„No o czym tu jeszcze mówić? No niech mi pan powie?”
Można powiedzieć, że pan Jaroslaw Matz z Koźmina ma pecha. I to podwójnego. Raz, bo zachorował, ale to się zdarza. Dwa, bo trafił do poradni chirurgii naczyniowej przy szamotulskim szpitalu, ale to jak został potraktowany, już zdarzyć się nie powinno. Ale zacznijmy od początku.
Pierwszy pech pana Jarosława objawił się w styczniu tego roku. Pojawił się niespodziewanie, jak to pech.
– Zaczęło się od tego, że pewnego styczniowego popołudnia odwiedziłem brata – relacjonuje pan Jarosław. – Dokuczał mi palec u prawej nogi, więc go obejrzałem i stwierdziłem, że jest jakiś dziwny. No to brat mówi: zmierzę ci cukier glukometrem. Wyszło 300 miligramów cukru! Brat mówi: biegiem do Jurka Kwartalskiego (lekarz rodzinny w Obrzycku – red.) i niech ci coś zapisze. Jurek chciał mnie od razu skierować na oddział chirurgiczny, ale ja miałem nadzieję, że może nie jest tak źle i palec da się uratować. No więc na parę dni coś mi tam zapisał, jakiś antybiotyk. Ale moja nadzieja była złudna, po tygodnia paluch był czarny. Wtedy biegiem do szpitala.
Szamotuły? Oborniki? Poznań!
Do szpitala powiatowego w Szamotułach się nie dało, bowiem w styczniu nasza lecznica miała status szpitala covidowego (oddział chirurgiczny i blok operacyjny wznowiły działalność 21 lutego).
– 27 stycznia ze skierowaniem w ręku pojechałem do Obornik – kontynuuje pan Jarosław. – Tam przesiedziałem dwie godziny, a potem wyszła pani i powiedziała, że nie ma chirurga i mamy sobie szukać – były nas trzy czy cztery osoby – innego szpitala. Poradziła, aby spróbować na Lutyckiej w Poznaniu. No i pojechałem na Lutycką. Przyjęli mnie na SORze, obejrzeli nogę i natychmiast przyjęli mnie na oddział. Jeszcze tego samego dnia była operacja. Przyjęli mnie o dziewiątej, zaraz trafiłem na stół i o wpół do jedenastej skończyli. I tyle, straciłem palec.
Niestety, na operacji nie zakończyły się problemy pana Jarosława z nogą. – Zaczął mi się paskudzić drugi palec – dodaje mieszkaniec Koźmina.
W szpitalu na Lutyckiej otrzymał zalecenie konsultacji i dalszego leczenia w poradni chirurgii naczyniowej oraz diabetologicznej. I tak Jarosław Matz trafił do poradni naczyniowej przy szpitalu w Szamotułach, a tam do prof. dr hab. Zbigniewa Krasińskiego, cenionego chirurga naczyniowego, byłego dziekana Wydziału Lekarskiego II Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu.
– Pierwsza wizyta u naczyniowca się odbyła i to w terminie. A potem trzy kolejne pod rząd już nie. Dlaczego? Bo lekarz nie dojechał do Szamotuł! Za pierwszym razem, owszem, był telefon ze szpitala z informacją o chorobie lekarza, czy coś takiego. Ale najgorsza była ostatnia wizyta, 21 lipca. Ani powiadomienia, że profesora nie będzie, ani nie było z kim porozmawiać. Dopiero po godzinie, czy półtorej siedzenia w poczekalni, a było nas z 60 – 70 osób, przyszła dziewczyna i mówi, że nie będzie dzisiaj wizyty, nie będzie pana profesora. I wszyscy przesunięci zostali na czwartek 4 sierpnia. No więc sobie wyobrażam, jak to jutro (rozmawiamy w środę 3 sierpnia – red.) będzie wyglądać. Będzie pewnie oblężenie poradni, tym bardziej, że wszyscy przyjdą na jedną godzinę, bo bez numerków. No nie rozumiem tego – dzieli się z nami swoimi refleksjami na temat pracy poradni pan Jarosław.
I dodaje: – Nie wiem, jak sobie poradzę z tym wszystkim. Nie wiem, czy nie będę musiał zmienić lekarza. Takie przesuwanie terminów może się źle dla mnie skończyć.
W ten właśnie sposób dał o sobie znać drugi pech pana Jarosława.
Co na to szpital?
Szpital problem dostrzega. I nie unika odpowiedzialności za nie do końca profesjonalną pracę poradni chirurgii naczyniowej. Jak podkreśla Jacek Trębecki, pełniący obowiązki rzecznika szpitala, specjalizacja lekarska „chirurg naczyniowy” należy do jednej z najbardziej deficytowych w polskiej ochronie zdrowia.
– Jeszcze kilka lat temu w naszym szpitalu przyjmował tylko jeden lekarz angiolog – specjalista chorób naczyń. Na termin wizyty pacjenci czekali ponad rok. W ubiegłym roku SP ZOZ w Szamotułach podpisał umowy z drugim i trzecim lekarzem naczyniowcem – wyjaśnia Trębecki.
