckiem, które jeszcze nie wie jak długie będzie jego życie”. Przypomnę tylko, że Marian Schwartz zmarł 20 marca 2001 roku w ukochanym Obrzycku. Miał 97 lat. Mariana Schwartza znałem osobiście. Jeśli napiszę, że się lubiliśmy, to chyba nie przesadzę.
Marian Schwartz był człowiekiem przekornym i upartym. Jego artystyczne dokonania w dziedzinie rysunku, linorytu, monotypii, malarstwa sztalugowego, zdobnictwa i projektowania witrażowego na zawsze już będą określały jego artystyczną kondycję.
Z rozmysłem zacytowałem fragment jego rękopiśmiennych wspomnień zaczynający się od słów „Nim zostałem kościelnym malarzem”… Niewątpliwie Marian Schwartz miał duży dystans do swego dzieła. Jak pamiętam było w tym sporo autoironii. Nie znaczy to oczywiście, że nie wiedział jak ważna jest jego twórczość dla mieszkańców Obrzycka i Szamotuł. Wszak dokumentalistą Schwartz był pierwszorzędnym.
Marian Schwartz był urodzonym gawędziarzem. Ich bohaterami byli z reguły znani mu ludzie. Część swych soplicowskich narracji poświęcił znakomitym wykładowcom ze szkoły zdobniczej i przyjaciołom z „Wietrznego pióra”. O swoim ukochanym Obrzycku i mieszkających w miasteczku ludziach potrafił mówić interesująco i z werwą.
Przed wielu laty szczęśliwie udało mi się namówić Schwartza na spisanie najważniejszych historii ze swego życia. Kiedy po kilku miesiącach „kościelny malarz” przekazał do Muzeum – Zamek Górków kilkadziesiąt zeszytowych kartek zapisanych starannym „szryfcikiem”, ze zdumieniem stwierdziłem, że mamy do czynienia z utalentowanym narratorem, który swoje życie podzielił na dwie części. Jedną część podarował rodzinie, a drugą swojej artystycznej pasji. Sporą część zapisków Schwartza opublikowaliśmy w katalogu poświęconemu artystycznemu środowisku Szamotuł z lat 20. i 30. minionego stulecia.
Monografię zatytułowaliśmy „W poszukiwaniu Arkadii. Wietrzne pióro”. Książka towarzyszyła wystawie, na której udało zgromadzić się kilkaset prac plastycznych i pamiątek, które pozostały po szamotulskich artystach skupionych wokół klubu „Wietrzne pióro”. Według Schwartza nazwa klubu powstała „(…) od wiatru, który miał rozproszyć mgłę zawisłą nad kulturą szamotulską” („W poszukiwaniu Arkadii”).
„Komponując” wystawę z tak różnorodnego materiału artystycznego (akwarela, rysunek, drzeworyt, malarstwo olejne, wiersze, opowiadania etc. etc.) skupiliśmy się przede wszystkim na tym, aby pokazać dość wyidealizowaną, ale przez to jakże prawdziwą przestrzeń, w której przed światem zamknęli się młodzi marzyciele. Jestem przekonany, że uniknęliśmy wtedy wielu błędów dzięki autobiograficznym zapiskom Mariana Schwartza.
„Obrzycko pamiętam od zawsze. Do dzisiaj widzę jak po Warcie płyną płaskodenne szkuty. Na łąkach położonych za polskim rynkiem godzinami wpatrywaliśmy się w łodzie i ludzi z długimi pychówkami (żerdzie do odpychania się od dna – uwaga autora). Wartę widzieliśmy jako najpiękniejszą rzekę na świecie. (…) Na stromiźnie za rynkiem ludzie paśli rogaciznę i krzątali się około swoich gospodarskich zajęć. Świat był taki malowniczy. Pewnie też dlatego, że malownicze jest dzieciństwo. Potem jest już trudniej” (M. Schwartz). W tym miejscu polecam czytelnikom lekturę tekstu wspomnieniowego Mariana Schwartza pod tytułem „Obrzycko mojej młodości” (Almanach Obrzycki 1988).
