15 49.0138 8.38624 1 1 7000 1 https://szamotulska.pl 300 true 0
theme-sticky-logo-alt

Problem nie jest dzik, a wilk

W Pniewach oraz Szamotułach osiedliły się dziki. I nie zamierzają się wyprowadzić

 

Dzikie zwierzęta coraz częściej pojawiają się w miastach i to nie tylko tych małych, graniczących z kompleksami leśnymi, ale i w dużych aglomeracjach. Problem dotyczy przede wszystkim dzików, które niszczą ogrody, uprawy, trawniki. Zdaniem niektórych ekspertów wynika to przede wszystkim z kurczących się naturalnych obszarów ich bytowania. Zwłaszcza nowe osiedla domków stawiane są coraz bliżej naturalnych siedlisk dzików, więc te zmuszone są żyć niejako obok człowieka. Dodatkowo wabi je zapach łatwego do zdobycia pożywienia, dlatego często pojawiają się przy śmietnikach, na polach uprawnych, czy w warzywniakach i sadach. Zdaniem Wojciecha Matysiaka i Łukasza Heckerta, doświadczonych myśliwych, jest jeszcze jeden czynnik skłaniający dziki do osiedlania się w miastach. I to ten najważniejszy.

Od kilku lat narasta problem z dzikami, które żerują na terenie miast. Niestety,  dochodzi nie tylko do dewastowania miejskich trawników, ale i do coraz liczniejszych ataków na ludzi. Ostatnio, we wrześniu, głośny był przypadek poturbowania sześcioletniego chłopca w Legnicy. Dzik poważnie uszkodził mu tętnicę i żyłę udową. Maluch w ciężkim stanie trafił do szpitala. Chwile grozy przeżył w Zabrzu jadący na interwencję policjant, na którego rzucił się potrącony dzik. Zaraz po kolizji z autem zwierzę zaatakowało przechodnia. Później mundurowego. Ten bronił się strzelając do zwierzaka ze służbowego pistoletu. Dzik zaatakował też niedawno, w kwietniu, mieszkańca Wesołej pod Warszawą, który z pieskiem wybrał się na spacer do lasu. Efekt – masywne uszkodzenie mięśni i zerwanie ścięgien w lewej nodze oraz trwałe inwalidztwo.

Eksperci nie mają wątpliwości: do spotkań człowiek – dzik będzie dochodzić coraz częściej. „Dziki wyszły z lasów. Bo sami ich stamtąd wypłoszyliśmy” – przekonują ekolodzy.

Niektórzy przyrodnicy twierdzą, że zbyt wiele zrobić nie możemy, pozostaje nam zachowywać zasady bezpieczeństwa i… przyzwyczaić się do obecności dzików.

Atakują!

Problem dzików, które zamieniły knieję na miasta, nie ominął i naszego powiatu. W ostatnich tygodniach widziane były na terenie parku miejskiego w Pniewach. Coraz odważniej podchodzą do terenów zabudowanych. Ślady ich bytowania widać w sąsiedztwie Liceum Ogólnokształcącego im. Emilii Sczanieckiej. Przechadzają się też w okolice ulicy Jeziornej i Kapłańskiej. Przy wejściu do pniewskiego parku postawiono tabliczki z ostrzeżeniem „Uwaga dziki”. Nie na wszystkich spacerowiczów i właścicieli psów ta przestroga działa.

Z kolei w Szamotułach dziki pojawiły się w rejonie osiedla TBS przy ul. Nowowiejskiego. Temat niechcianych gości poruszył na ostatnim posiedzeniu komisji budżetu rady miejskiej radny Bartosz Węglewski, mieszkaniec TBS-ów.

Ja mam pytanie do kolegi Łukasza Heckerta, bo wiem, że jest specjalistą w tej dziedzinie. Czy on wie coś o tym, że tutaj dziki koło tych naszych słynnych już TBS-ów dosyć mocno i blisko się pojawiają? – pytał radnego Heckerta, myśliwego. – Czy to jest tutaj naturalne, że ta ilość dzików jest coraz większa, czy coś z tym się będzie działo? – dociekał Węglewski.

