15 49.0138 8.38624 1 1 7000 1 https://szamotulska.pl 300 true 0
theme-sticky-logo-alt

„Normalnie rzygać się chce”

O problemach Baborówka – z jego sympatycznymi mieszkańcami

Dworcowa to jedna z głównych ulic Baborówka. Łączy stary i nowy dworzec z centrum wioski. Zadbane posesje po obu stronach, ze starannie utrzymaną zielenią, przypominają raczej podmiejskie osiedle, niż typowo rolniczą wieś. Dysonansem jest nawierzchnia Dworcowej – nierówna, spękana, pełna łat. Prawdziwą jednak zmorą jest kanalizacja burzowa. Jeszcze jak był Grabowski burmistrzem, to jako tako było – mówi mieszkanka, Teresa Solarz.

Z sołtysem Baborówka, i zarazem radnym gminnym, Jerzym Najderkiem umawiamy się na słynnym węźle przesiadkowym. Od czasu styczniowej wizytacji samorządowców nic się tu nie zmieniło. Węzeł nadal straszy. Chociaż… Jest jedna zmiana! Wyprostowano staranowany przez samochód znak drogowy. Dobre i to.

 

Problem z burzówką i nawierzchnią

         – Problem ciągnie się od wielu lat. Kiedyś, pod koniec lat osiemdziesiątych, kiedy kładziono asfalt na gruntową wówczas Dworcową, zrobiono tutaj kanalizację – mówi sołtys. – Ta kanalizacja schodzi się na środku ulicy i przechodzi przez prywatną posiadłość państwa Fechnerów i Chlebków, aby połączyć się z rowem w parku. Niestety, burzówka bywa niedrożna, po ulewach mamy podtopienia.

Jerzy Najderek podkreśla, że wioska od lat walczy o remont i kanalizacji burzowej, i nawierzchni Dworcowej.

Jak widać nawierzchnia nie jest taka, jaka powinna być. Teraz, kiedy te dziury są załatane – wprawdzie prowizorycznie, ale jednak – to jakoś wygląda. Ale jakbyśmy przyjechali tu  w zeszłym roku, to było strasznie. Sam pan Roman Białasik, kierownik inwestycji w magistracie, jadąc tędy na objazd dróg wpadł tutaj w dziurę! I sam powiedział, że o mało nie uszkodził sobie samochodu – wspomina sołtys. – Walczymy o tę drogę od 2010 roku. Piszemy pisma, jako sołectwo, i na to gmina odpowiada, że inwestycja „zostanie uwzględniona w propozycjach do budżetu w latach następnych”. I tak w każdym piśmie. Tylko jakoś te „lata następne” nie następują.

         – Coś ten burmistrz Kaczmarek chyba pana radnego nie lubi… – komentuje redaktor Waldemar Górny.

Sołtys-radny Jerzy Najderek śmieje się i otwiera pękatą teczkę wypełnioną korespondencją sołectwa z urzędem miejskim. Jest tego sporo.

O, tu na przykład mamy pismo z 2019 roku – pokazuje. – Wnioskujemy o nową nawierzchnię Dworcowej i Leśnej. W 2020 roku mieszkańcy złożyli petycję (83 podpisy) prosząc o odbudowę infrastruktury drogowej na całym odcinku Dworcowej, budowę sieci skutecznie odprowadzającej wody deszczowe, naprawę nawierzchni na całej długości ulicy i wreszcie budowę szlaku komunikacyjnego dla pieszych, rowerzystów i samochodów na odcinku od starego dworca do nowego peronu. Jaką otrzymaliśmy odpowiedź? Łatwo się domyślić! Zaraz, zaraz, gdzie ona jest… Jest! No więc pisze wiceburmistrz Wachowiak: „Uprzejmie informuję, że z uwagi na ograniczone środki finansowe przebudowa ulicy Dworcowej zostanie uwzględniona w projektach budżetu w latach następnych”. N a s t ę p n y c h! Ha, ha, ha…

– Czyli spychologii ciąg dalszy – zauważa redaktor Górny.

