Wroniecka, Rynek i Ratuszowa z ruchem dwukierunkowym
W poniedziałkowy poranek, 11 października, kierowców i pieszych czekała komunikacyjna rewolucja na szamotulskim rynku i dwóch pobliskich ulicach, związana z przebudową płyty rynkowej. Czy był to początek Armagedonu, czy jakoś to przeżyjemy? W pierwszych godzinach wyglądało, że damy sobie radę. Gorszą ocenę wystawiam organizatorowi ruchu. Jedno z przyjętych rozwiązań wymaga poprawy. I to natychmiast!
Nocą z 10 na 11 października dokonano radykalnych zmian w organizacji ruchu, wprowadzając ruch dwukierunkowy m.in. na ulicy Wronieckiej, Ratuszowej i po zachodniej części rynku. To dlatego, że część pierzei wschodniej i południowej są przebudowywane w pierwszej kolejności.
Obserwowałem rozwój sytuacji między godziną 7.10 a 8.30 rano. Abstrahując od kontrowersji wokół docelowej formy inwestycji, pocieszające było to, że wykonawca przebudowy rynku nie zwlekał. Po godzinie ósmej rozpoczęły się intensywne przygotowania do pracy tego dnia.
Trzeba przyznać, że pierwszego poranka kierowcy zdawali egzamin. Większość jechała ze zdwojoną ostrożnością, jak na szpilkach. Co rusz kierujący robili uprzejmości ułatwiające innym przejazd lub przechodniom przejście. Nie było słychać klaksonów, nawet gdy dochodziło do wymuszeń pierwszeństwa, gdy ktoś jechał niepewnie lub lekko się pogubił. Nie dostrzegłem pojazdów jeżdżących wbrew nowej organizacji ruchu. Na wysokości toalet publicznych przystawał samochód straży miejskiej z włączonym sygnałem świetlnym, żeby żadnemu kierowcy nie przyszło do głowy odruchowo obrać bezpośredni azymut w stronę szpitala, żeby dojechać na ulicę Poznańską. Jeszcze w niedzielę wieczorem było to możliwe, a teraz oznaczałoby wylądowanie przed rzędem biało-czerwonych barier i znakiem zakazu ruchu.
Najstarsi szamotulanie mogli sobie przypomnieć czasy głębokiej Polski Ludowej, gdy ul. Wroniecka (wówczas Świerczewskiego) była dwukierunkowa. Nie istniał odcinek ul. Ratuszowej (od rynku do Dworcowej), ani Braci Czeskich (od Garncarskiej do Wronieckiej). Tyle że wtedy prywatnych samochodów było w całych Szamotułach tyle, ile w godzinie szczytu widzicie w promieniu 300 metrów.
Wielu szamotulan pyta, dlaczego nie przekierowano ruchu na ul. Braci Czeskich? Powodem jest perspektywa wyłączenia z ruchu części północnej i północno-wschodniej pierzei rynku w ramach kolejnego etapu przebudowy za kilka miesięcy. Wtedy zjazd z rynku w ul. Braci Czeskich nie będzie możliwy. Zapewne w przyszłym roku doczekamy się także czasu, kiedy ulice Braci Czeskich i Dworcowa (od poczty do kina) będą przez kilka miesięcy dwukierunkowe.
