15 49.0138 8.38624 1 1 7000 1 https://szamotulska.pl 300 true 0
theme-sticky-logo-alt

Augustyniak: – Proszę ludzi nie czarować!

Gorące spotkanie radnych i mieszkańców z kierownictwem „komunalki” w sprawie smrodu

 

– Nie kwestionuję, że śmierdzi – przyznał na sesji rady miejskiej w poprzednią środę burmistrz Szamotuł, Włodzimierz Kaczmarek. Odniósł się w ten sposób do problemu fetoru zalewającego miasto, a pochodzącego z osadów produkowanych przez gminną oczyszczalnię ścieków. Dzień wcześniej na polu z cuchnącymi odpadami kierownictwo „komunalki” spotkało się z mieszkańcami i radnymi. Rozmawiano oczywiście o „zapachach”.

Dyskusję wywołał – i na spotkanie na pole zaprosił – Ignacy Heckert, autor petycji w sprawie fetoru adresowanej do burmistrza Kaczmarka (zebrał pod nią 500 podpisów, pisaliśmy o tym przed tygodniem). Prezesa zarządu ZGK Piotra Koczorowskiego i zastępcę dyrektora naczelnego „komunalki” Michała Dziedzica pytał, czy spółka posiada pozwolenie na magazynowanie osadów na polu rozciągającym się za płotem oczyszczalni. – Jesteśmy na użytku rolnym, na którym tych osadów być nie powinno – dowodził. Zdaniem Heckerta, osady mogą być magazynowane jedynie w miejscu ich wytworzenia, a pole, użytek rolny, bez wątpienie nie jest żadnym obiektem, instalacją.

Dziedzic: – Magazynowanie jest legalne

Autor petycji przypomniał, że w 2016 r. Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska ukarał ZGK grzywną za składowanie osadów w tym miejscu, a burmistrz decyzją administracyjną nakazał ich usunięcie. Na ręce Mariana Płacheckiego, przewodniczącego rady miejskiej, złożył skargę na niewykonanie  decyzji burmistrza.

Michał Dziedzic przypomniał, że na polu przy drodze do Piotrkówka, w sąsiedztwie oczyszczalni, osady są jedynie tymczasowo, wstępnie magazynowane przed ich dalszym wykorzystaniem.

Nie ma możliwości magazynowania odpadów gdzie indziej, niż w miejscu ich wytworzenia. Ja chciałbym zdementować twierdzenie, że to nie jest miejsce wytworzenia – mówił Dziedzic i na dowód tego pokazał mapkę geodezyjną z której wynikało, że pole z osadami jest położone na tej samej nieruchomości co oczyszczalnia. – Istotne jest to, że na terenie działki, na której się znajdujemy, i na której jest to tymczasowe magazynowanie wstępne, znajduje się bioreaktor, w którym te osady są wytwarzane – kontynuował. – Trzeba powiedzieć, że mamy świadomość tego jakie są uciążliwości. Ale, niestety, jak to w życiu bywa – coś za coś. Jeżeli byśmy się zdecydowali na inne formy zagospodarowania osadów, to niestety są one znacznie droższe.

Wicedyrektor „komunalki” podkreślał, że magazynowanie wstępne osadów, przed ich dalszym wykorzystaniem, jest całkowicie legalne. – Natomiast samo zagospodarowanie może mieć formę przekazania na cele rolnicze i to siłą rzeczy musi odbywać się w cyklach, bo na obsiane pola nikt nie weźmie odpadów. To odbywa się kilka razy w roku, a w pozostałym czasie zbieramy te osady – tłumaczył. – Ja rozumiem, że teraz te osady wygenerowały uciążliwy odór, ale przez pozostałą część roku nie ma takich problemów. Trzeba zdawać sobie sprawę, iż ten proces odbywa się tutaj cały rok. Zakontraktowane mamy cztery razy do roku przekazanie na cele rolnicze. To jest oszczędność dla spółki rzędu 1 mln zł. Chcę zauważyć istotną rzecz – oszczędność dla spółki przekłada się na niższe ceny dla mieszkańców, jeśli chodzi o płatności za ścieki. Zaznaczył, że zagospodarowanie osadów w kompostowni byłoby droższe.