Problem dzików w mieście nie jest problemem koła łowieckiego. Do tych celów, a konkretnie odławiania dzików na terenie miejskim, jest w naszej gminie powołana firma i to ona tym problemem powinna się zająć. My, niestety, na terenie miasta nie możemy nic z tym zrobić. Poza miastem walczymy z dzikami poprzez intensywny odstrzał w związku z afrykańskim pomorem świń – wyjaśnił  Heckert.

Winni myśliwi?

Dlaczego dziki podchodzą tak blisko terenów zamieszkanych przez ludzi? Zdaniem ekologów, „zwierzęta są niepokojone i wypychane z naturalnych miejsc występowania”. Powodem jest ich odstrzał.

Od pojawienia się w Polsce ASF (afrykańskiego pomoru świń – red.), trwa masowy odstrzał dzików. W 2021 roku, pod pretekstem walki z ASF, zabito ich 1 milion 200 tysięcy. Pod pretekstem, bo odstrzał dzików nie jest skuteczną metodą walki z tą chorobą – uważa Radosław Ślusarczyk, prezes stowarzyszenia „Pracownia na rzecz Wszystkich Istot”.

Jak tłumaczy w rozmowie z Interią, jedyne co daje redukcja pogłowia, to wypędzanie dzików w środowiska miejskie i podmiejskie. I liczniejsze ich rozmnażanie się.

– Populacja dzików jest radykalnie zmniejszana, a presja na populację powoduje u nich intensywne rozmnażanie. To naturalna strategia adaptacyjna tych zwierząt do zmieniających się warunków. Do tego dochodzi problem intensywnej gospodarki leśnej, wycina się naturalne pożywienie dla dzików – lasy liściaste, dębowe. Do tego łagodne zimy, radykalna zmiana w uprawach. Tych kilka czynników sprawia, że zachowania dzików się zmieniły – przekonuje  Ślusarczyk. Dziki przebywając bliżej zabudowy mieszkalnej mają, zdaniem aktywisty, „większy spokój niż w lasach i na polach, gdzie intensywnie się poluje”. Dlatego do spotkań człowiek – dzik dochodzi częściej.

To nie głód jest przyczyną

Wojciech Matysiak całe swoje zawodowe życie poświęcił lasom i leśnictwu. Od lat pasjonuje się łowiectwem. W środowisku leśników i myśliwych ceniony jest za ogromną wiedzę i doświadczenie w tematach związanych z przyrodą. Prezesuje w Kole Łowieckim „Jastrząb” w Pniewach. Teorie o funkcjonowaniu świata zwierząt i roli w nim myśliwych, autorstwa rozmaitych ekologów i aktywistów, kwituje uśmiechem.

Moim zdaniem, owszem, są takie sytuacje, gdzie zwierzyna dziko żyjąca zaczyna dostosowywać się do nowych, cywilizowanych warunków życia. Przyczyną zjawiska migracji dzików na tereny zurbanizowane nie jest bynajmniej głód, choć niektórzy tak twierdzą – uważa Wojciech Matysiak. – Dziki mają przecież ziemniaki na polu, mają buraki, mają wreszcie na polach kukurydzę. Wszystkiego mają wbród. Czyli czynnik instynktu głodu nie jest przyczyną, która powoduje, że wchodzą do miast, żeby zjeść – dajmy na to – pędraka chrabąszcza majowego. Choć trzeba przyznać, że cztero-, pięcioletni pędrak chrabąszcza jest dla dzika tym, czym dla człowieka golonka.

Co zatem powoduje migracje dzików w pobliże siedzib ludzkich? Wojciech Matysiak nie ma wątpliwości.

Głównej przyczyny tego zjawiska doszukiwałbym się gdzie indziej. Główną przyczyną, moim zdaniem, jest wilk – podkreśla.

