Pani Władysława od lat walczy o zamianę mieszkania. Bezskutecznie
Życie nigdy nie rozpieszczało pani Władysławy. Rozwód, choć nie z własnej winy, choroby, a teraz, kiedy jesień życia każdy chciałby spędzić w spokoju i w jakich takich warunkach, musi walczyć o godne mieszkanie. Bo to, w baraku przy Nowowiejskiego numer 49 w Szamotułach, godnym trudno nazwać.
Władysława Roszkowska jest emerytką z – niestety – mizerną emeryturą. Za 1500 złotych w dobie szalejącej inflacji nie da się wynająć ładnego, choćby maleńkiego mieszkania, na przykład w bloku, i jeszcze się utrzymać. O kosztach leczenia, lekarstwach, nie wspominając. Co pozostaje? Mieszkanie socjalne.
Jest obskurnie
Barak przy Nowowiejskiego z zewnątrz może nawet nie wygląda najgorzej. Szary budynek przypomina trochę świetlicę w pegeerze. Za to w środku… No cóż. Jest obskurnie. W porównaniu do pobudowanych w sąsiedztwie bloków TBS… właściwie nie ma co porównywać. Tak na oko – wiek XXI i lata PRL-u. Przepaść. I żeby była jasność. Stan budynku nie obciąża wyłącznie administratora, czyli Zakładu Komunalnych Zasobów Mieszkaniowych w Szamotułach. Bo w baraku nie mieszkają same anioły, niektórzy, to dobrzy znajomi policji.
– Mieszkam tu od 2005 roku. Kiedyś był tu spokój. Nawet mi się podobało – wspomina pani Władysława swoje początki w baraku na Nowowiejskiego. – Kiedy po raz pierwszy weszłam do tego mojego mieszkania, to ściany i sufity były wyłożone takimi płytami brązowymi. Busz tu był. Mówiłam do ludzi z „komunalki” – chociaż ściany mi zróbcie. Wyłożyli tapetami, ale podłoga w pokoju już nie była ruszona. Ja w krótkim czasie musiałam naprawić instalację wodną, wymienić rurę, założyłam sobie prysznic w kuchni, bo nie było gdzie. Zwróciłam się do ZKZL z rachunkami, z prośbą o zwrot kosztów i coś mi tam zwrócili.
Mieszkanie pani Władysławy to pokój z kuchnią, bez łazienki, bez toalety. 28 metrów kwadratowych. Jak wspomniała, udało jej się zainstalować kabinę prysznicową w kuchennym kąciku. Ot, cały luksus. Ogrzewanie – piecem kaflowym, który – jak przyznaje lokatorka – nawet nieźle grzeje. Ale trzeba w nim samemu palić, przynosić węgiel, wynosić popiół. Młody da radę, ale starsza, schorowana osoba, już niekoniecznie.
Burmistrz: – Będzie dobrze
– Już w 2007 roku, kiedy kawałek dalej zaczęto budować osiedle socjalne, to prosiłam o zamianę. Z większego na mniejsze. Tam są eleganckie mieszkanie. Dawali innym, mnie nie – wspomina pani Władysława. – Byłam ileś razy u burmistrza Kaczmarka: – Wszystko będzie dobrze – powtarzał. I tak „dobrze” jest do dzisiaj. O, tu mam wszystkie pisma… – moja rozmówczyni wyjmuje z szuflady pokaźną teczkę pełną pism. Jest tego sporo.
„Nie proszę o wiele, pragnę tylko przeżyć spokojnie moje ostatnie lata życia, nie chcę brać jeszcze więcej leków, pragnę tylko spokoju” – pisze pani Władysława w jednym z kolejnych pism do burmistrza z prośbą o zamianę zajmowanego mieszkania na mieszkanie na nowym osiedlu przy Nowowiejskiego 61. Nawet wskazuje dwa wolne. Bezskutecznie. „Nie mamy, nie dysponujemy” – tłumaczy za każdym razem burmistrz. A w kuluarach miejskiego samorządu można było w tym czasie usłyszeć, że wśród szczęśliwców, którzy zamieszkali na osiedlu socjalnym, znalazła się dziewczyna jednego z ówczesnych radnych.
