15 49.0138 8.38624 1 1 7000 1 https://szamotulska.pl 300 true 0
theme-sticky-logo-alt

Czy kolejny sezon wędkarski będzie stracony?

„Tym wszystkim musi zająć się wojewoda”

 

Może stanowić hobby, sposób na wypoczynek, relaks i rekreację. Świetnie zaspokaja potrzebę zabawy, obcowania z naturą. Traktowane jako sport, pozwala poznać smak współzawodnictwa i zdrowej rywalizacji. Wiedzą o tym prawdziwi miłośnicy wędkarstwa, gotowi z poświęceniem zarywać wiele poranków i nocy, tropiąc wymarzone okazy ryb, napawając się ciszą i pięknem otaczającej ich przyrody.  

Pasjonatów wodnych wrażeń nie brakuje także w Szamotułach. Niestety, ich spore grono wciąż ma zakaz połowu ryb w popularnym, miejscowym Jeziórku. Od zeszłego roku nie zapadły bowiem wiążące ustalenia co do zasad korzystania z akwenu, którym nie zarządza już Polski Związek Wędkarski, a Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie.

O zajęcie się tematem, w marcu 2020 roku, prosił samorządowców radny gminny Bogdan Maćkowiak. Szef rady miejskiej Marian Płachecki zaznaczał wówczas, że podjęto negocjacje z Wodami Polskimi, by doprowadzić do zmiany obecnej sytuacji. Na horyzoncie pojawiła się optymistyczna perspektywa wydzierżawienia szamotulskiego akwenu pasjonatom połowów ryb. Nagle jednak pertraktacje utknęły w miejscu…

 

„Ktoś kogoś chce przechytrzyć? Chodzi o pieniądze…”

Do propozycji przedstawionej przez Wody Polskie z dystansem podchodził  wiceprzewodniczący rady gminnej Marek Pawlicki, twierdząc, że mogą kryć się za nią obciążenia finansowe, które spadną na samorząd miejski.

Trzeba sprawdzić jakie istnieją możliwości przekazania tego zbiornika gminie. Bo sprawa zagmatwała się w związku z podziałem administracyjnym i możliwościami wpływania na nasze zewnętrzne wody. Dlatego lustro wody i pas w obrębie Jeziórka należą do Wód Polskich. Były prowadzone jakieś rozmowy, ale nie osiągnięto szczęśliwego finału.

Trudno na razie nad tym dyskutować, skoro temat nie jest zamknięty. Boję się jednego, żeby nie było sytuacji, że ktoś kogoś chce przechytrzyć. Musimy dojść do jakiegoś stosownego konsensusu, aby to Jeziórko służyło miejscowej społeczności. Wędkarze mają fajne pomysły na zagospodarowanie tego terenu, ale na to są potrzebne duże pieniądze. Chociażby na doprowadzenie do należytego stanu słynnej tamy istniejącej na tym zbiorniku, która od lat nie była modernizowana. Raz, że ona straszy, a dwa może stwarzać niebezpieczeństwo dla przygodnego przechodnia czy dziecka. Jako gmina widzimy potrzebę uregulowania tych spraw. Jeśli ustawodawca przewidział taką instytucję jak Wody Polskie, to powinny one od początku do końca dbać o tego typu akweny, jak nasz. A nie preferować jakieś przerzucanie się kompetencjami. Próbuje się wmieszać samorządowców w coś, na co nie mają wpływu. Niby są wyznaczone jasne prawa własności, zawarte w ustawie i co? Takie dziwne podejście do rozwiązywania problemów w tej mierze powoduje pospolite pieniactwo. Co niektórym kwestie te wydają się prostą sprawą, co niektórzy twierdzą, że nie idzie tego rozwiązać, bo uregulowania prawne są zupełnie inne. I jeśli będziesz działał niezgodnie z przepisami, odpowiesz za ich naruszanie. Jeden z prezesów Wód Polskich jest w Szamotułach, nadprezes w Poznaniu, a nadnadprezes w Warszawie. I wszystkie szczeble trzeba przejść, żeby cokolwiek załatwić – stwierdzał Pawlicki w minionym roku.

A przecież wystarczyłoby trochę dobrej woli, żeby rozwikłać dylemat – zauważała „Gazeta”.