I wyjaśnia: Od zeszłego roku dziki stwierdzono w pniewskim parku, za liceum ogólnokształcącym. Z kolei tam, gdzie my polujemy, dzików nie było. Bo dzik znalazł sobie ostoję w parku. Co jest tego przyczyną? Właśnie presja wilka. A tych mamy w naszych okolicach sporo. Pytałem ostatnio burmistrza Jarosława Przewoźnego, czy wie, że latem matki w Zamorzu bały się wypuszczać swoje dzieci z domów na podwórka, do których zazwyczaj – jak to u rolników – jest dostęp, bo bramy muszą być otwarte z uwagi na ciągły ruch pojazdów. Nie wypuszczały dzieci z domów, bo za płotami grasowały wilki. Ja staram się przy każdej okazji uświadamiać ludziom, zwłaszcza mieszkającym w wioskach, aby powiadamiali o każdej sytuacji pojawienia się wilka, zwłaszcza o sytuacjach zagrożenia bezpieczeństwa z jego strony, swojego sołtysa, wójta, burmistrza. Ci z kolei powinni powiadamiać władze wyższego szczebla. Bo potem dochodzi do takich sytuacji, że wojewoda mówi – u nas nie ma wilków! No i właśnie chodzi o to, aby tym kanałem samorządowym, rządowym, płynęła informacja do decydentów o rzeczywistym obrazie aktywności wilka i wielkości jego populacji. I jeżeli nie będziemy informować przedstawicieli lokalnych władz, to potem wojewoda mówi, i to całkiem szczerze, że on nic nie wie, że nikt mu tego problemu nie zgłaszał.

Z Wojciechem Matysiakiem zgadza się Łukasz Heckert, prezes Koła Łowieckiego „Daniel” w Szamotułach. – Z moich obserwacji wynika, że problem bierze się nie tylko stąd, że mieszkańcy – świadomie czy nieświadomie – dokarmiają dziki, wyrzucając jakieś pożywienie na działkach, czy przy śmietnikach, a dziki przyzwyczaiły się do tego. Przyczyną, moim zdaniem, są wilki. Presja wilków. To wilki przepędzają zwierzynę na tereny miejskie i wiejskie, a ta tutaj czuje się bezpiecznie – przekonuje Heckert.

Jak zaznacza, opierając się na swoich obserwacjach, aktywność wilków w lasach i na polach w okolicach Szamotuł spowodowała zmianę zachowań zwierzyny.

W tej chwili jelenie na polach można spotkać w ciągu dnia, co jest anomalią, gdyż normalnie w ciągu dnia jeleń szuka schronienia, ostoi, gdzieś w zaroślach, na bagnach. I tak u nas do tej pory było, a teraz się okazuje, że jelenie gromadzą się gdzieś pod wioskami. A wilki spotykamy w łowisku praktycznie codziennie. Właśnie otrzymałem informację, że wilk znowu był widziany. I to właśnie presja wilków może być przyczyną, że dziki przemieszczają się do centrum miasta. Czyli tam, gdzie jest bezpieczniej. Gdzie jeszcze nie ma wilków – wyjaśnia prezes „Daniela”.

Kiedyś tak nie było

Łukasz Heckert podkreśla, że jeszcze kilkanaście lat temu populacja dzików w naszych lasach była liczniejsza. Co wiązało się m.in. z większymi szkodami w uprawach rolnych i z większymi odszkodowaniami wypłacanymi rolnikom przez myśliwych.

– Dzisiaj owszem, mamy szkody, ale nie tak duże, jak kilka lat temu, kiedy wilk u nas był rzadkością. W naszym obwodzie łowieckim populacja dzika maleje. Widać wyraźnie, że dziki z lasu przemieszczają się do miasta. I na pewno nie jest to efektem przegęszczenia ich populacji – mówi Heckert.

Wojciech Matysiak wspomina zdarzenie sprzed kilkunastu miesięcy, które dobrze ilustruje problem z wilkiem.

