
Fekaliczno-amoniakowy krajobraz Szamotuł
W Szamotułach nie ma publicznych toalet. Jeszcze do niedawna na rynku działała toaleta prowadzona przez szamotulski samorząd. Po tak zwanej rewitalizacji historycznej części miasta, jedyny publiczny szalet w mieście zlikwidowano. Brakuje WC na dworcu kolejowym. Na alarm bije radny gminny Jan Dziamski.
W zamian na parkingu przy parku Jana III Sobieskiego postawiono sławojkę z utwardzonego plastyku. Przed sławojką nie gromadzą się tłumy, bowiem przezorni mieszkańcy miasta wykorzystuję do celów fizjologicznych naturalne elementy miejskiego krajobrazu: rozpadliny, drzewa, skromny nurt Samy, krzaki i jary. Kto ma odwagę zajrzeć w głąb naszego fekalicznego interioru, wie o czym piszę. Ten tekst napisałem pod wyjątkową presją naszego czytelnika: „Uprzejmie informuję, że nigdzie nie mogłem w Szamotułach zrobić kupy. Toalet brak. Liści na krzewach brak. Załatwiłem się gdzie bądź”.
Kiedyś działały toalety przy dwóch obiektach handlowych, ale ze względu na oszczędności właściciel NETTO (dawne Tesco) kibelek zamknął. Tak zatem od strony południowej zostaliśmy pozbawieni „(…) zbawiennego narzędzia ulgi” (F. Rabelais). Ostatnio ku mojemu zdumieniu otwarto kibelki i poczekalnię przy INBAGU. Według pracowników galerii, powodów zamknięcia toalet przy galerii było kilka. Po pierwsze w okresie letnim z toalet korzystali ludzie bezdomni, którzy po swoich kąpielach pozostawiali niezły bajzel. Po drugie toalety często były dewastowane i wymagały okresowych napraw. Tę argumentację można jeszcze zrozumieć, chociaż w tym przypadku powinien zareagować burmistrz miasta zatrudniając pracownika odpowiedzialnego za bezpieczeństwo i czystość toalet… na przykład w godzinach od 9.00 do 16.00. Tę sprawę można z łatwością załatwić na telefon. Co najsmutniejsze, poinformowano mnie, że najgorszy okres toalety przeżywają wtedy, kiedy udostępnia się je naszej szkolnej latorośli w okresie tzw. wzmożonej edukacji. Jak twierdzi nasz kolejny czytelnik, wygódki niszczą „(…) prawdopodobnie niedojrzali kretyni”.
Podróżni korzystający z dworca PKP napotykają na jeszcze gorsze utrudnienia. Dworzec PKP w Szamotułach jest tego najlepszym dowodem. Zastanawiam się tylko, dlaczego działają toalety na dworcach w Kościanie, Pobiedziskach, Gnieźnie i Wrześni, a nie działają w Szamotułach? Czyżby to kwestia fatalnej organizacji pracy włodarzy naszego miasta? Nie wierzę.
Z toaletami na dworcu kolejowym PKP poradzono sobie w ulubiony dla szamotulskiego samorządu sposób. Postawiono po prostu „toi-toja”! Słusznie prawi radny Jan Dziamski z Otorowa, że maleńka klatka „toi-toja” uniemożliwia podróżnym korzystanie z plastykowej sławojki zwłaszcza wtedy, gdy w podróż udaje się on z dwiema walizkami i plecakiem. Błyskawicznie wyobraził sobie skalę tego fantastycznego wyczynu przewodniczący rady Marian Płachecki i… niestety jak znam życie, nic z tego nie wyniknie (choć przewodniczący zobowiązał się interweniować w sprawie braku WC na dworcu kolejowym u samego burmistrza Kaczmarka). Nie wnikam w to, że plastykowy kibelek postawiło PKP. Wiadomo, że PKP to PKP… jak jeżdżą, tak działają! A czytelnik, pyta: A co robi szamotulski samorząd?
