– To się działo w samej wiosce, w biały dzień – wspomina atak wilka pan Łukasz
– W piątek byłem akurat u znajomych. Kiedy wróciłem do domu, to mama mówi, że był u nas wilk – relacjonuje wydarzenia z 24 lutego Łukasz Batura, mieszkaniec położonego 7 kilometrów od Szamotuł Popówka. – Mama widziała na polu uciekające sarny, okazało się, że gonił je wilk. Kiedy sarny przebiegały koło nas, nasze psy prawdopodobnie je zauważyły i wybiegły. Kiedy wilk przebiegał koło naszego gospodarstwa, to rzucił się na psy. Mama do dzisiaj jest w szoku.
Od naszych czytelników otrzymaliśmy wiele fotografii resztek po wilczych biesiadach
Wilk najpierw zaatakował mniejszego pieska. – To się działo bardzo szybko, to był moment. Najpierw wilk podbiegł do tego małego, jak go chwycił, to… chwila i pieska nie było – wspomina dramatyczne wydarzenia pan Łukasz. – A później za płotem dopadł tego większego i też go zagryzł. Jak mama zaczęła krzyczeć, to wilk stanął, popatrzył i poszedł na szosę Szamotuły – Oborniki, że aż samochody się zatrzymały. Przeszedł szosę i pobiegł w kierunku lasu. Wtedy mama poszła zobaczyć, co z pieskami. Jeden leżał zażarty tuż za ogrodzeniem, a drugi kawałek za gospodarstwem, na polu pszenicy.
Zdarzenie o którym opowiada Łukasz Batura rozegrało się wczesnym popołudniem. Była godzina 16.30. Gospodarstwo państwa Baturów znajduje się w samej wiosce, przy szosie. – Tak, to się działo w samej wiosce, w biały dzień – podkreśla nasz rozmówca.
– Mama po tym wszystkim była bardzo wystraszona – opowiada „Gazecie” pan Łukasz. – Za domem mamy ogródek, mama powiedziała, że popołudniami już nie będzie chodzić do tego ogródka. Jest w szoku.
Czy mamy problem z wilkami? Czy populacja tych dużych drapieżników osiągnęła właśnie poziom powodujący konflikty?
Polują w Baborówku i w Szamotułach
– Ostatnio pomiędzy boiskiem w Baborówku a szkołą w Baborowie, po lewej stronie szosy, na polu rzepaku, jakieś 200 – 300 metrów od szkoły, moje psy znalazły szczątki zjedzonych przez wilki saren. Z kolei w Popówku co chwilę znajdujemy zagryzione sztuki – mówi Bartosz Galus, podleśniczy Leśnictwa Niemieczkowo. – W listopadzie albo w grudniu, kiedy szedłem drogą gruntową od szkoły w Baborowie w kierunku Gąsaw, nagle z rowu po prawej stronie wyskoczył wilk. Po czym poznałem, że to był wilk? Po sylwetce, po sposobie poruszania się.
– W obwodzie Koła Łowieckiego „Szarak” w Popówku, podczas niedawnej inwentaryzacji zwierzyny, naliczyliśmy 5 wilków. 3 z nich przebywają cały czas w jednym rejonie, co potwierdzają nagrania z kamer termowizyjnych – dodaje leśnik.
W Nadleśnictwie Wronki, podczas przeprowadzonej 24 lutego inwentaryzacji zwierzyny, na 7 procentach jego powierzchni naliczono 6 wilków. Andrzej Jęczmyk, myśliwy z Koła Łowieckiego „Daniel” w Szamotułach, mówi o 2 do 4 sztukach bytujących na stałe w granicach obwodu dzierżawionego przez jego koło.
– 24 lutego zatelefonował do mnie Marek Pawlicki z szamotulskiego ZGK. To był piątek. Powiedział, że pracownicy oczyszczalni ścieków przy ulicy Nowowiejskiego w Szamotułach znaleźli pod płotem zagryzionego dzika – mówi Jęczmyk. – Pojechałem sprawdzić. Dzik, ewidentnie zjedzony prze wilki, leżał faktycznie przy samym płocie, blisko szosy. Prawdopodobnie wilki polując zapędziły dzika na ogrodzenie i tu go dopadły. Kiedy powiedziałem pracownikom oczyszczalni, że za płotem ucztowały wilki, to widziałem, że zrobiło to na nich duże wrażenie. W ostatnią sobotę udało mi się sfotografować parę wilków, myślę, że to te same, które polowały koło oczyszczalni.