W grudniu czy styczniu polowaliśmy zbiorowo w naszym łowisku w rejonie Jakubowa, w rejonie szkółki leśnej. Co ciekawe, zwierzyny tam nie było. Zwierzyna była natomiast w rejonie restauracji McDonalds przy pniewskiej obwodnicy i stamtąd, wypłoszona, skierowała się w kierunku szkółki. Aby tam dotrzeć, musiała przejść przez szosę Jakubowo – Turowo. Ludzie jadący akurat tą drogą samochodami musieli się zatrzymać, bo taka masa jeleni przekraczała szosę. Najciekawsze było to, że w chmarze były i byki, i łanie, i cielęta. Wszystkie razem. A behawior tego gatunku jest taki, i to od setek lat, że po rykowisku (okres godowy jeleni – red.) byki nie tolerują w swoim otoczeniu łań, żyją tylko w męskim gronie. I tak się dzieje do lata roku następnego, do kolejnego rykowiska. Z kolei łanie z cielakami tworzą odrębne chmary. Tymczasem tam wszystkie jelenie były wymieszane, trzymały się razem. Niektórzy kierowcy, zdumieni niecodziennym widokiem, liczyli zwierzęta i stąd wiem, że było tam wówczas 88 jeleni! Bywają u nas duże chmary liczące po kilkanaście sztuk, ale 88? O czym to świadczy? O tym, że one się zgromadziły z jakiegoś powodu. Z takiego mianowicie, że jest presja wilków. Nie ma żadnego innego powodu – tłumaczy Matysiak.

I dodaje: Każda populacja zbiera się w stada, chmary, ryby w ławice, bo jeżeli drapieżnik skutecznie zaatakuje, to procentowa strata będzie w tej populacji niewielka. Jest ogromna potrzeba, aby uświadamiać ludziom to, że wilka mamy u nas, o czym świadczy choćby fakt, że już trzy zginęły potrącone na drogach w  naszych okolicach, oraz o roli, jaką odgrywa w środowisku. Mamy tego rodzaju sytuację z dzikami, że to nie głód powoduje ich wkraczanie na teren miast, a wilki. Tymczasem ludziom się wydaje, że dziki przychodzą do miasta, bo są głodne. Bo myśliwi może ich nie dokarmiają. A przypomnę, że z uwagi na ASF nie wolno nam, myśliwym, dokarmiać dzików. Podkreślam, to wilki są przyczyną tej sytuacji z dzikami, a nie myśliwi, którzy – jak twierdzą aktywiści ekologiczni – tylko strzelają i wypłaszają biedne dziki z lasów.

Podobne spostrzeżenia poczynił Łukasz Heckert. – W ubiegłym tygodniu byłem wieczorem w lesie i widziałem, że jelenie wychodzą w drągowinę i stoją w potężnych chmarach, natomiast dziki wychodzą do połowy bagna sycyńskiego, a na pola wcale im się wyjść nie chce. Pełna ostrożność. Taka jest presja wilka. Wyglądało to strasznie dziwnie.

Burmistrz zwołał naradę

Obecność dzików w Pniewach stała się na tyle dokuczliwa, że burmistrz Jarosław Przewoźny zwołał ostatnio naradę, na którą zaprosił leśników z nadleśniczym Kwirynem Napartym na czele, przedstawicieli Straży Leśnej, myśliwych. Dyskutowano, jak rozwiązać dziczy problem.

Na spotkaniu u burmistrza padła propozycja przeprowadzenia odstrzału redukcyjnego – relacjonuje Wojciech Matysiak, uczestniczący w naradzie. – Ja przedstawiłem pogląd, że nawet gdyby gmina uzyskała wszelkie możliwe zezwolenia na ten odstrzał, to ja, jako myśliwy, nie wziąłbym w tym odstrzale udziału. Bo nie dość, że już jesteśmy nazywani mordercami, to zaraz pojawiłby się hejt, iż mordercy strzelają w Pniewach, przy domach. Powiedziałem, że jako myśliwi jesteśmy do dyspozycji, ale w zakresie profilaktyki.

Łukasz Heckert zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt kłopotów z dzikami. Mianowicie postępującą urbanizację.

