W szamotulskim szpitalu cukrzykowi podano smażoną rybę w przypalonej panierce
– Wie pan, ja się generalnie nie czepiam jedzenia w szpitalu. Jak mi się nie podoba, nie smakuje, to nie jem i nic nie mówię. No, ale jak można rybę w spalonej panierce podać ludziom chorym na cukrzycę? – pyta pan Wacław, pacjent szamotulskiego szpitala. Jest uczestnikiem programu leczenia zespołu stopy cukrzycowej.
Polska znajduje się w europejskiej czołówce pod względem amputacji kończyn dolnych wśród chorych z cukrzycą. Szpital Powiatowy w Szamotułach jest jedną z dwóch placówek w Wielkopolsce, które podjęły się leczenia stopy cukrzycowej. Szamotulska placówka zajmuje się tym w sposób kompleksowy. Opiekę nad chorymi sprawuje grupa chirurgów, internistów, diabetologów i angiologów. Całościowe podejście umożliwia ratowanie kończyn – często w przypadkach skrajnie trudnych, nierzadko u pacjentów zakwalifikowanych do amputacji w innych ośrodkach.
Wacław Rurarz na leczenie stopy cukrzycowej przyjechał do Szamotuł z Wrocławia. Z cukrzycą zmaga się od 40 lat. Zanim trafił do naszego szpitala, w lutym przeszedł amputację we Wrocławiu.
– W tej chwili jestem w Szamotułach już po raz trzeci, co dwa tygodnie przyjeżdżam tu na kontrolę. Jestem bardzo zadowolony, bo nogi mam prawie wyleczone – mówi pan Wacław. – Lekarze tutaj są wspaniali. Pan doktor Piotr Liszkowski to jest człowiek niesamowity, wie pan, cuda robi z naszymi nogami. Inni pacjenci mówią to samo. Ale te cuda psuje szpitalne wyżywienie.
O co chodzi? O to, że jakość niektórych dań serwowanych pacjentom jest co najmniej dyskusyjna, a poza tym nie zawsze są one dostosowane do zaleceń dietetyków. Tak było choćby w piątek 1 listopada.
– Smażoną rybę, w przypalonej panierce, podano nam w ramach obiadu. Jest tu u mnie na talerzu. To nie jest jadalne. Drugi pacjent, który leży ze mną w tej samej sali, ma to samo na talerzu (pan Wacław zatelefonował do redakcji „Szamotulskiej” w porze obiadowej – red.). W poprzedni piątek było tak samo. Zgłosiłem to wówczas pani oddziałowej. Pani oddziałowa mówiła, że monitowała u pani dietetyczki, ale nikt nic nie może zrobić – relacjonuje nasz rozmówca.
Pan Wacław zapewnia, że nie jest człowiekiem szczególnie wybrednym, jeśli chodzi o szpitalne menu. – Wie pan, ja się generalnie nie czepiam jedzenia w szpitalu. Jak mi się nie podoba, nie smakuje, to nie jem i nic nie mówię. No, ale jak można rybę w spalonej panierce podać ludziom chorym na cukrzycę? – pyta.
Zdaniem dietetyków, cukrzycy powinni unikać filetów rybnych panierowanych w mące czy tartej bułce. Są one dość kaloryczne. Poza tym panierka wchłania nadmierne ilości tłuszczu z patelni, którego spożycie w przypadku osób z cukrzycą nie jest zalecane oraz podwyższa indeks glikemiczny (to parametr, który pokazuje, jak szybko po spożyciu różnych produktów żywnościowych następuje wzrost stężenia glukozy we krwi).
– W ubiegłym tygodniu, kiedy zgłosiłem to pani oddziałowej, to ona zobaczyła tę rybę i powiedziała, że jest zszokowana. Mówiła, że telefonowała do firmy przygotowującej posiłki, do osoby układającej jadłospis i zapewnioną ją, że to się zmieni. I dzisiaj, w kolejny piątek, jest to samo – podkreśla pan Wacław.
I dodaje: – Ja nie jestem osobą cudującą w sprawie wyżywienia. Ale obiady są po prostu podawane zimne, pewnie skądś przywożone, a ziemniaki to w ogóle niejadalne. Za to zupy są dobre. Wie pan, ja mam 75 lat, w domu się gotuje, to ja mam pojęcie jak powinna wyglądać usmażona ryba.
Pan Wacław zaznacza, że inni pacjenci mają podobne spostrzeżenia dotyczące jakości serwowanych dań, ale boją się o tym mówić.
O skomentowanie przedstawionej przez pacjenta sprawy poprosiliśmy szpital, przed zamknięciem numeru odpowiedzi nie otrzymaliśmy.
(mal)
FOTO: – Ktoś zje taką rybę z przypaloną panierką i natychmiast mu cukier urośnie. No to jest bez sensu, to psuje efekty leczenia – uważa pan Wacław