W stercie pism znajduję prawdziwe kwiatki. Oto 3 marca 2011 r. urząd zawiadamia panią Władysławę, iż: „W odpowiedzi na wniosek z dnia 25.02.2011 w sprawie zamiany mieszkania, uprzejmie informuję, że wniosek ten został wpisany do rejestru osób chętnych do zamiany mieszkań”. Pismo, z upoważnienia burmistrza, podpisał inspektor Marian Siuda. Tymczasem 8 sierpnia 2019 r. pani Władysława została powiadomiona, że: „zamiana mieszkań następuje w oparciu o wcześniej złożony wniosek (…). Wniosek ten nie został przez Panią do dnia dzisiejszego złożony”. Żart? Ręce opadają. Pismo podpisał kierownik ZKZL ds. technicznych Zbigniew Białasik. Wolne mieszkania na nowym osiedlu otrzymali inni.
Choroba
– Myślałam, że jestem człowiekiem długowiecznym… Ale niestety… Poważnie zachorowałam, przeszłam operację i teraz już nie mam siły, żeby na przykład palić w piecu kaflowym – zaznacza pani Władysława. – A co najgorsze, w części budynku zrobiła się melina pijacka. A ja już nie mam zdrowia. Chciałabym żyć w spokoju, z moim pieskiem. Choruję, ale dzięki Bogu żyję. Jest jak jest. Dopiero od kilku dni jako tako funkcjonuję, ale długo nie mogłam chodzić, ani nawet siedzieć. Dostałam właśnie skierowanie do sanatorium, nad morzem, więc myślę, że jakoś dojdę do siebie. Muszę być na diecie, już trzynaście kilo schudłam! W pół miesiąca, ale co tam.
„Jest kiepsko” – mówi pani Władysława, ale mimo przeciwności losu stara się być dobrej myśli.
– Teraz choruję, ale przecież wcześniej pracowałam, funkcjonowałam normalnie, wypracowałam sobie emeryturę – podkreśla. I pokazuje z dumą album z rodzinnymi fotografiami, a w nim wycinek z Głosu Wielkopolskiego z artykułem o sobie, najlepszej bibliotekarce oraz najlepszej bibliotece w powiecie, czyli tej w Szkole Podstawowej nr 2 w Szamotułach. Na fotografii pani Władysława w otoczeniu szkolnej dziatwy. – Dosyć długo tam pracowałam – dodaje.
– Różne koleje losu człowiek przeszedł, nie miałam lekkiego dzieciństwa, ojciec alkoholik… – mówi z zadumą w głosie. I przyznaje uczciwie: – Myślałam, że mnie to ominie, a jednak wpadłam w ten nałóg. Życie zrobiło swoje, przyszły takie problemy, że człowiek… nie wiem nawet kiedy wpadłam. W każdym razie 1 września będę miała 24 lata! 24 lata temu pokonałam nałóg. Zawsze mówię, że to są moje urodziny. Z „byłym” też przeszłam horror… szkoda mówić, mam dosyć już tego wszystkiego. Płaci mi alimenty. Mimo, że tyle przeszłam, pomagałam mu ostatnie parę lat. Robiłam zakupy, obiady, żeby jakoś na prostą wyszedł. Ja nie żywię nienawiści do ludzi, bo nienawiść rodzi nienawiść. Wybaczam, przebaczam. Ja mówię, że dobro wraca. I tak było. Inni ludzie mi nieraz pomogli. Jakoś sobie radziłam, też starałam się pomóc, działałam w klubie AA. Ale ni stąd, ni zowąd przyszła choroba.
– Ciągle słyszę, że nie ma lokali. Teraz, kiedy zachorowałam, akurat burmistrz wracał z urlopu. Dowiedziałam się, że będzie w poniedziałek w pracy, ale nie będzie przyjmować petentów, bo ma wiele spraw na głowie. Ale pojechałam do urzędu. Nie zostałam przyjęta, ale burmistrz oddzwonił. Wyjaśniłam problem, o co mi chodzi. Znowu usłyszałam, że oni nie mają mieszkań, że pomyślą, że może coś znajdą. Już nie mam siły… Za Grabowskiego nie było problemu. Ja mówię, że Grabowski to był człowiek z sercem – opowiada pani Władysława o swoich perypetiach . – Człowiek się starał, remontował, a inni nie płacą, niszczą mieszkania.
To nie takie proste
Leszek Klijewski, dyrektor Zarządu Komunalnych Zasobów Lokalowych, administrator baraku przy Nowowiejskiego 49, zna problem Władysławy Roszkowskiej.