Dziki w naszych okolicach były zawsze, ale ostatnio Szamotuły bardzo się rozrosły, wchłaniają okoliczne tereny. I tu jest problem, gdyż w środku, między budynkami, nowymi osiedlami, pozostają jakieś niezagospodarowane przestrzenie, jakieś trzcinowiska, małe enklawy leśne, gdzie te dziki mogą sobie spokojnie przebywać. No i tak naprawdę to my wchodzimy w ich teren w niektórych przypadkach, a nie one w nasz. Na pewno trzeba uporządkować planowanie przestrzenne w mieście. Nie można zabudowywać wszystkiego, jak leci. Osiedla deweloperskie przy Jastrowskiej czy Łokietka tak naprawdę powstały w trzcinowiskach. I za chwilę będzie problem, bo mieszkańcy będą krzyczeć, że dziki im przychodzą pod płot albo wchodzą na podwórka. Ale to nie dziki przyjdą do ludzi, tylko ludzie przyszli do dzików – zaznacza. – Zmiana dziczych przyzwyczajeń na pewno nie wynika z tego, że jest ich więcej i muszą migrować i zasiedlać nowe tereny. A że nikt ich tutaj, w Szamotułach, nie gnębi, nic je nie stresuje, więc sobie tutaj u nas mieszkają. Jedzenia mają pod dostatkiem. Pytanie tylko, co z tymi nieproszonymi gośćmi zrobić?

Heckert tłumaczy, że myśliwi mają w tej sprawie niestety związane ręce, bowiem nie mogą prowadzić odstrzału na terenie miasta. Z kolei wyłapywanie zwierząt i wywożenie do lasu jest nieskuteczne. Jak wynika z doświadczeń innych miast, wywiezione dziki bardzo szybko wracają. Cała operacja rodzi tylko koszty dla gminy. Do tego dochodzą ekolodzy, którzy blokują działania myśliwych.

Może jakiś efekt dałoby przepędzenie trzcin, zarośli na obrzeżach miasta, gdzie dziki bytują? – zastanawia się Łukasz Heckert. – I to o ile takie wypłaszanie byłoby systematycznie powtarzane. Odstrzał będą blokować ekolodzy. A może trzeba się przyzwyczaić do dzików, jak do kretów w ogródkach?

Ja bym chciał przede wszystkim, aby odtworzyć granice administracyjne miasta, żeby koła łowieckie znały przebieg granicy, aby wiedziały dokąd my możemy legalnie wejść i prowadzić gospodarkę łowiecką, a co za tym idzie, dokąd odpowiadamy za szkody – przedstawia kolejny problem prezes koła „Daniel”. – Do nas zgłaszają się rolnicy ze Szczuczyna, którzy mają część działek na terenie miasta. No i my nie możemy na tych terenach nic zrobić, bo ani prowadzić odstrzału, ani tam dyżurować w celu ochrony pól przed dziką zwierzyną, ani wypłacać odszkodowań. Powinien zająć się tym wojewoda, ale realia są takie, że nikt nie chce się w to bawić. Nie słyszałem, aby jakikolwiek rolnik otrzymał odszkodowanie za szkody w uprawach na terenie miasta. No ale jakoś ciężko doprosić się o te granice. Jest tu pewien bałagan administracyjny, bo granice obwodów łowieckich sięgają do centrum miasta, tyle że to jest teren wyłączony z polowań. Na tę chwilę klarownego wyjścia z sytuacji nie ma – podkreśla.

Trzeba rozwiązać problem wilka

Podsumowując temat obecności dzików w miastach Wojciech Matysiak wskazuje, że nie da się rozwiązać tego problemu bez rozwiązania problemu wilków, ich nadmiernej populacji.

Zwierzyna gromadzi się tam, gdzie czuje się bezpiecznie. A my, jako myśliwi, musimy uświadamiać ludziom prawdę o wilku – zaznacza. I kwestionuje prezentowany przez aktywistów ekologicznych obraz wilka jako selekcjonera zwierzyny, likwidującego wyłącznie sztuki chore i słabe. Na dowód przytacza zdarzenie, którego był świadkiem w Bieszczadach.

