Niezapomniana wycieczka z Drezyniarzem 2021
Znane także u nas stowarzyszenie Nadwarciańska Kolej Drezynowa inicjuje przejazdy turystycznych pociągów po liniach kolejowych, które są użytkowane okazjonalnie, już tylko w transporcie towarowym. W sobotę 5 czerwca na trasę wyjechał Drezyniarz 2021. Mieszkańcy powiatu szamotulskiego również zabrali się w tę niezwykłą podróż.
Zwykle dosiadali się po drodze, w Obornikach, Rogoźnie, Ryczywole lub Lubaszu. Impreza nie doszłaby do skutku bez przychylności i wsparcia spółek PKP Cargo, Koleje Wielkopolskie, samorządu województwa wielkopolskiego i wielu pomocnych ludzi, którzy często własnymi rękami zaangażowali się w organizację Drezyniarza 2021. Przygotowanie trasy Rogoźno – Czarnków wymagało sporo fizycznej pracy, np. żeby przyciąć krzaki wciskające się na tory i skosić połacie zieleni przy peronach nieczynnych stacji.
Bilety wyprzedano w 2 dni
Było warto! Cały dzień świetnej rozrywki dla każdego miłośnika kolei, od dziesiątej rano do dziewiątej wieczorem, kosztował jedynie 60 zł (powrotny bilet normalny na całą trasę Poznań – Czarnków). Nie dziwi więc, że miejsca wyprzedzano w niecałe 2 dni i niedoinformowani chętni, którzy chcieli dosiąść się po drodze, odchodzili z kwitkiem. W sobotę 5 czerwca pozostały wolne bilety tylko na dodatkowy przejazd Czarnków – Bzowo-Goraj – Czarnków (niecałe 7 km w jedną stronę), w cenie 10 lub 12 zł od osoby.
O ile w Drezyniarzu 2020 w sierpniu ubiegłego roku jechał nowoczesny wagon z silnikiem Diesla, to w Drezyniarzu 2021 mieliśmy malowniczy skład retro, prowadzony przez parowóz pospieszny Pt47-65 z parowozowni w Wolsztynie, wyprodukowany w 1949 r. w Fabryce Lokomotyw w Chrzanowie. Pieszczotliwie nazywany jest „Petuchą”, od liter Pt i charakterystycznych dwóch blaszanych „uszu” na przodzie. Pochodzi z najbardziej zaawansowanej i jednej z ostatnich serii lokomotyw parowych, służących w składach pasażerskich na liniach o normalnej szerokości. Miały wiele udogodnień, np. automatyczny podajnik węgla błogosławiony przez załogi, które nie musiały ostro szuflować węgla na długich podjazdach. Starzy maszyniści uważali prowadzenie Pt47 za zwieńczenie kariery i zaszczyt. O „wymaganiach kulinarnych” napędu świadczy skrzynia węglowa mieszcząca do 10 ton paliwa i tender o pojemności 27 m³ wody, którą strażacy-ochotnicy dolewali przy dłuższych postojach, np. w Ryczywole i Lubaszu.
Dziś Pt47-65 jest jedynym sprawnym i jednym z kilku ocalałych spośród serii 180 sztuk Pt47. Po wycofaniu ich ze służby w latach 80. większość zezłomowano. Liczyła się masa odzyskanych metali, a nie sentymenty. Ten parowóz w stanie próżnym waży 121,8 t, plus pusty tender 29,9 t. Na szczęście los sprzyjał Pt47-65. Wiosną 2016 r. zakończono jego odbudowę w Skansenie Taboru Kolejowego w Chabówce. Miała to być jedynie kosmetyka, ale w wielu miejscach stan okazał się dużo gorszy, niż oczekiwano. Skończyło się na naprawie głównej trwającej 4 lata. Często trzeba było mozolne odtwarzać zniszczone części od nowa.
Był nawet „pan Warsik”
Ku wielkiej uciesze pasażerów, publiczności na stacjach i fotografów-filmowców czyhających na całej trasie „Petucha” ciągnęła zabytkowe wagony. Uwagę zwracały zwłaszcza dwa niemieckie „boczniaki” z lat 20. XX wieku, przezywane tak ze względu na zewnętrzne boczne drzwi dla każdego z czterech przedziałów II klasy z drewnianymi siedzeniami, zapewniające dostęp z obu stron, bez wewnętrznych korytarzy. Jako najstarsze w składzie wymuszały maksymalną szybkość 60 km/h, co oznaczało, że pospieszny Pt47-65 jechał spacerowo, gdyż nawet z obciążeniem potrafi rozpędzić się do 100-110 km/h. Co ciekawe, załoga parowozu była międzynarodowa. Pomocnik maszynisty, miłośnik kolei z epoki pary, specjalnie przyjechał do nas z Niemiec, żeby popraktykować. Obsługa składu miała dodatkową pracę na stacji Bzowo-Goraj. W 2016 r. ruszyła rozbiórka torów na zachód od stacji i od tej pory stacja jest „ślepym torem”. Przy każdym z trzech przyjazdów Drezyniarza do Bzowa-Goraju następowało więc przestawienie lokomotywy na drugą stronę składu. Wtedy można było podziwiać „Petuchę” jeżdżącą solo.
W Drezyniarzu 2021 zaskakiwały miłe szczegóły. Na pokładzie pociągu można było za 12 zł kupić okolicznościowy medal „Drezynek”, swoistą cegiełkę na dalszą działalność Nadwarciańskiej Kolei Drezynowej. W najmłodszym wagonie działał mini punkt gastronomiczny serwujący kawę, herbatę i zakąski, prowadzony przez słynnego wśród miłośników kolei Macieja Szewczyka, zwanego „panem Warsikiem”. Pasażerowie popijali oranżadę kolejową o smaku landrynkowym, z rozlewni w Chodzieży, jakby wyjętą wprost ze skrzynki w sklepie GS sprzed 30 lat. Szamotulska kawiarnia Napolen Cafe przygotowała specjalne ciasteczka na dziesięciolecie NKD.
Drezyniarza przyjmowano na postojach ze szczerą radością i z dużą pompą zupełnie, jakby otwierano nową linię kolejową. Lokalne domy kultury przyszykowały liczne atrakcje i występy muzyczne. Wizyta pociągu była zwieńczeniem pikników w Ryczywole i Lubaszu. Po południu umęczony prezes NKD Krzysztof Springer miał już okrutnie zdezelowany głos, a Drezyniarz 2021 jeszcze nie dojechał na dworzec w Czarnkowie. Jego przyjazd był jedną z najważniejszych atrakcji święta miasta. Jeden z internautów skomentował: – Zdecydowanie powinny być dwa terminy w sezonie na „Drezyniarza”! Jaka szkoda, że nie u nas.
RB
Parowóz Pt47-65 na stacji Bzowo-Goraj, podczas akcji przepinania na drugą stronę składu. Lekko umajony zieleniną, którą zrywał z gałęzi głaszczących go na rzadko uczęszczanej trasie Rogoźno – Czarnków
Pomocnik maszynisty mówił tylko po niemiecku. Specjalnie przyjechał z daleka, żeby wziąć udział w naszym kolejowym święcie