Fekaliczno-amoniakowy krajobraz miasta znacznie się rozszerza. Ludzie załatwiają swoje potrzeby fizjologiczne za modułem pocztowym In Postu koło Multi Boxu (ulica Dworcowa), stawiają wymowne poświąteczne „miny” przy tak zwanej Promenadzie doktora Surmy, srają nad brzegiem Samy obok okazałych stuletnich wierzb, sikają za nową stacja benzynową i sklepem Action przy ulicy Zamkowej. Załatwiają swoje potrzeby wzdłuż płotu należącego do Muzeum Zamek – Górków. Osobiście widziałem uroczą kobietę, która siusiała (daj Boże!) w zabytkowej fosie obsadzanej bluszczem przez wybitnego zamkowego ogrodnika Jana Gomółkę w dano minionych czasach, czyli za Marka Szczepańskiego i Piotra Prusa.
Sikają na parkingu Jasia Grygiera – brydżysty, na parkingu i wzdłuż prywatnych posesji przy Młyńskiej. Nie oszczędzają parków i kościołów. Robią to nagminnie tuż za probostwem oo. Franciszkanów. Niektórzy moi komentatorzy mówią, że potrzeby fizjologiczne są silniejsze niż wiara!
Jedno jest pewne. Załatwić możecie swoje potrzeby w Szamotulskim Ośrodku Kultury lub kinie Halszka i za to mogę dyrektora Piotra Michalaka pochwalić. I chwalę jak mogę. Nie chciałbym jednak być sprawcą katastrofy finansowej tych instytucji.
Dlatego też proponuję, abyście, drodzy Czytelnicy, korzystali z trawników w okolicach starej wieży ciśnień PKP lub w okolicach dawnego domu pracowników PKP. Tam jest naprawdę najpiękniej! Zasieki z ekskrementów, zapory z podpasek always, opakowania chipsów Lays, butelki Coli oryginalnej lub w puszce, porzucone rękawiczki pełniące funkcje papieru toaletowego (na wszystko mamy dowody), tampony OB, torebięta po chrupkach, obowiązkowo buteleczki po Kubusiu i batonów – lion, snickers, mars i tysiące małpek po lubelskiej kolorowej i Parkowej. Jest fajnie, że mamy „toi-toje” przy cmentarzu parafialnym. Możemy naszym zmarłym śmiało powiedzieć, że nic im nie grozi.
Na koniec tego fragmentu tekstu sparafrazuję znanego reportażystę z Warszawy: „Warszawa ma swoje słoiki. My mamy swoje stolce”. Proszę zatem korzystajcie dalej z przydrożnych rowów i miejsc położonych wzdłuż torowisk. Bądźcie spokojni o skład kolejowy… na pewno się nie wykolei.
Na zakończenie trochę anegdot. W dawnej Warszawie (XVIII wiek) problem ze składowaniem nieczystości był podobny do tego, co mamy dzisiaj w Szamotułach: „Smród jest nie do zniesienia. Perfuma idą w cenę. Choroby niszczeją miasto co się zowie. Wszędzie wala się ludzkie i zwierzęce łajno. Nie óświadczysz u nas zwykłej wygódki. Srają książęta i mieszczanie, gdzie popadnie. Zasrane parki i łoziny” (Koźmian – pis. org.).
W starożytnej Jerozolimie dół kloaczny mieścił się za murami miasta. Nazywał się Gehenna. Ci, którzy bywali w Jerozolimie szukali z reguły religijnych uniesień. Ja szukałem ukrytych w niej osobliwości. Pewnego dnia dotarłem do dawnego jerozolimskiego szamba i wysypiska śmieci położonego przy starej bramie Hersit. To było dawne smrodowisko. I to byłoby na tyle. Może kiedyś?
WAG.
Zdjęcie u góry: Radny Jan Dziamski zastanawia się, jak podróżny w zimowym ubraniu, obładowany bagażami, zmieści się z całym swym majdanem do ciasnego „toi-toja” na szamotulskim dworcu PKP?
– Otwarcie Kolei Metropolitalnej przedstawiane jest jako sukces, ale o prozaicznej sprawie braku toalety na dworcu wszyscy zapominają – mówi radny Jan Dziamski. W dobie kolei XXI wieku podróżni mają do dyspozycji jedynie malutkiego, plastikowego „toi-toja”
Ludzie załatwiają swoje potrzeby fizjologiczne nad brzegiem Samy, obok okazałych stuletnich wierzb