
Czy da się walczyć z przemocą w szkołach?
-
- – Pewne rzeczy są zamiatane pod dywan, dlatego, że rodzice ucznia są „kimś” – zwraca uwagę na problem przemocy w szkołach Ilona Kaluga
-
- – Problemy emocjonalne dzieci są coraz większe. Zatrważające są statystyki samobójstw wśród młodzieży – podkreśla Joanna Ludwiczak
-
- – Uczeń ma większe prawa i przywali nauczycielowi – to jest przerażające. A takie rzeczy się niestety zdarzają, a kiedyś się nie zdarzały. Teraz nauczyciel niewiele może – niezbyt optymistycznie diagnozuje szkolną rzeczywistość Dominika Buchwald
– Jest straszna, niezauważana przez nauczycieli i pedagogów, przemoc w szkołach. Przemoc słowna, dzieci są zastraszane – alarmuje szamotulska radna Ilona Kaluga. Z danych Instytutu Badań Edukacyjnych wynika, że około 10 procent polskich uczniów jest systematycznie dręczonych, a przemoc werbalna jest powszechna.
– Zgłaszają się do mnie rodzice, nie tylko z mojego rejonu, i opowiadają co się dzieje w szkołach. Niestety, o tym problemie się nie mówi, a mamy sztab osób, które w szkołach powinny sprawować pieczę nad młodzieżą. Tymczasem pewne rzeczy są zamiatane pod dywan, dlatego, że rodzice ucznia są „kimś” i szkoła mówi: „nie róbmy afery” – wskazuje na poważny problem w funkcjonowaniu szkół radna Kaluga.
I dodaje: – O tym się oficjalnie nie mówi, ale ta przemoc, zwłaszcza w klasach szóstych, siódmych, ósmych, jest na wysokim poziomie. Ja wierzę, że pan dyrektor Centrum Usług Wspólnych Damian Dubiel przed nowym rokiem szkolnym uczuli na ten problem dyrektorów szkół. Dobrze by było, aby z kolei dyrektorzy zwracali uwagę nauczycielom. Bo później biedni rodzice muszą szukać pomocy dla swoich pociech w prywatnych gabinetach psychologicznych.
Wyzwiska, pobicia, wykluczenie
– Problem jest ogólnopolski, problemy emocjonalne dzieci są coraz większe. Zatrważające są statystyki samobójstw wśród młodzieży. Ich przyczyną zazwyczaj jest hejt, jakaś agresja – potwierdza spostrzeżenia Ilony Kalugi radna Joanna Ludwiczak. – Są nawet przypadki zmiany szkół przez prześladowanych uczniów. I jest to sugerowane przez pedagogów.
Problem przemocy w szkołach dostrzega Anna Wicher, nauczycielka, przewodnicząca gminnej komisji oświaty. Zwraca uwagę na wzrastającą liczbę uczniów korzystających z nauczania indywidualnego, co – jej zdaniem – jest konsekwencją nie radzenia sobie z hejtem, agresją psychiczną, nie tylko fizyczną.
Co wiemy o przemocy w polskiej szkole? Na to pytanie spróbował odpowiedzieć Instytut Badań Edukacyjnych. Przeanalizował wyniki badań prowadzonych w kraju i za granicą. Co z nich wynika? Około 10 proc. polskich uczniów jest systematycznie dręczonych, przemoc werbalna jest powszechna. IBE zwraca uwagę zwłaszcza na dręczenie, które jest systematycznym stosowaniem przemocy wobec ucznia lub uczennicy. Jest ono szczególnie niebezpieczne, gdyż ten długotrwały proces zostawia trwały ślad w psychice ofiar na całe życie. Dzieci narażone są na cały wachlarz zachowań agresywnych – od wyzwisk, przez wykluczanie z grupy po kradzieże i pobicia.
Największym problemem krajowych szkół jest agresja werbalna. Z nią uczniowie stykają się najczęściej. Druga w kolejności jest agresja relacyjna (rozpowszechnianie szkodzących uczniowi kłamstw, wykluczenie, odtrącenie przez innych). Pojawiło się nowe zjawisko, jakim stała się agresja elektroniczna, czyli tzw. cyberbulling – długotrwałe nękanie z wykorzystaniem nowoczesnych technologii.
W polskich szkołach chłopcy znacznie częściej niż dziewczęta stają się ofiarami różnych rodzajów agresji. Jedynie w przypadku agresji relacyjnej i cyfrowej dziewczęta nieznacznie częściej niż chłopcy twierdzą, że doświadczają takich zachowań.