Tak. A tu mamy odpowiedź od przewodniczącego rady Pawlickiego: „Z uwagi na ograniczone środki finansowe…” itd., itp. (śmiech). Cały czas na postulaty wioski gmina odpowiada, że owszem, będzie, ale w „latach następnych”.

– Ale te lata już dawno minęły – stwierdzamy.

Minęły, mijają i będą chyba jeszcze następne – zgadza się z nami pan Jerzy.

 

„Chciałem sprawiedliwie”

         – Powiem tak – kontynuuje sołtys – nie chciałem wykorzystywać sytuacji, kiedy w poprzednich kadencjach byłem radnym należącym do ugrupowania mającego większość w radzie miejskiej. I mogłem zrobić „lalunię” z Baborówka. Ale chciałem sprawiedliwie, równo, żeby wszyscy mieli coś zrobione w swoich wioskach. Teraz bym postąpił inaczej. O, i tak wygląda nasza ulica Dworcowa… Na przykład rowerem to się po niej jeździ kiepsko – pokazuje.

         Idziemy z władzą, czyli sołtysem, w kierunku centrum Baborówka. Po paru chwilach dochodzimy do wyraźnego obniżenia terenu. To tu po ulewach gromadzi się woda. Asfaltowa nawierzchnia składa się głównie z łat, a studzienki kanalizacyjne zasypane są dokumentnie piachem. Zresztą piachu na Dworcowej jest mnóstwo, grube zwały zalegają przy krawężnikach. Widać, że zamiatarka „komunalki” nie zagląda do Baborówka.

To jest masakra jak wygląda ta ulica po jazdach ciężkich ciężarówek ekip remontujących linię kolejową – włącza się do rozmowy Ewa Wierzbicka, zasiadająca w radzie sołeckiej. Akurat wybrała się z wnukami na spacer. – Ja kiedyś pracowałam w Rokietnicy. Kiedy na terenie gminy była budowana obwodnica Poznania, to przychodzili pracownicy wykonawcy, oglądali zabudowania, ludzie zgłaszali szkody, popękane w efekcie robót mury i były odnawiane nawierzchnie dróg. Oni to wszystko naprawiali w ramach inwestycji, czyli budowy obwodnicy. A u nas? Naprawiają… Tak naprawiają, że na te dziury w ulicy narzucają asfaltu, przyklepią łopatą i jazda dalej. To jest taka naprawa na pięć minut. Tutaj jeździły 26-tonowe ciężarówki – po drodze, która przecież nie jest przystosowana do takich obciążeń…

– Antek, stój! – pani Ewa strofuje wnuka, który postanowił nieco się usamodzielnić korzystając z faktu, że babcia rozmawia z redaktorami. – …Droga jest w katastrofalnym stanie. Mieliśmy ładną drogę i nie mamy ładnej drogi – kontynuuje Ewa Wierzbicka.

 

Gdzie jest gmina?

         – Rolą gminy jest chyba dopilnowanie firmy, która zniszczyła drogę, aby ją naprawiła – przypomina oczywistą oczywistość redaktor Górny.

I to powinno być zapisane w planie przebudowy linii kolejowej. Kwestie odszkodowań winny być zawarte w umowie przed rozpoczęciem inwestycji. Skoro kolej inwestuje w swoją linię i z naszej ulicy robi sobie drogę dojazdową do placu budowy, to powinna zadbać o te lokalne drogi, które wskutek tej przebudowy zostały zniszczone – stwierdza pani Ewa.

Sołtys przypomina, że kwestie poruszone przez koleżankę z rady sołeckiej były omawiane na zebraniu wiejskim. Mieszkańcy domagali się od gminy, aby ta podpisała z koleją porozumienie o partycypacji w kosztach remontów zniszczonych dróg. – Nie wiadomo, czy gmina nie otrzymała od kolei jakichś pieniędzy z tytułu odszkodowania za poczynione zniszczenia…  – zastanawia się Jerzy Najderek.