– Pani Władysława chciałaby inne mieszkanie, wiem o tym, ale prawda jest taka, że nie mamy nic, co moglibyśmy jej zaproponować – tłumaczy dyrektor. – Na pobliskim osiedlu socjalnym, przy Nowowiejskiego 61, wszystkie lokale są zajęte. Mogłoby oczywiście dojść do zamiany, ale tam nikt się nie chce zamienić, a ja nie mogę nikogo stamtąd na siłę wyeksmitować, żeby panią Władysławę tam wprowadzić. No nie da się. Pani musi się uzbroić w cierpliwość i czekać.
Leszek Klijewski podkreśla, że ostatnio ZKZL zadbał na ile mógł o barak w którym mieszka pani Władysława. Wykonany został remont kapitalny dachu wraz z dociepleniem oraz nowymi opierzeniami i rurami spustowymi. Fakt, nie wszystkie tamtejsze mieszkania mają własne łazienki i ubikacje.
Szef ZKZL-u zaznacza, że czasami ludziom się wydaje, że jakieś mieszkania są wolne, ale to pozory. – Czasami lokatorzy wskazują nam lokal, że niby teoretycznie jest on pusty, a prawda jest taka, że on nie jest pusty, ponieważ jego lokator wyjechał na przykład na dłużej do pracy. Nasi lokatorzy są w różnej sytuacji, wielu ma poważne problemy finansowe. I ludzie próbują wyjść z tarapatów podejmując pracę za granicą, za lepszą stawkę. Tacy ludzie płacą regularnie czynsz za lokal, który jest ich jedynym miejscem zamieszkania, więc nie mam podstaw do na przykład eksmisji. Mamy wśród naszych mieszkańców pana, który pracuje w delegacjach i często go nie ma. A my nie możemy wejść do takiego mieszkania i je zająć. I to nawet w przypadku dłużników, bo na to potrzebny jest wyrok sądu – wyjaśnia.
Dyrektor Klijewski ma świadomość, że do budynków z mieszkaniami socjalnymi, komunalnymi trafia tzw. „element”, co rodzi rozliczne problemy.
– Faktycznie jest tak, że ludzie, którzy dobrze funkcjonowali, przestają dobrze funkcjonować. A do tego mamy lokatorów z wyrokami eksmisyjnymi, którym, jeśli akurat są wolne lokale socjalne, musimy je przyznać. My, niestety, o takich ludziach nic nie wiemy. Często dopiero na miejscu okazuje się, kto trafił pod nasze skrzydła – mówi szef ZKZL.
I dodaje: – Mieszkania, które odzyskujemy, choćby po zmarłych, są z reguły małe i potwornie zaniedbane. Koszty przywrócenia ich do używalności są znaczne. Owszem, mamy mieszkania z piecami kaflowymi, ale zmierzamy do przejścia na gospodarkę niskoemisyjną. W tej chwili modernizujemy budynek przy Rynku 32, gdzie zakładamy c.o. i przy Rynku 42/44. Są jednak problemy. W tej chwili, w związku z kryzysem energetycznym w Europie, gazownia nie podpisuje umów na przyłącza gazowe, tak więc mamy kłopot, nawet jakbyśmy chcieli coś zrobić.
Leszek Klijewski podkreśla, że gmina nie dysponuje mieszkaniami ładnymi, o super standardzie: – Takie zdawane są nam rzadko. Jest, co jest.
Jak zaznacza, mieszkanie z piecem kaflowym rodzi pewne uciążliwości w codziennym użytkowaniu, ale w dobie załamania rynku surowców energetycznych ma pewne zalety. – Szczerze mówiąc, dzisiaj, przy szalejących cenach węgla, gazu, prądu, palenie w piecu kaflowym jawi się jako całkiem sensowna ekonomicznie metoda ogrzewania. Ceny węgla zwariowały, ale w piecu da się napalić drewnem i jakoś przeżyć. My też się zastanawiamy co z nami będzie. Przechodzimy na ogrzewanie gazowe, a nie wiadomo co z gazem, jaka będzie jego cena i czy w ogóle będzie dostępny.
Zarządzanie mieszkaniami socjalnymi i komunalnymi nie jest proste. Oczekiwania lokatorów przewyższają bowiem możliwości gminy, a to rodzi konflikty.
– Pani Władysława musi na razie wykazać się cierpliwością – podsumowuje dyrektor Klijewski.
Marek Libera
Na zdjęciu: Barak przy Nowowiejskiego z zewnątrz może nawet nie wygląda najgorzej. Przeszedł ostatnio gruntowny remont dachu