15 49.0138 8.38624 1 1 7000 1 https://szamotulska.pl 300 true 0
theme-sticky-logo-alt

„Że to działa, to jest cud”

Z Rafałem Krzykałą, prezesem Centrum Sportu Szamotuły Sp. z o.o., rozmawiają Waldemar Górny i Marek Libera

 

No to pan podpadł, panie prezesie…

O!

Tak. I to nie tylko paniom radnym Ilonie Kaludze i Grażynie Augustyniak, ale przede wszystkim panu Marcinowi Wlizło. Zna pan?

Osobiście miałem przyjemność spotkać się z panem Wlizło raz.

Podpadł pan dlatego, że chce pan z Centrum Sportu zarabiać, w związku z czym przynosi pan „wstyd na skalę kraju”, przynajmniej zdaniem pana Marcina. Mało tego. „Chciałby pan sobie i pozostałym przypiąć podobny sukces niskim kosztem. A ten sukces mam ja…”. To z komentarza pana Wlizło na temat pańskiej wypowiedzi w naszej publikacji o jego imprezie pod Mutowem. Nie wstyd panu?

Cóż mogę powiedzieć. Tak dużo już zostało powiedziane w tym temacie, że w zasadzie nie ma sensu tego rozwijać dalej. Organizacja imprez sportowych to naprawdę trudny proces pochłaniający mnóstwo pracy. Ja sobie z tego zdaję sprawę, bo w moim życiu, czy karierze zawodowej, zorganizowałem i  współorganizowałem naprawdę wiele imprez. Począwszy od zawodów szkolnych, a skończywszy na mistrzostwach świata. Więc naprawdę wiem o czym mówię i naprawdę nie czuję potrzeby przypisywania sobie czyichkolwiek zasług. Panu Wlizło udało się zorganizować dużą imprezę, no to gratulacje mu się należą. I tyle.

No to przenieśmy się ze świata równoległego do świata rzeczywistego. Centrum Sportu właśnie ogłosiło przetarg na budowę dwóch kortów krytych. Po dwóch latach i trzech miesiącach od momentu przejęcia kortów  na Piaszczychach od Szamotulskiego Klubu Tenisowego. Co się działo przez te dwa lata i trzy miesiące? W czerwcu 2020 słyszeliśmy szumne zapowiedzi rozwoju obiektu na Piaszczychach, miały powstać tam kryte korty. No i nie ma nic. Nawet knajpka się stamtąd wyprowadziła. Pani radna Kaluga uważa, że Piaszczychy upadają.

Nie jest tak źle. Pytanie, czy jesteśmy gorszym gospodarzem niż SzKT? Obiekt funkcjonuje i w ciągu tygodnia i w weekendy. Zostały tam przez nas poczynione inwestycje. Jest fotowoltaika, jest remont dachu, uzupełniona mączka na kortach, jest pompa ciepła. Generalnie podnosimy standard obiektu na Piaszczychach. Co do budowy krytych kortów – ona rzeczywiście została zawieszona. Inwestycję przenieśliśmy na ulicę Sportową.

Dlaczego?

Wycofaliśmy się z Piaszczych ze względów ekonomicznych. Dlaczego? Bo spółka nie ma aż tylu pieniędzy, żeby z własnych środków sfinansować tak dużą inwestycję. Wymagane są wobec tego środki zewnętrzne w postaci kredytów, dofinansowań, te zresztą udało nam się pozyskać – sześćset tysięcy złotych.  Kredyt, niestety, wiąże się z zabezpieczeniem. Natomiast w związku z tym co się dzieje w kraju, w związku z inflacją i do tego w związku ze żmudnymi analizami bankowymi, a są to procedury, które trwają miesiącami, ten czas się przedłużał. W końcu ubiegłego roku mieliśmy wybuch inflacji, potem wybuch wojny w Ukrainie, więc wszystko trzeba było przeliczać na nowo. No i bank odmówił nam kredytowania w tej formie w której planowaliśmy, bo spółka nie byłaby zdolna do spłaty kredytu. Musieliśmy zrewidować własne plany inwestycyjne. W efekcie musieliśmy wyrzucić z projektu kręgielnię. Niestety, nie jesteśmy w stanie udźwignąć takiego obciążenia.