Szczególnie wyraźna jest różnica jeśli chodzi o agresję fizyczną. Odsetek chłopców, którzy dość często się biją, jest zwykle trzy razy większy niż odsetek dziewcząt. I jest to specyfika ogólna, nie tylko polska. Nasz kraj nie wyróżnia się także jeśli chodzi o samo uczestnictwo uczniów w bójkach.
Na podstawie badań wyłoniono też zestaw cech uczniów, którzy są bardziej narażeni na dręczenie w szkole. To dzieci, które mogą liczyć na mniejsze wsparcie społeczne. Mają więcej wrogów niż przyjaciół, którzy mogliby się za nimi wstawić. Mogą też liczyć na mniejsze wsparcie rodzin, kolegów i koleżanek (również np. w odrabianiu lekcji). Ich rodzice mają słaby kontakt ze szkołą.
Przykład dają dorośli
Damian Dubiel, dyrektor Centrum Usług Wspólnych (dawniej ZEAS) w Szamotułach jest zdania, że z przemocą w szkołach trzeba walczyć i to zdecydowanie.
– Jesteśmy żywo zainteresowani, żeby te problemy rozwiązywać. We wrześniu dyscyplina w szkołach będzie na pewno na nieco innym poziomie – zapewnia. – Obecna kadra dyrektorska jest świetną kadrą, tak samo grono pedagogiczne. Oni mają świadomość problemu, doskonale o tym wiedzą, że na wszelkie przejawy takiej sytuacji powinni reagować zdecydowanie, w sposób stanowczy, tak samo powinni informować burmistrza i CUW. Ale co zrobić, jeśli przykład idzie od osób dorosłych?
– Jeżeli nie będzie odpowiedniej reakcji nauczyciela i dyrektora szkoły, tylko przyzwalanie, no to się potem dzieje, co się dzieje. Ale niestety, często tak jest i tak się kończy. I jest to problem bardzo powszechny – diagnozuje zjawisko przemocy wśród uczniów radna Dominika Buchwald. – Znam przypadki, że rodzice zabierają dziecko ze szkoły. Agresor zostaje, a dziecko musi się wynieść. A powinno być odwrotnie. I ofiara staje się podwójną ofiarą.
Co robić z przemocą w szkołach, jak ją zwalczać? Burmistrz Szamotuł Włodzimierz Kaczmarek mówi o potrzebie zdecydowanych działań, ale zwraca też uwagę na rolę dorosłych w kreowaniu wzorców zachowań dla dzieci.
– Rzeczywiście takie sytuacje przemocowe mają miejsce, potwierdzam to. Ale dyrektorzy szkół są zobowiązani do bezwzględnego działania w takich przypadkach, w porozumieniu z najróżniejszymi służbami, łącznie z policją, bo i takie sytuacje mają miejsce – mówi burmistrz. – Przy czym zwracam uwagę na to jak wygląda świat dorosłych. Ta agresja, ta przemoc słowna, hejt, te zjawiska funkcjonują bezkrytycznie i bezkarnie w przestrzeni publicznej i dzieci też to czytają, słuchają programów informacyjnych, czy to z jednej, czy z drugiej strony, w których różne rzeczy się mówi, w różny sposób. Że nie wspomnę już o Internecie, który również w każdym smartfonie każdego czwarto- czy piątoklasisty się znajduje z niekontrolowanym przez rodziców dostępem. Więc ta przemoc nam rośnie.
Fejsbuki i instagramy
Według Kaczmarka, wiele negatywnych zjawisk dociera do nas z Zachodu: – I ta przemoc też przyszła z zewnątrz. Często używamy słów zbyt pochopnie, w sposób nieprzemyślany, w sposób krzywdzący innych. Mówię o nas, dorosłych. To my jesteśmy wzorcami dla dzieci, to my kształtujemy ich osobowość, ich postawy, i tak jak pani w szkole jest święta, tak samo w tych nieedukacyjnych obszarach, jeśli mama czy tata robi tak, czy inaczej, to my jesteśmy wzorcami. Dzieci z nas czerpią wzorce. I dopóki my nie zweryfikujemy swego codziennego życia, dopóty nasze dzieci będą czerpać wzorce negatywne.
Burmistrz zwraca uwagę na rolę mediów społecznościowych. Miały umożliwić komunikowanie się poprzez interaktywny dialog, miały stać się naturalnym miejscem wymiany informacji, tymczasem nie do końca tak jest.
