15 49.0138 8.38624 1 1 7000 1 https://szamotulska.pl 300 true 0
theme-sticky-logo-alt

Happening na Dworcowej w Baborówku

Najderek pływa kajakiem, Pawlicki obiecuje pomoc

O problemach mieszkańców ulicy Dworcowej w Baborówku z niesprawną kanalizacją burzową pisaliśmy nie raz. Sołtys Jerzy Najderek bezradnie rozkłada ręce: – Władze gminy i spółki ZGK są głuche na nasze prośby o remont burzówki. – Jest problem i trzeba go załatwić – mówi Marek Pawlicki, przewodniczący komisji gospodarki komunalnej w radzie miejskiej. To zupełnie nowe podejście przedstawiciela władz gminy do tematu kanalizacji w Baborówku. Czyżby zbliżał się przełom?

Problem ciągnie się od wielu lat. Kiedyś, pod koniec lat osiemdziesiątych, kiedy kładziono asfalt na gruntową wówczas Dworcową, zrobiono tutaj kanalizację – przypomina źródło problemu sołtys Jerzy Najderek. – Ta kanalizacja schodzi się na środku ulicy i przechodzi przez prywatną posiadłość państwa Fechnerów i Chlebków, aby połączyć się z rowem w parku przy pałacu. Niestety, burzówka bywa niedrożna, po ulewach mamy podtopienia.

Jak duży jest to problem, pokazały ostatnie ulewne deszcze. Sołtys wylicza, że walka z gminą o remont kanalizacji trwa już 12 lat. Na razie wieś tę nierówną walkę przegrywa.

My składamy pismo, prośbę o remont, a dostajemy odpowiedź: „niestety, w tym roku ta inwestycja nie zostanie uwzględniona”. A takie odpowiedzi otrzymujemy co roku, od dwunastu lat – tłumaczy Najderek.

O tym, że mieszkańcy są coraz bardziej rozgoryczeni takim stanem rzeczy, nie trzeba nawet pisać. Rozgoryczenie wzrosło po ostatnich opadach deszczu. Zwłaszcza tych ulewnych, w niedzielę 6 sierpnia. „Gazeta” była na Dworcowej w niedzielne południe.

Kajakiem po Dworcowej

Dzieci mają przynajmniej teraz atrakcję w Baborówku – mówi Jerzy Najderek i wskazuje na dzieciaki zafascynowane możliwością popływania kajakiem na… ulicy! Wody faktycznie nie brakuje, wypełnia całą przestrzeń drogi pomiędzy krawężnikami chodników, które zresztą też są zalane. Dworcowa wygląda jak małe jeziorko, widok robi wrażenie. O ile dzieciaki mają uciechę, to ich rodzice już niekoniecznie, zwłaszcza ci, których posesje deszczówka zalewa bez żadnych przeszkód szerokimi strumieniami, przelewając się z ulicy.

A babcia Teresa sobie nogi myje! – śmieje się z sarkazmem mieszkanka, Teresa Solarz. Kiedy przechodzi przez jezdnię, woda sięga jej wyraźnie powyżej kostek.

Młodzież natomiast się nie przejmuje, od strony łódki dobiega wesoły gwar. – Ja chcę płynąć! – woła dziewczynka zapakowana w foliową pelerynę  przeciwdeszczową. Z nieba leją się strugi wody.

Wsiadajcie, dalej! – wydaje komendy sołtys. – Wiosłuj, wiosłuj…

– Panie Marku, niech pan zobaczy jak tu woda wlewa się na posesje, całą piwnicę mają ci ludzie zalaną, tutaj też woda pędzi cały czas. Tu też idzie woda. Tragedia. Tu, na podwórku u Teresy też była woda – wskazuje Jerzy Najderek na zadbane posesje zalewane deszczówką. Zalewane, bo burzówka od lat jest niedrożna.

Kanalizacja idzie przez tę tutaj posesję państwa Chlebków, tu jest gulik, a tu studzienka rewizyjna,  następnie idzie do parku Święcickich, do rowu – pokazuje sołtys przebieg burzówki. – Rów jest nieczyszczony, więc ta woda nie ma gdzie spływać. Mieszkańcy byli sprawdzić, rów jest niedrożny, nie odbiera deszczówki. Woda nie ma gdzie odpływać – tłumaczy.

