15 49.0138 8.38624 1 1 7000 1 https://szamotulska.pl 300 true 0
theme-sticky-logo-alt

Mają walczyć z ASF, ale…

„Myśliwi muszą sobie radzić sami”

– Biorąc pod uwagę sytuację epizootyczną w powiecie szamotulskim, apeluję do hodowców o rygorystyczne przestrzeganie zasad bioasekuracji – zwracała się do rolników na ostatniej sesji rady powiatu starosta Beata Hanyżak, podkreślając tym samym, że walka z afrykańskim pomorem świń jest w naszym powiecie dla samorządu sprawą ważną. Walka z ASF nie będzie jednak skuteczna bez wsparcia myśliwych.

Przypomnijmy – pierwszy przypadek afrykańskiego pomoru świń na terenie powiatu szamotulskiego stwierdzono 25 kwietnia tego roku u dzika, kolejny 16 maja, a  kilka dni później następne – również u dzików. Ostatni – 12 czerwca. W położonym niedaleko Nojewa Gnuszynie ASF zaatakował hodowlę świń – trzeba było wybić liczące 3373 sztuk stado.

Zgodnie z rozporządzeniem wykonawczym Komisji Europejskiej z 11 czerwca, ustanawiającym szczególne środki zwalczania ASF, powiat szamotulski znajduje się obecnie w trzech strefach. Jest objęty ograniczeniami w strefie I, II oraz III, przy czym obszar objęty ograniczeniami strefy III obejmuje obszary, które charakteryzuje najwyższy poziom ryzyka rozprzestrzeniania się choroby. W naszym powiecie do obszaru III zalicza się gminę Pniewy, część gmin  Wronki, Ostroróg, Szamotuły i Duszniki.

Jak walczyć z ASF?

– Przypominam, że w związku z potwierdzeniem ogniska ASF w Gnuszynie  Wojewoda Wielkopolski wydał 2 czerwca rozporządzenie w sprawie zwalczania ASF na terenie powiatu szamotulskiego i międzychodzkiego – podkreśla starosta Hanyżak. I dodaje: – Na mocy tego rozporządzenia powiat nasz został objęty obszarem zapowietrzonym oraz zagrożonym. Od 21 czerwca wyznaczeni urzędowi lekarze weterynarii przeprowadzają w gospodarstwach utrzymujących trzodę chlewną kontrole stanu zdrowia tych zwierząt i dokonują pobrań krwi do badań w kierunku ASF. Po uzyskaniu ujemnych wyników badań klinicznych i laboratoryjnych, możliwe będzie zniesienie obszaru zapowietrzonego i zagrożonego, ale będą w dalszym ciągu obowiązywały rygory dla obszaru objętego ograniczeniami dla obszaru III.

Jak walczyć z ASF? Przede wszystkim wirus ASF przenosi się przez różne wektory. Jednym słowem choroba może się przedostać do chlewni ze świnkami na wiele sposobów. Walka z ASF musi więc polegać na kompleksowej bioasekuracji. W gospodarstwie powinno stosować się każdego dnia ubrania robocze, środki odkażające, maty dezynfekcyjne. Każde gospodarstwo musi posiadać plan bezpieczeństwa biologicznego. Przede wszystkim wyznaczone muszą być strefy „czyste” i „brudne”.

Część „czysta” ma obejmować wyłącznie budynki inwentarskie, w których prowadzona jest hodowla świń, miejsca przechowywania paszy, materiału paszowego oraz ściółki, jeżeli jest to hodowla ściółkowa – podkreślał w rozmowie z „Gazetą” przed miesiącem inspektor Roman Hildebrand z Powiatowej Inspekcji Weterynaryjnej w Szamotułach. Inspektor wskazywał, że strefa „czysta” musi być wyraźnie  odgrodzona od strefy „brudnej”, czyli obejmującej dom mieszkalny hodowcy świń, miejsce parkowania samochodów, maszyn rolniczych, kontenery na odpady, budynki z bydłem.

Potrzebni myśliwi

Oprócz bioasekuracji kolejnym ważnym elementem walki z ASF jest ograniczenie populacji dzików, które są nosicielami wirusa. Tym zadaniem obarczono myśliwych. Tymczasem wykonywanie polowań na dziki w strefach ASF to przedsięwzięcie skomplikowane i złożone. Myśliwy, któremu św. Hubert darzył i który upolował czarnego zwierza, nie może patroszyć go w lesie, a w wyznaczonym miejscu, patrochy (wnętrzności) ma obowiązek zapakować do odpowiedniego worka i umieścić w chłodziarce, następnie musi pobrać próbki krwi do badań w kierunku obecności wirusa ASF, wypełnić odpowiednie druki dokumentów i nie zapomnieć o dezynfekcji. Tuszy upolowanego dzika nie można zagospodarować (np. upiec i zjeść) do czasu stwierdzenia, iż sztuka jest zdrowa. Na wynik badań laboratoryjnych (kilka dni), dzik musi czekać w chłodni. A tych brakuje.

