
Pan Patryk chwali urzędników. I jednego radnego
Patryk Przybyłowski, funkcjonariusz poznańskiej policji („drogówka”), nie spodziewał się, że los rzuci go do Szamotuł. Kiedy mieszkał w Strykowie koło Stęszewa (stamtąd pochodzi), miasto Halszki i Wacława jawiło mu się jako miejsce gdzieś tam na końcu świata. Ale…
– Ale tu, w Szamotułach, się ożeniłem, tutaj przyjeżdżałem na basen, no i polubiłem to miasto – przyznaje. Skoro Szamotuły okazały się sympatycznym miasteczkiem, to państwo Przybyłowscy nie mieli już dylematu gdzie osiąść na stałe i gdzie zbudować dom.
Mały biały domek
– Na ulicy Kosynierów, przy wylocie na Ostroróg, kupiliśmy działkę i tam rozpoczęliśmy budowę – wspomina pan Patryk. Ładny biały domek powstał dość szybko. Kiedy rodzina Przybyłowskich zamieszkała na swoim, pojawił się problem.
– Kiedy kupiliśmy działkę, to w pierwszej kolejności patrzyłem, żeby się wybudować, a nie patrzyłem na przykład na drogę, przy której stawialiśmy dom, a już w ogóle nie zastanawiałem się nad jej statusem prawnym – opowiada pan Patryk o początkach nowego rozdziału w swoim życiu, po zamieszkaniu na Kosynierów. A te początki łatwe nie były, właśnie z powodu drogi. Mizernej, gruntowej. Kiedy było sucho – dziury i kurz, kiedy popadało – błoto i wielkie kałuże wody.
– Kiedyś utopiłem na naszej ulicy samochód, jak się okazało, w jakimś starym, nie do końca zasypanym rowie, który przecinał drogę. Za naprawę elektryki w mojej insigni musiałem zapłacić trzysta złotych. Przykre. Poprosiłem straż pożarną o pomoc i owszem, przyjechali, ładnie wypompowali wodę z dziury, ale powiedzieli mi, że więcej nie przyjadą, bo to jest droga prywatna i trzeba sprawę załatwić z właścicielem – relacjonuje nieprzyjemną przygodę Patryk Przybyłowski. – Trochę byłem zdziwiony, bo wydawało mi się, że skoro mieszkam w Szamotułach, tutaj płacę podatki, to straż będzie ludzi ratować bez względu na to czyją własnością jest droga. Ale ta sprawa dała mi do myślenia. Postanowiłem zacząć działać w sprawie tej naszej nieszczęsnej ulicy.
Idziemy do urzędu
I tak oto pan Patryk trafił do szamotulskiego magistratu. Najpierw zapukał do drzwi kierownik wydziału nieruchomości Agnieszki Czapki.
– Pani kierownik Czapka zdziwiła się, że ledwo się wprowadziłem do nowego domu, a już chcę mieć nową drogę, a przecież ludzie czekają od lat na budowę znacznie starszych ulic. Nie dałem za wygraną i z sąsiadem poszliśmy do burmistrza. Trochę pogadaliśmy. Usłyszałem od burmistrza, że w Szamotułach jest taka zasada, że trzeba czekać w kolejce, bo są starsze drogi, które mają pierwszeństwo. Pomyślałem sobie wtedy, że ci ludzie w urzędzie to w gruncie rzeczy są chyba od tego, żeby mieszkańcom pomagać w różnych sprawach. Bo kiedy ktoś do mnie podchodzi do radiowozu i o coś pyta, to ja odpowiadam, wyjaśniam, staram się pomóc – wspomina pan Patryk pierwsze wizyty w urzędzie miasta. – No i w końcu, chyba przy trzeciej wizycie, burmistrz mówi, że zobaczy, co da się zrobić. Powiedział, że w Szamotułach są teraz modne drogi pasowe, z płyt betonowych. Poradził mi, żebym pojechał na Kępę i w parę innych jeszcze miejsc, żeby zobaczyć jak taka droga wygląda. Że teraz jest ich już dużo, są udoskonalone, na przykład na skrzyżowaniach. I umówiliśmy się na kolejną rozmowę.
Kolejna rozmowa okazała się dla upartych mieszkańców ulicy Kosynierów już bardziej owocną.
