
O szamotulskim rynku po rewitalizacji z Iloną Kalugą, Mikołajem Trąbczyńskim i Jerzym Najderkiem rozmawiają Waldemar Górny i Marek Libera
Czy rewitalizacja szamotulskiego rynku spełniła pokładane w niej nadzieje, a więc przyczyniła się do ożywienia centrum miasta? Jak państwo to widzicie pół roku po zakończeniu prac remontowych? Czujecie, że rynek jest ożywiony?
-
- – To, co u nas powstało, to jest kalka dziesiątek rozwiązań spotykanych w powiatowych miasteczkach w całej Polsce. A nasz rynek mógł być dużo lepszy, tym bardziej, że on jest wyjątkowy – przekonuje Mikołaj Trąbczyński, szamotulski przedsiębiorca
-
- – Bodajże od 640 lat Szamotuły mają prawa miejskie, ale ostatnio to miasto staje się bardzo zapyziałe – uważa radna Ilona Kaluga
-
- – Z pozytywnych rzeczy to wiem od mieszkańców, że są zadowoleni z usunięcia bomby ekologicznej, czyli zbiorników paliwowych po dawnej stacji paliw – mówi radny Jerzy Najderek
Ilona Kaluga: – Ja cztery czy pięć miesięcy temu zgłaszałam panu burmistrzowi na sesji rady miejskiej, że ileś tam punktów handlowych na rynku się zamyka i nie wiadomo czy ich właściciele będą mogli się podnieść, bo oni już właściwie utracili płynność finansową podczas całej tej rewitalizacji. Nie mieli wystarczającego zaplecza finansowego, a urząd w zasadzie im nie pomógł. Z mojego punktu widzenia oraz osób, które się do mnie zgłaszają, wynika, że rynek odżywa, ale tylko w pewnych miejscach – na przykład przy czynnej od niedawna fontannie.
Ale nie świecą się światełka…
Ilona Kaluga: – No są zastrzeżenia do tego. Bo mieszkańcy chcieliby, aby całą noc te światełka migały, żeby dzieciaki miały całodobowo radość.
A podobają się pani radnej te światełka?
Ilona Kaluga: Według mnie te światełka tam nie pasują.
A w Parku Zamkowym pasują?
Ilona Kaluga: – Tam pasują. W parku ma to swój urok, może dlatego, że tam jest roślinność.
Wróćmy jeszcze do przedsiębiorców z rynku. Mówi pani, że biznes w centrum miasta ma się nie najlepiej. Ale na samym początku prac pan burmistrz obiecywał, że będzie pomagał. Pamiętacie? Jaka miała być forma tej pomocy?
Ilona Kaluga: – Pamiętam, że burmistrz zadeklarował swoją pomoc, ale po rozmowie z osobami, które chciały się o tę pomoc ubiegać dowiedziałam się, że skorzystanie z niej kosztowałoby ich sporo papierkowej roboty, mnóstwa nerwów i przepychania się od drzwi skarbówki do drzwi gabinetu burmistrza. Tyle tylko, że drzwi pana burmistrza były zamknięte, bo był covid.
I bardzo dobrze, że były szczelnie zamknięte! Słusznie. Mógłby się pan burmistrz zarazić wirusem i co wtedy?
Ilona Kaluga: – Tak, ale w związku z tym przedsiębiorcy rezygnowali z tej pomocy w przedbiegach. Owszem, były takie osoby, które cieszą się tak zwaną przyjacielską pomocą pana burmistrza i one z tej pomocy korzystały. Ale nie każdy ma na tyle odwagi, by to wykorzystać. Bodajże od 640 lat Szamotuły mają prawa miejskie, ale ostatnio to miasto staje się bardzo zapyziałe. Zarzuca się nam, opozycji, że uderzamy non stop w burmistrz i szukamy dziury w całym. Tymczasem co z tego, że rynek stał się salonem miasta, strefą zamieszkania, skoro cały pokryty jest kurzem cementowo-granitowym i tym kurzem pokrywa się jeszcze bardziej po każdym przejeździe samochodu czy podmuchu wiatru.