Szkoda.

No niestety, kręgielnia wypada. Mam jednak nadzieję, że w lepszych czasach wrócimy do tego projektu. Ale korty były obiecane, więc powstaną. Ogłoszony dzisiaj (rozmawiamy we wtorek 20 września) przetarg dotyczy dwóch zadaszonych kortów. One będą posadowione obok boiska ze sztuczną płytą. Będą oczywiście wyposażone w parking i całą niezbędną infrastrukturę.

Mieszkańcy komentujący decyzję o ogłoszeniu przetargu martwią się, czy to dobry moment na tego typu kosztowną inwestycję. Szalejąca inflacja, wojna… Chociaż z drugiej strony ceny materiałów budowlanych zaczęły spadać.

Ceny materiałów budowlanych rzeczywiście spadają, ale też mamy wreszcie  zdolność kredytową, to znaczy, że spółka jakieś tam własne środki ma i wiem, że jesteśmy w stanie obsłużyć kredyt. Chcemy tę inwestycję wreszcie zrobić, ponieważ ona przeciąga się już od jakiegoś czasu. Gdybyśmy decyzję o budowie podjęli w grudniu, czyli o budowie kortów z kręgielnią za prawie osiem milionów złotych, to dzisiaj spółka musiałaby ogłosić bankructwo. Gdyby inwestycja doszła do skutku, zaznaczam. Bo nie bylibyśmy w stanie udźwignąć kosztów spłaty kredytu.

To może po bankructwie Centrum Sportu trafiłby pan do pracy u pana Wlizło, gdzie nauczyłby się pan organizacji imprez sportowych na wysokim poziomie?

No tak… Spółka działa na zasadach rynkowych, każdy wie jak to funkcjonuje. Dodam, że w tej chwili przewidywany koszt budowy dwóch zadaszonych kortów to trzy miliony złotych.

A dlaczego w grę wchodzi ulica Sportowa, a nie Piaszczychy?

Z punktu widzenia obsługi, korty na Sportowej będą tańsze w utrzymaniu, bo pod tym kątem też musimy patrzeć.

No tak, pan prezes będzie doglądał kortów z okna swojego gabinetu, a  wiadomo – pańskie oko konia tuczy…

Pierwsza kwestia – myślę, że nasi pracownicy już pracujący na Sportowej dadzą radę obsłużyć także nowy obiekt. Obsługują recepcję w hali, to i obsłużą recepcję na kortach. Z kolei na Piaszczychach musielibyśmy uruchomić dodatkowe etaty, a to są dodatkowe koszty. A widzimy, co się dzieje na rynku… Biorąc pod uwagę obłożenie kortów i to, czego oczekują mieszkańcy, a więc otwarcia kortów siedem dni w tygodniu, to uruchomienie dodatkowych kortów krytych na Piaszczychach wymagałoby utworzenia dwóch albo trzech dodatkowych etatów. W skali roku to spore pieniądze. I druga kwestia – przy Sportowej mamy już kompleks obiektów, więc rozbudujmy go, będzie atrakcyjniejszy. Tu przyjeżdżają dorośli z dziećmi, żeby popływać na basenie, pójść do siłowni, to teraz dojdzie im jeszcze możliwość pogrania w tenisa.

Tylko ceny biletów na basen mają wzrosnąć.

To nie my, to „komunalka” podnosi ceny! Ja nie mam wpływu na basen, hotel, restaurację.

Tak, tak – ZGK, ale to przecież obiekty, nieśmiało przypominamy, tej samej gminy Szamotuły. No dobrze, a co, jeśli sytuacja finansowa samorządów – i spółek gminnych – na tyle się pogorszy, że trzeba będzie  oszczędzać? I to na poważnie? Putin wszak straszy eskalacją wojny. Ludzie też zaczną w końcu oszczędzać na wyjściu na basen, do restauracji, siłowni. Co będzie, jeśli ceny energii przekroczą granice wyobraźni? Myśli pan o tym?

Tak, tak. Staramy się ograniczać koszty na miarę możliwości. Zamontowaliśmy fotowoltaikę, aby ograniczyć koszty prądu, którego cena rośnie nam pięciokrotnie! Będziemy robić wszystko, co można. Chociaż trudno wszystko przewidzieć. To, co spowoduje jeszcze wojna w Ukrainie, no to jest rzecz nie do przewidzenia tak naprawdę.

