15 49.0138 8.38624 1 1 7000 1 https://szamotulska.pl 300 true 0
theme-sticky-logo-alt

Krótka historia budowy ulicy Kosynierów

Pan Patryk chwali urzędników. I jednego radnego

Patryk Przybyłowski, funkcjonariusz poznańskiej policji („drogówka”), nie spodziewał się, że los rzuci go do Szamotuł. Kiedy mieszkał w Strykowie koło Stęszewa (stamtąd pochodzi), miasto Halszki i Wacława jawiło mu się jako miejsce gdzieś tam na końcu świata. Ale…

– Ale tu, w Szamotułach, się ożeniłem, tutaj przyjeżdżałem na basen, no i polubiłem to miasto – przyznaje. Skoro Szamotuły okazały się sympatycznym miasteczkiem, to państwo Przybyłowscy nie mieli już dylematu gdzie osiąść na stałe i gdzie zbudować dom.

Mały biały domek

Na ulicy Kosynierów, przy wylocie na Ostroróg, kupiliśmy działkę i tam rozpoczęliśmy budowę – wspomina pan Patryk. Ładny biały domek powstał dość szybko. Kiedy rodzina Przybyłowskich zamieszkała na swoim, pojawił się problem.

Kiedy kupiliśmy działkę, to w pierwszej kolejności patrzyłem, żeby się wybudować, a nie patrzyłem na przykład na drogę, przy której stawialiśmy dom, a już w ogóle nie zastanawiałem się nad jej statusem prawnym – opowiada pan Patryk o początkach nowego rozdziału w swoim życiu, po zamieszkaniu na Kosynierów. A te początki łatwe nie były, właśnie z powodu drogi. Mizernej, gruntowej. Kiedy było sucho – dziury i kurz, kiedy popadało – błoto i wielkie kałuże wody.

Kiedyś utopiłem na naszej ulicy samochód, jak się okazało, w jakimś starym, nie do końca zasypanym rowie, który przecinał drogę. Za naprawę elektryki w mojej insigni musiałem zapłacić trzysta złotych. Przykre. Poprosiłem straż pożarną o pomoc i owszem, przyjechali, ładnie wypompowali wodę z dziury, ale powiedzieli mi, że więcej nie przyjadą, bo to jest droga prywatna i trzeba sprawę załatwić z właścicielem – relacjonuje nieprzyjemną przygodę Patryk Przybyłowski. – Trochę byłem zdziwiony, bo wydawało mi się, że skoro mieszkam w Szamotułach, tutaj płacę podatki, to straż będzie ludzi ratować bez względu na to czyją własnością jest droga. Ale ta sprawa dała mi do myślenia. Postanowiłem zacząć działać w sprawie tej naszej nieszczęsnej ulicy.

Idziemy do urzędu

I tak oto pan Patryk trafił do szamotulskiego magistratu. Najpierw zapukał do drzwi kierownik wydziału nieruchomości Agnieszki Czapki.

Pani kierownik Czapka zdziwiła się, że ledwo się wprowadziłem do nowego domu, a już chcę mieć nową drogę, a przecież ludzie czekają od lat na budowę znacznie starszych ulic. Nie dałem za wygraną i z sąsiadem poszliśmy do burmistrza. Trochę pogadaliśmy. Usłyszałem od burmistrza, że w Szamotułach jest taka zasada, że trzeba czekać w kolejce, bo są starsze drogi, które mają pierwszeństwo. Pomyślałem sobie wtedy, że ci ludzie w urzędzie to w gruncie rzeczy są chyba od tego, żeby mieszkańcom pomagać w różnych sprawach. Bo kiedy ktoś do mnie podchodzi do radiowozu i o coś pyta, to ja odpowiadam, wyjaśniam, staram się pomóc – wspomina pan Patryk pierwsze wizyty w urzędzie miasta. – No i w końcu, chyba przy trzeciej wizycie, burmistrz mówi, że zobaczy, co da się zrobić. Powiedział, że w Szamotułach są teraz modne drogi pasowe, z płyt betonowych. Poradził mi, żebym pojechał na Kępę i w parę innych jeszcze miejsc, żeby zobaczyć jak taka droga wygląda. Że teraz jest ich już dużo, są udoskonalone, na przykład na skrzyżowaniach. I umówiliśmy się na kolejną rozmowę.

Kolejna rozmowa okazała się dla upartych mieszkańców ulicy Kosynierów już bardziej owocną.