Po czym dodaje: – Pan Chlebek akurat wyjechał, ale mówił niedawno, że on chyba zabuduje te studzienki rewizyjne na swojej posesji, to tu w ogóle wszystko będzie zalane. A gmina nic nie robi, kpiny sobie robi. Ręce opadają. Żal mi ludzi, bo im non stop leci woda, do budynku gospodarczego, pod dom, do piwnic.

I wskazuje na mieszkańca uwijającego się z łopatą, kopiącego jakieś rowki: – O, Piotr tam walczy, żeby mu garażu nie zalało.

 

Happening jako protest

Może pan napisać, że sołtys na ulicy Dworcowej przewozi ludzi kajakiem z jednej strony ulicy na drugą – śmieje się Jerzy Najderek, głównie z bezsilności. Zwodowanie kajaku na Dworcowej było rodzajem happeningu mającego zwrócić uwagę władz gminy na problem mieszkańców. – Mam zdjęcia sprzed tygodnia jak padało, to było tu jeszcze gorzej, bo nawet chodnik był zalany. Tereska! Tydzień temu, jak mi przesłałaś zdjęcia, to wszystko było zalane? – pyta Teresę Solarz.

Jeszcze gorzej było niż teraz, tylko kajaka nie było. Powiem panu tak szczerze, że ja nie muszę wyjeżdżać teraz na wczasy, bo wczasy mam na miejscu teraz, kiedy pada deszcz. I mam te atrakcje za darmo! – mówi pani Teresa przyglądając się dzieciakom płynącym kajakiem środkiem ulicy. Takie rzeczy to tylko w Baborówku.

Chlebki z gór wracają, z wakacji, na pewno mają zalaną piwnicę. Basia ma zalaną, Ula, Kiełpińscy, Kolasińscy – wylicza ofiary niedrożnej kanalizacji.

Dzwoniłam do wodociągów, mówię im, że mi w piwnicy wywala cały czas z kanalizacji, zróbcie coś z tym. Nikt nie może podjechać i wypompować wody ze studzienek? Jak to może być, żeby mi woda leciała z kanalizacji? – dziwi się Beata Nowak. – Zapisali adres, powiedzieli, że dobrze, że przyjadą. I jeszcze mi gość powiedział, że zalewa, bo pompy nie działają, bo nie ma prądu. A agregaty? Na co czekają?

– Oni nas już olewają całkowicie, w dupie nas mają, taka jest prawda. Trzeba prawdę mówić i pisać. Juras, a jak nie, to do tefałenu – Teresa Solarz nie przebiera w słowach, po żołniersku mówi jak jest.

Był TVN pod pływalnią i nic sobie z tego pan prezes „komunalki” i pan burmistrz nie robią. Nie wiem, co my możemy jeszcze zrobić… – zastanawia się sołtys Najderek.

Jak pada, to sąsiedzi są wciąż zalewani. Kurwicy można dostać. Teraz oni są w domach, a jakby byli na wakacjach? To cała chata pływa, zalane mieliby całe domy – dopowiada Teresa Solarz.

Zdaniem sołtysa, największym problemem jest rów w parku przypałacowym, który od dawna nie jest oczyszczany i w związku z tym nie odbiera wody z burzówki, która jest do niego podłączona. – Czyszczenie rowu należy do właściciela. Jeżeli deszczówka przepływa przez prywatną posesję i idzie do rowu w parku, no to niech się gmina dogada z panią Święcicką i niech coś zrobią. A jak nie, to pan Chlebek, przez którego działkę przechodzi kanalizacja, zamknie swoją ziemię dla wody z ulicy Dworcowej i sprawa załatwiona. A my zrobimy sobie takie wysokie płoty, żeby woda nie przeszła. I cała Dworcowa będzie zalana – snuje katastroficzne wizje.

Bez przerwy garaże pozalewane, to inne pomieszczenie zalane. No ludzie! Do cholery, za co oni pieniądze biorą! – denerwuje się Mirosława Kołodziejska, jedna z ofiar podtopień. – Ja mam taki smród w piwnicy, że się w głowie nie mieści, bo to zlewem nam wybiło. Wylewamy wiadrami – dodaje.