Tymczasem do rozmowy przyłącza się kolejny mieszkaniec. Z posesji, którą wyróżnia pięknie kwitnąca glicynia, oplatająca okazałą tuję, wychodzi na drogę Laszek Czarnecki. Sprawy wioski panu Leszkowi nie są obce – w przeszłości pracował w radzie sołeckiej.

Już w 2010 roku pisaliśmy do burmistrza prosząc o remont Dworcowej i usunięcie przyczyny tego remontu, czyli złego odpływu wody z drogi – przypomina.

I dodaje: – Tu jest niedokończona kanalizacja deszczowa, odpływ jest poprowadzony przez prywatną posesję do lokalnego rowu, który przecina park przy pałacu. On się, niestety, często zapycha. Obfite opady deszczu powodują, że jezdnia jest zalewana. A w okresie zimowym woda i mróz działa tak, że po dwóch tygodniach po naprawieniu drogi mamy stan, jak przed naprawą.

         – Bywało, że zalewało ludziom piwnice – dopowiada sołtys. Jerzy Najderek przypomina, że w czasach, kiedy funkcjonowały spółki wodne, to one dbały o drożność rowów, a teraz tę pracę wykonują w czynie społecznym mieszkańcy.

 

Kratki się zapychają

         – Walczymy o poprawę sytuacji od dwunastu lat, ale chcę zaznaczyć, że problem istniał już wcześniej, bowiem ta burzówka powstała w końcu lat osiemdziesiątych – zaznacza Leszek Czarnecki (na zdjęciu z prawej).

Sołtys zwraca uwagę na jedną jeszcze dolegliwość wynikającą ze złego działania kanalizacji i zbierającej się deszczówki na ulicy – ochlapywanie brudną wodą i błotem bardzo ładnych na ul. Dworcowej ogrodzeń posesji, w większości kutych. Denerwuje to mieszkańców troszczących się o schludny wygląd swoich posiadłości. Z kolei pan Leszek pokazuje dawno nieczyszczone kratki od kanalizacji – zapchane głównie piachem.

Można dzwonić, dzwonić, zgłaszać i… echo tylko słychać – żali się na służby komunalne Jerzy Najderek. Zatrzymuje się przy zasypanej piaskiem studzience. – To od niej idzie odprowadzenie deszczówki na posesję państwa Chlebków i dalej do parku. To tu jest największy problem – mówi.

Spójrzcie, ile łat jest na tej ulicy. I jakie roczniki to są! – mówi z lekką zadumą spoglądając na swoją ulicę pan Leszek. – Płyty na te chodniki zakupiło sołectwo. To myśmy je zakładali – uzupełnia sołtys podkreślając, że bez czynów społecznych ciągle trudno się obyć.

 

Honorowy konserwator burzówki

         Stanisław Chlebek bez wątpienia zasługuje na tytuł Honorowego Konserwatora Burzówek Gminy Szamotuły. Za co? Za niemałe zasługi dla „komunalki”. Pan Stanisław widząc jakieś zgromadzenie przed bramą swojej posesji podszedł zorientować się w czym rzecz.

Podobno to pan jest operatorem burzówki na Dworcowej? – pytamy pana Stanisława. Czemu towarzyszy wesoły śmiech zgromadzonych.

Co mam zrobić… Trzydzieści lat tu mieszkam i trzydzieści lat czyszczę tę burzówkę – wyjaśnia Stanisław Chlebek. – Raz tylko przyjechało WUKO, bo tam kolega śp. teścia pracował, i to raz wyczyścili. Ale jak włożyli pompę do studzienki, no to poderwali wszystko i wszystko się zarwało, a ja potem musiałem betonować studzienki, żeby to wszystko jakoś działało. Było to jakieś piętnaście lat temu.