Może jeszcze popada i kurz deszczówka zmyje.
Ilona Kaluga: – Być może popada…
A jak nie, to przecież radny Marek Pawlicki ma sikawkę!
Ilona Kaluga: Nie wnikam w to, co pan radny Pawlicki ma. Ja informuję o tym, o czym informują mnie mieszkańcy. A jak mogę nie reagować, jeśli właściciele niektórych posesji chcą nawet pozwać miasto do sądu o odszkodowania za zniszczone przez ten cementowy kurz elewacje domów, że o zdrowiu mieszkańców nie wspomnę? Urząd nie dokładał im do remontu kamienic. Na kurzu i pyle ślizgają się też ich klienci. Następnym problemem jest kwestia źle zaprojektowanych parkingów. Mam nadzieję, że te problemy zostaną rozwiązane. I to, że przez okres remontu byli wyłączeni z pełni działalności… Niektóre sklepy się nawet pootwierały, ale po jakimś czasie są zamykane i przenoszone. Rozmawiałam z pięcioma właścicielami sklepów i pytałam ich, czy odczuwają poprawę – mówią, że nie do końca.
Być może ludzie wolą jechać na zakupy do centrów handlowych w Poznaniu niż na szamotulski rynek?
Ilona Kaluga: – Ja się z tym nie zgodzę. Owszem, z małymi sklepami wygrywają markety spożywcze.
A co można załatwić na rynku?
Ilona Kaluga: Może pan rower kupić, garnek u pana Kolata. Ja miałam nawet kiedyś żal do kupców, że nie wychodzą do klientów na przykład z promocjami. Trudno się więc dziwić, że ludzie czasem nawet po buty jadą do Poznania, bo nie widziałam u nas żadnych promocji. Trochę kupców tłumaczy to, że muszą odrobić straty.
Mikołaj Trąbczyński: – Rewitalizacja jest wielką niewykorzystaną szansą. Sam pomysł rewitalizacji centrum Szamotuł jest
oczywiście dobrym pomysłem. Natomiast to, co zostało zrobione, to jest kamienny plac otoczony kamienną jezdnią. W sumie powstało coś banalnego, dla nikogo.
Nie ma pan wrażenia, że powielono rozwiązania z innych miast? Takich rynków, jak szamotulski, powstało już wiele w naszym kraju.
Mikołaj Trąbczyński: – Tak, to, co u nas powstało, to jest kalka dziesiątek rozwiązań spotykanych w powiatowych miasteczkach w całej Polsce. A nasz rynek mógł być dużo lepszy, tym bardziej, że on jest wyjątkowy.
No właśnie, czy rewitalizacja nie spowodowała zatarcia pewnych cech oryginalności naszego rynku, cech, które wyróżniały go spośród innych?
Mikołaj Trąbczyński: – Przede wszystkim ja nie kojarzę takiego dużego rynku jak szamotulski. Nasz rynek został zbudowany, jeśli chodzi o gabaryty, na wzór poznańskiego, to jest to samo założenie. Nasz jest raptem o jakieś osiem procent mniejszy od poznańskiego. Jest wyjątkowy w skali takich miasteczek jak Szamotuły. A teraz mamy rynek dla nikogo, bo on jest ani dla kierowców, ani dla biznesu, ani dla mieszkańców. Jest taki nijaki.
Ilona Kaluga: – Ja jeszcze dodam, że w soboty, w ciepłe dni, zaobserwowałam, że jest jakiś ruch w rejonie lodziarni. Ale ja sobie nie wyobrażam rynku…
Bez lodów?
Ilona Kaluga: – Bez takich miejsc jak lodziarnie, ciastkarnie.