Marian Schwartz urodził się w Obrzycku we wtorek 20 listopada 1906 roku. We wtorek 20 listopada 1906 roku słońce stało w zenicie około 11.45. Był to 324 dzień roku. Ojciec Mariana Schwartza, Bruno, prowadził zakład malarski. Przyszły student Państwowej Szkoły Sztuk Zdobniczych i Przemysłu Artystycznego wspominał, że dzieciństwo miał szczęśliwe, bo otoczony był troskliwą opieką rodziców. Był w końcu pierworodnym synem. Po nim na świat przyszła jeszcze siostra Irena i bracia Wiktor i Edmund. „Wszyscy byliśmy wojenni lub przedwojenni” – żartował Schwartz nawiązując do I wojny światowej.
Bruno Schwartz nie był zwykłym malarzem pokojowym. Obok usług typowo malarskich wykonywał za pomocą pędzla i malarskiego szablonu prace wymagające wyobraźni i talentu. „Różnorakim ornamentem, głównie z motywami kwiatowymi, zainteresował mnie ojciec, na którego szablonach ćwiczyłem jako młodzieniec swoją rękę” (M. Schwartz). Brunon Schwartz malował m.in. szyldy, a dzięki dobrze opanowanej sztuce liternictwa (m. in. gotycka majuskuła) wykonywał winiety do obrzyckich jednodniówek i ogłoszeniowych plakatów. Warto pamiętać, że przed I wojną światową większość tego typu zleceń ojciec Schwartza wykonywał w języku niemieckim. Był też Brunon Schwartz całkiem „(…) udanym kopistą obrazów” – wspomina jego syn Marian.
W życiu towarzyskim i społecznym miasteczka Bruno Schwartz należał do ludzi znanych i lubianych. W zbiorach szamotulskiego muzeum i Szkoły Podstawowej w Obrzycku znajdują się trofea strzeleckie Brunona Schwartza, który sięgnął po tytuł Króla Kurkowego po zażartej rywalizacji z bratem kurkowym Wincentym Taranczewskim. Niestety, pandemia uniemożliwia mi wejście na ostatnie piętro baszty, aby odczytać datę na srebrnym pucharze, który przed laty znalazł się w muzeum dzięki Marianowi Schwartzowi. Królem Kurkowym ojciec Mariana był zresztą kilkukrotnie. W czasach pruskich należał on do ścisłego grona założycieli i członków Miejskiej Straży Pożarnej w Obrzycku (1905 rok).
W wolnej Polsce o jego społecznym i narodowym zaangażowaniu świadczy udział w licznych kwestach. Solidaryzm społeczny nie był Brunonowi Schwartzowi obcy. I tak, na rzecz bezrobotnych dał 5 złotych polskich („Gazeta Szamotulska” marzec 1934), na samolot bojowy „Chrobry” sumę 1 złotych polskich („Kurier Poznański czerwiec 1936) i na doposażenie sali katechetycznej przy kościele w Obrzycku Brunon Schwartz przekazał 2 złote („Gazeta Szamotulska” lipiec 1936). W piśmie branżowym pod tytułem „Stowarzyszenie Przemysłowców” (luty 1926), w „Nowym Kurierze” (sierpień 1930) i w „Gazecie Powszechnej” (maj 1931) znajdują się informacje na temat funkcji jakie pełnił on w strukturach „Towarzystwa Przemysłowego i Rzemieślniczego”.
Mamą współzałożyciela „Wietrznego Pióra” była Jadwiga Buszkowska. „Z dzieciństwa najwyraźniej pamiętam warsztat ojca i matkę ubijającą w maśnicy śmietanę. Pamiętam też, że najbardziej bałem się stróża Stanieckiego. Był on dla nas małych dzieci wielkim utrapieniem” (M. Schwartz). CDN
Waldemar Górny