W Szamotułach powstał Free Shop dla przybyszów z Ukrainy
„Dziewczyny, jesteście niesamowite!”
Coraz większe uznanie zyskują wolontariusze z Szamotuł, którzy od momentu wybuchu wojny w Ukrainie wyciągają przyjazne dłonie do mieszkańców tego kraju. W obawie o swe bezpieczeństwo, wielu z nich próbuje przeczekać ataki Rosjan na swą ojczyznę w stolicy naszego powiatu i w jej okolicach.
Jedną z animatorek akcji pomocy skierowanej do pobratymców z Ukrainy jest Anna Dłużewska. Wraz ze znajomymi i przyjaciółmi otworzyła ona w połowie marca profesjonalny punkt, do którego zgłaszają się zagubieni, niepewni swego losu przybysze zza wschodniej granicy.
Punkt, o którym mowa, uruchomiony został na tyłach dawnego Domu Handlowego przy ul. Dworcowej 24 w Szamotułach, jako tak zwany Free Shop – Wolny Skład. W godzinach od 17.00 do 20.00 przyjmowane są w nim dary dla uchodźców i mieszkańcy Ukrainy, którzy z nich korzystają. Nieustannie trwa proces porządkowania i wydawania ofiarowywanych rzeczy. Każdego dnia pojawiają się nowe wyzwania i problemy do pokonania. Wolontariusze jednak nie zrażają się. Wręcz przeciwnie, zyskują coraz większy zapał wiedząc, że nie mogą zawieść tych, którzy na nich liczą i być może nie mieliby do kogo się zwrócić.
Urządzony przy ul. Dworcowej skład zaopatrywany jest systematycznie w żywność, produkty chemiczne, środki sanitarno-higieniczne, odzież. Free Shop pośredniczy także w organizowaniu zamówień związanych z wyposażaniem mieszkań w meble i inne niezbędne sprzęty. Kiedy ktoś zjawia się mówiąc, co posiada i czym może się podzielić, jest umieszczany w wykazie stanowiącym swoistą bazę danych. W ten sposób, kiedy pojawia się określona potrzeba, jasne jest, do kogo można zwrócić się o wsparcie.
Lepiej działać razem
– Co do początków, wszystko potoczyło się płynnie. Moja rola w całym przedsięwzięciu zaczęła się w momencie, kiedy otrzymałam prośbę od znajomych o pomoc rodzinom z Ukrainy, które zbliżały się do Szamotuł i okolic. Było im potrzebnych bardzo dużo łóżek, pościeli, koców – wyjaśnia Anna Dłużewska, inicjatorka powołania do życia Wolnego Składu. – Ponieważ było dużo rzeczy, które by się przydały, wiadomość o tym rozniosła się na szerszą skalę. Potem zaraz pojawiły się kolejne rodziny, kolejne potrzeby i zostaliśmy z tym. Okazało się, że poza mną na innych frontach działają także inni wolontariusze. W Szamotulskim Ośrodku Kultury również prowadzone były zbiórki. Z tego co wiem, najwięcej osób udało się ulokować dzięki staraniom Ani Bielaczyk. Otrzymywała ona od nas informacje o ludziach, którzy u nas się pojawiają i tworzyła dla nich przydatną bazę danych, dzięki której wszystko się poskładało. Wszystko, co robiła pani Ania, robiła prywatnie, po godzinach. Byłam świadkiem, jak o godzinie 22.00 – 23.00 siedziała przy stole z telefonem, dzwoniąc i jedną po drugiej osobę osadzała w nowych mieszkaniach, u nowych rodzin.
Bartek Węglewski z koleżankami, z Kasią Kawicką, z kolegami, między innymi z Michałem Karwackim i innymi znajomymi, też organizowali punkty zbiórki. Potem okazało się, że dużo lepiej nam idzie, kiedy nasze siły są połączone. W pewnym momencie, w najsilniej działającej grupie, w której udzielały się dziewczyny z SzOK-u, ja, moje najbliższe przyjaciółki – Martyna Owczarkowska, Grażyna Kałużyńska, Kasia Kawicka, znalazłyśmy wspólny język i postanowiłyśmy, co dalej zamierzamy robić. Tak powstał Free Shop.