Tutaj ułatwienia nie ma. Z ul. Kapłańskiej nadal można wyjechać w dwukierunkową dziś Ratuszową tylko w prawo. Szkoda, bo nowy zakaz zatrzymywania i postoju wydatnie poprawił widoczność dla wyjeżdżających spod restauracji „Wuzetka” i Galerii Ratusz. Żeby legalnie pojechać w stronę placu Sienkiewicza, trzeba najpierw skręcić w prawo, dojechać do poczty i tam zawrócić
Organizacja ruchu na tymczasowej krzyżówce przy wjeździe ul. Wronieckiej na rynek jest nieporozumieniem i dowodem na niedobór wyobraźni przestrzennej projektanta lub osób, które mu doradzały. Czerwony ford ka ruszył tylko dzięki uprzejmości kierowcy skody. I w tym miejscu jest to regułą. Połączenie jednokierunkowego wlotu podporządkowanego z dwukierunkowym głównym ciągiem na rynku powinno znajdować się tu, gdzie przejazd blokują czerwono-białe słupki. Dopiero z tej perspektywy jest możliwe popatrzenie w głąb ulicy Wronieckiej. Niezbędne, żeby skręcić na główną jezdnię w lewo samodzielnie, bezpiecznie, bez łaski i stresu
Każde skrzyżowanie, do którego droga z pierwszeństwem przejazdu dochodzi pod kątem ostrym z prawej strony, jest przekleństwem dla kierowców furgonów. Oni nie mogą popatrzeć przez prawe ramię do tyłu. U zbiegu podporządkowanej ul. Wronieckiej i głównej Braci Czeskich muszą więc kombinować, ustawiać się pod kątem prostym, żeby cokolwiek zobaczyć i nie wymusić pierwszeństwa. Niestety powierzchnia wyłączona z ruchu nie została tymczasowo dopuszczona do jazdy w jednoznaczny sposób
Gdzie kierowcy najczęściej klną?
Co najmniej w trzech miejscach twórca tymczasowej organizacji ruchu prowokuje do przekleństw. Ostry skręt koło skweru przy poczcie w ulicę Ratuszową irytuje kierowców dłuższych pojazdów (np. autobusów), których przód zachodzi na przeciwny pas ruchu. Mimo że teoretycznie bezkolizyjnie skręcają w prawo, to w realnym życiu muszą cierpliwie czekać aż między pojazdami zjeżdżającymi z rynku pojawi się dłuższa luka. Lub ktoś zrobi im uprzejmość.
Projektując tymczasowe połączenie dwukierunkowej Wronieckiej (podporządkowanej) i jednokierunkowej Braci Czeskich (głównej), jakby całkowicie zapomniano o kierowcach dostawczych furgonów. Oni nie mogą popatrzeć przez prawe ramię po skosie do tyłu, bo mają w tym miejscu blachę nadwozia. Żeby skutecznie ustąpić pierwszeństwa pojazdom jadącym Braci Czeskich, ci rozsądniejsi kombinują. Za znakiem STOP skręcają w prawo na powierzchnię (nie)wyłączoną z ruchu, żeby ustawić wóz pod kątem prostym do drogi z pierwszeństwem. Wtedy mają szansę dostrzec pojazdy na ul. Braci Czeskich. Ci mniej roztropni zatrzymują się przy znaku STOP, po czym z duszą na ramieniu jadą prosto, licząc, że akurat szczęśliwie na nikim nie wymuszą pierwszeństwa. Ci [autocenzura] nawet się nie zatrzymują.
Najgorsze rozwiązanie spotkacie na rynku. Spróbujcie po wyjeździe ulicą Poznańską skręcić obok zegara w lewo w kierunku ul. Ratuszowej, ustępując pierwszeństwa pojazdom wyjeżdżającym z ul. Wronieckiej. I pamiętając jeszcze o tych nadjeżdżających także z lewej strony! Organizator ruchu wskazał kierowcom najgorsze z możliwych miejsce do tego manewru, blisko prawego krawężnika, mimo że przestrzeni do dyspozycji miał mnóstwo. Miejsce namalowania żółtej linii bezwarunkowego zatrzymania (STOP) jest szyderstwem z kierowców. Trzeba ją minąć i stanąć za nią! Niestety, mimo to musielibyście mieć szyję żyrafy, żeby wystawić głowę przed grill swojego samochodu, aby w porę zobaczyć pojazdy wyjeżdżające z ulicy Wronieckiej, zza muru pobliskiej kamienicy.
Z dziecięcą beztroską zmuszają nas do wyjeżdżania na drogę z pierwszeństwem bez minimalnej widoczności w prawą stronę. Znikąd pomocy. Lustra naprzeciw nie ma. Nawet gdyby było, to pomagałoby w znikomym stopniu. Można posiłkować się co najwyżej słuchem. Opony nadjeżdżających pojazdów tupią na zabytkowej kostce. Tyle że przy dużym natężeniu ruchu tupot opon słychać zewsząd nieustannie.