W miniony poniedziałek, 13 marca, w parku przy liceum ogólnokształcącym w Pniewach znaleziono częściowo zjedzonego psa. Zjedzonego w sposób charakterystyczny dla wilków.
W ostatnich dniach wilki pojawiły się w Dusznikach. Urząd gminy na wszelki wypadek zamieścił na swojej stronie internetowej ostrzeżenie: „Gmina apeluje do mieszkańców, aby mieli na względzie swoje zwierzęta i unikali spacerów po lesie i okolicach terenów leśnych”. Podobne ostrzeżenie opublikował w minioną środę na swoim portalu Urząd Miejski w Pniewach. Informacja o wzmożonej aktywności wilków dotarła też do Urzędu Gminy Kaźmierz. Zwierzęta najczęściej widywane są w okolicach Brodziszewa, Chlewisk, Chrustów, Radzyn i Kąsinowa. „Myśliwi zaobserwowali watahy składające się z kilu osobników. Wcześniej obserwacje zwierząt oraz ich śladów bytowania miały charakter incydentalny” – informują urzędnicy.
– Z moich obserwacji wynika, że od połowy stycznia mocno nasiliła się aktywność wilków na naszym terenie – podkreśla Łukasz Heckert, szamotulski radny gminny i prezes Koła Łowieckiego „Daniel”. – Wcześniej znalezienie resztek po wilczych ucztach było rzadkością, a nawet sensacją. A w tej chwili otrzymujemy dziennie po kilka zdjęć z różnych lokalizacji, które obrazują resztki upolowanej i zjedzonej zwierzyny. Wykluczam, aby to miało związek z wypadkami komunikacyjnymi z uwagi na dużą odległość od dróg. No i ta ilość…
Heckert szacuje, że w tej chwili w obwodzie koła (obszar pomiędzy Szamotułami, Obrzyckiem a Sycynem) bytuje nawet 9 wilków plus 3, które przychodzą z rejonu Popówka.
– Dzisiaj w ciągu jednego dnia jeden myśliwy potrafi znaleźć 6 – 8 szczątków zjedzonych przez wilki zwierząt. Jeszcze nie tak niedawno było to nie do pomyślenia. Ja jestem tym przerażony – podkreśla Jęczmyk.
– Wilk jest zwierzęciem terytorialnym. Mamy watahę w kompleksie leśnym między Otorowem a Ostrorogiem i ta populacja nie przemieści się na przykład pod Pniewy, ponieważ po drodze natrafi na inną grupę rodzinną, która jej nie przepuści. Każda wataha ma swoje terytorium – wskazuje Michał Idczak, specjalista ds. lasów niepaństwowych w Nadleśnictwie Pniewy.
Wilk dobroczyńcą?
Zdaniem dr hab. Sabiny Pierużek-Nowak, prezes Stowarzyszenia dla Natury „Wilk”, ludzie i przyroda czerpią wielorakie korzyści z drapieżnictwa wilków. Obniżają one mianowicie zagęszczenie dzikich ssaków kopytnych, spowalniają tempo wzrostu populacji dużych ssaków roślinożernych, przez co przyczyniają się do ochrony młodych drzew przed niszczeniem przez jeleniowate, a polując na polach mają udział w ochronie upraw przed szkodami. Przyczyniają się także, poprzez polowania na dzikie zwierząt kopytne, do zmniejszenia ryzyka wypadków drogowych z udziałem dużych roślinożerców.
Inaczej uważa Michał Idczak. – Podstawowy błąd takiego myślenia jest taki, że owszem, takie procesy zachodzą, ale w naturalnych systemach przyrodniczych, na przykład na Syberii, gdzie przyroda jest dziewicza. Natomiast w środowisku tak zmienionym przez człowieka, leśnictwo i rolnictwo jak nasze, które już nie jest naturalne, to przyroda tak się nie reguluje.
– Presja wytwarzana na jelenie przez wilki powoduje, że te pierwsze zbijają się w duże chmary (stada) i te chmary wchodząc na teren drzewostanów czynią w nich większe szkody niż parę lat temu, kiedy funkcjonowały w małych chmarach, po parę sztuk, a wilków było niewiele – dodaje Łukasz Heckert. – Jeszcze niedawno jelenie spotkać można było na terenie całego łowiska, a teraz zagęszczone są w jednym miejscu.