Kiedy weszliśmy do gabinetu, burmistrz mówi ponownie: panie, nie mogę wam ot tak zrobić drogi, bo to jest nowa droga, są terminy, jest kolejność, są starsze oczekujące na budowę. I jest dodatkowy problem, bo Kosynierów jest drogą  prywatną. No to ja się pytam, co możemy zrobić, żeby budowę tej naszej ulicy przyspieszyć? Burmistrz pyta nas z kolei, czy jesteśmy w stanie zaproponować jakiś wkład własny, żeby on miał podkładkę, że może nam pomóc, bo żeśmy się złożyli i dołożyli do budowy. Ja mówię: zapytam mieszkańców – relacjonuje pan Patryk. – No i obeszliśmy z sąsiadem wszystkie domy, dokładnie trzydzieści. Mieszkańcy najpierw podchodzili do tego różnie – jedni narzekali na burmistrza, inni uważali, że „nam się należy”, że do sądu trzeba iść, niektórzy  tylko ręką machali, a jeszcze inni nie wierzyli w sukces. Pomimo to ludzie zadeklarowali po tysiąc złotych od rodziny. No więc mamy trzydzieści rodzin, czyli trzydzieści tysięcy. Wszyscy wpłacili. Do tego właściciel drogi dorzucił sześć tysięcy. Poszedłem więc do burmistrza z informacją o sukcesie zbiórki. Popatrzył na mnie i obiecał, że nam pomoże. Kazał napisać pismo. Napisaliśmy.

Jest sukces!

Do załatwienia pozostała jeszcze kwestia własności drogi.

Gmina powiedziała, że ma ręce związane, bo jak właściciele tej drogi nie oddadzą jej za symboliczną złotówkę, to ona jej nie wykupi, bo takich dróg do wykupienia ma mnóstwo, a to są potężne koszty. Ale udało się wszystko szczęśliwie załatwić, pan właściciel drogę oddał i spłacił nawet siostrę, która miała udziały w drodze – mówi pan Patryk. I dodaje: – Oprócz męczenia urzędu  o nawierzchnię drogi, to sąsiad męczył jeszcze urząd o zainstalowanie oświetlenia. Udało się jedno i drugie. Mamy drogę pasową i mamy latarnie uliczne. Zajęło nam to trzy lata.

Ku radości Patryka Przybyłowskiego i mieszkańców, 15 września ulica Kosynierów z nową nawierzchnią została oddana do użytku.

Robiłem co mogłem, wyszło i się cieszę. Jest znaczna poprawa i ludzie się cieszą, bo wcześniej jak popadało, to dzieci w kaloszach musiały maszerować, a matki w samochodach zmieniać buty. Jedna sąsiadka była wprawdzie zdania, że lepiej poczekać parę lat na porządną drogę, z kostki, a nie pasową, a ja uważam, że lepiej mieć wróbla w garści niż gołębia na dachu. Ja jestem nauczony, że jak dają, to się bierze, a nie wybrzydza. Bo można nic nie dostać. Kiedy słyszałem nie raz, że „nam się należy”, to zawsze myślałem sobie – no tak to my Polski nie zbudujemy. Wiem jaka jest sytuacja finansowa gminy, więc zawsze powtarzałem ludziom, że od razu wszystkiego się nie da. I że warto spokojnie rozmawiać z samorządowcami.

Trzeba podziękować

Pan Patryk chwali sobie – co jest rzadkością w Szamotułach – kontakty z urzędnikami miejskimi. Jak podkreśla, nie zawiódł się na nich.

Głównie rozmawialiśmy z panami burmistrzami Włodzimierzem Kaczmarkiem i Dariuszem Wachowiakiem, bardzo nam pomogli, cenię sobie ich życzliwość. Bardzo porządnym człowiekiem jest pan Roman Białasik z inwestycji. Później poznałem jeszcze radnego Damiana Dubiela, też porządny gość. On dodatkowo trzymał rękę na pulsie – komplementuje urzędników i radnego pan Patryk. – Kiedy ulica została oddana do użytku, to powiedziałem, że urzędnikom należy podziękować. Bo jeżeli się zobowiązali, że pomogą i pomogli, to należy im się parę ciepłych słów. I za pośrednictwem „Gazety” chciałbym im wszystkim, których wymieniłem, powiedzieć – dziękuję. Niektórzy mówią, że to ich obowiązek, a ja uważam, że kiedy urzędnik zrobi dobrą robotę, to trzeba mu podziękować.

Marek Libera

FOTO: – Robiłem co mogłem, wyszło i się cieszę. Jest znaczna poprawa i ludzie się cieszą, bo wcześniej jak popadało, to dzieci w kaloszach musiały maszerować, a matki w samochodach zmieniać buty – mówi Patryk Przybyłowski. Przykład pana Patryka pokazuje, że warto być upartym

Poprzedni
Następny