Co jeszcze urośnie w naszych warunkach?
Czy w warunkach klimatycznych występujących w naszym kraju można wyhodować owoce kiwi? Wysłuchaliśmy opowieści mieszkańców Orliczka. Co więcej – skosztowałem owocu, które wyrosło na naszej ziemi.
W listopadzie, miesiącu należącym raczej do chłodniejszych niż cieplejszych, odwiedziliśmy już hodowcę kaktusów oraz mieszkańców Orliczka, którym wyrosło drzewo zwane aktinidią. Jeszcze kilkanaście czy kilkadziesiąt lat temu – kiedy nie było zimy bez kilkudziesięciostopniowego mrozu – byłoby to niemożliwe.
Aktinidie, zwane także chińskim agrestem to pnącza dostarczające nam bogatych w witaminę C owoców znanych jako kiwi. Aktinidie są nie tylko wspaniałymi roślinami sadowniczymi ale mogą również pełnić funkcje ozdobne. Ponadto są roślinami dość mało wymagającymi oraz odpornymi na choroby i szkodniki. Tyle podstawowej wiedzy zaczerpniętej z sieci. Ale wiadomo, że kupowane przez nas w sklepach owoce nie wyrosły na rodzimej ziemi. Przywieziono je głównie z Azji.
Państwo Bogna Poczekaj-Ryszczuk i Edmund Senator mieszkają w Orliczku, tuż przy brzegu miejscowego jeziora. Około 20 lat temu wrzucili do ziemi, tuż przy swoim domu nasiona aktinidi. Nie liczyli na owoce. Krzew miał zadanie ochronne. Został posadzony od strony południowej, w miejscu zacisznym. Krzew sobie rósł, spełniał zadania, które mu „powierzono”, ale nigdy nie rodził owoców. Nigdy, to znaczy do ubiegłego roku, kiedy pojawiło się ich około 20. Jego właściciele nie robili z tego rozgłosu. W tym roku rzeczywistość przerosła ich oczekiwania. Aktinidia wydała co najmniej pięciokrotnie więcej owoców niż przed rokiem. Są soczyste, słodkie, nieco mniejsze niż te, które możemy nabyć w sklepie, ale za to „swoje”, wyhodowane na rodzimej ziemi. Gospodyni domu szczególnie upodobała sobie dżem z kiwi, do którego dodaje sok z cytryny.
Sławomir Chamczyk
Na zdjęciu: Niedaleko jeziora w Orliczku zaowocowała aktinidia, popularne kiwi