
Rozmowa z Jarosławem Kazimierzem Szkudlarzem, kandydatem do Sejmu, nr 5 na liście Konfederacji
Skąd decyzja o starcie w wyborach do Sejmu?
– Zawsze ciągnęło mnie do działań społecznych, do pomagania, angażowania się w sprawy lokalnych społeczności. Jakieś dwa lata temu pojawił się temat budowy ścieżki pieszo-rowerowej z Krostkowa Górnego do Dolnego, czyli w mojej rodzinnej miejscowości. Chodziło przede wszystkim o bezpieczeństwo pieszych. Zbierałem podpisy pod petycją, która trafiła m.in. do naszych posłów. Niestety, pozostała bez odpowiedzi. Ludzie byli rozżaleni, czuli się zlekceważeni, wręcz oszukani przez parlamentarzystów, którzy przecież powinni reprezentować ich sprawy. To wtedy pojawiła się myśl o kandydowaniu. Ważnym argumentem były opinie włodarzy gmin, z którymi mam liczne kontakty w całej Polsce. Stwierdzili, że skoro działam, skoro mam w sobie tyle energii, to na pewno stać będzie mnie na więcej. A z mandatem posła te działania miałyby zdecydowanie większą siłę przebicia.
A skąd wzięły się te liczne kontakty?
– Interesuję się funkcjonowaniem samorządów, zarządzaniem gminami. Jeżdżąc po Polsce i spotykając się z wójtami, burmistrzami, starostami, podpatrywałem, jak to zarządzanie wygląda w konkretnych, lokalnych realiach. Dobre wzorce, z jakimi się zetknąłem, podsuwały pomysły, jak można to wykorzystać w innych gminach.
Pańskie hasło wyborcze to: „Rodzina. Samorząd. Polska”. Zacznijmy od rodziny…
– Jestem wychowany w wierze katolickiej, to jest dla mnie wartość nadrzędna. Rodzina to podstawa społeczeństwa, którą trzeba chronić, a jej wartości propagować. Ale na rodzinę, na to, co się w niej dzieje, mają także wpływ instytucje, których działania powinny być nakierowane na rozwiązywanie problemów. Mam tu na myśli głównie ośrodki pomocy społecznej. Uważam, że w ich funkcjonowaniu jest sporo zaniedbań, nie ma należytego monitoringu, że w rodzinie dzieje się coś złego. Należy reagować wcześniej, by nie dopuścić do często drastycznych sytuacji, które kończą się nawet tragediami. A zatem: więcej zainteresowania, więcej empatii. Nie wystarczy tylko przyznać zasiłek. Trzeba przyjrzeć się, czy te pieniądze są należycie wykorzystane, czy rzeczywiście trafiły na pomoc dla dzieci, a nie na przykład na alkohol dla rodzica.
Drugi człon hasła wyborczego: Samorząd…
– Jak wspomniałem, mam kontakty z samorządami w różnych częściach Polski. Niewątpliwie w ich nawiązaniu pomogło mi moje wcześniejsze doświadczenie związane ze współorganizowaniem festiwali muzycznych, menadżerowaniem zespołom, organizacją koncertów charytatywnych. Jestem m.in. inicjatorem nawiązania partnerstwa pomiędzy gminą Szamocin i gminą Złoty Stok w Kotlinie Kłodzkiej. Współpraca tych samorządów trwa już siedem lat i jest bardzo owocna, realizują wspólnie fajne projekty z pożytkiem dla mieszkańców. Zaproponowałem jeszcze trzy podobne partnerstwa – na razie jest to na etapie dogadywania się włodarzy. Liczę na to, że i tam dojdzie do podpisania umów. Tego rodzaju spotkań odbyłem około trzystu na terenie całego kraju. Bardzo sobie te kontakty cenię.
Jakie ma Pan zdanie o ciągotkach obecnie rządzących do centralizacji władzy kosztem samorządów?