Michał Idczak przekonuje, że jako społeczeństwo musimy odpowiedzieć sobie na pytanie, jak w przyszłości mają wyglądać nasze lasy, czy szerzej – środowisko naturalne. – Czy chcemy mieć dużą bioróżnorodność w otaczających nas lasach, czy chcemy mieć systemy przyrodnicze ubogie? Badania pokazują, że z wysoką bioróżnorodnością mamy do czynienia w lasach zagospodarowanych, tam, gdzie człowiek steruje lasem. Tak samo jest ze zwierzostanami – jeżeli na naszych zurbanizowanych terenach myśliwy zajmuje się zarządzaniem populacjami zwierząt, to tam zwierzostan jest bogatszy – tłumaczy leśnik. – W momencie, kiedy przychodzą i „pomagają” nam wilki, którymi nie gospodarujemy, to zaczyna nam się robić chaos, bałagan. I do tego nie wiemy ile mamy wilków, i nie wiemy ile powinniśmy ich mieć.
Zdaniem Idczaka nie ma niestety dobrej woli ze strony decydentów, aby chociaż zaplanować jakiś rozsądny poziom liczebności wilków, o aktywniejszym zarządzaniu populacją nie wspominając. – I tak naprawdę cierpi na tym cały zwierzostan. Badania wskazują, że i tak jakieś 10 procent wilków w Polsce ginie – w wyniku wypadków komunikacyjnych, z powodu chorób, kłusownictwa. No i nie widzimy, aby to w jakiś sposób ograniczało dynamikę wzrostu populacji. Te 10 procent ginie, ale wilków cały czas przybywa. Więc nie byłoby teoretycznie i praktycznie problemu, aby zaplanować redukcję wilka, chociażby na poziomie tych 10 procent. Zresztą taka jest propozycja profesora Henryka Okarmy, eksperta w dziedzinie ochrony wilków, aby taki poziom odstrzału zastosować – wyjaśnia. I dodaje: – Odstrzał spowodowałby przy okazji to, że wilki nabrałyby do człowieka respektu, dystansu. Dr hab. Sabina Pierużek-Nowak uważa natomiast, że to mit – nie ma dowodów na takie zjawisko.
„Większość wilków – bez względu na to, czy się do nich strzela, czy nie – unika ludzi. Ale każdy wilk, podobnie jak każdy pies, ma swoją własną osobowość. Są wśród nich osobniki mniej i bardziej płochliwe, mniej i bardziej ciekawskie” – dowodzi szefowa stowarzyszenia „Wilk”.
– Podejrzewam, że do tej kategorii mitologii należy też zaklasyfikować wypowiedzi pani doktor – ripostuje Idczak.
Czy grozi nam przegęszczenie populacji?
Co się stanie, jeżeli za kilka lat okaże się, że dla wilczych grup rodzinnych zabraknie nowych terenów? Gdzie przebiega granica społecznej akceptacji dla obecności wilka czy poziomu konfliktów przez niego powodowanych? Michał Idczak twierdzi, że liczebność wilków w Polsce przekroczyła już dopuszczalny poziom.
– Wydaje się, że już jest ich za dużo, o czym świadczy wkraczanie do populacji epizoocji, czyli chorób gatunkowych. Parę dni temu w Lipnicy zginął pod kołami samochodu wilk chory na parch, kompletnie pozbawiony sierści – mówi leśnik. – Tego typu choroby pojawiają się, kiedy mamy do czynienia z przegęszczeniem populacji. Druga rzecz – sam fakt, że wilki polując zabierają psy z łańcuchów na podwórkach, zabijają koty, lisy, świadczy o przegęszczeniu populacji. A co będzie dalej? Choroby spowodują drastyczny spadek populacji.
Kolejnym, zdaniem Idczaka, zagrożeniem dla wilka jest hybrydyzacja, czyli krzyżowanie się z psami. – Kod DNA hybrydy nie jest już kodem DNA wilków. Tracimy gatunek. Taki problem pojawił się we Włoszech. Włosi mieli u siebie wyspową populację wilka i stracili tego drapieżnika nie przez choroby, a przez to, że zaczął się krzyżować z włóczącymi się psami i w efekcie po latach nie mieli wilków czystych genetycznie, tylko hybrydy. Czyli zniszczyli sobie populację wilków przez to, że ją zbyt ściśle chronili. Gdyby na wilki polowano, one nie trzymałyby się blisko domostw, nie miałyby kontaktów z psami i nie doszłoby do hybrydyzacji – tłumaczy.