Mikołaj Trąbczyński: – Mnie jest przykro, że przy takiej okazji – bo pewnie kolejny raz rynek będzie remontowany za pół wieku albo wiek – nie zrobiliśmy czegoś, co byłoby początkiem zmiany myślenia o tym mieście. Była na to doskonała okazja. My i owszem, skopiowaliśmy rozwiązania,
ale nie dzisiejsze, tylko rozwiązania sprzed dziesięciu lat. A dzisiaj już się w Polsce inaczej buduje rynki i to, co było betonowane i pokrywane kamieniami dziesięć, piętnaście lat temu, obecnie jest zrywane i przebudowywane, pojawia się zieleń, i to wysoka zieleń, strefy ciszy…
A propos zieleni – czy mobilna zieleń już się pojawiła na rynku? Ktoś widział?
Ilona Kaluga: – Nie widziałam.
Mikołaj Trąbczyński: – Była piękna okazja, żeby po prostu nadać nowy kierunek, jakikolwiek kierunek, temu miastu. Bo to miasto nie ma żadnego kierunku rozwoju. Niestety, to się nie wydarzyło. Rynek wielu mieszkańcom się podoba, bo jest odnowiony, w miarę estetyczny, gładki, jakieś światełka się świecą, woda gdzieś tam się leje i wpada do kanalizacji burzowej.
I bezpowrotnie tę wodę tracimy, marnujemy…
Mikołaj Trąbczyński: – Bezpowrotnie. No i pewnie wiele osób niczego więcej nie oczekuje.
Panie Mikołaju, a nie ma pan poczucia, że jest pan malkontentem, któremu wiecznie coś się nie podoba w tym mieście i zamiast docenić i pochwalić starania burmistrza Kaczmarka, to pan zrzędzi jak stara baba?
Mikołaj Trąbczyński: – Panie Marku, mam takie poczucie winy. Mam (smiech).
Dobrze. Dobrze, że to wybrzmiało!
Ilona Kaluga: – A ja jeszcze dodam do wypowiedzi pana Mikołaja, że tak jak pan mówi – ludziom rynek się podoba, bo jest odnowiony, odświeżony. Ale mamy problem, bo Szamotuły zawalone są samochodami.
I rynek nie zadowala tych mieszkańców, którzy by tam chcieli wjechać, zaparkować, dlatego, że non stop – przynajmniej w godzinach powrotów z pracy – on jest zakorkowany. Przez to, że nie powstała obwodnica Szamotuł.
Dlatego niektórzy sugerowali odwrócenie kolejności prac – najpierw wyprowadzenie ruchu tranzytowego z centrum, a dopiero potem rewitalizacja rynku.
Ilona Kaluga: – Chciałam właśnie o tym powiedzieć.
Mikołaj Trąbczyński: – Ruch w zasadzie nie może być całkowicie wyprowadzony z centrum.
Ilona Kaluga: – Ale gdyby była obwodnica, ruch w centrum byłby mniejszy.
Mikołaj Trąbczyński: – Obwodnica to perspektywa kilkunastu lat.
I być może rynek będzie remontowany nie za pół wieku czy wiek cały, bo on będzie rewitalizowany za dziesięć lat, bowiem będzie już rozjechany.
Mikołaj Trąbczyński: – Ja mam takie odczucie, że ten rynek się zmniejszył, że ten centralny, kamienny plac jest otoczony taką jakby kamienną fosą. I mimo, że mieszkańcy mają ten plac dla siebie, to oni de facto nie czują się tam swobodnie. Nie mogą go tak używać, jak mówią przepisy.
Tak, mieszkańcy mówią, że nie czują się na rynku bezpiecznie i z radością powitaliby stare, poczciwe zebry, bo chcą mieć poczucie bezpieczeństwa. Do tego narzekają na kierowców, zwłaszcza obcych, łamiących przepisy.
Mikołaj Trąbczyński: – Bo to obecne rozwiązanie organizacji ruchu nie jest instynktowne. Ludzie traktują rynek jak duże rondo, więc nie ma co się dziwić, że tych zasad, które wprowadzono, nie rozumieją.