ZGK planuje inwestycje

Michał Dziedzic wskazał na inną jeszcze istotną kwestię: – Nasza oczyszczalnia w latach 2012 – 2016 uległa przebudowie. Było to finansowane ze środków unijnych. W tego typu sytuacjach, tzn. kiedy mamy projekt dofinansowany przez UE, jest coś takiego jak trwałość projektu unijnego. O co chodzi? Otóż przez 5 lat beneficjent nie może ingerować w obiekt. Nie może zmienić jego przeznaczenia ani charakteru. Dlatego nie mogliśmy wcześniej, przed majem tego roku (w maju mija pięcioletni okres), podejmować poważnych inwestycji w ten obiekt, które mogłyby zminimalizować te odory.

Jak informował Dziedzic, Zakład Gospodarki Komunalnej przygotował plan niezbędnych inwestycji w oczyszczalni, które w efekcie powinny znacząco ograniczyć emisję odorów. Przede wszystkim zakupiona zostanie nowa prasa do odciskania wody z osadów. W efekcie rozstrzygniętego w minionym tygodniu przetargu, w czwartym kwartale tego roku do Szamotuł trafi znakomita maszyna produkcji austriackiej.

Efekt będzie taki, że tych osadów będzie o 40 procent mniej i one będą suchsze, mniej podatne na zagniwanie – chwalił dyrektor kupowaną prasę. Po czym dodał: – Prawdopodobnie już ten plac (pole przy oczyszczalni – red.)  nie będzie wtedy potrzebny na magazynowanie osadów.

Druga inwestycja zaplanowana na przyszły rok przez spółkę to budowa suszarni osadów. – Mamy pozwolenie na budowę, wszystkie decyzje administracyjne, ale chcemy najpierw zobaczyć, jaki będzie efekt pracy prasy, a potem dostosujemy do tego suszarnię osadów. Zakup prasy to koszt 1 mln zł, a budowa suszarni to wydatek rzędu 8 – 10 mln zł. Liczymy, że w efekcie tych inwestycji, ilość osadów zredukuje się z 4,5 do 2 tys. ton rocznie. Osady będą w tej suszarni również dezodoryzowane – objaśniał Dziedzic. Problem jest tylko jeden – ZGK nie ma na razie potrzebnych 8 – 10 milionów.

Pomogą bakterie

Wsparciem dla procesów technologicznych zachodzących w oczyszczalni mają być bakterie. Mówił o tym we wtorek na polu Michał Dziedzic, mówił w środę na sesji burmistrz Włodzimierz Kaczmarek: – Od 1 lipca, w ramach programu pilotażowego, będzie wypróbowana technologia tych bakterii na terenie oczyszczalni. Jeżeli prognozy ze strony firmy produkującej te bakterie się sprawdzą, to będziemy mieć dużo mniej przykrego zapachu niż do tej pory. Dołączając do tego suszarnię i prasę, to rzeczywiście zminimalizowanie przykrego zapach będzie znaczne.

– W tej chwili rozmawiamy z firmami, które dostarczają bakterie – kontynuował  Kaczmarek – o stuprocentowym odbiorze naszego osadu pościekowego, pod warunkiem uzyskania parametrów, które prognozują te firmy.

„Odór to jedna rzecz”

Podczas wtorkowego spotkania władz ZGK z radnymi i mieszkańcami Ignacy Heckert konsekwentnie dowodził, że osady nie powinny być magazynowane na polu: – To jest skandal, że te osady są tu magazynowane i wsiąkają w grunt od sześciu lat. Odór to jedna rzecz. A my jesteśmy na użytku rolnym, gdzie osad nie powinien być magazynowany. Musi to być zgodne z prawem ochrony środowiska, czyli w miejscu, gdzie jest instalacja. A instalacja jest na terenie oczyszczalni, za płotem. I dalej pytał: – Czy tu żadne drobnoustroje, bakterie, nie mają dostępu do gleby? Powiem więcej – ten osad jest naturalnie nawadniany przez opady, tymczasem idą upały, a je nie słyszę deklaracji, czy to będzie wreszcie stąd wywiezione w trybie natychmiastowym?

Michał Dziedzic usiłując rozwiać wątpliwości wyjaśniał, że ostatni transport osadu, około 1,6 tys. ton, który trafił do rolnika z powiatu czarnkowsko-trzcianeckiego na początku kwietnia, był badany przez Wojewódzką Inspekcję Ochrony Środowiska. – Z tego badania wynikało, że nasze działania są prawidłowe – uspokajał. I dodał, że raz na cztery miesiące badany jest grunt na którym stosowany jest osad.