Myśliwi chcą zapolować na wilka. Czy na pewno?
Prof. Rafał Kowalczyk z Instytutu Biologii Ssaków Polskiej Akademii Nauk w Białowieży przekonuje, że mamy obecnie do czynienia z nagonką na wilki, skutecznie sterowaną przez określone grupy interesu – głównie myśliwych, którym zależy na jak najszybszym wznowieniu polowań na ten gatunek.
– To bzdura – śmieje się Andrzej Jęczmyk. – Myśliwi takimi kategoriami nie myślą, tym bardziej, że absolutnie nie zależy nam na przejęciu od państwa odpowiedzialności odszkodowawczej za szkody wyrządzane przez wilki, co byłoby skutkiem umieszczenia tego gatunku na liście zwierząt łownych.
– Twierdzenie, że myśliwym zależy na wznowieniu polowań na wilki nie broni się. Bo jeśli nawet wilk jest dla kogoś zwierzyną atrakcyjną łowiecko, to dzisiaj nie ma problemu, aby wyjechać za granicę i sobie wilka upolować. Turystyka łowiecka jest bardzo rozwinięta. Kto chciał na wilka zapolować, to już zapolował – zgadza się z Jęczmykiem Michał Idczak. – Natomiast my dążymy do zachowania bioróżnorodności. Naszą rolą, rolą w ogóle nowoczesnego łowiectwa, jest zarządzanie populacjami dzikich zwierząt w oparciu o naukowe podstawy.
Skąd zatem bierze się niezrozumienie i brak akceptacji dla aktywnego zarządzania populacją wilka? Michał Idczak przyznaje, że sam często zadaje sobie to pytanie.
– Jeżeli chcemy w przyszłości w jakikolwiek sposób zarządzać populacją wilka, to musimy wiedzieć ile tych wilków jest. To podstawowa sprawa. Nieprawdą jest, że nie można wilków policzyć. Istnieje system liczenia zwierzyny z dronów. Dron oblatuje w nocy łowisko, fotografuje je, a odpowiednie algorytmy potrafią określić gatunek i płeć zwierzęcia. Rozwój technologii daje nieprawdopodobne możliwości. Są też metody genetyczne, oparte na badaniu odchodów. Dopiero kiedy określimy ile mamy wilków i jaki jest próg akceptacji społecznej dla wilka oraz wyrządzanych przez niego szkód, to wtedy możemy określić na jaką populację możemy sobie pozwolić. Dzisiaj, poza paroma naukowcami, nikt nie chce się tym zająć – mówi.
Andrzej Jęczmyk przypomina wypowiedź o wilku jednego z tych „paru” naukowców: – Profesor Okarma mówi tak: „Kontrolowane pozyskanie łowieckie nie koliduje z zachowaniem populacji tego gatunku”. Takie jest stanowisko poważnego naukowca.
Gatunki ważne i ważniejsze
Nasi rozmówcy zgodnie uważają, że nie jest w porządku kiedy chroni się wilka kosztem innych gatunków.
– Warto tu przypomnieć stanowisko Polskiego Związku Łowieckiego w sprawie wilka: „Nie można dobra jednego gatunku przedkładać nad pozostałymi”. A wilk to duży drapieżnik, silnie oddziaływujący na populacje innych zwierząt – podkreśla Andrzej Jęczmyk. Po czym dodaje: – Można pójść dalej. Na dużą skalę tępi się szczury, które przecież też są częścią naszej przyrody, mają w niej swoje istotne miejsce i tu ekolodzy nie protestują. Kiedy skończy się ta hipokryzja?
Z kolei Michał Idczak obawia się, że w momencie przekroczenia akceptowalnej przez hodowców skali szkód, mogą oni wziąć sprawy w swoje ręce i własnym sumptem ograniczyć nadmierną populację drapieżnika. – I to będzie poważne zagrożenie dla wilka – zaznacza.
Łukasz Heckert zwraca uwagę na pokutujący wśród eko aktywistów mit wilka-sanitariusza naszych lasów: – Nie zgodzę się z twierdzeniem, że wilk jest sanitariuszem w lesie, który poluje tylko na chore sztuki. To mit. Widać to choćby na przykładzie naszego łowiska – padają sztuki zdrowe, dorodne, ze szkodą dla populacji.