Pan radny Jerzy Najderek pracuje w ścisłym centrum. Z pana perspektywy – jest lepiej po rewitalizacji?
Jerzy Najderek: – Są tacy mieszkańcy, którzy chwalą rynek i są tacy, którzy są niezadowoleni.
Chwalą bo?
Jerzy Najderek: – Chwalą, bo teraz im się wydaje, że jest ładnie. No i dla niektórych na pewno jest ładnie. Niektórzy czują się bezpiecznie, a niektórzy mówią, że dla nich rynek to składowisko niebezpiecznych materiałów, ciężkich płyt itp. To im się nie podoba. Te płyty, zwłaszcza starszym osobom, zlewają się w całość z krawężnikami, zwłaszcza w słońcu. No i potykają się. Sam osobiście doświadczyłem tego i teraz idąc na rynek w dniu słonecznym zakładam ciemne okulary.
Mikołaj Trąbczyński: – Zgoda, że rynek nie jest przyjazny ludziom. I pieszym, i kierowcom. No to komu jest?
Dobre pytanie – komu zrewitalizowany rynek jest przyjazny? Może ludziom biznesu? Panie Jurku, pan prowadzi biznes w centrum. Pieniądz płynie strumieniem, można oszaleć?
Jerzy Najderek: – Kiedy zaczynał się remont, ileś tam sklepów wyprowadziło się z rynku. Teraz widzę, że powolutku przekonują się, że na rynek można wrócić.
Ilona Kaluga: – Tylko nie wiadomo na jak długo.
Jerzy Najderek: – Nie wiadomo. Być może zbyt wysokie czynsze spadły do bardziej realnych poziomów, bo brak zainteresowania lokalami zweryfikował oczekiwania ich właścicieli. Ale niepokoić może jedna rzecz: nie ma gdzie pozostawić samochodu. Ilość miejsc parkingowych na rynku zmniejszyła
się, a ludzie chcą podjechać na miejsce, pod sklep. Gdyby miejsc postojowych było więcej, zainteresowanie ofertą handlowców z rynku być może byłoby większe. Nie da się zaparkować pod sklepem, to jadą ludzie do centrum handlowego.
Ilona Kaluga: – Ja apeluję do mieszkańców, aby robili zakupy u miejscowych kupców, aby oni się podźwignęli po rewitalizacji.
Mikołaj Trąbczyński: – Bardzo trudno dzisiaj utrzymać na rynku jakiś biznes.
Ilona Kaluga: – Gdyby jeszcze miejsca parkingowe były usytuowane ukośnie do jezdni… I do tego figura świętego Jana Nepomucena. Jestem pewna, że ktoś kiedyś wjedzie w tę figurę. I będzie problem.
Mikołaj Trąbczyński: – No to Jarek Kałużyński (autor rzeźby – red.) będzie musiał dyżurować i pilnować figury… (śmiech).
Ilona Kaluga: – Uważam, że można by ograniczyć plac przed Nowaczyńskimi. Ci, którzy chcieliby uczestniczyć w imprezach w tym miejscu… no ile będzie tych imprez?
No właśnie, na rynku miało kwitnąć życie kulturalne miasta.
Ilona Kaluga: – Ja zasugerowałam panu Piotrowi Michalakowi, dyrektorowi SzOK, że skoro jest tak dobrym organizatorem i ma bardzo dobre układy z panem burmistrzem, a zresztą teraz będzie sam ubiegał się o fotel burmistrza…
W pakiecie z wiceburmistrzem Wachowiakiem…
Ilona Kaluga: – Być może, nie wnikam. Zapytałam się więc pana Piotra, czy poza imprezami związanym ze świętami, mógłby tych imprez na rynku robić więcej.
Tak zapowiadał.
Ilona Kaluga: – Z drugiej strony ludzie sugerują, nie wiem czemu, że od półtora roku zajmujemy się tylko problemem rynku, a nie dostrzegamy innych problemów Szamotuł. Rozmawiamy w hotelu Maraton – dla mnie ten obiekt jest nie do końca wykorzystany. Czy Dni Szamotuł musimy organizować na rynku? Wydaje mi się, iż nie po to remontowaliśmy rynek, żeby pokazać, że odbędą się na nim dwie, trzy imprezy rocznie.