Było to w marcu. Wilki spędziły jelenie z wyższych partii gór w mocno zaśnieżoną dolinkę. Było tam z półtora metra śniegu. Inteligentne wilki zapędziły swoje ofiary w śnieżne zaspy, bo tam, grzęznąc w śniegu, stały się łatwym łupem. Na które jelenie zapolowały? Na te mizerne, cherlawe, jak chcą ekolodzy? Wilki zabijały te, które najłatwiej było upolować. Ja to widziałem. Na końcu chmary znajdowały się ciężarne łanie, bo tym było najtrudniej posuwać się w głębokim śniegu. I to one padły łupem wilków. Widziałem mnóstwo krwi na śniegu, rozszarpane łanie, zjadane cielaczki-płody. Zginęły więc najcenniejsze sztuki ze stada. Niestety, ludzie nie mają o tym pojęcia. A teorie o wspaniałym oddziaływaniu wilka na przyrodę głoszą pseudoekolodzy i ci, którzy na tym zarabiają – niektórzy naukowcy. Bo gdyby nie było wilków, to by nie było badań, grantów na te badania, doktoratów. My, myśliwi – żeby było jasne – nie jesteśmy w żadnym razie przeciwnikami wilków. Wilk spełnia swoją rolę w ekosystemie, tyle że musi być zachowana równowaga. Tymczasem ekolodzy przekonują, że my chcemy wybić wilki, bo to nasz konkurent. A to nieprawda, to fałszywy obraz myśliwych kreowany z premedytacją, aby nasz wizerunek zohydzić społeczeństwu – mówi Wojciech Matysiak.

Identyczny pogląd prezentuje Łukasz Heckert: – Wilk wcale nie atakuje tych słabych, chorych. Atakuje młode, łatwe do zdobycia bez wysiłku.

Do pseudoekologów z naszym przekazem pewnie nie trafimy, ale do ludzi myślących, myślę, że tak – wyraża nadzieję Wojciech Matysiak. – Dziki przychodzą do miast – zauważmy – nie zimą, przy wielkich mrozach i śniegach, kiedy panuje głód, zresztą takich zim od lat już nie ma, tylko wtedy, kiedy pola pełne są karmy. Bo to nie głód jest przyczyną, przyczyną jest wilk. Może wilk nie jest zatem takim cudem, jakim go ekolodzy przedstawiają?

Marek Libera

 

FOTO u góry:

Rozrastanie się miast, przecinanie szlaków grodzonymi drogami powoduje, że zwierzęta wkraczają do miast. Tak właśnie jest z dzikami. Na zdjęciu: nowe osiedle przy ul. Łokietka w Szamotułach powstaje w trzcinowiskach, bagniskach, dotychczas ostoi dzikiej zwierzyny

 

Na obszary zamieszkane przez człowieka coraz częściej zaczyna wkraczać dzika przyroda. Obecność dzików w centrum miasta powoli powinno przestawać nas dziwić. Czy te zwierzęta mogą być nowymi symbolami naszych miast? Na zdjęciu: ślady bytowania dzików przy pniewskim liceum

 

Przed wejściem do parku w Pniewach pojawiła się tablica ostrzegająca o obecności zwierząt. Jeśli spotkasz dzika w mieście, to najważniejsze, aby zachować spokój. Popadanie w panikę to najgorsze rozwiązanie, ponieważ wzrok dzika jest wyczulony na ruch. Jeśli powoli się oddalisz, nic złego nie powinno Ci się stać. Staraj się nie drażnić zwierzęcia i unikaj robienia zdjęć z fleszem, który mógłby je rozdrażnić. Jeśli locha wędruje z warchlakami, tym bardziej ustąp, zwłaszcza jeśli usłyszeć charakterystyczne fukanie – odgłos wydawany przez zaniepokojone zwierzę

Poprzedni
Następny