– To jest dobre pytanie. Samorządy powinny same decydować o tym, co się dzieje w ich małych ojczyznach. Poza tym za taką centralizacją idą układy, polityczne sympatie i antypatie, które obserwujemy choćby przy rozdziale środków finansowych. Dziś na Polskę centralną i wschodnią kierowanych jest znacznie więcej pieniędzy, bo to rejony bliższe partii rządzącej. Rozumiem, że są tam lata zaniedbań, że trzeba dołożyć większej troski, by to wyrównać, ale nie może być dysproporcji aż na taką skalę. Znam mieszkańców wschodniej Polski, mam tam też rodzinę – to ludzie niezwykle serdeczni, otwarci, życzliwi. Uważam, że rządzący wykorzystują te cechy ich charakterów pod swoje polityczne cele. Mnie się to nie podoba.
W Pana profilu w mediach społecznościowych przykuwają uwagę częste odniesienia do Stanisława Staszica. Z czego wynika to zainteresowanie?
– Bardzo interesuje mnie historia polskiej państwowości. Uznałem wręcz za swoją powinność bliższe poznanie działalności historycznych postaci z mojego regionu. I tu najważniejszy okazał się Stanisław Staszic. Kilka lat temu poszedłem do pilskiego muzeum i kupiłem wszystkie książki na jego temat. To była pasjonująca lektura, która zainspirowała mnie do tego, by podążyć śladami naszego wielkiego Pilanina. W Zamościu czy Hrubieszowie, gdzie spędził większość życia, byłem przez tamtejszych włodarzy bardzo serdecznie przyjęty.
Co w postawie Staszica jest dla Pana najważniejsze do naśladowania?
– Oczywiście postawa patriotyczna, kultywowanie w trudnych czasach polskości i naszych narodowych tradycji. To, że był prekursorem spółdzielczości. Ale dla mnie, który od wielu lat działa społecznie, bardzo istotne jest również to, że był autentycznym społecznikiem. Ta jego społecznikowska postawa jest dla mnie wzorem do naśladowania. Aby tej historii związanej ze Staszicem „dotknąć”, urządzałem sobie takie objazdowe „lekcje” o nim. Stąd wspomniane już Zamość i Hrubieszów, ale także Turobin, gdzie był proboszczem, Kielce, gdzie założył Szkołę Akademiczno-Górniczą czy Nietulisko Duże, gdzie decyzją Stanisława Staszica rozbudowano walcownię żelaza. Notabene: pamiętam zaskoczenie pana burmistrza Szczebrzeszyna, gdy poinformowałem go, że plan rozbudowy miasta zatwierdzał właśnie Stanisław Staszic. Przyznał, że o tym nie wiedział. Dla mnie były to bardzo pouczające wizyty.
Dlaczego warto głosować na Jarosława Kazimierza Szkudlarza?
– Całe życie byłem bezpartyjny, od półtora roku to się zmieniło, bo ubiegając się o mandat poselski trzeba skądś startować. Najbliżej było mi do Konfederacji, konkretnie do Ruchu Narodowego, którego jestem wiceprezesem. Na pierwszym miejscu jednak jest u mnie człowiek, a nie partia. Wystarczy przejrzeć moje profile na portalach społecznościowych. Nigdy nikogo nie atakowałem. Wokół nas jest już i tak za dużo hejtu. Jestem osobą, która przy stole może usiąść z każdym, nieważne, z jakiego jest ugrupowania, jakie ma poglądy. Jako naród jesteśmy dziś boleśnie podzieleni, trzeba więc szukać wspólnego mianownika, odrzucić niesnaski, które skłócają nawet rodziny. Wierzę, że jest wielu ludzi podobnych do mnie i że wspólnie możemy to zmienić. Wiem, że nie nastąpi to od razu, ale od czegoś trzeba zacząć. Odwiedziłem już wszystkie gminy naszego okręgu wyborczego numer 38. Z tego, co mi mówiono, na razie nikt inny tego nie dokonał. Cieszy mnie to, że w każdej z nich spotkałem się z bardzo pozytywnym odbiorem, w wielu przypadkach padały deklaracje przyszłej współpracy. Poczytuję sobie za wyróżnienie, że jestem jedynym kandydatem Konfederacji, który już teraz taką akceptację od samorządów uzyskał.
To może jeszcze coś prywatnego o Panu…
– Mam wspaniałą żonę, która bardzo mnie wspiera. Ona najlepiej wie, że ta chęć pomagania innym to jest moje powietrze. Nim głęboko oddycham!
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał: Mariusz Szalbierz
Sfinansowano ze środków KW Konfederacja Wolność i Niepodległość