Z Heckertem zgadza się Michał Idczak. – Pogląd, że wilk jest selekcjonerem wybijającym w pierwszej kolejności sztuki chore i słabe, jest nieprawdziwy. Jest to oczywiście możliwe, ale w Afryce, na nieograniczonych przestrzeniach sawanny, gdzie po długiej pogoni faktycznie jakaś słaba sztuka oddzieli się od stada. Ale nie u nas. Jeżeli wataha wilków zagania chmarę jeleni w gęsty młodnik, to który jeleń najwolniej będzie uciekał? Ten z największym porożem, a więc najdorodniejszy. Spośród zapędzonych w bagno jeleni jako pierwszy utknie w błocie najcięższy osobnik, a więc znów najdorodniejszy, najcenniejszy. Podobnie w kopnym śniegu – ofiarą wilków w pierwszej kolejności padnie najcięższy, największy – tłumaczy leśnik. – Wilki nie przeprowadzają selekcji. Selekcję przeprowadzają myśliwi. Wilk poluje na zwierzę, które uda mu się najłatwiej i najszybciej zabić.
Czy trzeba bać się wilka?
Jednym z najważniejszych aspektów wilczego problemu jest kwestia agresji w stosunku do człowieka. Wiadomo, że w bajce wilk zjadł Czerwonego Kapturka i babcię, ale czy atakuje rzeczywistych ludzi? Czy trzeba bać się wilków?
Dr hab. Sabina Pierużek-Nowak, tłumaczy: „Poczucie zagrożenia ze strony dzikiego zwierzęcia jest oceną niezwykle subiektywną. Zależy bardzo często od relacjonującej osoby, stopnia jej oswojenia z przyrodą, ale też od gatunku, o którym mowa. Ponieważ wilk zawsze wzbudzał i wciąż wzbudza w ludziach lęk, spotkanie z tym drapieżnikiem i jego zachowanie są zazwyczaj błędnie interpretowane. Często jako próba ataku, lub co najmniej zuchwałość. Wystarczy, że wilk nie reaguje na widok człowieka gwałtowną ucieczką, przygląda się dłuższą chwilę, a już uważa się, że ma wobec nas złe zamiary”.
Lęk przed wilkami jest jednak głęboko zakorzeniony w naszej świadomości i stanowi podstawę postrzegania tych drapieżników w czarnych brawach. Zdaniem prof. dr hab. Henryka Okarmy, zajmującego się badaniami nad ssakami drapieżnymi, autora znakomitej monografii „Wilk”, w przeszłości, kiedy wilki królowały jeszcze w naszych lasach, mogło dochodzić do napaści na ludzi, czemu sprzyjały częste wojny dostarczające wilkom pokarmu w postaci niepogrzebanych zwłok (Okarma 2015). W 2002 r. na zlecenie norweskiego Ministerstwa Środowiska zespół naukowców z wielu krajów Europy opracował raport podsumowujący stan wiedzy na temat agresji wilków w stosunku do ludzi (Linnell i inni 2002). Z zebranych danych wynika niezbicie, że wilki czasami atakowały i zabijały ludzi. Większość przypadków pochodzi z okresu sprzed początku XX w. z Francji, Włoch i Estonii, gdzie najprawdopodobniej kilkaset osób zostało zabitych w okresie 1750-1900. Najbardziej znane zdarzenia związane są z regionem Gevaudan we Francji, gdzie według danych historycznych, ponad 100 osób zostało zabitych w latach 1764-1767. W Szwecji źródła historyczne mówią o 4 dzieciach zabitych w okresie 1727-1763 oraz 12 dzieciach w latach 1820-1821 (Okarma 2015).
Doniesienia o atakach drapieżników w XX w. są znacznie rzadsze. Znane są raporty o 5 dzieciach zabitych w Polsce na Kresach w 1937 r. i 4 dzieciach zabitych w Hiszpanii w okresie 1957-1974 (Linnell i inni 2002). W ZSRR, w obwodzie kirowskim, w latach 1944-1953 wilki zaatakowały kilkadziesiąt dzieci, z których 36 nie udało się uratować (Pavlov 1990). Nie można wykluczyć, że atakującymi drapieżnikami były mieszańce wilków z psami (cechują się mniejszym strachem przed człowiekiem i są zazwyczaj bardziej agresywne niż wilk). W Indiach, według badań przeprowadzonych w latach dziewięćdziesiątych XX w., zdaniem prof. Okarmy niepodważalnych, co najmniej 273 dzieci padło tam ofiarą wilków (Jhala i Sharma 1997).