– Ja się pytam, czy badacie ten grunt na którym stoimy, przy oczyszczalni? – dociekał Heckert.

Nie. Jeżeli ten osad jest badany u rolnika, to trudno, żeby ten osad był tutaj groźny, a u rolnika nie – mówił Dziedzic.

Ja się dziwię, że nikt nie wykonał badania gruntu przez sześć lat w tym miejscu – nie dawał za wygraną Heckert. – Prawdopodobnie pod nami są jakieś wody gruntowe, 300 metrów stąd przepływa rzeka Sama, dopływ Warty, skażenie jest możliwe. Dlaczego mieszkamy w mieście, które słynie z tego, że po prostu w nim śmierdzi. Czy tak musi być?

Marka Pokorskiego, mieszkańca, interesowało z kolei, dlaczego „komunalka” nie wywozi osadów na bieżąco. Prezes Piotr Koczorowski odpowiadając, wskazał na problem z kompostowniami: – Bo kompostownia nie przyjmuje.

– I z tego powodu ja mam cierpieć? – dziwił się Pokorski. – Ja mieszkam kilometr stąd. I jeśli wieje wiatr ze wschodu, to ja nie mogę wyjść z domu, taki jest smród.

Kaluga: – Bierze pan pieniądze, jest pan odpowiedzialny

Do dyskusji włączyła się radna Ilona Kaluga. – Jakie macie rozwiązanie, żeby za trzy dni ten smród nie był uciążliwy mieszkańcom? Ile nasi mieszkańcy mają znosić ten fetor? Jakie wy widzicie rozwiązanie? – pytała. – Bierze pan pieniądze w spółce, jest pan odpowiedzialny – zwracała się do prezesa Koczorowskiego.

I dodawała z przekąsem: – Ludzie nie mają się nawet do kogo zwrócić, bo urząd jest zamknięty. Miło mi jest słyszeć, że pan prezes informuje, że od paru dni problem zaczął dla nich mieć znaczenie.

Z kolei radny Łukasz Heckert dopytywał o dopuszczalny termin magazynowania odpadów na polu przy oczyszczalni. Pytał też, do czego służą magazyny osadów, skoro te leżą na roli za płotem oczyszczalni.

Magazyny są pełne, dlatego osady wywozimy na pole – odpowiadał Koczorowski.

A nie możecie podpisać umowy z kompostownią w Rumianku na odbiór osadów? – wiercił dziurę w brzuchu zarządu „komunalki” Heckert. Dyrektor Dziedzic wyjaśnił, że oprócz zakontraktowania czterech transportów osadów na cele rolnicze, ZGK podpisało umowę z kompostownią na odbiór pewnej ilości (ok. 500 ton) osadów. Ale niestety, kompostownia poinformowała spółkę o problemach z odbiorem odpadów.

Dwa lata temu, kiedy w Warszawie padła „Czajka”, to ich osad był wywożony na całą Polskę. I te wszystkie kompostownie, kiedy zobaczyły jakie pieniądze płaci Warszawa za zagospodarowanie osadów, brały ten osad jak szalone. Dobiły do limitu i teraz nie mają jak wywiązać się z umów zawartych na przykład z nami. Gotowi są nawet zapłacić karę umowną – relacjonował Dziedzic.

Marka Pokorskiego interesowało, czy osady są suszone po to, aby zaoszczędzić na kosztach ich transportu, jak to tłumaczyła w poprzednich latach ówczesna prezes ZGK Renata Ogórkiewicz. – Bo jeżeli zaoszczędziliście, to zaoszczędziliście kosztem mojego zdrowia – oznajmiał.

– Nie będziemy odpowiadać za poprzedni zarząd – uciął krótko Dziedzic.

Dubiel: – I co zrobiliście w tym kierunku?

Autor skargi na niewykonanie decyzji burmistrza, Ignacy Heckert, zapytał radnych obecnych na wtorkowym spotkaniu „na polu”, czy może liczyć na ich poparcie. – Tak nie można pytać radnych, są pewne procedury – studził zapał młodego prawnika Marian Płachecki. – Skarga trafi do rady, a ja jako przewodniczący skieruję ją do komisji skarg. I dopiero komisja postanowi co dalej z tą skargą.