Kiedyś tak postępowano. Teraz znaleźliśmy się w szponach totalnej biurokracji. Straszy się ludzi, że jak złamią prawo, będą skazani. Albo jakiś aktywista przyjdzie na sesję i będzie krzyczał, że radni są niekompetentni, działając niezgodnie z literą prawa. Jako przewodniczący rady gminnej, zarówno ja jak i Marian Płachecki, rozmawialiśmy  z zarządem wędkarzy, naświetliliśmy tę sprawę i zajął się nią pan burmistrz, działając w tym kierunku. Nie są to proste zagadnienia. Musimy odczekać. I nie może być tak, że ktoś kogoś chce w coś wpakować. Chodzi o pieniądze, o nic innego. Bo jeśli obiekt będzie w czyimś użytkowaniu, umowa zostanie sporządzona w ten sposób, że będziemy odpowiadać za wszystko co tam się dzieje. A wówczas niestety, znowu z budżetu samorządowego potrzebne będą pieniądze. Jeżeli gmina i miejscowa społeczność chciałyby pełnić pieczę nad tym obiektem, utrzymując go w dobrym stanie, działałyby niezgodnie z prawem, bo na nie swojej nieruchomości. To tak, jakby poprosić Zakład Gospodarki Komunalnej  żeby zrobił coś na drodze wojewódzkiej.

 

„Ma być jak uzgadnialiśmy”

Do nierozwiązanego problemu odniósł się również szef szamotulskiej rady gminnej Marian Płachecki. – Ma być tak, jak uzgadnialiśmy. Jest tak załatwione, że Wody Polskie udostępnią akwen miejski wędkarzom, w zamian za to, że będą dbali o porządek. I tak będzie, tylko musi zostać wydane stosowne rozporządzenie.

Jak długo trzeba na nie czekać? – dociekała w ubiegłym roku „Gazeta”.

Tego nie wiem. Miało być już dawno gotowe. I chyba ktoś to wstrzymał. W marcu była mowa, że potrwa to miesiąc, może dwa. Teraz zaczęło się przedłużać. Generalnie Wody Polskie wolałyby wydzierżawić Jeziórko, żeby ktoś się nim zajmował. Ale muszą mieć do tego jakąś podstawę prawną – informował M. Płachecki.

Wody Polskie obiecywały, że bardzo chętnie udostępnią to miejsce, ale nadal oni będą właścicielami zbiornika wodnego – dodawał.

 

Potrzebny jest konkurs

Próbowaliśmy dowiedzieć się u źródła, co stoi na przeszkodzie  doprowadzenia sprawy do oczekiwanego finału. Jezioro Miejskie w Szamotułach wchodzi w skład obwodu rybackiego Jeziora Miejskie na rzece Sama – Nr 3. Zgodnie z ustawą z kwietnia 1985 roku o Rybactwie Śródlądowym „oddanie w użytkowanie obwodu rybackiego następuje w drodze konkursu ofert (…)”. Tryb i warunki konkursów określone zostały  w Rozporządzeniu Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi ze stycznia 2007 roku.

Od 4 kwietnia 2019 roku wygasły wszystkie zezwolenia na uprawianie amatorskiego połowu ryb. Od tej pory nie było możliwości zorganizowania konkursów, również wydawania zezwoleń w obwodach nie uprawnionych do prowadzenia rybactwa, zgodnie z obowiązującymi przepisami. Ta sytuacja dotyczy tylko tych akwenów, które nie mają wyznaczonego gospodarza na miejscu. Dlatego na razie niektóre z nich są w jurysdykcji Wód Polskich. I to musi się zmienić. Do tego potrzebne są konkursy. Jako spółka Skarbu Państwa nie możemy przydzielać danego zbiornika wodnego komu chcemy. Musimy ogłosić konkurs ofert na użyczenie go. Procedury w tej mierze zawieszono z uwagi na koronawirusa. W uporządkowaniu spraw dotyczących powierzenia pieczy nad wybranym zbiornikiem wodnym powinny pomóc partnerstwa wodne. Tylko pytanie, czy wszędzie takie partnerstwo uda się zawiązać?

Taka korelacja polega między innymi na chęci dbania o udostępniane tereny. Chodzi też o ustalenie kwestii finansowych, czy samorząd lokalny będzie w stanie łożyć środki na drobne naprawy, remonty pewnych urządzeń infrastruktury wodnej lub jej elementów. Tam, gdzie nie ma wyznaczonych właścicieli obwodów rybackich, trzeba czekać, aż to będzie rozstrzygane, w zależności od tego czy zawiązane zostanie partnerstwo wodne. I pod warunkiem, że w ten układ wejdą władze gminne, godząc się na dbanie, wraz ze związkiem wędkarskim, o zbiornik wodny i jego otoczenie, w zamian za bezpłatne przekazanie obwodu rybackiego zarządzanego przez Wody Polskie. W przypadku większych remontów czy urządzeń piętrzących, musi wypowiedzieć się gmina. My możemy odnowić, odbudować infrastrukturę znajdującą się na obszarach wodnych, bo mamy na to fundusze i to są największe koszty – tłumaczył reprezentujący Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie Jarosław Władczyk, pracujący w Regionalnym Zarządzie Gospodarki Wodnej w Poznaniu, w Zespole Komunikacji Społecznej i Edukacji Wodnej.