Żeby Wolny Skład mógł ruszyć z pomocą, potrzebny był odpowiedni lokal. I dodaje: – W międzyczasie byłyśmy w bardzo wielu różnych miejscach, między innymi w świetlicy wiejskiej w Kępie. Był tam jednak bardzo utrudniony dostęp dla uchodźców. Poza tym, tego rodzaju obiekt wiejski ma swoje zobowiązania, były w nim pozamawiane imprezy, co także stanowiło przeszkodę. Inne lokalizacje były niedostosowane – na przykład ze względu na wilgoć. Nie było więc mowy, żeby rozkładać tam ubrania. W końcu znalazł się pan Marcin Niechciałkowski, który zgodził się udostępnić nam swój lokal nieodpłatnie. Były to puste, nieużywane hale, ale ponieważ są one własnością pana Niechciałkowskiego, mógł je wynająć. On je nam po prostu bezpłatnie użyczył. Jakiś dobry duszek, nie chcący ujawniać swojego nazwiska, wykonał nam banery. Pan Damian Kłaczkiewicz zrobił nam piękne logo i tak funkcjonujemy.
„Nikt nie ma ochoty ubierać się w to, co mu się nie podoba”
Ci, którzy wcielili pomysł z Wolnym Składem w życie, chcieli, aby osoby, które zjawiają się u nich, którym jest ciężko, które mają i tak już zachwiane poczucie godności, nie musiały dodatkowo w nieludzkich warunkach walczyć o ubrania, żywność i inne niezbędne do normalnego funkcjonowania rzeczy. Wolontariuszom bardzo zależało na tym, by ludzie trafiający do Wolnego Składu korzystali w godny sposób z tego, co jest im oferowane.
– Dlatego urządziliśmy nasz Free Shop w taki sposób, by odwiedzający go mogli sami sobie wybrać to, co im odpowiada, a nie nosić to, co myślimy, że powinni nosić – opowiada Anna Dłużewska. – Na początku wyglądało to tak, że otrzymywałyśmy informacje o tym, co jest potrzebne. Na przykład, że mają to być rzeczy dla kobiety w rozmiarze 38. Ale wiadomo, że nikt nie ma ochoty ubierać się w to, co mu się nie podoba. Każdy chce mieć wpływ na to, co na siebie wkłada. Dla nas zrozumiałe jest, że niezależnie od sytuacji, w której znalazły się docierające do nas osoby, ten aspekt też jest istotny.
Stąd pomysł na wyeksponowanie odzieży na wieszakach.
Free Shop oferuje ubrania w rozmiarach od zera do XXL. Posiada też asortyment dla dzieci, nastolatków, obuwie, bieliznę, pościele, kołdry, materace, wózki, foteliki samochodowe. Można znaleźć tu praktycznie wszystko, elementy i zestawy przydatne w wyposażaniu mieszkań jak talerze, sztućce, kubki, garnki, patelnie. Meble i inne większe sprzęty są wyszczególniane na wspomnianych przygotowywanych listach, żeby wiadomo było, do kogo się po nie zwracać.
Obecnie Wolny Skład użytkuje dwa magazyny. Jeden służy wyłącznie do przechowywania gromadzonych zapasów. Są tam spiętrzone pod sufit kartony pełne towarów, uzupełniane, kiedy się kończy ich zawartość. W drugim magazynie znajdują się rzeczy gotowe do wydawania. Magazyny mają po około 70 metrów kwadratowych powierzchni każdy.
– Naszą inicjatywę śledzi na Facebooku tysiące fanów. Okazuje się, że jest bardzo dużo ludzi chętnie włączających się w tego rodzaju akcje. Trzeba tylko pozwolić im działać. Zaangażowało się także kilka osób od lat mieszkających w Szamotułach, które z pochodzenia są Ukraińcami. Bardzo doceniają oni nasze wysiłki i są na każde zawołanie, żeby pomagać swoim rodakom. Wspierają nas osoby z Szamotuł i okolic, z Sękowa, Jankowic. Zbierają dary i dostarczają je do nas – informuje A. Dłużewska.
Docierają również transporty zza granicy
Skupieni wokół niej wolontariusze nawiązali również kontakty zagraniczne. Niedawno odebrali duży transport artykułów spożywczych i chemicznych z Niemiec, dostarczony busami. Z Niemiec otrzymali także pieniądze, a po dopytaniu szamotulskich wolontariuszy, czego jeszcze im brakuje, organizatorzy transportu dokonali dodatkowych zakupów na miejscu, w Szamotułach. Sprawą zajmowała się jedna z członkiń charytatywnej grupy, w całości ją nadzorując.