– Pytanie jest, czy państwo są w stanie podjąć zdecydowaną reakcję w tej sprawie. Pytam dlatego, że dzisiaj na fejsbuku pojawił się wpis pana radnego Węglewskiego – będzie znowu, że go atakuję, ale muszę to zrobić – iż w zasadzie wszystko jest zgodnie z prawem i w 2022 roku zorganizujemy dzień końca smrodu w Szamotułach. Ja się z tym nie zgadzam. Wiec pytam radnych, czy poprą sugestię, aby to się poprawiło w trybie natychmiastowym?

– Skarga będzie rozpatrywana swoim trybem – stwierdził radny Damian Dubiel.

– To powinno być, panie radny Dubiel, natychmiastowym trybem – pouczyła Dubiela Ilona Kaluga.

Byliście radnymi w 2016 roku i co zrobiliście w tym kierunku? Jakie działania podjęliście? ZGK podejmuje konkretne działania – odgryzł się Damian Dubiel.

Byliśmy radnymi i zgłaszaliśmy problem. Do dzisiaj ten problem nie jest rozwiązany. Zawsze jest spychologia – spuentował Łukasz Heckert.

„Jest pan mężczyzną, a nie babą!”

Tymczasem Grażynę Augustyniak mocno zaintrygowały… bakterie.

Usłyszałam dość ciekawą nowinę – stwierdzała. – Podobno zostanie zakupiona bakteria, dzięki której pozbędziemy się tego smrodu. Moje pytanie: od kogo to zostanie zakupione, za ile, gdzie ta metoda jest dotychczas stosowana. Bo kiedy ta oczyszczalnia została uruchomiona, była zakupiona dżdżownica kalifornijska. Przerabiała osad. Nie wiem czemu ta dżdżownica została wycofana. O tej bakterii nie słyszałam. To nie jest rozwiązanie sprawy. Mieszkańcy już mają dosyć smrodu.

– To nie jest tak, że my nic nie robimy w tym temacie. Zabezpieczyliśmy się umownie na taką sytuację, umowa nie jest wywiązywana… – usiłował odpowiedzieć Michał Dziedzic. Ale mu się nie udało.

Bardzo przepraszam, ale to jest masło maślane – wybiła dyrektora z rytmu radna Augustyniak. – Konkretnie ma mi pan odpowiedzieć na pytanie, jakie zadałam odnośnie bakterii – gdzie, za ile kupicie, gdzie to działa. Konkretnie chcę wiedzieć – jest pan mężczyzną, a nie babą!

– Tak, tak, potwierdzam – skwapliwie potwierdził swoją męskość dyrektor Dziedzic i wyjaśnił. Tym razem konkretnie: – Te bakterie kosztują 0 złotych. Było to stosowane w Rogoźnie. Jest to sprawa eksperymentalna, dlatego nie ma jeszcze zbyt wiele informacji. W poniedziałek podpisujemy umowę na dostarczanie bakterii na oczyszczalnię. Będą one stosowane od 1 lipca przez trzy miesiące. Potem sprawdzimy jaki będzie efekt.

– Czyli konkretnie musi pan powiedzieć – że wiecie, że gdzieś dzwoni, ale nie wiecie w którym kościele. Bo jeśli to było tylko w Rogoźnie i nie wiecie co i jak, to proszę ludzi nie czarować – podsumowała dyskusję Augustyniak.

Kaluga: – Mogę z panem posiedzieć

Gorące chwilami spotkanie na polu wśród cuchnących osadów usiłował parokrotnie zakończyć prezes Koczorowski zaproszeniem zebranych do zwiedzenia oczyszczalni.

– Panie prezesie, nas nie interesują budynki, nas interesują zapachy – odpowiedziała na propozycję prezesa „komunalki” Ilona Kaluga. Po czym sama… zaprosiła prezesa: – Ja bym chciała panie prezesie, aby pan wziął krzesełko i całą dobę tu, na tym polu, posiedział. Zrobi pan to dla nas? Ja mogę z panem posiedzieć.

Oryginalne zaproszenie radnej nie wzbudziło entuzjazmu u Piotra Koczorowskiego. Odpowiedział deklaracją, że do 15 lipca osady z terenu oczyszczalni (i pola) zostaną wywiezione. Druga połowa lata zapowiada się więc w stolicy powiatu całkiem przyjemnie.

Marek Libera

 

Poprzedni
Następny