We mgle włączamy światła mijania
W niedzielę 1 grudnia doświadczyliśmy całego dnia z gęstą mgłą. I widać było jak na dłoni, że istotny procent samochodów nadal jeździł na światłach do jazdy dziennej. Nie świadczy to dobrze o ich kierowcach.
Obserwacje ze 130 kilometrów, które przyszło mi pokonać tej mglistej niedzieli po naszym powiecie, są pesymistyczne. Wygląda, że kompetencje kierowców się obniżają. Trudno o miarodajne statystyki ilu jeździ na światłach do jazdy dziennej, bo należałoby mieć pewność, które samochody są w nie wyposażone. Nie jest to takie proste, gdyż w jednym roczniku ten sam model samochodu ich nie miał, a w kolejnym roczniku już się pojawiły.
Auta na światłach do jazdy dziennej w niedzielnej mgle obserwowałem o wiele częściej niż te, próbujące jeździć tak szybko, jak przy normalnej widoczności. Niestety, zdarzają się najgroźniejsze kumulacje – czyli samochody, które pędzą we mgle na światłach dziennych. Tacy ściganci nie powinni mieć pretensji o wymuszanie pierwszeństwa. Zwłaszcza przy widoczności poniżej 100 metrów jeździmy wolniej także dlatego, żeby inni zdążyli nas w porę dostrzec.
Niedostatecznie oświetleni wyjaśniają: – Mam światła włączone w trybie automatycznym. – To zdradza, że nie czytali instrukcji obsługi swoich aut. „Najmądrzejsze” samochody automatycznie włączają główne światła razem z wycieraczkami (działającymi w trybie przerywanym lub ciągłym), ale nie zrobią tego w gęstej mgle w środku dnia.
Najbardziej szokujące jest to, że gdy upomniałem jadących z naprzeciwka zapominalskich krótkim włączeniem świateł drogowych, oni z reguły nie wiedzieli, o co mi chodzi. To udowadnia, że nie zapomnieli użyć przełącznika świateł, lecz po prostu nie pamiętają przepisu nakazującego włączenie świateł mijania w warunkach ograniczonej widoczności, czyli w deszczu, śnieżycy i we mgle. On jest w kodeksie od wielu dekad więc to „drogowe przedszkole”!
Po godzinie 15.00 problem zaczął zanikać. Czy to kierowcy się ogarnęli? Nie. To czujniki zmierzchowe w samochodach ich wyręczyły.
RB