– To z gminy nikt nie pofatygował się żeby tu przyjechać, nikt nie poczuł się w obowiązku naprawić panu szkodę, zwrócić koszty? – pyta zdumiony redaktor Górny.

W dobrej wierze uszkodzili studzienkę – mówi śmiejąc się pan Stanisław. – O, tutaj mamy najniższy punkt Dworcowej. Rura idzie od tej ulicznej studzienki z włazem na moją posesję.

         Na naszą uwagę, że pokrywy studzienki praktycznie nie widać spod łachy piasku zalegającego Dworcową, pan Stanisław wyjaśnia: – Powiem tak, co roku to sprzątałem, ale w tym roku stwierdziłem, że nie będę sprzątał! Bo w imię czego? Wszystko robi się samemu. Niech oni przyjadą chociaż raz w roku zobaczyć co tu się dzieje. Ale nie przyjeżdżają.

Nasz rozmówca wspomina, jak to kilka lat temu postanowił oczyścić wylot rury kanalizacyjnej przechodzącej przez jego posesję oraz fragment rowu do którego rura jest wprowadzona. Ku swojemu zdumieniu dokopał się do oryginalnych, przedwojennych umocnień cieku wykonanych z trzciny.

Było to bardzo ładnie zrobione. Dokopałem się chyba do trzech metrów – opowiada.

Dobrze, że nie spadła ulewa, boby pan tam został… – żartuje redaktor Górny.

Tak by było – śmieje się pan Stanisław i dodaje, że powodowany ciekawością odkrył, iż do rowu wylewane były… stare, zużyte oleje.

Pan Stanisław zaprasza do siebie. Prowadzi do ładnego ogrodu. Na tyłach domu, praktycznie przy samej jego ścianie, widać dużą metalową pokrywę. Gospodarz unosi blachę. Zaglądamy. Widać głęboką studnię od kanalizacji burzowej. Tej z Dworcowej. W przeciwieństwie do ulicznych, ta jest starannie utrzymana (w ogrodzie są trzy takie studnie). To do niej spływają wszelkie nieczystości z drogi.

I ja to muszę stąd wybierać. I jeszcze nie wiadomo gdzie to wywieźć… – mówi pan Stanisław.

 – To nie wie pan gdzie jest ulica – Świerkowa w Szczuczynie? – redaktora Górnego nie opuszcza dobry humor.

Kiedy budowano chodnik po drugiej stronie ulicy (w ramach budowy węzła przesiadkowego) to musiałem pilnować, żeby robotnicy nie płukali cementu i nie wlewali tego do burzówki, bo by ją tak zapaskudzili cementem, że nikt by już tych rur kanalizacyjnych, ceramicznych, nie doczyścił – relacjonuje Stanisław Chlebek. I puszcza wodze fantazji: – A może trzeba zatkać rurę i pokazać gminie co się wtedy stanie z wodą na ulicy? Gdybym studzienek nie czyścił, toby woda już dawno zalała Dworcową.

– I piwnice na Dworcowej – dodaje sołtys. – Zresztą parę lata temu, po nocnych ulewach, piwnice były pozalewane.

W odpowiedzi na naszą uwagę, że prezes szamotulskiego Zakładu Gospodarki Komunalnej wraz z burmistrzem powinni chyba przyznać dzielnemu mieszkańcowi tytuł Honorowego Konserwatora Burzówek Gminy Szamotuły, pan Stanisław pokazuje pismo jakie w ubiegłym roku jego teściowa wystosowała do gminy. Oraz odpowiedź na to pismo.

 

Szamotuły to świat równoległy?

         W październiku 2021 roku Maria Fechner, teściowa pana Stanisława, zwróciła się z prośbą do burmistrza Włodzimierza Kaczmarka o likwidację słynnej odnogi burzówki przebiegającej przez rodzinną posesję: „W związku z planowaną inwestycją budowlaną, którą zamierzam przeprowadzić na mojej działce, wypowiadam użytkowanie rurociągu burzowego z ul. Dworcowej”. Pani Maria zasugerowała burmistrzowi poprowadzenie burzówki wzdłuż ulic Dworcowej i Leśnej w kierunku Szamotulskiej. Po czym dodała: „Inwestycję zamierzam przeprowadzić wiosną 2022 roku i od tego czasu kanał burzowy będzie niedrożny”.