– Kiedy weszliśmy do gabinetu, burmistrz mówi ponownie: panie, nie mogę wam ot tak zrobić drogi, bo to jest nowa droga, są terminy, jest kolejność, są starsze oczekujące na budowę. I jest dodatkowy problem, bo Kosynierów jest drogą prywatną. No to ja się pytam, co możemy zrobić, żeby budowę tej naszej ulicy przyspieszyć? Burmistrz pyta nas z kolei, czy jesteśmy w stanie zaproponować jakiś wkład własny, żeby on miał podkładkę, że może nam pomóc, bo żeśmy się złożyli i dołożyli do budowy. Ja mówię: zapytam mieszkańców – relacjonuje pan Patryk. – No i obeszliśmy z sąsiadem wszystkie domy, dokładnie trzydzieści. Mieszkańcy najpierw podchodzili do tego różnie – jedni narzekali na burmistrza, inni uważali, że „nam się należy”, że do sądu trzeba iść, niektórzy tylko ręką machali, a jeszcze inni nie wierzyli w sukces. Pomimo to ludzie zadeklarowali po tysiąc złotych od rodziny. No więc mamy trzydzieści rodzin, czyli trzydzieści tysięcy. Wszyscy wpłacili. Do tego właściciel drogi dorzucił sześć tysięcy. Poszedłem więc do burmistrza z informacją o sukcesie zbiórki. Popatrzył na mnie i obiecał, że nam pomoże. Kazał napisać pismo. Napisaliśmy.
Jest sukces!
Do załatwienia pozostała jeszcze kwestia własności drogi.
– Gmina powiedziała, że ma ręce związane, bo jak właściciele tej drogi nie oddadzą jej za symboliczną złotówkę, to ona jej nie wykupi, bo takich dróg do wykupienia ma mnóstwo, a to są potężne koszty. Ale udało się wszystko szczęśliwie załatwić, pan właściciel drogę oddał i spłacił nawet siostrę, która miała udziały w drodze – mówi pan Patryk. I dodaje: – Oprócz męczenia urzędu o nawierzchnię drogi, to sąsiad męczył jeszcze urząd o zainstalowanie oświetlenia. Udało się jedno i drugie. Mamy drogę pasową i mamy latarnie uliczne. Zajęło nam to trzy lata.
Ku radości Patryka Przybyłowskiego i mieszkańców, 15 września ulica Kosynierów z nową nawierzchnią została oddana do użytku.
– Robiłem co mogłem, wyszło i się cieszę. Jest znaczna poprawa i ludzie się cieszą, bo wcześniej jak popadało, to dzieci w kaloszach musiały maszerować, a matki w samochodach zmieniać buty. Jedna sąsiadka była wprawdzie zdania, że lepiej poczekać parę lat na porządną drogę, z kostki, a nie pasową, a ja uważam, że lepiej mieć wróbla w garści niż gołębia na dachu. Ja jestem nauczony, że jak dają, to się bierze, a nie wybrzydza. Bo można nic nie dostać. Kiedy słyszałem nie raz, że „nam się należy”, to zawsze myślałem sobie – no tak to my Polski nie zbudujemy. Wiem jaka jest sytuacja finansowa gminy, więc zawsze powtarzałem ludziom, że od razu wszystkiego się nie da. I że warto spokojnie rozmawiać z samorządowcami.
Trzeba podziękować
Pan Patryk chwali sobie – co jest rzadkością w Szamotułach – kontakty z urzędnikami miejskimi. Jak podkreśla, nie zawiódł się na nich.
– Głównie rozmawialiśmy z panami burmistrzami Włodzimierzem Kaczmarkiem i Dariuszem Wachowiakiem, bardzo nam pomogli, cenię sobie ich życzliwość. Bardzo porządnym człowiekiem jest pan Roman Białasik z inwestycji. Później poznałem jeszcze radnego Damiana Dubiela, też porządny gość. On dodatkowo trzymał rękę na pulsie – komplementuje urzędników i radnego pan Patryk. – Kiedy ulica została oddana do użytku, to powiedziałem, że urzędnikom należy podziękować. Bo jeżeli się zobowiązali, że pomogą i pomogli, to należy im się parę ciepłych słów. I za pośrednictwem „Gazety” chciałbym im wszystkim, których wymieniłem, powiedzieć – dziękuję. Niektórzy mówią, że to ich obowiązek, a ja uważam, że kiedy urzędnik zrobi dobrą robotę, to trzeba mu podziękować.
Marek Libera
FOTO: – Robiłem co mogłem, wyszło i się cieszę. Jest znaczna poprawa i ludzie się cieszą, bo wcześniej jak popadało, to dzieci w kaloszach musiały maszerować, a matki w samochodach zmieniać buty – mówi Patryk Przybyłowski. Przykład pana Patryka pokazuje, że warto być upartym