Wiem, że szamotulanie alergicznie reagują na wyraz „rondo”, zwłaszcza od czasu otwarcia mikro-ronda „Qui Pro Quo” na skrzyżowaniu Dworcowej, Franciszkańskiej i przyszłego zjazdu-wjazdu na teren kompleksu handlowego. Jednak wielka szkoda, że nie zdecydowano się utworzyć tymczasowego ronda na rynku koło zegara. Warunki do tego są wręcz idealne. Mamy niespotykanie dużą przestrzeń do dyspozycji, żeby przygotować sensownie duże skrzyżowanie o ruchu okrężnym, zamiast kolejnego miniaturowego „potworka”. Na rondzie ruch odbywałby się bezstresowo, spokojniej, dużo płynniej, sprawiedliwie dla wszystkich, a skutki ewentualnych kolizji byłyby łagodniejsze. Dałoby się bezpiecznie poprowadzić ruch spod zegara w kierunku ul. Poznańskiej. Kierowcy wyjeżdżający ul. Wroniecką nadal ustępowaliby pierwszeństwa. Teraz przyzwyczają się, że je dostali, ale za kilka-kilkanaście miesięcy zostanie im na powrót odebrane. Skutki tego żonglowania pierwszeństwem będzie potem widać w statystykach kolizji. Domyślam się, że obecne kulawe rozwiązanie (ze znakiem STOP) wybrano z oszczędności, a może i z lenistwa. Rondo wymagałoby namalowania dodatkowych żółtych linii, ustawienia dużo większej liczby barier i trzech par dodatkowych znaków pionowych.
Na rondo nie mamy co liczyć, ale obecne rozwiązanie wymaga natychmiastowej poprawy. Skręt z rynku we Wroniecką jest tak naprawdę niepotrzebny. Kto chce jechać w kierunku Obrzycka i Ostroroga, wybiera wcześniejszą ulicę Braci Czeskich. Wjazd ze znakiem STOP należy przesunąć jak najbliżej zegara. Tylko w ten sposób można zapewnić kierującym wystarczającą widoczność na ulicę Wroniecką. Przestaną wjeżdżać na główną drogę „na ślepo”, dzięki cudzej łasce albo, co gorsza, szczęśliwemu losowi.
Z lewej – tak obecnie wygląda najsłabsze ogniwo w organizacji ruchu na rynku, czyli skrzyżowanie ze znakiem STOP. Z prawej – tak mogłoby to wyglądać, gdyby wyznaczono rondo. Wykorzystaliśmy część mapy ilustrującej nową organizację ruchu powszechnie dostępnej na Facebooku
Nieprzyzwyczajeni do dwukierunkowości!
Na co trzeba teraz uważać, jeżdżąc przez rynek, Wroniecką i Ratuszową? Na baczności muszą się mieć zwłaszcza jadący „tymczasowo pod prąd”. Dlaczego? Dwukierunkowość wniosła potencjalnie duże ryzyko kolizji z unikalnego powodu. Piesi przechodzący przez jezdnię (tak samo jak kierowcy wyjeżdżający z Garncarskiej i Kościelnej) są przyzwyczajeni do patrzenia tylko w jedną stronę. Wszak od lat ruch drogowy odbywał się tutaj tylko w jedną stronę. Wystarczy więc odrobina dekoncentracji lub zmęczenia, żeby nie popatrzyli w drugą stronę. Czający się przed znakiem STOP na rynku, koncentrujący się na wypatrywaniu pojazdów pojawiających się w ostatnim momencie, mogą w stresie i napięciu pechowo zapomnieć o tych, które nadjeżdżają z lewej strony.
Pamiętajmy, że wkrótce wszyscy przyzwyczaimy się do nowych warunków. Zaczniemy jeździć i chodzić pewniej. Najgroźniejsze zdarzenia drogowe są jeszcze przed nami.
Na koniec dodam, że skasowanie wielu miejsc postojowych w ramach tymczasowej organizacji ruchu rozeźliło właścicieli pojazdów: – Dziękujemy za brak zapewnienia bezpiecznych miejsc parkingowych dla aut. Niech organizatorzy sobie ustawiają własne auta na parkingu kościelnym, gdzie w nocy wandale wybijają szyby, niszczą karoserie, a złodzieje okradają.
RB