Tymczasem minął kolejny rok, a szamotulscy wędkarze nadal nie mogą uprawiać swojego hobby na popularnym miejskim akwenie. Czy rozpoczynający się nowy wiosenno-letni sezon znów okaże się dla nich stracony?

 

Dlaczego formalności trwają tak długo?

Jako Wody Polskie działamy od dwóch lat. Istnieje ogromny bałagan między innymi z nazewnictwem rzek, różnych zbiorników wodnych, z usystematyzowaniem informacji odnośnie ich lokalizacji, obszarów jakie zajmują, tego kto sprawuje nad nimi bezpośrednią pieczę. Te rzeczy należy uporządkować. A tego rodzaju spraw są setki tysięcy – powiedział „Gazecie” w minioną środę, 14 kwietnia, Jarosław Władczyk.

– Rzeka Sama nie jest na razie uregulowana pod względem jej konkretnego oznaczenia. Nie jest znany jej przebieg. To stwarza problemy, bo trzeba to wszystko opisać, nanieść na mapę, uwzględnić gdzie jest początek, gdzie koniec. Samo Jeziórko w Szamotułach jest nasze i ileś metrów terenu od Jeziórka. Reszta jest w próżni pod względem prawnym. Dlatego trwają pomiary, wykonywane są zdjęcia, które stworzą dokumentację pozwalającą odnaleźć rzekę Samę na mapie Polski. Tym wszystkim musi zająć się wojewoda. W jego urzędzie są odpowiednie wydziały, które rozpatrzą ten temat, pod kątem zatwierdzenia dokonanych pomiarów, przyjęcia naszej oceny sytuacji. To stanowiło będzie podstawę do dokonania zmian granic obwodów rybackich. Tą kwestią zajmie się inny wydział w urzędzie wojewódzkim. Dlatego sprawa trwa tak długo i nie może się zakończyć. Nam również ta sytuacja jest nie na rękę, ponieważ jako Wody Polskie nie możemy pobierać opłat na rzecz Skarbu Państwa za korzystanie z Jeziórka. Jeżeli wyznaczony zostanie konkretny obwód rybacki w Szamotułach, wtedy będziemy mogli wkroczyć do akcji. Po uregulowaniu trwających formalności ogłoszony zostanie przetarg, w ramach którego wyłonimy dzierżawcę miejskiego jeziora, zarządzającego nim na miejscu. Może ono zostać użyczone kołu wędkarskiemu, spółce rybackiej. Wówczas w ramach pobieranych opłat za udostępnianie akwenu, jego gospodarz musi dokonywać prac konserwatorskich na zbiorniku wodnym. Jezioro jest nasze, ale nie wygląda to tak, że nadzorują je nasi pracownicy i w ustawionym przez nas obiekcie dyżuruje kierownik jeziora. Nasze zarządzanie polega na tym, że w drodze przetargu wyłaniamy kogoś, kto robi to za nas. I tak jest wszędzie. Z reguły wyznaczony podmiot pobiera opłaty za dostęp do jeziora, ale musi o nie dbać. Być może za 3, 4 miesiące zostaną dopełnione na szczeblu województwa wszystkie toczące się obecnie procedur. Z przeprowadzaniem samych przetargów nigdy nie mamy problemu. To się szybciutko dzieje i zawsze jest wielu chętnych, mimo konieczności ponoszenia opłat za dzierżawę. Natomiast prace przy zbiornikach wodnych są sporadyczne – wyjaśnia Władczyk.

 

A wędkarze czekają

– Ze zniecierpliwieniem czekamy na to, byśmy znów mogli korzystać z  akwenu miejskiego położonego przy ul. Wojska Polskiego. Z grupą 25  osób utworzyliśmy Stowarzyszenie Karpiowe. Myślimy o tym, żeby w  oparciu o nie zawiązać inicjatywę na rzecz odzyskania przez  wędkarzy szamotulskiego Jeziórka. Miłośnicy połowów ryb zrzeszeni  w działających w stolicy powiatu kołach PZW o nazwach Szamotuły  Miasto i Sum, stanowią spore grono, liczące około 500 członków.  Im również zależy na tym, by jak dawniej gospodarzyć miejskim  jeziorem, dbać o nie i spędzać tam wolny czas, oddając się swojej  pasji, relaksując, ciesząc się widokiem natury – oznajmia Jacek Koput z Szamotuł, który zamiłowanie do wędkowania odziedziczył po tacie Zbyszku. Dziś wspólnie czerpią radość z rodzinnego hobby, zdobywając laury na ogólnopolskich wędkarskich zawodach.

Poprzedni
Następny