Wcześniej ogromne ilości jedzenia na paletach dotarły do szamotulskiego punktu zbiórek z firmy we Włoszech. – Wczoraj (piątek 25 marca) przyjechały do nas lodówki i regały od jakiejś dobrej duszy z Poznania. Teraz czekamy na transport żywności ze Szkocji. Naprawdę, zasięg podjętej przez nas inicjatywy staje się coraz szerszy. Ale to rodzi też coraz więcej obowiązków. Jest to dla nas duże wyzwanie. Gdybyśmy chciały, każda z nas w ramach odbywających się zbiórek mogłaby wyrobić co najmniej jeden etat, dotyczący wyłącznie działań wolontaryjnych – tłumaczy nasza rozmówczyni.
Pojawia się mnóstwo pytań
Samo prowadzenie strony na Facebooku pod hasłem „Pomoc dla Ukrainy – Szamotuły i okolice” wymaga sporo czasu. Zwłaszcza odpisywanie wiadomości ludziom. A mają oni mnóstwo pytań z każdej możliwej dziedziny – o to, czego im brakuje, gdzie uzyskają pomoc, czy nie wiadomo, gdzie mogą zamieszkać, gdzie mogą szukać pracy, jak uzyskać numer Pesel, czy nie znają jakiegoś notariusza, tłumacza przysięgłego, gdzie mają się udać po leki na receptę, jak złożyć wniosek o uzyskanie dodatku 500 plus. Są to pytania dosłownie o wszystko.
– Chociaż jesteśmy osobami tylko prywatnymi, a nasza strona facebookowa nie do tego miała służyć, tak naprawdę nie potrafimy nie pomóc, nie udzielając odpowiedzi na większość pytań. Pochłania to ogrom czasu, a gdzie praca fizyczna?Nasze wolontariuszki, na co dzień zatrudnione w Szamotulskim Ośrodku Kultury Milena Kolat-Rzepecka i Sylwia Firlet, wylały rzeki potu, siedząc i segregując ubrania w naszych magazynach – oznajmia pełna charyzmy pani Ania.
Najpilniej brakuje…
W godzinach od 17.00 do 20.00 w magazynie przy ul. Dworcowej 24 lub w Szamotulskim Ośrodku Kultury wciąż przyjmowane są kolejne dary. Przede wszystkim mile widziana jest żywność i artykuły chemiczne. Zapasy odzieży są w tej chwili wystarczające, więc nie jest ona odbierana. Najpilniej brakuje konserw, produktów przydatnych do kanapek, mleka, oleju, makaronów, kasz i płatków różnego rodzaju, proszku do prania, chusteczek higienicznych, kosmetyków takich jak szampony, żele, mydła.
Rodziny, które osiedliły się w Szamotułach i w pobliżu miasta, poszukują obecnie krzesła do biurka dla uczennicy, komody na ubrania, szafki na butlę gazową, nocników dla dwulatka i roczniaka, fotelika samochodowego 15 – 25 kg, hulajnogi dla czterolatka i sześciolatka, lampki na biurko, nożyczek do włosów i do paznokci, walizki, szafy, jedzenia dla psa i kota.
„A kto nas by przygarnął w czasie wojny?”
Okazuje się jednak, że nie wszyscy szamotulanie z euforią podchodzą do ratowania Ukraińców. Część mieszkańców stolicy powiatu uważa, że za bardzo angażujemy się w pomoc i za bardzo ingerujemy w sprawy dotyczące konfliktu zbrojnego Ukrainy z Rosją. Są i tacy, którzy informują z irytacją o wręcz roszczeniowych zachowaniach przybyszów zza wschodniej granicy, nie potrafiących docenić i uszanować tego, co zapewniają im Polacy. – Proszę spojrzeć jak wyglądają wnętrza hotelu Maraton udostępniane uchodźcom, jaki panuje tam rozgardiasz i bałagan – oznajmiają przechodnie, których spotykamy na ulicach.
– Być może pojawiają się takie reakcje, ale musimy też myśleć o tym, kto by nas przygarnął, jeśli w naszym kraju toczyłaby się wojna? Wówczas też oczekiwalibyśmy ludzkiego traktowania, zrozumienia i troski – podsumowuje panujące w stolicy powiatu nastroje jedna z dobrze znających realia życia szamotulanek.
ika
Zachęcamy do przynoszenia żywności, chemii i kosmetyków bo to towary, których aktualnie mocno brakuje!
Na zdjęciu: Wolny Skład mieści się w magazynie Domu Handlowego przy Dworcowej