– Niestety, fejsbuk czy inne instagramy, do których dzieci mają dostęp, pozwoliły nam na popuszczenie cugli i nie wiem czy przyjdzie taki moment, że zaciągniemy wreszcie hamulec ręczny, czy nie, ale to nasze życie – zarówno publiczne, na szczeblu samorządu gminnego i na szczeblu krajowym, jak i prywatne – będzie nieznośne, nie do skonsumowania przez normalnie myślącego człowieka dla którego drugi człowiek ma być dobrem, a nie złem. A my zaczęliśmy patrzeć na siebie wilkiem i gdzie można próbujemy się dotykać w sposób bolesny, czasami nie wyobrażając sobie do końca, jak ten ból może być dogłębny, zarówno dla nas, jak i naszych najbliższych – dzieli się swoimi przemyśleniami Kaczmarek.
I apeluje: – Dlatego proszę, spróbujmy zacząć od dołu, od siebie, nie patrząc na to co dzieje się u góry, bo z góry dobry przykład raczej do nas nie przyjdzie. Starajmy się tworzyć wokół siebie pozytywny klimat empatii, zrozumienia, radości, miłości i Bóg wie czego jeszcze. A wtedy nasze życie tu, lokalnie, będzie inne, a nasze dzieci będą miały skąd czerpać pozytywne wzorce. Całkowicie się zgadzam, że agresja rośnie już od najmłodszych lat i to my powinniśmy próbować to zminimalizować, to my powinniśmy próbować to naprawić i dawać wzorce przyszłym pokoleniom.
„Przemoc była, jest i będzie”
Anna Wicher przekonuje, że wbrew pozorom szkoły nie lekceważą zjawiska przemocy wśród uczniów. – To nie jest tak, że nic się w tym temacie w szkołach nie robi – robi się bardzo wiele. I myślę, że nie tylko szkoła jest tą przestrzenią, która musi w tej dziedzinie coś zrobić. Nie tylko na godzinach wychowawczych o tej patologii się mówi, ale dzięki dyrektorowi Michalakowi z ośrodka kultury chodziliśmy do kina na cykl filmów, potem były prelekcje, były dyskusje – wskazuje przykład działań edukacyjnych uświadamiających młodzieży problem przemocy.
Z kolei Dominika Buchwald dość sceptycznie widzi możliwości nauczycieli na polu walki z patologiami. – Uczeń ma większe prawa i przywali nauczycielowi – to jest przerażające. A takie rzeczy się niestety zdarzają, a kiedyś się nie zdarzały. Teraz nauczyciel niewiele może – niezbyt optymistycznie diagnozuje szkolną rzeczywistość.
Do szczególnych optymistów nie zalicza się też Wojciech Kaczmarek, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 1 w Szamotułach.
– Przemoc była, jest i będzie – nie pozostawia złudzeń. – Jeżeli jest współpraca rodziców i szkoły, to często nam się udaje wiele spraw rozwiązać. To nie znaczy, że one się nie pojawiają, ale szkoła to żywy organizm, logiczne więc jest, że przy tak dużej liczbie uczniów (około 800 w „jedynce” – red.) coś się będzie działo, coś się wydarzy. Mamy problemy różne, to nie tylko papierosy, ale i inny nałóg – telefony komórkowe, nałóg bardzo natrętny. Pan sędzia Kosterkiewicz nam powiedział, że żaden polityk nie zagłosuje za wprowadzeniem zakazu używania telefonów w szkołach. I my się musimy z tym zmagać. Zdarzają się sytuacje trudne. Bo jeżeli uczeń, dziecko w wieku szkolnym, chodzi po mieście o 21.00, 22.00, to nie jest to normalne. Jestem za wolnością, jakimiś tam swobodami, ale muszą być granice.
Wojciech Kaczmarek zwraca uwagę na potrzeby kadrowe szkół – niedostatek psychologów i pedagogów. Zwraca uwagę na rosnące zjawisko przemocy w Internecie, na zagrożenia wynikające z hejtu telefonicznego. Ale mimo wszystko widzi światełko w tunelu – to współpraca rodziców ze szkołą.
– Bo jeżeli rodzice podchodzą do problemu rozsądnie, to tłumią zagrożenie już w zarodku – zaznacza. – A jeżeli nie, to…
Marek Libera
Na zdjęciu u góry: – Przemoc była, jest i będzie – nie pozostawia złudzeń Wojciech Kaczmarek, dyrektor „jedynki”