Może ośrodek kultury ma za mało pieniędzy na coś więcej? Nie ma wśród nas Piotra Michalak, który by nam powiedział jak to ożywienie rynku ma wyglądać, ale pamiętam, że kiedyś odbywały się huczne Dni Szamotuł i mieszkańcy centrum narzekali na hałas, na obsikane bramy itd. O dobrostan ludzi żyjących na rynku też trzeba zadbać. I wydaje mi się, że ożywienie rynku nie polega wyłącznie na tym, aby tam były przemarsze i defilady, orkiestry dęte i akrobaci. Trzeba ożywić rynek w inny sposób.
Mikołaj Trąbczyński: – Jedyny sposób na ożywienie rynku jest taki, żeby ludzie mieli powód, żeby codziennie tam bywać. A po co mieliby tam przyjeżdżać? Zasadniczo z dwóch powodów: żeby coś załatwić – pójść do fryzjera, na kawę, coś kupić, czego nie można dostać w marketach oraz żeby odpocząć – musiało by tam być coś ciekawego, co im sprawi przyjemność, jakaś forma rekreacji, coś w rodzaju parku. Obecnie żaden z tych powodów tam nie występuje.
A hitowa fontanna z kolorowymi światełkami i mobilną zielenią?
Mikołaj Trąbczyński: – No chyba, że fontanna (śmiech).
Ilona Kaluga: – Fontanna przyciąga w zasadzie tylko rodziny z małymi dziećmi.
Chorych na prostatę nie przyciągnie, bo będzie im się chciało cały czas siusiać, a nie ma gdzie.
Ilona Kaluga: – Tak. Ja się mogę z panami założyć, że w sezonie letnim znajdą się tam też osoby z problemem alkoholowym. Jestem pewna, że straż miejska będzie miała dodatkową pracę. Będą butelki, małpeczki… Ja nie chcę negować funkcji rynku, ale on nie jest dla mnie do końca ożywiony. Co z tego, że władza za chwilę wpadnie na pomysł, aby zorganizować przemarsz z okazji Dnia Dziecka, ale co to da?
Jerzy Najderek: – Uważam, że autor projektu rewitalizacji rynku powinien przejść się po nim i porozmawiać z przedsiębiorcami, z mieszkańcami. Wtedy wiele by się dowiedział.
Ale panie Jurku, były przecież konsultacje społeczne, pan burmistrz mówił…
Jerzy Najderek: – Jakie konsultacje?
Ze stowarzyszeniem Szamotulski Rynek, czyli elitą rynku.
Jerzy Najderek: – Panie Marku, ale później wszystko było zrobione inaczej.
Mikołaj Trąbczyński: – Nie zagospodarowano martwych przestrzeni. Ja uważam, że powstały bez sensu rabaty, które nie wiem czemu służą, nie są ładne. Szczególnie mam na myśli rabaty od strony Banku Spółdzielczego. To nie są takie rabaty, o jakich marzę. Oczywiście zieleń jest bardzo potrzebna, ale inna zieleń. A tu jest taka zieleń banalna, nieciekawa i zabiera miejsce tam, gdzie ono jest najbardziej potrzebne. Oprócz tego, że rynek jest koncepcyjnie nieudany, to jeszcze wykonanie tej koncepcji też jest obarczone błędami, które utrudniają korzystanie z tego rynku. Tak myślę.
A może ktoś coś dobrego powie o naszym ryneczku?
Ilona Kaluga: – Wiecie co dobrego widzę? Myślałam, że rewitalizacja wywoła u mnie efekt WOW! Nie wywołała. Dlatego, że zauważyłam u nas powtórkę z Bydgoszczy, która była remontowana jakieś piętnaście lat temu. Myślałam, że będę się cieszyć, że będzie euforia. Myślałam, że u nas odejdzie się od betonozy, która jest w Bydgoszczy.