Pan menadżer Centrum Sportu twierdzi, że kryzys to nie przez wojnę, to przez PiS…

Każdy ma swoje zdanie. Trzeba szukać pozytywów.

No dobra. A jeśli dojdziemy do ściany? Ma pan plan B? Zamknie pan halę? Czy może trzeba będzie przychodzić poćwiczyć w futrze?

To jest dobre pytanie. Ja myślę, że na tyle, na ile będzie nas stać, to będziemy obiekty otwierać. Ale jeżeli nie będzie już można wytrzymać presji finansowej, no to być może trzeba będzie myśleć o zamknięciu części obiektów, które generują największe koszty.

Najkosztowniejszy jest basen. Wie pan, co chodzi po głowie prezesowi Koczorowskiemu? Zamknie pływalnię?

Tak, słyszałem, że rozważana jest decyzja o zamknięciu pływalni. Koszty jej utrzymania są ogromne. Tam jest kwestia podgrzewania wody, elektrycznych silników, pomp, które nieustannie muszą pracować. Chociaż można pomyśleć o innych rozwiązaniach. Nie wiem czy dobrym pomysłem jest zamknięcie pływalni na okres zimowy. Być może lepiej utrzymywać basen przy Sportowej  otwarty zimą, a zamykać go latem, kiedy jest alternatywa na kąpiel, na przykład w basenie letnim na Piaszczychach. Poza tym zamknięcie basenu na zimę może spowodować trudną do przewidzenia degradację techniczną obiektu. Jeżeli pływalnia ma rocznie kosztów, nie wiem – ze cztery miliony złotych, to może w ten sposób dałoby się je zredukować je do dwóch i pół miliona utrzymując basen przy Sportowej otwarty tylko zimą. I już będą oszczędności.

Bardzo rozsądna koncepcja. A skoro wspomniał pan o basenie letnim – co dalej z Piaszczychami? Powiedział pan, że spółka chce inwestować w kompleks obiektów przy Sportowej, aby podnieść jego atrakcyjność. A co z Piaszczychami, świetnie położonymi, z ogromnym potencjałem? Jak wykorzystać ten potencjał?

Trudno powiedzieć. Same korty są w zarządzie spółki, ale pozostałe obiekty już nie. To należy do miasta. To miasto zarządza Piaszczychami, czyli basenem letnim, razem z przyległym terenem. Ale pojawia się tam kwestia nakładów. Może trzeba zastanowić się, tak jak mówiła u was w wywiadzie pani radna Kaluga, nad wydzierżawieniem tego terenu osobom prywatnym? Osobom z pieniędzmi i pomysłami. Bo tam są potrzebne pieniądze, a miasto i spółka ich nie ma.

Ma pan pojęcie, ile trzeba by tam zainwestować złotych polskich, aby doprowadzić Piaszczychy do stanu przyzwoitości?

Nie wiem. Sam basen letni jest tak stary, że wymaga nakładów. Ja tam byłem w przepompowni, na dole, i tam można by urządzić fajną restauracyjkę retro. Bo te rury tam są gięte w taki sposób, jak na parostatku. To jest chyba ewenement w skali Polski! Że to działa, to jest cud. I tam jest chyba tylko jedna osoba, która potrafi to obsługiwać.

Oj, to miasto niech tę osobę pielęgnuje!

Gdyby tylko na tym się skupić, to basen wymaga wymiany niecki, pewnie już na stalową. Wybudowanie takiego basenu to jest koszt rzędu w tej chwili dwudziestu, trzydziestu milionów złotych.

Niemało. Woda w basenie w tym roku była czysta, ale widziałem dzieciaki przebierające się w samochodach rodziców. Tak siermiężnie trochę tam jest…

Wymaga ten obiekt nakładów, naprawdę.

Czy w gminie powstaje może jakaś koncepcja rewitalizacji i zagospodarowania Piaszczych?

Kilka lat temu burmistrz zaprosił studentów architektury z politechniki na plener, którego celem było przygotowanie właśnie koncepcji zagospodarowania tego terenu. I takie koncepcje powstały. Widziałem je, wiele pomysłów było bardzo ciekawych. Może warto do nich wrócić? Nie wyłamujmy otwartych drzwi, korzystajmy z tego dorobku. Pokażmy to mieszkańcom.