– Żeby koło łowieckie mogło funkcjonować zgodnie z przepisami w dobie walki z ASF, musieliśmy opracować sposób przetrzymywania tusz dzików do celów badań w kierunku obecności wirusa choroby – wyjaśnia Łukasz Heckert, podłowczy Koła Łowieckiego „Daniel” w Szamotułach. – Powstał więc pomysł zakupu własnej chłodni, za pieniądze koła. Do tej pory woziliśmy dziki do sąsiednich kół, które dysponowały chłodniami, ale to dla nas dodatkowe koszty (transportu, przetrzymywania tusz w chłodni i ewentualnej ich utylizacji), których nie pokrywały środki otrzymywane za strzelone zwierzęta. Ostatecznie w maju zapadła decyzja o urządzeniu miejsca przetrzymywania dzików w Piotrkówku. Piotr Indyka użyczył nam gruntu, zaczęliśmy budowę. Własnymi siłami ogrodziliśmy teren, doprowadziliśmy media, zbudowaliśmy zadaszenie.

Sami kupili chłodnię

Siłami myśliwych z „Daniela” powstał w Piotrkówku w końcu czerwca okazały obiekt (kosztował myśliwych ok. 44 tys. zł) złożony z dwóch chłodni. Jedna, dwukomorowa, służy do przetrzymywania tusz dzików oczekujących na wyniki badań, druga to punkt skupu dziczyzny, do którego myśliwi mogą dostarczyć upolowane sarny, jelenie, daniele. Koło czyni starania, aby mając tak znakomite zaplecze uruchomić punkt sprzedaży bezpośredniej, w którym każdy miłośnik zdrowego mięsa, jakim jest dziczyzna, będzie mógł zaopatrzyć się w pyszną sarninkę czy jeleninę i to w bardzo rozsądnej cenie (bo z pominięciem licznych pośredników i handlowców).

Koła łowieckie, którym stawia się wysokie wymagania, jeśli chodzi o walkę z ASF, są niestety na tym polu pozostawione same sobie. Problemy z jakimi borykają się myśliwi, nie posiadający odpowiednich środków do zwalczania afrykańskiego pomoru świń, dostrzegają organizacje hodowców trzody chlewnej, ale już nie politycy. Obecna sytuacja związana z ASF wymaga od myśliwych korzystania z chłodni do przechowywania tusz dzików. Tylko taka infrastruktura jest w stanie zapewnić odpowiedni poziom bezpieczeństwa sanitarnego oraz wysokich wymogów higieny obowiązujących każdego, kto bierze udział w odstrzale dzików będących rezerwuarem wirusa.

Niestety, żadnej pomocy finansowej nie otrzymaliśmy od inspekcji weterynaryjnej – mówi Łukasz Heckert. I dodaje: – Wiem, że swego czasu była możliwość otrzymania dofinansowania, ale gdyby weterynaria partycypowała w kosztach, musielibyśmy chłodnię udostępnić innym kołom. Chociaż zaczęliśmy ostatnio rozważać możliwość przyjmowania dzików od sąsiednich kół łowieckich. To by pozwoliło nam chociaż minimalnie pokryć koszty obsługi chłodni. Nic mi nie wiadomo o pomocy Polskiego Związku Łowieckiego dla kół z naszego powiatu. O wsparciu ze strony organizacji proekologicznych wolę nie  wspominać, bo z aktywistami to mamy raczej problem – blokowanie polowań, wieczna krytyka myśliwych.

– Jednym słowem, myśliwi muszą sobie radzić sami ciężko pracując, żeby utrzymać koło. Większości ludzi wydaje się, że my na łowiectwie zarabiamy nie wiadomo jakie pieniądze, a jest zupełnie inaczej. Koszt utylizacji dzika to 150 – 200 zł za sztukę, koszt utylizacji wnętrzności to 150 zł za kubeł. To są koszty niemałe, do tego dochodzą koszty prądu, wody, bioasekuracji. No i koszt samej chłodni – zakupiliśmy ją za dochody z wieloletniej działalności gospodarczej koła – podsumowuje Heckert.

(mal)

Poprzedni
Następny