Ludzie w zlewach gówna mieli – uzupełnia obrazowo Teresa Solarz.

 

To nie „komunalka”

Michał Dziedzic, zastępca dyrektora naczelnego Zakładu Gospodarki Komunalnej w Szamotułach, zwraca uwagę, że budowa, konserwacja i zarządzanie kanalizacją burzową w gminie leży w kompetencji szamotulskiego samorządu, a nie spółki komunalnej. Owszem, ZGK wykonuje rozmaite prace remontowe, budowlane, ale tylko wówczas, jeśli takowe zleci spółce gmina.

– Należy przede wszystkim zauważyć, że opady, które wystąpiły 5 i 6 sierpnia miały charakter nadzwyczajny ze względu na niespotykaną ilość wody opadowej. Problemy z odprowadzeniem wody deszczowej wystąpiły w zasadzie w całym kraju, w tym w gminach sąsiadujących – podkreśla dyrektor.

Marek Pawlicki, szef komisji gospodarki komunalnej w radzie miejskiej, na początku naszej rozmowy problem podtopień na Dworcowej w Baborówku nieco bagatelizuje. – Akurat byłem tam i faktycznie gdzieś tam, gdzieniegdzie mogło zalać… Ale z drogi woda zeszła bardzo szybko, chyba przez godzinę. Tak, że rura jest drożna. Przy takich ilościach opadów i tak skonfigurowanym położeniu tych budynków, bo one są niżej, niekoniecznie zalania muszą być spowodowane tą rurą – mówi przewodniczący. – Aczkolwiek na pewno, w stu procentach ta kanalizacja nie jest sprawna na tyle, żeby odebrać całą wodę, być może za małe są tam przekroje rur, trudno powiedzieć.

W końcu Pawlicki przyznaje, że problem jest. – Problem jest i rzeczywiście jeśli to zalewanie się powtarza, a jest tendencja do powtarzania się takich sytuacji z nawałnicami, to uważam, że trzeba będzie definitywnie tę burzówkę sprawdzić, przejrzeć i jeżeli rzeczywiście tam jest za mały przekrój rur, bądź jak pan mówi – i to może być prawdą – że ten odpływ końcowy do tego rowu na gruncie prywatnym nie do końca jest sprawny, to gdzieś się tam przy dużym opadzie deszczu blokuje. Uważam, że trzeba jakieś środki zabezpieczyć w budżecie i podejść do tego raz, a konkretnie, żeby zakończyć ten temat – zaznacza.

Przewodniczący Pawlicki nie widzi problemu w porozumieniu się z właścicielami parku pałacowego w Baborówku, w celu oczyszczenia rowu odbierającego deszczówkę z Dworcowej: – Ja nie widzę problemu, żeby po prostu dogadać się z państwem Święcickimi i ten temat załatwić. Przecież to nie tylko problem mieszkańców, ale i państwa Święcickich, bo w końcu będzie tyle tej wody, że i ich zaleje, no bo gdzieś ta woda wyjdzie.

W końcu Pawlicki zaczyna mówić o konkretach. – My, jako komisja komunalna,  ten temat ruszymy. Jest problem i trzeba go załatwić – deklaruje. I podkreśla konieczność współpracy gminy i ZGK w rozwiązaniu bolączki mieszkańców Baborówka.

Musi być współdziałanie i gminy, i ZGK, bo gmina przecież zleca obsługę kanalizacji deszczowej. Jeżeli ten odcinek nie jest zlecony, no to należy tym się zająć i zlecić to. Tak, że temat będzie ruszony na komisji komunalnej. Ludzie będą się cieszyć, jeśli ta woda nie będzie ich zalewała, a to się dosyć długo już ciągnie. Trzeba zlikwidować to niebezpieczeństwo – mówi Marek Pawlicki.

To zupełnie nowe podejście przedstawiciela gminnego samorządu do tematu kanalizacji w Baborówku. Oby za słowami poszły czyny.

Marek Libera

 

Foto: Z sołtysem na pokładzie kajak nieco szorował dnem po asfalcie, ale same dzieciaki dawały radę płynąć

 

Poprzedni
Następny