Zdaniem radnej Augustyniak Szamotulski Klub Tenisowy bardzo dobrze zajmował się kortami, a co za tym idzie gmina nie ponosiła kosztów. W czasach prezesa Mirosława Konenca obiekt faktycznie kwitł, były turnieje.

Tak było. Zresztą stadion Sparty też powstał w czynie społecznym – boisko, budynek klubowy. Staramy się, żeby korty żyły. Organizujemy ligę tenisową, mnóstwo osób tam gra. Ale czasy się zmieniły. Przybyło kortów w okolicy. A jak jest większa konkurencja, to osoby wybierają obiekty bliżej położone, z dogodniejszym dojazdem. Żeby przyciągnąć ludzi, zawodników, to trzeba by wejść na wyższy poziom, a to się wiąże z finansami, nagrodami na turniejach. Zauważcie panowie, zresztą radna Kaluga poruszyła na waszych łamach temat związany ze Spartą, jakie są oczekiwania zawodników. Kiedyś ludzie grali dla klubu, a teraz oczekują od klubu. Jak klub da, to będziemy grać. Temat jest oczywiście szerszy i nie dotyczy wyłącznie Sparty.

Pani radna ma rację.

Ma rację. Wszystko zmierza w kierunku komercjalizacji. Nie ma się co oszukiwać, wszędzie tak jest. Nie do końca się z tym zgadzam, bo patrząc na naszych siatkarzy, którzy mają dużo większe osiągnięcia niż piłkarze, to nie ma mowy o jakimś finansowaniu siatkarskiej młodzieży na takim etapie, jak to jest w piłce nożnej. Na piłkę idą ogromne pieniądze. Lina została piłkarzom popuszczona i utworzyły się pewne standardy od których trudno odejść. A trzeba sobie wychować własną młodzież, trzeba mieć przekrój szkoleniowy w klubie, od najmłodszych po seniorów, wychować sobie zawodników. To jest złożony problem. Myślę, że w tenisie jest podobnie jak w piłce. Jeśli mamy zagwarantowane wyższe środki, to i zawodników będzie więcej. Widzimy to chociażby po Samsung półmaratonie. Kiedy były wysokie nagrody pieniężne po dziesięć, piętnaście, dwadzieścia tysięcy złotych, to przyjeżdżała do Szamotuł czołówka biegaczy, nawet ludzie z zagranicy. Teraz mówimy nie, inny charakter ma mieć ten bieg. Nie ma być aż tak wysokich nagród finansowych. Są atrakcyjne nagrody rzeczowe ufundowane przez Samsung, owszem. Jakieś nagrody pieniężne też są, ale nie tak wysokie jak kiedyś. No i widzimy drastyczny spadek zainteresowania biegiem. Bo jednak każdy patrzy pod kątem finansowym. Ale i półmaratonów jest więcej, bywa, że w tym samym terminie jest ich kilka.

Jest, jak pan zauważył, coraz więcej obiektów, a więc coraz większa konkurencja. Żeby przyciągnąć ludzi, należy zainwestować, a pieniędzy nie ma. To może trzeba iść w kierunku modelu publiczno-prywatnego?

Publiczno-prywatnego albo w model niemiecki, czyli taki, który wspiera mieszkańców. Lokalne imprezy są w danym mieście, dla danych mieszkańców. Tam się schodzą rodziny, bo jest turniej piłki nożnej. Są małe dzieci, po turnieju spotykają się, żyją, cieszą się.

O tym po części w rozmowie z „Gazetą” mówiły panie radne. Brakuje im takich imprez. Jakichś potyczek na miedzy, czy tego, co pan kiedyś rozpoczął, mianowicie święta latawca, które po pierwszej edycji skonało. Dlaczego?

Były fajne imprezy dla przedszkolaków…

No i dlaczego ich nie ma?

Generalnie spółka została powołana do pewnych celów – inwestycyjnych. I utrzymania obiektów. Ale w samym mieście jest mnóstwo stowarzyszeń. Te stowarzyszenia otrzymują od gminy jakieś środki. Ich celem jest organizacja imprez. Mogą więc imprezy organizować, a wręcz powinny te imprezy organizować.