Jestem zawiedziona tym, że brakuje nam roślin, na przykład miododajnych.
Mikołaj Trąbczyński: – Jedna rzecz mi się podoba…
Nareszcie!
Mikołaj Trąbczyński: – Tak. Mnie się podoba przywrócenie rynkowi figury świętego Jana Nepomucena. Podoba mi się jak to jest zrobione. Jest to bardzo dobry kawał rzemieślniczej roboty. Ta figura odstaje jakością od reszty elementów rewitalizacji. Moim zdaniem. I bardzo mi się marzy uchwała krajobrazowa dla Szamotuł. A najjaskrawiej widać jej brak właśnie na rynku. Te plandeki, banery, pseudoreklamy, którymi rynek jest obwieszony, mocno kontrastują z figurą Nepomucena. W całym mieście to jest problem, ale na rynku w szczególności. Oglądanie Nepomucena ze starymi reklamami w tle jest straszne.
Jerzy Najderek: – Już w poprzedniej kadencji mówiliśmy, aby zająć się reklamami w mieście. Między innymi wydział inwestycji miał się zająć tym problemem. Niby zaczęto coś w tej mierze robić, ale przerwano.
Mikołaj Trąbczyński: – Ja bym zachęcał państwa radnych, aby poważnie podejść do uchwały krajobrazowej. To jest długotrwały proces, ale konieczny.
Ilona Kaluga: – Teraz ja zadam pytanie. Co byście panowie zmienili na rynku?
Na początek można by wypożyczyć od dyrektor Michała Kruszony z muzeum metalowego jelenia ze świętym Hubertem i ustawić tę grupę przed Nowaczyńskimi. I już coś by się działo. A obok betonowe drzewko… Takie kuriozum, to dopiero byłoby ożywienie!
Jerzy Najderek: – Ja w wiosce (Baborówko – red.) stawiam renifera z dużymi rogami…
Ilona Kaluga: – Zimą mam nadzieję na festiwal świateł.
Jerzy Najderek: – Z pozytywnych rzeczy to wiem od mieszkańców, że są zadowoleni z usunięcia bomby ekologicznej, czyli zbiorników paliwowych po dawnej stacji paliw.
Ilona Kaluga: – Ja miałabym pomysł dla władzy. Skoro sporo pieniędzy przeznacza się na kulturę, to może doczekamy się festiwalu świateł? Nie tylko fontanny…
Pan burmistrz Kaczmarek z panem przewodniczącym Płacheckim mieliby latareczkami świecić?
Ilona Kaluga: – Oni mogą sobie świecić latareczkami na swoich działkach.
Być może to, że nasz rynek wygląda jak wygląda, wynika z braku konsultacji społecznych. Decyzje zapadały pewnie w gronie dwóch, trzech osób. Chociaż kiedyś konsultowano bardzo długo postawienie figury Nepomucena i skończyło się tym, że ludzie z komitetu odbudowy pokłócili się i rozeszli. A teraz pytanie – czy jesteśmy w stanie przeprowadzić konsultacje, skoro bez konsultacji zrobiliśmy rynek taki, jaki jest? W Poznaniu były szerokie konsultacje na temat przebudowy rynku, ludzie wypowiadali się.
Ilona Kaluga: – Pan, panie Waldku, nawet nie wie ilu poznaniaków przeklina prezydenta Jaśkowiaka. On doprowadził do katastrofy komunikacyjnej. Dla niego rowery były ważniejsze od samochodów. Nie wierzę, że Jaśkowiak przeprowadził konsultacje.
Mikołaj Trąbczyński: – Tutaj nikt nie powiedział, że konsultacje uratowałyby rewitalizację naszego rynku. Przecież lepszą rewitalizację można by zrobić i bez konsultacji.
