
Można się przeżegnać i ręce do Boga złożyć
W Pniewach, na terenach należących do PKP, jest ciągły bałagan. Zalegające śmieci, budynek, któremu w każdej chwili grozi zawalenie, nie są wizytówką północnej części miasta.
U zbiegu ulic Dworcowej i Wronieckiej mamy dwa przeciwieństwa. Spoglądając w prawo (od strony miasta) mamy „Postęp” – największego pracodawcę w gminie, firmę na poziomie europejskim, z wieloletnią tradycją. Po lewej stronie skrzyżowania wyłania się zaniedbany skwer. Pod zakrzaczeniami i w gąszczu od lat nieprzycinanej trawy znaleźć można butelki, puszki, papierki, a nawet baner, który „spadł” z ledwo trzymającego się ogrodzenia, strzeżącego majątku PKP. Idąc dalej drogą potocznie zwaną „kocimi łbami” dochodzimy pod nieczynny już od około 20 lat dworzec kolejowy. Za budynkiem dworca mamy kolejny obiekt polskiego przewoźnika, który służył w przeszłości jako pomieszczenie magazynowe. Oberwany fragment dachu, powybijane szyby, zdewastowana rampa – tak najkrócej można opisać budynek, którym przez lata żywa dusza się nie zainteresowała.
Mieszkający w pobliżu tego miejsca radny Paweł Prętki co jakiś czas przypomina podczas obrad Rady Miejskiej obraz terenów kolejowych, pytając jak długo taki stan rzeczy jeszcze będzie trwał. Teren PKP jest miejscem, które wywołuje jedynie irytację i bezsilność. Bo trudno kogokolwiek jest zmusić, żeby posprzątał na swoim terenie. Tylko, że pytanie brzmi: kto tam te śmieci wyrzuca?
Pole „małpek” przy dworcu PKP
Nie po raz pierwszy ten temat „przerabiany” był podczas obrad rady miejskiej. 29 kwietnia na sesji rady po raz kolejny „ręce załamywał” radny Paweł Prętki, nawiązując do treści, które na temat bałaganu na PKP ukazały się w Internecie.
– Dzisiaj mając trochę czasu zrobiłem sobie taki rekonesans tych terenów. Oglądając to rok temu latem, byłem zdziwiony pewnymi rzeczami. Właściciel tego terenu, Polskie Koleje Państwowe, idąc po najłatwiejszej linii oporu, na państwa sugestię, zabezpieczył teren siatką leśną, aby nie doszło do jakiegoś wypadku. Miejsce jest zabezpieczone, jest tabliczka z napisem „Teren prywatny”. Te miejsca, które były usłane śmieciami, zostały tylko zabezpieczone. Zadaję sobie jednak pytanie, czy ten teren Polskie Koleje Państwowe powinny ogrodzić. Pojawiają się tam tysiące butelek i jak ten wirus, rozsiewają się coraz bliżej naszej ulicy. Od strony terenów należących do gminy dworzec kolejowy jest wygrabiony, wystrzyżony, drzewa przycięte, a z drugiej strony jakby ktoś to obejrzał, to by się przeżegnał i ręce do Boga złożył – mówił obrazowo radny Paweł Prętki.
Następnie rajca zwrócił się z prośbą do burmistrza, aby interweniował u właściciela terenu w kwestii jego posprzątania. Sam jednak radny Prętki wątpił, czy interwencja zda egzamin, zdaje sobie bowiem sprawę, że śmieci podrzucają tam notorycznie okoliczni mieszkańcy i klienci pobliskiego sklepu. – Ja się narażę tym ludziom, którzy na „zieloną łączkę” idą i tam spożywają te „małpki”, ale dzisiaj przeraziłem się ich ilością, szczególnie w pobliżu sklepu. Chcecie zobaczyć pole z butelek, to jeźdźcie zobaczyć to miejsce. To jest kultura picia, kultura nas wszystkich, również tych sprzedających – zakończył swoją wypowiedź radny Paweł Prętki.
Bałaganiarze mają pretensję do tych, co sprzątają
Do wypowiedzi radnego ustosunkował się burmistrz Jarosław Przewoźny. – Ten temat przewija się w ostatnim czasie i ma kilka aspektów. Zaśmiecona jest Polska, ulice, wioski, lasy, rowy. Przepraszam, ale jesteśmy narodem brudasów. Tam, gdzie zjemy hamburgera ze znanej sieci, tam zostanie pudełko. Tam, gdzie wypijemy lemoniadę, tam zostanie butelka. Nie Koleje Państwowe są winne. Bo tutaj dyrektor kolei nie przyjeżdża, nie wypija „małpki” i wyrzuca ją na swoim terenie. To nasi mieszkańcy robią. To jest wstyd, że w XXI wieku, po tylu latach edukacji. W szkole mnie uczono, że jak leży coś na drodze, to się podnosi. Przed swoim domem, chociaż to jest rynek, też sprzątamy. Chociaż wyrzucają ludzie różne rzeczy. I to nie jest sprawa ilości koszy. Bo między dwoma koszami też leżą śmieci. I nie pomaga to, że ktoś zrobi zdjęcie i pokaże jaki jest bałagan. Rozmawiam na ten temat z pracownikami CIS-u. Ci, którzy się napracują w upale, w chłodzie, w deszczu, w słońcu, na wietrze, w śniegu mówią, że ludzie ich atakują, że jest bałagan. Przecież my sprzątamy, a nie brudzimy – odpowiadają. Niektórzy z naszych mieszkańców mówią, że dają im pracę, bo jak wyrzucą śmieci, to oni mają dzięki temu robotę. Dzieci rzucają papierki, a matka mówi: CIS posprząta, nie podnoś tego. Chamstwo na najwyższym poziomie. Nie boję się tego powiedzieć, bo żal mi tych ludzi, którzy codziennie sprzątają, pracują, sadzą kwiaty. Mamy zaszuszfolone wszystkie miejsca, zasypane śmieciami jeziora, brzegi. Gdziekolwiek się nie ruszysz, tam są śmieci. Aż się niedobrze robi. Dzieci ze szkoły w Chełmnie sprzątały niedawno tereny wiejskie. Czy dzieci to mają robić? Za wujem, sąsiadem, ojcem zbierać butelki po wódce? Nie ma takich sił, które byłyby w stanie zapanować nad tym. 30 ludzi sprząta, setki ludzi zaśmiecają. Ilu byśmy musieli mieć strażników, którzy by chodzili i zbierali? To jest brak kultury. Trzeba podnieść poziom edukacji. Jaka ekologia, jakie sprzątanie świata? Jak ledwo zje bułkę, to odpad wyrzuci tam, gdzie zjadł. A co najbardziej mnie boli? Nie dosyć, że bałaganiarz, brudas wyrzuca byle gdzie, to jeszcze ma pretensje do tych, co sprzątają, że za nim nie posprzątali – emocjonalnie reagował burmistrz Jarosław Przewoźny.
Radny Paweł Prętki przyznał rację burmistrzowi, ale też prosił, żeby coś w tym temacie postanowić.
Sławomir Chamczyk