W latach osiemdziesiątych XX w. pojawiły się doniesienia o atakach wilków w Ameryce Północnej. Między innymi odnotowano atak na leśnika oraz na uczestników kanadyjskiej ekspedycji arktycznej, a także 3 kanadyjskich biologów. W 2005 r. w prowincji Saskatchewan (Kanada) wilki zabiły 22-letniego mężczyznę w pobliżu miejscowości Points North Landing, a w 2010 r. na Alasce ofiarą tych drapieżników padła kobieta uprawiająca jogging w pobliżu miejscowości Chignik Lake (Okarma 2015). Autorzy (McNay i inni) powstałego w 2005 r. raportu analizującego przypadki atakowania ludzi przez wilki w Kanadzie i na Alasce w latach 1915-2001, opisali 80 zdarzeń, z których 39 obejmowało agresywne zachowanie ze strony ewidentnie zdrowych wilków, a 12 ze strony wilków zarażonych wścieklizną (Okarma 2015).
„Myślałam, że nie wyjdę stamtąd”
Niebezpieczne zdarzenia z udziałem wilków mają miejsce ostatnio także w Polsce. W połowie 2018 r. doszło w Bieszczadach i Puszczy Noteckiej do pokąsania przez wilki pięciu osób. W gm. Cisna ofiarami było dwoje dzieci (8 i 10 lat), a w gm. Wetlina turystka. Z kolei na skraju Puszczy Noteckiej dwie osoby zostały pokąsane przez roczną samicę wilka. Szczególnie dramatyczne zdarzenie miało miejsce w lipcu w Trzebiczu Młynie koło Drezdenka. Wilk dotkliwie pogryzł tam 38-letnią kobietę, która cudem przeżyła.
– Myślałam, że nie wyjdę stamtąd – wspomina traumatyczne przeżycie. Drapieżnik zaatakował ją od tyłu, rzucając się na nogi. Kiedy kobieta próbowała się wyrwać, zwierzę złapało ją za rękę i przewróciło na ziemię. Następnie dotkliwie pogryzło jej nogi, ręce, głowę, próbowało też ciągnąć 38-latkę. – Nie wiedziałam, co mam robić – mówi. Uratowała ją koleżanka.
1 marca 2021 niedaleko Brzozowa na Podkarpaciu trzy wilki zaatakowały dwóch pilarzy. Mężczyźni przez kilkanaście minut bronili się piłami spalinowymi przed agresywnymi zwierzętami.
„Istnieją wiarygodne dowody, że ludzie byli zabijani zarówno przez zdrowe jak i zarażone wścieklizną wilki w czasie ostatnich stuleci” – dowodzi prof. dr hab. Henryk Okarma.
Zatem, czy należy bać się wilków? „Trzeba pamiętać, że straszenie ludzi wilkami, co od wielu już lat robią myśliwi, ma na celu spotęgowanie niechęci do tych drapieżników i uzyskanie społecznego poparcia dla powrotu do polowań na te zwierzęta. Tymczasem, jeśli spojrzeć na statystyki, wilki są znacznie mniej niebezpieczne od naszych domowych pupili. W Polsce każdego roku psy ranią lub zagryzają kilka osób. Podczas leśnych spacerów zdecydowanie bardziej niebezpieczne może się okazać spotkanie z dzikami, które zaskoczone i spanikowane czasami atakują na oślep” – uważa dr hab. Sabina Pierużek-Nowak.
Liczą się głównie emocje
– Kiedyś uważano, że liczebność drapieżników w łowisku jest prawidłowa wtedy, kiedy ich nie widać. Jeżeli widzimy w biały dzień lisy na polach, to znaczy, że jest ich za dużo. Jeżeli widzimy wilki w biały dzień, a ja pracując w Leśnictwie Klemensowo widywałem je codziennie, w biały dzień, to jest ich za dużo – tłumaczy Michał Idczak. – Obecnie widujemy wilki praktycznie na co dzień, w mieście, w wioskach. To jest patologiczna sytuacja, dzikie zwierzęta tak się nie zachowują.
Idczak jest przekonany, że współżycie ludzi z wilkami i innymi dzikimi zwierzętami naturalnie jest możliwe. Ale populacje muszą być trzymane w ryzach, regulowane. Wtedy nie będzie dochodziło do konfliktów.
– Niestety, dyskusja o wilku prowadzona jest cały czas na poziomie emocji, a nie na poziomie merytorycznym – podsumowuje nie do końca optymistycznie.
Marek Libera