Przewrotnie użyłem słowa konsultacje. Bo uważam, że rzeczywiście, albo należało zatrudnić lepszych architektów, planistów, wykonawców, albo słuchać ludzi doświadczonych. Tymczasem nasze konsultacje społeczne sprowadziły się w praktyce do szarpaniny o parkingi.
Ilona Kaluga: – Spodziewam się, że jeszcze przed wyborami rozpocznie się naprawa pewnych rzeczy, które nie zostały dokończone.
Na przykład?
Ilona Kaluga: – Na przykład dyrektor biblioteki Piotr Nowak ma bardzo brzydką ławkę przed budynkiem. Ja wierzę, że pan dyrektor doczeka się nowej ławeczki. Nie zależy mi na tym, aby na rynku znalazły się figurki krasnoludków, jak we Wrocławiu. Fajnym pomysłem jest rzeźba pary szamotulskiej. Ale Nepomucen powinien stać w innym miejscu. I powinniście panowie zadać świętemu Janowi Nepomucenowi pytanie – co byś człowieku zmienił na tym rynku? Jurku, czy ruch na parkingu przy poczcie na Dworcowej jest obecnie zwiększony, czy ludzie parkują u ciebie, bo jest bezpieczniej niż na rynku?
Mikołaj Trąbczyński: – Akurat oczekiwanie, że wszyscy będą mogli zaparkować na rynku jest niemożliwe. Bardzo ważne jest, aby były miejsca postojowe dla biznesu, a o to jest bardzo trudno. Może pierwszy kwadrans postoju powinien być darmowy, a za kolejne wysokie opłaty, aby zwiększyć rotację parkujących?
Jerzy Najderek: – Akurat w dniu, kiedy stawiano postument Nepomucena, mój znajomy wjeżdżając autem na rynek tak się zapatrzył na ten postument, że uderzył w inny samochód.
Ilona Kaluga: – Ja mam wrażenie, że panu burmistrzowi nie zależało, aby ten rynek był bezpieczny.
Nasz rynek zamiera o godzinie 17.00. O 17.00 handel kończy pracę. Centra handlowe pracują znacznie dłużej.
Jerzy Najderek: – Żeby rynek żył, musi być przyjazny dla nas, klientów. Sklepy, kawiarnie mogłyby pracować chociaż do 19.00.
Mikołaj Trąbczyński: – My najpierw musimy wiedzieć co chcemy, do czego zmierzamy i dopiero potem możemy to realizować. Tymczasem zrobiliśmy coś, co nas nie doprowadzi do takiego stanu, że ludzie zaczną przychodzić na rynek. Może z czasem ktoś otworzyłby na rynku restaurację, z czasem może powstałaby kolejna.
W Żabce można zjeść hot doga i to do 21.00 chyba!
Ilona Kaluga: – Mnie się marzy jako radnej, żebym nie musiała ciągle wysłuchiwać co jest nie tak z rynkiem. Może doczekam się pary szamotulskiej?
Jerzy Najderek: – Poruszyłem na jednej z sesji rady sprawę toalet w centrum. Kiedy powstanie druga toaleta, obok tej przy Wuzetce? A należało zbudować trzy: dla niepełnosprawnych, dla pań i dla panów.
Ilona Kaluga: – Zasługujemy chyba na toalety na miarę XXI wieku.
Czyli reasumując, tak jak powiedział na początku naszej dyskusji pan Mikołaj – rewitalizacja rynku, to wielka, niewykorzystana szansa.
Mikołaj Trąbczyński: – Tak, niewykorzystana szansa.
Notował
Marek Libera
Na zdjęciu u góry: – Oglądanie Nepomucena ze starymi reklamami w tle jest straszne – twierdzi Mikołaj Trąbczyński i jego pogląd w tym względzie nie jest odosobniony
– Ja uważam, że powstały bez sensu rabaty, które nie wiem czemu służą, nie są ładne. Szczególnie mam na myśli rabaty od strony Banku Spółdzielczego. To nie są takie rabaty, o jakich marzę – mówi Mikołaj Trąbczyński