No i przyszedł do Centrum Sportu pan Wlizło i został przegoniony…

Tylko, że współorganizacja polega na dialogu, ustaleniu warunków, zasad odpowiadających obu stronom.

No dobra, to dlaczego nie wychodzi w Szamotułach, a wychodzi gdzie indziej? W niedzielę w małym Zajączkowie zorganizowano fantastyczną imprezę – Wyścig przez Wieki. Tam mogą, a tu nie?

Gmina daje sporo pieniędzy organizacjom. Po roku te same organizacje znowu zgłaszają się po pieniądze z wyciągniętą ręką, ale nie widać ich działalności. Jest incydentalna. A to właśnie stowarzyszenia powinny inicjować życie społeczne.

To dlaczego w Szamotułach stowarzyszenia nie funkcjonują jak należy?

Nie wiem panie redaktorze. Nie wiem.

Może Centrum Sportu powinno wyjść z jakąś inicjatywą do społeczników, zachęcić ich, ośmielić? Wrócić do święta latawca?

My akurat nie mamy środków na organizację imprez, mamy inne cele – utrzymanie obiektów, inwestycje. Możemy udostępnić obiekt.

A często do pana drzwi pukają organizatorzy imprez z prośbą o udostepnienie obiektu?

Nie. Potencjalni organizatorzy zbyt często nie pukają do naszych drzwi. Niemniej sporo się u nas dzieje. Wielu organizatorów, stowarzyszenia, pewnie nie potrzebują naszych obiektów, bo robią jakieś małe imprezki – sadzenie drzewek, chodzenie z kijkami po lesie.

To co zrobić, aby po latach odbyła się druga edycja święta latawca?

Myślę, że to jest pomysł z którym powinno wystąpić jakieś stowarzyszenie. Teraz jest na to czas.

Szamotuły ogarnął chyba jakiś marazm społeczny, brakuje entuzjazmu. W Szamotułach, bo w Zajączkowie on jest.

Też mi trudno to wytłumaczyć. Od zawsze, czyli odkąd tu pracuję, słyszę, że w Szamotułach nic się nie dzieje. Ale jak słucham ludzi w Rokietnicy, czy gdzieś indziej, to mówią: o kurczę, ile u was się dzieje, bo u nas nic. Patrząc na to, co robi SzOK, to nie można mówić, że w Szamotułach nic się nie dzieje. Sportowo też się dzieje, były mistrzostwa świata w wędkarstwie rzutowym, coś jeszcze.  Nie można tego oceniać z perspektywy jednej imprezy, która jest organizowana dla mieszkańców, bo jest to troszeczkę mylne. Ja wiem, że stać na przykład Tarnowo Podgórne na zorganizowanie wielkiej fety dla mieszkańców, są kiełbaski, fajne koncerty, czyli na bogato. I ludzie wspominają to długo z rozrzewnieniem, choć jest to impreza organizowana tylko raz w roku.

Chyba jest u nas zapotrzebowanie na takie imprezy, typu Dni Szamotuł. Mistrzostwa świata w wędkarstwie rzutowym to raczej nie jest atrakcyjna propozycja dla ludzi, tłumów nie przyciągały.

No tak, tak jest rzeczywiście. Ale jeśli ktoś wyjdzie z ciekawą inicjatywą, pozyska dofinansowanie i zarazi pomysłem innych, no to jest duża szansa, że uda się pomysł zrealizować. Oczywiście jeśli ktoś przyjdzie do nas po czterdzieści tysięcy na swoją imprezę, to jest to rzecz nierealna. Ale jeśli dla swojej inicjatywy pozyska sponsorów, jakieś środki, to wtedy jest inne podejście miasta.

No to czekamy na przebudzenie się stowarzyszeń.

Marek Libera

FOTO

KRZYKAŁA: – Z punktu widzenia obsługi, korty na Sportowej będą tańsze w utrzymaniu – tłumaczy Rafał Krzykała powody zmiany lokalizacji krytych kortów

MCSSZ39: Kryte korty mają powstać przy ul. Sportowej obok boiska ze sztuczną nawierzchnią

 

 

Poprzedni
Następny