Następnie zaznacza: – Terminy skróciły się do trzech, czterech miesięcy. Każdy z naszych lekarzy naczyniowych jest wysokiej klasy specjalistą. Warto dodać, że spośród sześciuset pracujących w całej Polsce specjalistów naczyniowych, trzech pracuje w szamotulskiej poradni. Współpracę z nimi traktujemy jako coś wyjątkowego.
Zdaniem rzecznika udostępnienie pacjentom naszego szpitala możliwości konsultacji z wysokiej klasy specjalistami ma jednak swoją cenę.
– Lekarz z tytułem profesora medycyny, który pracuje w naszej poradni naczyniowej, dzieli swój czas między pracę badawczą (jest m.in. autorem ponad 250 prac naukowych, pionierem chirurgii z użyciem lasera w ablacji żyły odpiszczelowej w Polsce), nauczanie nowego pokolenia lekarzy (jako szef Kliniki Chirurgii Naczyniowej, Wewnątrznaczyniowej, Angiologii i Flebologii Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu), a przede wszystkim dokonywanie skomplikowanych, pilnych zabiegów. Musi więc elastycznie gospodarować swoim czasem. Stąd zdarzające się sytuacje, że umówione wizyty muszą zostać przesunięte. Każdorazowo jesteśmy o tym informowani wcześniej i staramy się telefonicznie kontaktować z umówionymi pacjentami proponując nowy termin. Niestety, w przypadku trzeciej wizyty pana Jarosława Matza, nie udało się wcześniej powiadomić o zmianie. Wszystkim nam z tego powodu jest przykro – tłumaczy Jacek Trębecki.
I dodaje: – Przepraszając pana Matza za zaistniałą sytuację sugerujemy jednocześnie zapisanie się do jednego z pozostałych dwóch, stale pracujących w naszym szpitalu, specjalistów naczyniowych. Znacząco zmniejszy to ryzyko kolejnego przesunięcia i zapewni bardzo dobrą opiekę. Uprzejmie przypominamy również, że w sprawach skarg, wniosków, uwag,
istnieje możliwość bezpośredniego kontaktu ze szpitalem: telefonicznie, mailowo, za pomocą Messengera, poprzez zakładkę na stronie: „zapytaj dyrektora”, czy bezpośrednio w czasie godzin przyjęć dyrektora, wicedyrektor do spraw medycznych lub pełnomocnika do spraw praw pacjenta.
No o czym tu jeszcze mówić?
– To dosyć miłe, co szpital mówi – przyznaje Jarosław Matz po zapoznaniu się z wypowiedzią rzecznika szpitala – ale nie wiem, czy to coś zmieni. Jest to przykra sytuacja, zwłaszcza, że parę lat już człowiek przeżył, a teraz mnie traktują jak śmiecia. Nie wygrałem w totka, żeby wyjechać na leczenie do Szwajcarii czy do Baden-Baden. Ja panu coś powiem. W tej chwili jestem na oddziale chirurgicznym naszego szpitala w Szamotułach (po amputacji drugiego palca). Jutro wypada kolejny termin spotkania ze specjalistą, ileś razy z rzędu przesuwanego. Jutro, prosto z oddziału, pójdę do poradni. Zależy mi na opinii specjalisty, straciłem dwa palce, nie chcę stracić nogi. Czy lekarz się pojawi, czy nie, nie mam żadnych informacji. No o czym tu jeszcze mówić? No niech mi pan powie? W mojej sytuacji tym bardziej mnie to wkurza, bo wiem, że sytuacja z moją nogą jest zła.
Epilog
W czwartek, 4 sierpnia, profesor Krasiński pojawił się w poradni. Nawet przed czasem. Jak dowiedziałem się od personelu, przyjął 45 pacjentów.
– Spodziewałem się tego, bo już mnie panie informowały przy wypisie ze szpitala. Ale powiedziałem im, że ja rezygnuję z wizyty u profesora i wobec tego przekierowały mnie do pani doktor Anny Kubickiej, wicedyrektor szpitala. W środę mam wizytę – wyjaśnia pan Jarosław.
Jak tłumaczy, decyzję podjął po rozmowach ze szpitalnymi współpacjentami, którzy również leczą się w szamotulskiej poradni chirurgii naczyniowej, również u profesora. Nie byli szczególnie zadowoleni.
– Jeżeli by to leczenie normalnie się odbywało, to być może by nie doszło do amputacji drugiego palca, która właśnie miała miejsce. Ale jak od lutego do sierpnia nie widzimy się z lekarzem, nie rozmawiamy, no to… O czym mamy mówić? Komentarz jest zbyteczny – podsumowuje pan Jarosław swoje doświadczenia z kontaktami, a raczej ich niedostatkiem, z poradnią chirurgii naczyniowej szamotulskiego szpitala.
Marek Libera
FOTO: – Bardzo poważnie traktujemy misję szpitala: „Jakość opieki i bezpieczeństwo pacjentów naszym nadrzędnym celem” – zapewnia Jacek Trębecki, rzecznik szpitala