Co na to gmina? „Informuję, że odcinek kanalizacji deszczowej przechodzący m.in. przez działkę nr ewid. 33 (własność pani Marii – red.) posadowiony został co najmniej kilkadziesiąt lat temu, co oznacza, że Gmina Szamotuły nabyła służebność przesyłu dotyczącą w/w kanalizacji w drodze zasiedzenie” – napisał wiceburmistrz Dariusz Wachowiak.

Po analizie odpowiedzi wiceburmistrza, sołtys Najderek i redaktor Górny zastanawiają się, czy Szamotuły to świat równoległy, czy może jednak stan umysłu?

 

Pawlicki boi się burmistrza

         Żegnamy się z gościnnym panem Stanisławem i ruszamy w dalszy obchód Dworcowej. Za jedną z bram ujada ładny, czarno umaszczony pies. Akurat z tej posesji wychodzi pani Tereska. Prowadzi rower, pewnie planuje jakiś wypad.

Walczymy o tę drogę kupę czasu. Tu słów brakuje na to wszystko – mówi Teresa Solarz, kiedy słyszy od sołtysa o przedmiocie zainteresowania „Gazety”. – 36 lat tu mieszkam, no to coś na ten temat mogę powiedzieć – dodaje.

I mówi: – Jeszcze jak był Grabowski burmistrzem, to jako tako było. Ale jak już przyszedł Kaczmarek, to bój się Boga! Tylko swoje, a dla Baborówka nie ma nic. Nie wiem, czy my jesteśmy z innej gliny ulepieni?

– Bo wy mieszkacie przy pałacu! – szuka wyjaśnienia redaktor Górny.

Ale do tego pałacu nas nie wpuszczają – stwierdza pani Tereska. – Sami staramy się jakoś dbać o tę ulicę, ale teraz normalnie rzygać się chce – nie przebiera w słowach. – Ludzie mają eleganckie płoty porobione, to po deszczu wszystko pochlapane.

– Ile razy dzwoniliśmy do Marka Pawlickiego, żeby tę ulicę wyczyścić? „Tak, tak, będzie” – słyszymy za każdym razem. I powiedz Tereska, co było… – dodaje sołtys Najderek.

Jak Teresa nie posprzątała, to nie było posprzątane. Może ten Marek Pawlicki nie jest taki zły, tylko on się burmistrza boi – wyjaśnia problem mizernej aktywności wiceprzewodniczącego rady miejskiej i jednocześnie pracownika „komunalki” pani Tereska.

Po co nam radny, który się boi burmistrza? Jest całkowicie nieprzydatny – wtrąca redaktor Górny.

O, Najderek to się nie boi! Jak zajdę do niego, to nigdy nie ma problemu. Taka jest prawda, nie będziemy się oszukiwać. Mógłby ten burmistrz już zakończyć… – kończy pani Tereska.

Naszą uwagę, że już za rok będziemy mieli wybory samorządowe i okazję do wymiany gospodarza gminy, Teresa Solarz skomentowała filozoficznie: – Wie pan co, powiem panu tak szczerze – każdy miał dzieci… Ale jak weszło pięćset plus, to wszyscy idą głosować, bo… pięćset plus. Już nie będę rozwijać myśli. Rozumie pan?

Marek Libera

 

 

 

 

 

Po każdym deszczu na Dworcowej zbierają się kałuże. Przejeżdżające pojazdy rozchlapują je dewastując ogrodzenia posesji

 

Sam pan Roman Białasik, kierownik inwestycji w magistracie, jadąc tędy na objazd dróg wpadł tutaj w dziurę – opowiada sołtys

 

 

 

Poprzedni
Następny